Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

UsUk

Specjalnie dla Vala-sija

Postacie:
Ameryka (Alfred)
Anglia (Arthur)

Pov.Narrator

- Pośpiesz się! Jesteśmy spóźnieni, dude! - krzyczał Alfred, biegnąc ile sił w nogach przez główną ulicę Tokio - Że też akurat teraz zachciało Ci się herbaty i tych twoich, suchych jak wiór ciastek!

- Zamknij się głupku! - odkrzyknął Arthur, łapczywie łapiąc oddech - A kto chciał zjeść tą limitowaną edycję frytek w McDonald'zie?

- Ale to trwało tylko 10 minut, a twoja herbatka jakąś godzinę, dude! - odpowiedział Amerykanin, zatrzymując się na środku chodnika

Niższy nie spodziewał się tak nagłej przeszkody. Na pełnej prędkości wpadł w  towarzysza, przez co obaj upadli na ziemię.

- No i co ty robisz?! - krzyknął Arthur, podnosząc się do siadu

Alfred w odpowiedzi wskazał palcem na budynek obok.
Pod szyldem hotelu, prosto przed jego głównym wejściem stał zdezorientowany Kiku.

- Jesteśmy na miejscu... - wytłumaczył słabym głosem Amerykanin, opuszczając rękę

- A-Alfred-san? A-Arthur-san? Co wy robicie? Nic wam nie jest?

Anglik spojrzał po sobie. Dopiero teraz zrozumiał zdezorientowanie Japończyka.
Alfred leżał plackiem na chodniku, a on siedział okrakiem na jego plecach. Niezbyt wiedział co ze sobą począć, tym bardziej, że Amerykanin cały czas miał zamknięte oczy.
Nagle drzwi hotelu otworzyły się i wyszła z niego grupa krajów.

- Ohohoho~ Nie wiedziałem, że jesteś na tyle odważny, Arthur~ - zaśmiał się Francis

- Co ty robisz bracie... - zapytał załamany Mathiew

- Ta chwila wymaga uwiecznienia. - odparł rozbawiony Gilbert, jednocześnie wyciągając telefon

- Ten jeden raz się z tobą zgodzę, pruska zarazo. - przyznał mu rację Feliks i także wyciągnął aparat

Gdy rozległ się dźwięk robionych zdjęć, Anglik szybko usunął się z brzucha przyjaciela i stanął na prostych nogach obok niego.

- Ej! Żyjesz głupku?

Alfred leniwie otworzył oczy.

- Bywało gorzej dude... - westchnął, po czym powoli wstał z tego brudnego chodnika i otrzepał się z niewidzialnego kurzu

TimeSkip

Gdy już wszyscy ogarnęli emocje, Kiku poprosił Alfreda i Arthura, aby poszli za nim. Japończyk prowadził ich przez długie korytarze, które różniły się jedynie przedziałem numerów.
Po jakiś piętnastu minutach, czarnowłosy zatrzymał się. Pokój miał numer 1775.

- Chyba sobie żartujesz... - pomyśleli oboje, stojąc przed drzwiami ich lokum

- To ostatni pokój jaki nam został... Cała reszta jest zajęta przez inne kraje lub prywatnych mieszkańców. - wytłumaczył, podając kluczyki Arthurowi - Przepraszam.

Kiku po krótce omówił im jeszcze plan na kolejne dni, po czym odszedł w stronę głównej hali.

Blondyni spojrzeli po sobie porozumiewawczym wzrokiem. Arthur niepewnie włożył kluczyk w zamek i przekręcił go w odpowiednią stronę. Gdy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, Anglik nacisnął na klamkę i wszedł do środka.
W pokoju panowała ciemność. Dopiero, gdy Alfred znalazł włącznik światła, mogli zobaczyć, co znajduje się w środku. Normalnie wyposażony pokój z łazienką, lodówką, telewizorem, balkonem i...

- Ty sobie chyba jaja robisz... - załamał się Arthur

Większą część pomieszczenia zajmowało ogromne, partnerskie, dwuosobowe łóżko z pięknym, ręcznikowym łabędziem po środku.
Chłopacy spojrzeli na siebie, trwając w wyczekującej ciszy.

- Śpisz w wannie. - zakomunikował twardo Anglik

- Weź dude... Zmieścimy się w jednym łóżku!

- Tu nie o to chodzi! - krzyknął niższy, próbując ukryć rumieniec

- To o co?

- Nie chcę spać z innym facetem w jednym łóżku!

- Przecież jak byłem mały, to spałeś ze mną...

- Ale wtedy było inaczej! To zdarzało się przed-

Arthur przerwał w połowie zdania, a między nimi powstała niezręczna cisza.
Po chwili, Anglik bez słowa podszedł do swojej torby, wyciągnął z niej najpotrzebniejsze rzeczy i poszedł do łazienki, zostawiając Amerykanina kompletnie samego.

Pov.Arthur

W pomieszczeniu słychać było tylko dźwięk puszczonej przeze mnie wody. Bez pośpiechu ściągnąłem wszystkie ubrania, po czym delikatnie wszedłem do wanny i zanurzyłem się w idealnie ciepłej wodzie.

- Co się ze mną dzieje... - pomyślałem, zanurzając głowę

TimeSkip

Gdy wyszedłem z łazienki, byłem w pełni zrelaksowany. Długa, gorąca kąpiel to jednak było to, czego potrzebowałem.

W pokoju panowała ciemność, a jedynym źródłem znikomego światła było to pochodzące od księżyca.
Po cichu podszedłem do mojej torby i wyciągnąłem z niej telefon.

- Druga w nocy... - szepnąłem do siebie - Długo mi zeszło...

Podszedłem do łóżka, spodziewając się zastać tam, śpiącego smacznie, Alfreda. Pościel była jednak nienaruszona, a  łabądź dumnie siedział na jej środku.
Rozejrzałem się po pokoju, szukając znajomej postaci. Znalazłem ją doperio, gdy zobaczyłem ruch na jednym z foteli, stojących w kącie przy ścianie.

- Co ze mnie za człowiek... - westchnąłem, podchodząc bliżej

Jego usta były lekko uchylone, aby lepiej mu się oddychało, co chwila mruczał coś pod nosem i przekręcał się na drugi bok.

- Nic się nie zmienił... - pomyślałem i mimowolnie lekko uśmiechnąłem się pod nosem

Chwyciłem go jedną ręką za plecy, drugą pod kolana, a następnie lekko podniosłem, starając się jak najbardziej, aby nie obudzić śpiącego blondyna.

- O kurde, ale on ciężki... Kiedyś był lżejszy...

Szybko przetransportowałem go na łóżko i przykryłem kołdrą, jednocześnie zrzucając łabędzia na podłogę.
Chłopak na szczęście nie obudził się, tylko mruknął coś pod nosem i wtulił w puchatą pierzynę.
Obszedłem łóżko i położyłem się z drugiej strony, głowę zwracając w stronę śpiącego Alfreda, tak aby patrzeć prosto na niego.
Chłopak nadal miał na sobie swoje okulary, więc powoli wyciągnąłem rękę, delikatnie je zdjąłem i odłożyłem na szafce. Gdy wróciłem na moje miejsce, Alfred patrzył na mnie wpół otwartymi, zasypanymi oczami.

- ...

- ...

- No i czemu się obudziłeś, debilu. - powiedziałem półszeptem

- Przeniosłeś mnie na łóżko? - zapytał, ignorując tamtą odzywkę

- Nie. Duch Święty Cię przeniósł...

- Przecież mówiłeś, że nie chcesz, abym z tobą spał...

- ... - niezbyt wiedziałem co mu odpowiedzieć

- Nie mam zamiaru słuchać potem twoich narzekań na ból pleców... - wymyśliłem na szybko

- Przecież nie jestem taki stary... Ty jesteś starszy, dude...

- Z-Zamknij się głupku!

Widocznie rozbawiła go moja reakcja.

- Tak czy siak, dzięki dude. Było tam dość niewygodnie...

- Nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla świętego spokoju...

...

- Przepraszam.

- Eh? Nie musisz za to przepraszać. Przyzwyczaiłem s-

- Nie tylko za to. - przerwałem mu, a ten spojrzał na mnie pytająco - Za wszystko... co zrobiłem.

- Co mnie tak nagle wzięło? - pomyślałem

Odwróciłem wzrok, niechcąc patrzeć mu w oczy.

- Dobrze wiem, że zrobiłem rzeczy niewybaczalne, dlatego nie oczekuję od ciebie przyjęcia przeprosin... Tym bardziej takich.

- ...

- Dlaczego nic nie mówi? - zapytałem się w myślach

- Du- Nie. Arthur. - odparł poważnym, ale i łagodnym głosem

Zdziwiony podniosłem wzrok. To był pierwszy raz od dawna, kiedy nazwał mnie po imieniu.

- Już dawno Ci wybaczyłem, Arthur. - powiedział, lekko się uśmiechając

- Jak to?

- Normalnie. Wyglądam Ci na kogoś, kto umie się długo złościć? Tym bardziej na osobę, która mnie wychowała?

- Przecież to przeze-

- Nie. To była moja decyzja. - przerwał mi, przysuwając się bliżej i zamykając mnie w szczelnym uścisku - Byłem gotów konsekwencji, chociaż myślałem, że to raczej ja będę Cię przepraszać w przyszłości.

- Jesteś debilem... - westchnąłem, oddając uścisk - Dlaczego miałbyś przepraszać...

Leżeliśmy wtuleni w siebie w kompletnej ciszy. NIe była ona jednak niezręczna, a bardzo przyjemna.

...

- Alfred...

- Hmm?

- Nie masz wrażenia...

- Że ktoś nas obserwuje? - dokończył za mnie - Też to czuję, dude.

Oboje podnieśliśmy się do siadu i zaczęliśmy rozglądać się po pokoju z włączonymi latarkami.

- Dude... Czy ten łabądź nie leżał obok łóżka?

- Leżał... Więc dlaczego stoi na komodzie...

Spojrzeliśmy na siebie, a każdy z nas, widząc przerażoną twarz drugiego, powoli wstał z łóżka, nadal obserwując zawiniątko, po czym wyszliśmy z pomieszczenia i puściliśmy się pędem w stronę pokoju Kiku. Co z tego, że byliśmy w samych bokserkach...

W tym samym czasie...
Pov.Narrator

- Tylko się przytulili? A gdzie seks? Dwóch mężczyzn leżało w łóżku w samych bokserkach i do niczego nie doszło? - odparł zawiedziony Francis, patrząc na ekran laptopa

- Według mnie to było urocze. - włączył się Antonio

- Ksesesesese~ Podobało mi się! Mało akcji, ale jaka komedia! - wyszczerzył się Gilbert - Pożyczenie tego robota od Kiku to jednak był dobry pomysł!


Przepraszam, że tak mało romansu, ale kompletnie nie miałam pomysłu na tą parę. Nie wiem dlaczego...



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro