UKnyo!Pol
Specjalnie dla 0Never0
Jeśli będzie dla Ciebie za mało romansu to napisz w komentarzu, a napiszę jeszcze jedną wersję ^^
Mogą wystąpić przekleństwa.
Postacie główne:
Anglia (Arthur)
Nyo!Polska (Felicja)
23 lipca 1940 r - baza lotnicza w Anglii
Pov.Arthur
Siedziałem w swoim biurze, wypełniając niekończące się sterty papierów, gdy nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
- Wejść! - krzyknąłem nie odrywając wzroku znad blatu
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypem, a w pokoju rozległy się ciche, damskie kroki.
- Dawno się nie widzieliśmy...
Słysząc znany sobie głos, szybko podniosłem głowę i z szeroko wytrzeszczonymi oczami spojrzałem na stojącą przede mną drobną postać.
O wiele krótsze blond włosy, które straciły swój dawny blask, brudny, zapewne męski, mundur, na którym nadal widoczne były zaschłe plamy krwi.
- ...zdrajco. - dodała po chwili, a w jej oczach, mimo słodkiego uśmiechu, pojawiły się wrogie ogniki
- F-felicja? J-ja myślałem, że ty i- - zacząłem, ale szybko mi przerwała
- Że? Mój brat został zabrany do obozu. Dał się złapać, żebym mogła tu przyjechać. - odparła z kamiennym wyrazem twarzy - Ja i moi piloci chcemy dołączyć do walki.
Zupełnie nie spodziewałem się takiej odpowiedzi... "Feliks dał się złapać?" pomyślałem
- (...) Jakie mają umiejętności?
Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Lepszych pilotów nie znajdziesz w całej Europie.
TimeSkip
Razem z moim dowódcą staliśmy na dużej polanie, prosto przed grupą złożoną z 144 mężczyzn oraz pewnej blondynki, która po chwili wystąpiła przed innych i podeszła do nas.
- Oto moi piloci. Tak jak mówiłam, lepszych nie znajdziesz. - odparła wskazując otwartą dłonią na grupę uśmiechniętych mężczyzn
- To się okaże... - skomentował
Felicja wróciła do grupy. W tej samej chwili, na rozkaz generała, zawołałem kilku nauczycieli dla początkujących pilotów.
Zanim przystąpiliśmy do nauki, rozbiliśmy grupę na 4 dywizjony, a tych co zostali dołączyliśmy do brytyjskich.
- (...) I na koniec, Dywizjon 303 Myśliwski... - zacząłem - Karub-din?, Das-szewski?, Zumb-bac-ach?-
Felicja podeszła do mnie i wyrwała mi kartkę z rąk.
- Karubin, Daszewski, Zumbach, Paszkiewicz, Frantiszek (...) Wunsche, Urbanowicz i Łukasiewicz oraz dowódca Krasnodębski - przeczytała płynnie i podeszła do mnie - Więc? Możemy wypróbować samoloty?
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, odezwał się dowódca i przepychając mnie, stanął prosto przed blondynką.
- Panienko Łukasiewicz... Nie mamy takich zasobów samolotów i ludzi, aby dawać latać nowym adeptom. - odparł ze złośliwym uśmieszkiem, po czym oddalił się od grupy.
Wokół Felicji pojawiła się mordercza aura i gdyby nie szybka reakcja jednego z jej pilotów, zapewne rzuciłaby się na dowódcę.
Pov.Felicja
- Witek! Puszczaj mnie! Słyszałeś jak nas nazwał?! POWYRYWAM temu skurwielowi nogi z dupy!
- Fela spokojnie! Jak coś mu zrobisz, będzie tylko gorzej!
Szarpałam się jeszcze chwilę, ale zrozumiałam, że i tak nic nie zdziałam przeciwko Witoldowi, więc wzięłam głęboki oddech i starałam się uspokoić.
Kiedy byłam już dość spokojna, podeszłam do Arthura.
- Jeszcze raz nas znieważycie, a nie dożyjecie następnego dnia. - odparłam po czym skierowałam się do naszego "mieszkania"
TimeSkip
Przez ostatnie kilka tygodni, nie pozwolono nam nawet zbliżyć się do samolotu. Cały czas prowadzone były bezsensowne wykłady, na które członkowie moje dywizjonu przychodzili tylko przez atrakcyjną nauczycielkę.
Pewnego dnia, kiedy odpoczywaliśmy grając w karty, podszedł do nas jeden z brytyjskich generałów wraz ze swoim "pomagierem" i zaproponował coś, czego niezbyt się spodziewaliśmy, zwarzając na poprzednie traktowanie.
- Jest ktoś chętny, aby wypróbować tamtego Hurrican'a? - zapytał z nieprzyjemnym uśmieszkiem
- Ja! - zerwał się od razu Urbanowicz
- Czego ja się spodziewałam... - westchnęłam
- Dajesz Witek! - krzyczała reszta
Nasz as szybko założył swoją haubę* i popędził do samolotu.
Po krótkiej chwili, ku zdziwieniu Brytyjczyków, z łatwością wzbił się w powietrze.
Po pokazie pełnym akrobatycznych popisów naszego asa, jego pomocnik radiowy powiedział mu, aby wylądował. Oczywiście niezbyt chętnie wykonał to polecenie.
- Em, Felicjo? - zapytał Arthur, który nie wiadomo skąd znalazł się tuż obok mnie
- O co chodzi?
- Zwykle lataliście na starszych maszynach, prawda?
- No, tak.
- I w nich koła nigdy się nie chowały, prawda?
- (...) Osz, kurwa.
Szybko pobiegłam do namiotu, w którym siedział pomocnik radiowy Urbanowicza, po czym wyrwałam mu mikrofon.
- Witold! Wysuń koła!!
Brak odpowiedzi
- Nosz kurde... Pewnie zdjął słuchawki... - westchnęłam, po czym szybko wróciłam na polanę
Samolot właśnie szykował się do lądowania, oczywiście bez kół. Spojrzałam na Arthura, który zaczął ostro panikować.
- Uspokój się! - krzyknęłam, po czym złapałam go za ramiona i mocno potrząsnęłam
W tym samym momencie, samolot był już prawie na ziemi. Wszyscy wstrzymali oddech, mając nadzieję, że ten jeden raz pomyśli i wysunie koła.
Całe szczęście pomyślał. Kiedy był 4 metry nad ziemią, koła szybko się wysunęły, a on spokojnie zatrzymał maszynę.
Jak tylko wysiadł, wszyscy szybko do niego podbiegli.
- Stary, to było niezłe!
- Ten jeden raz pomyślałeś!
- Myślałem, że się rozbijesz! I z kim bym wtedy grał w pokera?!
Rozległ się donośny śmiech. Wszyscy spojrzeli w stronę jego źródła. Generał brytyjski, ku zdziwieniu wszystkich, podszedł do Urbanowicza.
- Jeśli wszyscy tak latacie, to jestem szczęśliwy mając was tutaj!
- Skoro tak to może postawi nam Pan coś moceniejszego w barze. - zaproponował Witold
- Może kiedy indziej... W końcu jutro zaczynacie ćwiczenia na prawdziwych samolotach. - odparł po czym spokojnym krokiem oddalił się
- Słyszeliście?! Trzeba to opić! - krzyknął Pruszkiewcz, a reszta tylko głośno przytaknęła
Westchnęłam, ale oczywiście dołączyłam, jednak po chwili zatrzymałam się w pół kroku.
- Idziesz, Arthur?
Sama nie wiem, czemu go o to zapytałam.
- Mam słabą głowę do alkoholu...
- Trening czyni mistrza! - krzyknęłam, po czym szybko chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam za sobą
Gdy dotarliśmy do baru, jako iż zapewne jako jedyna miałam przy sobie anglielską walutę, zamówiłam wszystkim po drinku.
Nim się obejrzałam, Arthur już siedział na stołku, cały oblany alkoholowym rumieńcem, jakby wypił co najmniej 2 flaszki czystej wódki.
Westchnęłam tylko, a po wypiciu zawartości mojego kubka dołączyłam do innych członków dywizjonu na parkiecie.
- Nudna ta muzyka z radia... - westchnął Zumbach - Ej Fela, spójrz! Fortepian! Zagraj coś i pokaż tym brytyjczykom, jak brzmi prawdziwa muzyka!
- No nie wie-
- E! Proszę Pana! Czy można wyłączyć muzykę? Moja przyjaciółka chce zagrać na fortepianie! - krzyknął łamanym angielskim
Barman początkowo nie był pewny co zrobić, ale po chwili go olśniło i wykonał prośbę.
- Teraz nie masz wyboru~ - szepnął mi do ucha
Niepewnie podeszłam do instrumentu, po czym usiadłam na stołku.
Czułam na sobie wzrok całej sali. Panowała głucha cisza. Wydawałoby się nawet, że Arthur już trochę wytrzeźwiał, bo też patrzył się w moją stronę.
Zaczęłam grać moje ulubione, polskie piosenki. Jedne mniej lub bardziej odpowiednie do tańca, nikomu nie przeszkadzało to jednak, aby lekko kołysać się w rytm muzyki. Na koniec zagrałam beligijkę. Chłopcy z dywizjonów szybko porwali najbliższe panie i zaczęli tańczyć. Po chwili dołączyła do nich reszta obecnych na sali... No może oprócz Arthura, który nadal siedział przy barze i przyglądał się mojej skromnej osobie.
TimeSkip
Następnego dnia odbyły się ćwiczenia szkoleniowe naszego dywizjonu.
Początkowo wszystko szło gładko, do czasu, gdy na horyzoncie nie pojawił się niemiecki myśliwiec.
Pruszkiewicz mimo rozkazów, odłączył się od formacji i zaczął samotną walkę z wrogiem.
- Wracaj do formacji! - krzyczał przydzielony nam brytyjski dowódca
Ale chłopak, ani myślał wykonać polecenia. No, ale czego można się było spodziewać... Gdy zestrzelił już samolot, jak gdyby nigdy nic wrócił do formacji.
Gdy wróciliśmy do bazy, oprócz solidnego opieprzu, dostaliśmy także zgodę na udział w walkach.
Oczywiście, jakie były nasze pierwsze słowa, skierowane do generała po tej informacji?
"Trzeba to opić!" krzyknęli wszyscy razem i mimo sprzeciwów Brytyjczyka, siłą zaciągneliśmy go do baru. Oczywiście wszystko na jego koszt.
TimeSkip
W przeciągu kilku tygodni, braliśmy udział w wielu bitwach. Największa z nich odbyła się pewnego sierpniowej ranka, kiedy to cały dywizjon zbudził dźwięk syreny alarmowej.
Szybko ruszyliśmy do naszych samolotów i już po chwili byliśmy w trakcie tej podniebnej bitwy.
Wszystko szło jak z pładka, do czasu...
Właśnie miałam zgarnąć kolejny samolot wroga, gdy poczułam silny wstrząs.
Wszystko stało się tak nagle, że zdążyłam jedynie nacisnąć przycisk ewakuacji. Wyleciałam z kadłubu, jednak... spadochron nie otworzył się.
Z dużą prędkością wpadłam do zimnej wody, a ciężki plecak i strój uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch.
Poczułam, że powoli tracę przytomność...
Pov.Arthur
Tak jak codziennie, siedziałem w swoim biurze wypełniając te nieszczęsne papiery.
Wtedy, w pewnym momencie, rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść!
- Panie Arthurze, przynoszę raport z ostatniej bitwy. - odparł, po czym położył mi na biurko stos kartek
- Kolejne papiery... - pomyślałem
- Jeśli to wszystko to możesz odejść.
- Tak, sir! - odparł po czym opuścił pokój
Leniwie sięgnąłem po plik papierów.
Na pierwszej stronie zapisano starty oraz zestrzelenia pojedynczych dywizjonów.
Moje oczy rozszerzyły się w szoku, gdy na pierwszym miejscu przeczytałem "Dywizjon 303, straty: 0.5, zestrzelenia: 57"
- Niesamowite... - pomyślałem - Ale co oznacza, że "0.5 strat"?
Niepewnie przerzucałem kolejne strony, a gdy dotarłem do ostatniej, zobaczyłem coś co zdziwiło mnie jeszcze bardziej.
- "Zaginieni"? - pomyślałem
Przerzuciłem kolejną stronę, a moim oczom ukazało się jedno nazwisko.
- "Felicja Łukasiewicz" - przeczytałem głośno
Szybko wybiegłem z budynku i skierowałem się w stronę mieszkania Dywizjonu 303. Energicznie zapukałem w drzwi, a po chwili otworzył mi Urbanowicz.
- Gdzie jest Felicja?! - krzyknąłem zanim zdążył cokolwiek powiedzieć
- Właśnie jej szukają.
- Że co?! I jak możesz być taki spokojny?! - krzyknąłem mu prosto w twarz
- Bo wiem, że ona wróci. Fela ma większą wolę walki niż my wszyscy razem wzięci, a nawet jeśli to jest personifikacją, prawda? - odparł - Ratownicy wypłynęli jakieś 2 godziny te-
- Witold! - przerwał mu nadbiegajcy pilot... Zumbach jeśli dobrze pamiętam
- Co się dzieje?
- Znaleźli Felicję!
Szybko zwróciłem się w jego stronę i głęboko odetchnąłem z ulgą.
- Widzisz? - zwrócił się do mnie Urbanowicz - Prowadź, Kaczor!
Obydwoje ruszyliśmy za chłopakiem, a po krótkiej chwili na horyzoncie zobaczyliśmy grupę złożoną w większości z polskich pilotów.
Pov.Felicja
- Hej, no spokojnie! - krzyczałam próbując odgonić moich pobratyńców - Żyję przecież!
- Fela~ Tak się martwiliśmy! I z kim bym wtedy chodził do baru?!
W odpowiedzi tylko westchnęłam.
Nagle poczułam jak coś wpada na mnie z impetem, przez co dość boleśnie upadłam na podłogę.
- Auu...
Powoli otworzyłam oczy próbując rozpoznać napastnika.
Ku mojemu zdziwieniu okazał się nim Arthur, który szczelnie przytulał się do mojego drobnego ciałka.
- C-cieszę się, że nic ci nie jest... - szepnął
- Ta, ja też się cieszę, ale mógłbyś że mnie zejść? - zaproponowałam, ale widocznie nie miał takiego zamiaru
Dopiero teraz zorientowałam się, że wcześniejsza grupa patrzy się na nas z głupimi uśmieszkami na twarzy.
- Ale masz branie, Fela~
- No, aż poczułem się zazdrosny~
- Chodźmy chłopaki, zostawmy ich samych~
Moja twarz przybrała barwę dorodnego buraka. Z całej siły kopnęłam Anglika, jednocześnie zrzucając go ze mnie. Arthur wpadł prosto na grupę stojącą za nami przez co oni także upadli na podłogę z głośnym hukiem.
- Głupki!! - krzyknęłam i zwróciłam się w stronę naszego mieszkania
TimeSkip
Pov.Narrator
Z dnia na dzień walk było coraz mniej. Wszyscy mieszkańcy Londynu myśleli tylko o jednym "Koniec jest bliski".
Nie były to jednak myśli pesymistyczne, a optymistyczne. W końcu, to prawda, że bitwa, nazywana później Bitwą o Anglię chyli się ku końcowi.
Grupa złożona z kilku mężczyzn oraz jednej kobiety grała właśnie w karty siedząc przy stoliku na samym środku pola.
- Ciekawe dlaczego nie pozwalają nam ostatnio w ogóle latać... - zapytał jeden z nich
- Nie mam pojęcia, ale mam złe przeczucia... - westchnęła dziewczyna i wróciła do przeglądania swoich kart
Wtedy nie wiedzieli jeszcze, że działania te były oczywistym podstępem ich przeciwników w rządzie brytyjskim...
8 czerwca 1946 r
Na dotychczas spokojnych ulicach Londynu panował dawno niespotykany hałas.
Ludzie wiwatowali na cześć brytyjskiego rządu oraz żołnieży, dzięki którym mogą teraz wrócić do normalnego życia.
Żołnieże brytyjscy, norwescy, kanadyjscy, australijscy i wielu innych... Jednak brakowało tam kogoś ważnego... Kogoś kto stanowił jedną z najliczniejszych alianckich armii - Polaków.
W jednej z bocznych londyńskich uliczek stała niska, blondwłosa postać, która z obrzydzeniem patrzyła na stojącego na dachu jadącego auta Anglika.
- Miałam co do Ciebie rację... - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła w głąb uliczki - Po co ci zaufałam... zdrajco...
Gdzie odeszła postać? Tam gdzie wojna trwa nadal... I będzie trwała jeszcze przez kilkanaście lat...
*hauba - czapka pilota myśliwca
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro