Rozdział 1
Postacie należą w całości do:Himaruya Hidekaz
-Ve~Doitsu, Doitsu! Co dzisiaj robimy?- zawołał wesoło Feliciano.
-Idziemy na trening- odrzekł oschle Ludwig- Nigdy nie wiadomo, kiedy alianci zaatakują, a to co ostatnio się wydarzyło... pozostawia wiele do życzenia.
-Nie chciałem Doitsu- powiedział ze łzami Feliciano- Przepraszam jeszcze raz, naprawdę byłem przerażony.
-Gdyby Japonia nas nie uratowała a raczej TYLKO mnie, wąchałbym kwiatki od spodu. Cudem ci wybaczyłem ucieczkę z pola bitwy wraz z oddziałem twoich wojsk. Dlatego lepiej się przyszykuj, za 2 godziny zaczynamy.
-Dobrze- szepnął smutno Włochy i odszedł w stronę swojego pokoju.
-Nie musisz być dla niego taki cięty Niemcy-san- powiedziała Japonia, która dopiero co weszła do domu Ludwiga- Ważne, że na początku się starał.
-Trzeba go trochę naprostować- powiedział sucho Ludwig- Jeśli wciąż się będzie przy nim skakać, NIGDY sobie nie poradzi. Wybuchnie poważniejsza walka, to zginie na polu bitwy, a do tego nie mogę dopuścić.
-Czujesz coś do niego?- zapytała bezpośrednio Japonia.
-CO?!- wykrzyknął z oburzeniem Niemcy- Nie, po prostu nienawidzę patrzeć, kiedy moi sojusznicy... moi przyjaciele giną.
-Rozumiem.
-Za 2 godziny będzie trening, więc również się przyszykuj. Ja idę zrobić obiad.
-W porządku.
***
-Ve~ Niemcy jest na mnie wściekły- Italia rozpaczała leżąc na łóżku i wpatrując się w sufit.
Chciałbym być taki jak Niemcy- pomyślał.
Co ty byś zrobił na moim miejscu Świętku?
Tak bardzo chciałbym Cię jeszcze zobaczyć
Dlaczego złamałeś naszą obietnicę?! DLACZEGO?! –zza zaciśniętych powiek zaczął płynąć strumień łez, z takimi też myślami zasnął.
~~~~
Gdzie ja jestem?- Włochy rozejrzał się, ale jedyne co zobaczył to ciemność- Jest tu ktoś?- zawołał, ale odpowiedziała mu cisza.
Ciemne tło zaczęło znikać i w jego miejscu pojawiło się pole bitwy.
-Co się dzieje?- pomyślał przerażony Feliciano- Niemcy?
Zobaczył Ludwiga pośród poległych na polu bitwy żołnierzy niemieckich.
-Doitsu UCIEKAJ!!!- krzyknął Włochy. Niestety Niemcy go nie słyszał.
-LUDWIG!!!- Feliciano usłyszał strzał i zobaczył, że z brzucha Niemiec płynie krew.
-To... w... wszystko przez... CIEBIE!!- wychrypiała personifikacja Niemiec i upadła na kolana- Gdybyś... gdybyś n-nie był takim t-tchórzem, to nic takiego nie miałoby miejsca. Jesteś SŁABY i b-bezużyteczny.
Włochom zaczęły łzy lecieć po policzku.
-Gdy... byś b-był sil... niej... szy, n... nie żałowałbym, że m...mam w to...bie soju...szni..ka- gdy to powiedział, zamknął oczy i już więcej ich nie otworzył.
-DOITSUU!!!- Włochy upadł na kolana.
-HEJ!! ANGLIO –krzyknęła Ameryka- Znalazłem go.
Alfred podbiegł do Veneziano, podniósł go i przyłożył mu pistolet do głowy.
-Nie radzę ci się ruszać- szepnął do ucha Włoch Alfred- Słuchaj się mnie, to nic ci się nie stanie. Uspokój się. PROSZĘ, PROSZĘ Japonio!- krzyknął do Kiku- Co teraz zrobisz? Jeden sojusznik poległ, zaraz zrobi to kolejny. Nie lepiej się poddać?
-Nigdy w życiu się nie poddam- odkrzyknął Kiku- Wolę, abyś mnie zabił niż miałbym się poddać!!
-Twe życzenie jest dla mnie rozkazem- powiedziała Anglia, która podbiegła- Zatem giń.
Arthur wycelował pistolet w serce Japończyka i strzelił.
-NIE!!!!- wykrzyknął Veneziano.
Wszyscy alianci zaczęli się śmiać.
-Ty nam się jeszcze przydasz- powiedziała Francja.
-DO CZEGO!?- pisnęły Włochy.
-Do eksperymentu- śmiały się Chiny.
-Jakiego eksperymentu?- zawołał przerażony Włochy.
-Dowiesz się już niedługo- uśmiechnęła się Rosja.
-Dosyć tego! Czas na drzemkę- krzyknęła Anglia i uderzyła Włochy pięścią w brzuch.
Jedyne co zdołał usłyszeć Feliciano były śmiechy całej piątki potem widział już tylko ciemność.
-Co się stało? –Włochy zaczął nieprzytomnie rozglądać się wokoło- Dalej pustka. Cholera!
Uderzył pięścią w ziemię po chwili zakrył dłońmi twarz i wyszeptał ze łzami – Niemcy, Japonia... to moja wina. Jestem bezużyteczny... jestem słaby... jestem NIKIM.
-Nieprawda – powiedział stanowczo jakiś głos w ciemnościach.
-Kim jesteś?- szepnął zrozpaczony Włochy.
-Powinieneś mnie znać – zaśmiał się owy głos.
Włochy odwrócił głowę w stronę głosu i jego oczom ukazał się wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu.
Feliciano spojrzał trochę wyżej i ujrzał te jakże znajome niebieskie oczy i blond włosy skryte lekko dzięki czarnemu kapeluszowi.
-Świętku!- łzy szczęścia spływały po obu policzkach Veneziano- Ty żyjesz!! Gdzie byłeś przez ten cały czas?...
-Włochy...
-Dlaczego nie odezwałeś się przez ten cały czas?...
-Włochy...
-Dlaczego złamałeś przysięgę?
-WŁOCHY, JA NIE ŻYJĘ!
Feliciano chciał dalej kontynuować, ale zatrzymał się w pół zdania.
-Nie żyję- powtórzyło Cesarstwo- Od bardzo dawna. Uwierz jak bardzo chciałbym cofnąć czas do momentu, w którym się pożegnaliśmy, zmienić zdanie i nie iść. Walczyłem długo na froncie, ale któregoś dnia przeciwnik okazał się zbyt silny. Wszyscy moi ludzie umarli, nie miałem szans na wygraną. Tak bardzo wtedy żałowałem, że odszedłem od ciebie. Kiedy moja śmierć była bliska, wiedziałem , że już dłużej nie dam rady utrzymać przysięgi złożonej przeze mnie. Kiedy umierałem, chciałem Cię jeszcze raz zobaczyć... Iciu. Cały czas o Tobie myślałem- Święte Cesarstwo Rzymskie się rozpłakał- Tak bardzo chciałem Cię zobaczyć jeszcze ten jeden jedyny raz.
Po policzkach Veneziano płynął strumień łez.
-Ja też chciałem Cię zobaczyć. Nigdy nie traciłem nadziei. Dzień w dzień wyglądałem przez okno, żeby sprawdzić czy już wróciłeś. Nigdy nie usłyszałem wieści o Twojej śmierci, dlatego moja nadzieja od tamtego czasu nie zmalała. Cały czas miałem nadzieje na Twój powrót. T... to przeze mnie... p... przeze mnie zginąłeś.
-Nawet nie waż się tak mówić- powiedział ostro Świętek- To ja obrałem taką drogę nie licząc się z konsekwencjami. Niestety życia mi to już nie przywróci. To co przed chwilą widziałeś to Twoja przyszłość. Chcę Cię przed tym ostrzec, bo nie chcę, aby takie coś miało się stać. Nie obieraj mojej drogi. Ćwicz dużo z Ludwigiem. Możecie się jeszcze wszyscy uratować. Pokazałem Ci to, ponieważ możesz zmienić bieg przyszłości. Ocal swoich przyjaciół- Japonię i Niemcy. Nie mam zbyt dużo czasu dlatego powiem Ci jeszcze tylko to, że nie jesteś słaby, po prostu musisz uwierzyć w siebie i swoje możliwości. Ja już niestety nie mogę zmienić tego, co się wydarzyło, ale ty możesz. Masz wiele lat życia przed sobą. Nie zrujnuj ich, a jeśli już przyjdzie najwyższy czas, możesz do mnie dołączyć. Zawsze będę na Ciebie czekał w innym świecie.
-Nie odchodź- krzyknął Feliciano- Ja chcę być z Tobą.
-To jeszcze nie Twój czas Iciu... Włochy. Na pewno się jeszcze spotkamy tylko błagam... nie przyśpieszaj tego. Żyj pełnią życia wraz z Twoimi przyjaciółmi- Japonią i Niemcami. Przeżyjcie jak najdłużej. Nie chcę, aby powtórzyło się to samo, co w tym śnie- Święte Cesarstwo Rzymskie spojrzało w górę- Żegnaj Feliciano.
-NIE!!!- Veneziano próbował chwycić Świętka za płaszcz lecz niestety ten rozpłynął się w ciemnościach- NIE! NIECH TO SZLAG! CHOLERA!!-spuścił głowę w dół- Znowu jestem bezsilny- uderzał rękoma w kamienną posadzkę- Nie uratowałem Go. Znowu- łzy spływały mu strumieniem po policzkach. Przyłożył rękę do serca- Już NIGDY nikogo NIE stracę. NIGDY! Dziękuję Ci Świętku. Dziękuję Ci za to, że się ze mną spotkałeś. Dziękuję Ci za wszystko.
-Powiedz mi Italia...- powiedział jakiś głos w ciemności. Vargas nikogo nie widział- Chcesz być silny dla swoich przyjaciół? Niee... silniejszy od swoich przyjaciół? Mogę Ci to dać, tylko wypuść mnie z tej klatki, a zapewnię ci siłę o jakiej marzysz! Zrobisz to? Czy się boisz?
Feliciano długo bił się z myślami. Nieśmiało jednak podszedł do wspomnianej klatki i zobaczył tam człowieka. Siedział skulony z twarzą opuszczoną w dół. Ubrany był w brązowy mundur. Vargas rozpoznał ten mundur. Należał on do Brygady Włoskiej z czasów II wojny światowej. Niemiłe wspomnienia przemknęły mu przez głowę.
Osobnik w klatce podniósł głowę. Feliciano sapnął na widok jego twarzy. To tak jakby zobaczył swoje odbicie w lustrze z wyjątkiem oczu. One się różniły od jego, miały kolor głębokiej magenty.
-No otwórz!- warknął.
-Kim jesteś?- spytał przerażony Włoch.
-Ja? Jestem Luciano. Otworzysz tę klatkę?
-W porządku- trzęsącymi rękoma Vargas uchylił klatkę, ale tylko to wystarczyło aby Luciano wyszedł.
-W końcu!!- zaśmiał się szyderczo.
Włoch był przerażony i żałował, że pomógł wyjść Luciano.
-Nie dokończyłem...- Luciano dalej się śmiał- Jestem Luciano i jestem TOBĄ!!- krzyknął i wniknął w ciało chłopaka.
Feliciano krzyknął z bólu i zemdlał.
***
-Włochy?... Włochy wstawaj!- zawołał donośny głos.
-Nie budzi się?
Feliciano usłyszał drugi, spokojniejszy i wręcz melancholijny głos.
-Zawsze ciężko idzie mu wstawanie.
Włochy rozpoznał, że donośniejszy głos należał do Niemiec, a drugi- do Japonii. Chwilę później otworzył oczy i zobaczył pochylających się nad nim wymienionych osobników.
-Już wstaję- zawołał bez większego entuzjazmu jak to zawsze miał w zwyczaju.
-Będziemy czekać na dole- powiedział Ludwig i oboje wyszli zostawiając Włoszka samego.
Nie chcę, aby to miało miejsce dlatego muszę dać z siebie wszystko-pomyślał.
Veneziano podszedł do szafy i zastanowił się nad wyborem swojego stroju treningowego. Porzucił strój marynarza i chwycił niebieskie spodnie dresowe oraz w tym samym kolorze koszulkę. Ubrał się pośpiesznie i zszedł na dół.
-Coś się stało, że zmieniłeś ubranie? - zaśmiał się Ludwig.
-Nie- odpowiedział mu z uśmiechem Feliciano- Po prostu znudził mi się strój marynarza.
-Dobrze więc, zatem ruszamy na trening. Mam nadzieję, że tak szybko się nie zmęczysz Italia.
-Postaram się.
-Okej, chodźmy.
Cała trójka wyszła na zewnątrz. Jak na czerwiec było zimno, a słońce chowało się za chmurami.
-Zacznijmy już- rzekł Kiku-Pogoda może się szybko zmienić.
-Zatem ruszamy- powiedział Ludwig- Na początek 10 kółek wokół domu, potem marszobieg przez 5 km.
-Oczywiście -zasalutowała Japonia.
Pierwszy ruszył Ludwig zaraz po nim Feliciano, a na końcu Kiku.
Po piątym kółku Feliciano był wyczerpany, ale niedawał tego po sobie poznać. Wmawiał sobie cały czas, że gonią go alianci, ajeśli już to nie działało, przypominał sobie ten okropny koszmar. Zawsze po tymzyskiwał energię i czasami wysuwał się na prowadzenie co Ludwiga niezmierniecieszyło, ale też zaczynał się zastanawiać, co się z nim takiego stało przezostatnie 2 godziny.
-Co się z tobą stało, Italia?- zapytał zdziwiony Niemiec.
-Nic, co powinno cię obchodzić!- warknął zdyszany Feliciano mijając Ludwiga.
Beilschmidt stanął jak wryty. Nie mógł uwierzyć, że Włoch zwrócił się do niegotakim tonem. Przez chwilę pomyślał czy bracia Vargas nie zamienili się rolamilecz po chwili zrozumiał, że to byłoby niemożliwe.
-Co się stało Doitsu-san?- zapytał Japończyk widząc, że jego towarzysz stanął inie biegnie dalej.
-Słyszałeś, co Feliciano powiedział?
-Nie.
-Martwię się o niego, a on do mnie powiedział oschle, że nie powinno mnie toobchodzić. Już ja go nauczę poprawnego odzywania się do mnie.
-Może to nie jego wina tylko tego, że jest już zmęczony?
-To dlaczego nie zrobi sobie przerwy?
-Może nie chce cię zawieść tym razem.
-Okej. Italia- krzyknął widząc zbliżającego się Włocha- Przerwa.
-Ale...
-To rozkaz!
Feliciano posłusznie usiadł na trawie i to samo zrobili jego towarzysze.
Vargas leżał na trawie w ciszy i spoglądał w niebo.
Niemcy wraz z Kiku patrzyli na niego niespokojnie, ale nikt się nie odezwał.
W końcu ciszę przerwał Kiku:
-Czy coś się stało Italy-kun?
-Nie twoja sprawa!- warknął Feliciano.
Oboje jednak nie zauważyli, że bursztynowe oczy Feliciano zabłysnęłyzłowieszczą magentą.
***
Przyjaciele skończyli trening i wrócili do domu Ludwiga, który zajęty byłgotowaniem kolacji.
-Pysznie pachnie- powąchał Honda.
-Cieszę się Japonio- Ludwig uśmiechnął się jednak dalej był niespokojnyzachowaniem Włocha.
-Gdzie w ogóle jest Feliciano?
-Na zewnątrz, powiedział, że jeszcze potrenuje. Martwię się o niego. Anajbardziej o to, że... rzuca w tarcze nożem!!??- krzyknął Ludwig patrząc przezokno.
-Coś się z nim dzieje, odkąd się obudził- stwierdził Japończyk.
-To zauważyłem.
***
-Wiesz, że nie musisz trenować- powiedział głos w głowie Feliciano.
-Nie trenuje tylko się nudzę!- warknął Vargas.
-To dlaczego nie napadniesz na aliantów?
-Niemcy zauważą kiedy zniknę. Na razie nie mogę się wychylać.
-To jest tylko głupia gadka, osoby, która była tchórzem.
-Odszczekaj to!!
-Nie mam zamiaru. A teraz zrobisz to, co ja ci każę.
***
Niemiec i Japończyk nie zauważyli nawet kiedy wszedł Włoch do domu. Felicianozobaczył, że są zajęci rozmową. Po cichu poszedł do kuchni.
Gdy już z niej wyszedł, dołączył do przyjaciół, którzy oglądali w tym czasieprogramy w telewizorze.
-Gdzie byłeś tyle czasu?- zapytał Ludwig.
-Na zewnątrz.
-Nie będę owijał w bawełnę! Chcesz nam coś powiedzieć?
-Czyli?
-Dlaczego się tak zachowujesz?- powiedział Kiku- Możemy ci pomóc, jeśli coś siędzieje.
-Nic takiego się nie dzieje. Idę spać.
Zobaczyli jak Włoch wchodzi po schodach na górę do swojego pokoju.
-Idę się napić- westchnął Kiku i po chwili zniknął w kuchni.
Nie minęły dwie minuty, jak Ludwig usłyszał, że coś spadło na podłogę. Hałaswydobywał się z kuchni. Szybko tam pobiegł i zobaczył krztuszącego się Hondę.
-Nie mogę...oddychać...pomóż- zdołał wykrztusić Japończyk.
-KIKU!!! Cholera!!!- szybko rozpiął mundur Kiku w górnej części, żeby nieprzeszkadzał. Ludwig wstał i szybko pobiegł do szafki po małą buteleczkęschowaną za szklankami.
-Na szczęście mam antidotum na wszelakie trucizny- mruknął do siebie.
Szybko wlał płyn do ust Japończyka i podniósł mu lekko głowę, żeby płyn dostałsię do żołądka. Kiedy było już po wszystkim i Kiku zasnął, Beilschmidt zaniósłgo do pokoju i położył na łóżku.
Sam poszedł do swojego pokoju nie mogąc uwierzyć w to co się stało.
-On musiał mieć coś z tym wspólnego!- warknął Ludwig.
Szybko poszedł w kierunku pokoju Feliciano, nie pukając otworzył drzwi i zobaczył,że pokój jest pusty. Jedynym znakiem, że Vargas uciekł, było otwarte na ościeżokno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro