Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

USnyo!Pol

Specjalnie dla smone__

Postacie:
Ameryka (Alfred)
Polska (Felicja)

Pov.Feliks

Kolejny szary dzień, na nudny spotkaniu z tymi wkurzającymi ludźmi. Totalnie jedynym plusem tego wszystkiego jest to, że mogę spotkać się z Licią i Elką.
Niestety... Na moje nieszczęście usadzili mnie między tym śmierdzącym spalonymi bagietkami Francuzem, a Natalią, która właśnie ostrzyła swoje noże.

Pov. Narrator

- Ekhem, tak wiemc zacilnamy spotklanie! - krzyknął Alfred, prawie dławiąc się jedzonym właśnie hamburgerem

- Najpierw zjedz i nie pluj na nas resztkami tego świństwa! - zganił go, siedzący blisko Arthur

- Mon ami z tego co widzę, Alfred nie je jedzenia zrobionego przez Ciebie, tylko hamburgera. - skomentował Franciz

- C-co?! Ja przynajmniej nie jem żab!

- Nawet trująca żaba byłaby bezpieczniejsza od twojego jedzenia.

Niektórzy w sali buchnęli donośnym śmiechem

- Przesadziłeś! - krzyknął wkurzony Arthur, wyciągając swoją magiczną różdżkę i kierując ją w stronę Francuza - Anterincium vali!

Franciz, przyzwyczajony już do ataków Anglika, zgrabnie uniknął zaklęcia. Zapomniał jednak, że tym razem nie są sami. Jak tylko wiązka ominęła Francuza, skierowała się prosto na, jedzącego akurat paluszki, Polaka.

- Uważaj! - krzyknął Alfred, jednak było już za późno

W pokoju rozległo się oślepiające światło i przez krótką chwilę słychać było krzyk Feliksa, który w jednym momencie kompletnie ucichł.

(...)

Gdy światło zniknęło i wszystkim wróciła zdolność widzenia, zebrali się w miejscu, gdzie leżało przewrócone krzesło, a obok niego...

- Przepuście mnie! - krzyknął gospodarz spotkania, Alfred

Nikt jednak nie miał zamiaru się ruszyć. Stali jak wyryci, więc Amerykanin po prostu przepchnął niektóre osoby, aby dostać się do przyjaciela.
Gdy w końcu mu się to udało, zobaczył coś, czego się nie spodziewał.
Zamiast Feliksa na podłodze leżała drobna dziewczyna w długiej kolorowej sukience oraz wianku na głowie. Miała zamknięte oczy, które przysłaniały luźne kosmyki. Była nieprzytomna.

- Arthur! Co się dzieje?! - krzyknął zdziwiony Amerykanin

- C-chyba pomyliłem zaklęcia... - wydudkał pytany - Chciałem zamienić Franciza w żabę, ale chyba źle wymówiłem ostatni wyraz i...

- I? - zapytali chórem

- Wysłałem Feliksa do innego świata, a w zamian przeniosłem tu jego równoległą wersję...

(...)

- Że co zrobiłeś?! - krzyknęli wszyscy

- Hej, spokojnie... - uspokoił ich Vlad, a wszyscy zwrócili się w jego stronę, co trochę go onieśmieliło - A-Alfredzie, zanieść ją do jakiegoś pokoju...

- Dobrze. - odpowiedział, po czym delikatnię chwycił dziewczynę i ruszył w stronę wyjścia z pokoju

- Arthur, Lukas, my zajmiemy się szukaniem zaklęcia, które mogłoby to odwrócić. - dodał Rumun, zwracając się w stronę pozostałych członków Magic Trio

- W takim razie chodźmy do mnie. - zaproponował Anglik, a reszta tylko przytaknęła - Spotkanie zawieszone dopóki tego nie naprawimy. Nie warto żebyście wracali do domu, więc idźcie do Alfreda.

Magic Trio zniknęło w trójkolorowym dymie, a reszta obecnych w sali skierowała się w stronę, w którą przed kilkoma minutami odszedł Amerykanin.

TimeSkip

Wszyscy siedzieli w ogromnym pokoju, czekając, aż Polka się obudzi.
Większość siedziała w grupach i grała w butelkę, albo pokera. Jedynie Alfred, Tolys, Elizabeta, Jakub i Radmila siedzieli przy łóżku nieprzytomnej.
Po upływie kilkunastu minut, blondynka powoli się budziła. Zaczęło się od niewielkiego ruchu palcami i cichego mamrotania. Potem powoli uchyliła swoje powieki, ukazując, dobrze znane innym, szmaragdowe oczy.

- Ej! Budzi się! - krzyknął uradowany gospodarz

Wszyscy zwrócili głowę w jego stronę, po czym podeszli do łóżka Polki.

Pov.Felicja

Ostatnim co pamiętam było to, że siedziałam sobie na spotkaniu międzynarodowym, gdy w pewnej chwili pojawiło się oślepiające światło. Potem była tylko ciemność.

Czułam, że w końcu odzyskuję przytomność. Powoli uchyliłam powieki i mglistym wzrokiem rozglądnęłam się po sali. Minęła chwila, zanim przyzwyczaiłam się do światła, dzięki czemu postacie wokół mnie nabrały ostrości.
Wtedy to zauważyłam... Siedzę w nieznanym sobie miejscu, otoczona grupą nieznajomych osób, w których przeważająca liczba to faceci. Nerwowo rozglądnęłam się we wszystkie strony.

- J-jestem otoczona! - pomyślałam, próbując znaleźć drogę ucieczki

Nie było jednak nawet najmniejszej szpary.

W pewnym momencie dostrzegłam, że stojąca blisko mnie osoba, nosi dobrze znaną mi kurtkę.

- E-Emily? - zaczęłam, patrząc na zdezorientowanego chłopaka - C-co ci się stało?

- Eh? Jaka 'Emily'? - spytał - Jestem Alfred.

- A-ale... - zaczęłam, ale łzy zaczęły napływać mi do oczu - C-co tu się dzieje...

- E-ej! Nie płacz! Wszystko ci wyjaśnię!

TimeSkip

- Czyli męska wersja Alice chciała rzucić zaklęcie na męską wersję Francoise, ale ten go uniknął i przez przypadek trafiło w moją męską wersję?

- Dokładnie.

- A ja jestem w równoległym świecie?

- T-tak.

(...)

- No cóż... - westchnęłam, odsuwając kołdrę i wstając z łóżka

- Chwila... Tak po prostu się z tym pogodziłaś?! - krzyknęła męska wersja Francoise

- A co mam zrobić? Przecież powiedzieliście, że wasze Magic Trio szuka sposobu, żeby mnie odesłać, prawda?

- No tak, ale-

- W takim razie nie ma co panikować. - przerwałam mu stanowczym tonem i zwróciłam się w stronę Amerykanina - Alfred, tak?

On tylko skinął głową.

- Jesteśmy w twojej posiadłości, prawda? Czy nie masz nic przeciwko, żebym się u Ciebie zatrzymała, dopóki nie znajdą sposobu, aby mnie odesłać?

- Eh? N-nie, ale dlaczego?

- Możliwe, że mogłyby wystąpić jakieś zaburzenia w czasoprzestrzeni. Lepiej nie ryzykować.

- To... całkiem logiczne.

- Ty naprawdę jesteś Polską? - spytał jakiś brunet - Masz zupełnie inny charakter.

- Mój charakter jest bardzo zmienny. To zależy od sytuacji. Jestem pewna, że... Feliks? Także potrafi być poważny w takich sytuacjach. - skomentowałam

- Możliwe...

Podeszłam do okna i spojrzałam przez szybę.

Pov.Alfred

Gdy podeszła do okna, promienie słońca zaczęły padać na jej złote włosy i różaną twarz. Zupełnie, jakby oplatały jej całe ciało, tworząc wokół biało-złotą poświatę.

- Niesamowite... - pomyślałem, cały czas patrząc prosto na nią

A- Al- ... Alf- ... ALFRED!

Jak poparzony, odwróciłem się o 180° i spojrzałem prosto na stojącą obok grupę.

- No w końcu! - odparła Elizabeta

- Przepraszam, zamyśliłem się.

- Rzadko ci się to zdarza... - skomentował Franciz - Wszystko dobrze?

- Ah, tak tak... O czym mówiłaś Elizabeto?

- Wszyscy pomyśleliśmy, że wrócimy do domów. Jeśli coś się stanie to nas wezwiesz, dobra?

- No dobrze.

- Okej, to do zobaczenia. - odpowiedziała i zaczęła kierować się w stronę wyjścia, a za nią inni

W sali został tylko Franciz, który, jak tylko wszyscy wyszli, podszedł do mnie, objął mnie ramieniem i zaprowadził na drugą stronę pokoju.

- Mon ami, widzę, że spodobała ci się ta Poleczka...

- Ja-

- Nie musisz się tłumaczyć, trzeba przyznać, że jest słodka. - przerwał mi, po czym puścił mnie i skierował się w stronę wyjścia - Tylko bądźcie grzeczni!

Na mojej zaskoczonej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Usłyszałem ciche kroki z tyłu. Obok mnie stanęła Polka.

- Nie wiem co miał na myśli, ale raczej nic dobrego. - odparła, patrząc w moją stronę

- P-Pewnie tak...

(...)

- Felicja. - spojrzałem na nią zaskoczony - Nazywam się Felicja Łukasiewicz. Zapomniałam się wcześniej przedstawić.

- A no tak... Ja jestem Alfred F.Jones. Ale mówi mi po prostu Alfred.

- Miło mi Cię poznać! - powiedziała, zrzucając swój poważny wyraz twarzy i zastąpiając go promiennym uśmiechem

- N-Nawzajem - odpowiedziałem, ukrywając rumieniec

TimeSkip

Następnego dnia, obudziłem się przez cudowny zapach. Spojrzałem na zegarek. Ze zdziwieniem zauważyłem, że pobiłem swój rekord we wczesnym wstawianiu. Dzięki temu mój humor polepszył się jeszcze bardziej.

- Ciekawe co dzisiaj na śniad- Zaraz chwila... Przecież ja mieszkam sam! - krzyknąłem i szybko chwyciłem za leżący obok pistolet

Niewiele myśląc powoli wyszedłem z pokoju i starając się stawiać jak najcichsze kroki, zacząłem przemierzać dystans między moim pokojem, a kuchnią.

Gdy byłem już przy wejściu, wyskoczyłem zza framugi drzwi i rzuciłem się na włamywacza.

Wszystko stało się w jednej chwili. W pierwszym momencie rzuciłem się na, stojącą przy kuchence, postać, a w drugim leżałem na podłodze, nie mogąc się ruszyć.

- Oj, Alfred, przepraszam. Myślałam, że to napastnik. - usłyszałem znajomy głos - Po co ci był ten pistolet?

Strzeliłem sobie w głowie face palma.

- Jak mogłem zapomnieć, że ona ze mną mieszka...

- Więc?

- Ahaha, chciałem sprawdzić, czy umiesz się obronić w razie czego...

- Kłamca. - odparła, podchodząc do kuchenki - Chciałam Ci zrobić śniadanie, żeby nie było, że mieszkam tu jako darmozjad, ale w lodówce były tylko hamburgery, nuggetsy i cola. więc musiałam iść na zakupy.

Zanim się obejrzałem, położyła przede mną talerz z omletem i tosty z masłem.
Niepewnie wziąłem jednego kęsa, po czym w zawrotnym tępie pochłonąłem resztę.

- Ale to było pyszne! - krzyknąłem, klepiąc się po brzuchu

- Mogę ci zrobić jeszcze jednego...

- Mhm, mhm! Poproszę!

Felicja szybko dokończyła swoją porcję i poszła po składniki.

- Alfred?

- Tak?

- Co ty normlanie jesz na śniadanie?

Na to pytanie, aż zakrztusiłem się kawą.

- N-no wiesz...

- Tylko mi nie mów, że te fast food'y!

- No... Tak jakby...

Na moją odpowiedź tylko westchnęła.

- Chodź tutaj.

Słysząc jej ton, niezwłocznie wykonałem polecenie.

Wyciągnęła kartkę i długopis z szafki, po czym szybko coś napisała i podała mi papier.

- Tu masz kilka prostych przepisów na śniadanie. Oczywiście po angielsku.

- Ale ja nie umiem gotować...

- No to Cię nauczę! Podejdź tu. - wskazała na miejsce obok blatu

Podszedłem do niej, a ta zaczęła mi wszystko tłumaczyć. O dziwo większość zrozumiałem, więc zacząłem robić tak, jak mówiła.

Wszystko szło dobrze, dopóki nie zacząłem kroić ostatniego składnika - szczypiorka.

- Źle to robisz, za chwilę se palce utniesz. - odparła, podchodząc do mnie

Objęła mnie od tyłu i chwyciła za ręce, aby pokazać, jak powinienem to robić.
Trzeba przyznać, że czułem się dziwnie... Powinno być na odwrót, tym bardziej, że jest ode mnie o 15 centymetrów niższa.

Gdy skończyłem robić swojego pierwszego w życiu omleta, wyłożyłem go na talerz i wziąłem niepewnego kęsa.

- Nie jest tak dobry jak twój...

- Daj spróbować. - powiedziała, przysuwając się dość blisko

Wziąłem kawałek na mój widelec i podałem jej.

- Hm, jest dobry. Im więcej będziesz ćwiczyć, tym lepszy będzie. - odparła, szeroko się uśmiechając

Niepewnie go odwzajemniłem.

TimeSkip

Przez kolejne kilka dni prawie cały wolny czas spędzaliśmy razem. Coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że czuję do niej coś więcej.
Niestety...

- Alfred! Znaleźliśmy zaklęcie! Będziemy u Ciebie dzisiaj o 16. - krzyknął Arthur, jak tylko odebrałem słuchawkę

- D-dzisiaj?

- Tak, czy coś się stało?

- N-nie! Wszystko dobrze... - odparłem i nie czekając na jego słowo, rozłączyłem się

Odłożyłem telefon na biurko i westchnąłem smutno.
Wyszedłem z pokoju i ruszyłem w stronę ogrodu, w którym zawsze przesiadywała Felicja.

- Felicja?! - krzyknąłem, gdy przeszedłem przez bramę

- Tu jestem! - krzyknęła, wyłaniając się zza drzewa

- Znowu robiłaś wianki? - zapytałem, patrząc na jej brudną od trawy sukienkę

- Tak! Jest tu tyle różnych rodzajów kwiatów! - odparła, kładąc mi jeden z wianków na głowie - Ten jest dla Ciebie. Zrobiłam go w kolorach twojej flagi.

- D-dziękuję...

- A w ogóle, dlaczego tu przyszedłeś, Alfred?

- Magic Trio znalazło zaklęcie, aby odesłać Cię do domu... Będą tu o 16. - odpowiedziałem smutnym głosem

- Oh... To super... Prawda?

- Ahaha, no tak... W końcu wrócisz do domu...

(...)

- Będziesz tęsknił? - zapytała po chwili

- Jak cholera... - westchnąłem w myślach, próbując się nie rozpłakać

- Oczywiście, ale najważniejsze jest żebyś była szczęśliwa... - odpowiedziałem, przytulając ją lekko

Dziewczyna odwzajemniła go... Staliśmy tak jeszcze przez kilka minut, dopóki nie zdecydowała, że pójdzie zrobić obiad.

TimeSkip

Równo o 16 obydwoje weszliśmy do sali, gdzie stał już Arthur, Vlad i Lukas.

- Gotowa? - spytał Anglik na wstępie

- Chyba tak... - odpowiedziała niepewnie

- Jak tak to chodź. Nie chciałbym znowu spudłować...

Już miała odejść w jego stronę, ale szybko chwyciłem ją za rękę.

- Dalczego to zrobiłem? - pomyślałem - I co mam teraz zrobić?!

Dziewczyna ponownie odwróciła się w moją stronę spojrzała prosto na mnie swoimi pięknymi oczami.

- O co chodzi, Al-

Nie myśląc wiele, przysunąłem ją do siebie i złożyłem na jej malutkich ustach lekki pocałunek.
Ucieszyłem się, kiedy nie próbowała uciekać, tylko go oddała.

- Aw, jak słodko~ - usłyszałem głos Vlada

- Skończyliście już? - spytał wyraźnie niezadowolony Arthur

Felicja przerwała tą piękną chwilę i odeszła w stronę Magic Trio.

- Zaczynamy.

Arthur wyciągnął swoją różdżkę i wyrecytował dość długie zaklęcie. Wokół blondynki pojawiła się czerwona poświata,  która z każdą chwilą stawała się coraz gęstsza.

"Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy" to było ostatnie co usłyszałem zanim w sali rozległo się to samo światło co wcześniej.

Gdy zniknęło, w miejscu Felicji pojawił się Feliks.

- Ty magiku za dychę! - krzyknął rzucając się na Anglika

Nie chcąc tego widzieć, wyszedłem z sali. W drodze do swojego pokoju, zauważyłem, że dalej mam na głowie ten wianek. Zdjąłem go i zacząłem oglądać każdy kwiatek po kolei, lekko  się przy tym uśmiechając.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro