RusAme
Specjalnie dla -Klaustrofobia
Przepraszam za (tak ogromne) opóźnienie...
Postacie:
Rosja (Ivan)
USA (Alfred)
HUMAN!au
Pov.Narrator
Mały, na oko sześcioletni blondynek siedział skulony, z twarzą schowaną między nogami. Na szpitalnym korytarzu
przez cały czas słychać było stłumiony, cichy szloch.
Wszyscy pracownicy placówki omijali malca szerokim łukiem, posyłając w jego stronę jedynie współczujące spojrzenia, połączone z cichymi szeptami.
- To on?
- Biedny chłopiec...
- A co się w ogóle stało? - zapytała któraś z pielęgniarek
- Nie słyszałaś? - zdziwiła się druga - Jego mama umarła wczoraj na raka piersi. Podobno siedzi tu od tego czasu. Nikt nie ma serca go wyrzucić.
- Nie powinniśmy... No wiesz. Jakoś mu pomóc?
- Już zadzwonili do opiekuna sierocińca. Przyjedzie za dwie godziny...
Obie kobiety znajdowały się na tyle blisko chłopca, że malec dokładnie usłyszał ich rozmowę. Skulił się jeszcze bardziej, jakby miał nadzieję, że pozwoli mu to pozostać niewidzialnym.
- Nie chcę *chlip* do sierocińca *chlip*. - szlochał blondynek, ocierając łzy kawałkiem swojej brązowej, za dużej kurtki - Ch-chcę do mamy...
Po chwili w jego pobliżu usłyszeć można było kroki ciężkich, zimowych butów.
- Dlaczego tu siedzisz, towarzyszu? - usłyszał nad sobą, gdy odgłosy ucichły - I dlaczego płaczesz?
Chłopiec gwałtownie uniósł głowę, aby spojrzeć na nowoprzybyłego. Jego zaszklone, przekrwione i pełne łez oczy napotkały na twarz rówieśnika. Fiołkowe tęczówki z niepokojem patrzyły prosto na blondyna.
- Dlaczego płaczesz? - ponowił pytanie, siadając obok drobnego chłopczyka
- Moja mama... - bąknął, zanim ponownie zalał się łzami
- Twoja mama? Coś jej się stało?
- N-Nie... *Chlip* Nie żyje... Umarła... *Chlip* - płakał blondyn, niespodziewanie rzucając się w objęcia wyższego chłopaka - T-To przeze mnie!
Srebrnowłosy zaskoczony tak gwałtownym ruchem, nie wiedział co odpowiedzieć. Patrzył tylko na, moczącego jego koszulkę, chłopczyka, czekając, aż się uspokoi.
Kiedy jego oddech wrócił do normalnego rytmu, nieznajomy objął swojego rówieśnika, gładząc go delikatnie po plecach.
Po chwili ciszy, na korytarzu znów rozeszły się kroki. Tym razem jednak, wydawały je obcasy, a szybkość uderzeń wskazywała na to, że ich właścicielce trochę się spieszyło.
- Ivan? Co ty robisz? - zapytał nowy głos - I kto to jest?
- Mamo! - ożywił się nieznajomy - Ten chłopak...
- Coś się stało? - dopytywała, klękając obok nich
Delikatnie położyła dłoń na ramieniu płaczącego chłopca, tak, aby go nie przestraszyć.
Blondyn wzdrygnął się na ten gest. Niepewnie podniósł głowę na przybyłą panią, która okazała się być starszą kobietą, mającą może około czterdziestu lat. Ubrana była w dopasowaną, zieloną kurtkę i brązową spódnice. Miała długie czarno-szare włosy, upięte w wysoki kucyk.
- A więc? Co się stało, chłopcze? - zapytała, patrząc stanowczo, ale łagodnie w oczy płaczącego malca
- Moja mama... N-Nie żyje... Zginęła p-przeze *chlip* mnie...
- Jak to przez ciebie? - zapytała zdziwiona. W jej głowie przewijało się mnóstwo scenariuszy, dotyczących śmierci matki nieznajomego chłopca
- N-Nie miała pieniędzy na leki, bo musiała wydawać je na mnie... - odparł, mocniej okrywając się swoją kurtką - Gdybym się nie urodził, ona ż-
- Nawet tak nie mów! - przerwała mu kobieta, patrząc na niego karcąco. Nieumyślnie podniosła w tym momencie głos
Chłopiec mocniej przytulił się do Ivana, spłoszony tak nagłym uniesieniem ze strony starszej pani.
- Przepraszam... - westchnęła, pochylając głowę w geście skruchy - Nie powinnam tak na ciebie krzyczeć, ale nie możesz obwiniać się za śmierć twojej mamy.
- Ale...
- Żadnych "ale". Po prostu nie możesz. - odparła stanowczo, kładąc rękę na lśniących włosach malca - Nie masz innej rodziny? Ojca? Wujka? Cioci?
- N-Nie... O nikim nie wiem...
Kobieta lekko potarmosiła jego złote kosmyki.
- No to już masz. - odparła, posyłając mu pewny siebie uśmiech
Blondyn i Ivan spojrzeli na nią zaskoczeni.
- Co masz na myśli? - spytali wspólnie, patrząc pytająco w stronę srokowłosej
- Chętnie przyjmę cię pod swój dach... Oczywiście, jeśli zechcesz.
Chłopiec zamknął oczy, próbując zebrać myśli. Po chwili spojrzał na Ivana pytającym wzrokiem, mając nadzieję, że jego rówieśnik podpowie mu, co powinien zrobić.
- Na mnie nie licz, towarzyszu. - odpowiedział na gest blondyna, unosząc ręce w górę - To twoja decyzja.
- Masz wybór. - włączyła się kobieta, wstając z podłogi na proste nogi - Albo sierociniec, albo my. Musisz zdecydować.
- Czy nie będę dla was ciężarem? - zapytał w końcu, patrząc na nią przekrwionymi oczyma
- O to się nie martw, mój drogi. - uśmiechnęła się szczerze, jakby chciała dodać mu odwagi
Między nimi powstała długotrwała cisza. Kobieta zdawała sobie sprawę, że taka decyzja to może być za dużo dla sześciolatka. A tym bardziej dla takiego, któremu doperio co umarła jedyna, znana mu, bliska osoba.
- W takim razie... chętnie. - odpowiedział, kątem oka spoglądając na swojego rówieśnika
Srebrnowłosy posłał mu promienny uśmiech. Był widoczniej zadowolony z decyzji nowopoznanego chłopca.
- Cieszę się. Myślę, że nie pożałujesz tej decyzji, mój drogi. - odparła, wyciągając w ich stronę otwartą dłoń - Ah! Co ja robię! Nawet się nie przedstawiłam! Nazywam się Joa Evelglin. Możesz mówić na mnie Pani Evelglin.
Ivan chwycił swojego nowego brata pod pachę, po czym, dzięki pomocy mamy, wstał z podłogi.
- Alfred. - odpowiedział cicho - Alfred F. Jones.
TimeSkip
Cała trójka stanęła właśnie przed wielką, starą rezydencją. Kobieta zaparkowała swój samochód na wjeździe do garażu, po czym gestem ręki pokazała im, aby ruszyli w stronę domu.
- W planach mieliśmy tylko szczepienie, prawda, Ivan? A tu proszę! Przywozimy nowego członka naszej rodzinki. - odezwała się Pani Evelglin, posyłając starszemu wychowankowi oczko. Po chwili zwróciła się do Alfreda - Jesteś pewien, że wziąłeś wszystko, czego potrzebowałeś?
Zadając to pytanie, wskazała jednocześnie na niewielki, trzymany przez chłopca, worek.
- Tak... Nie miałem zbyt dużo rzeczy. - odpowiedział, bawiąc się drewnianą bransoletką w wolnej ręce
- Co to? - zainteresował się Ivan, wskazując na niewielki przedmiot
- Bransoletka. Dostałem ją od... mamy. - odparł, próbując powstrzymać, tworzące się w kącikach oczu, łzy - Na moje czwarte urodziny.
Podniósł drewnianą biżuterię, aby pokazać ją nowemu przyjacielowi.
- To znak Super Man'a? - zapytał siwowłosy, biorąc ją do ręki
- Tak! To mój idol! - krzyknął sześciolatek, jednocześnie ocierając łzy rękawem kurtki - Chciałbym być taki jak on!
Ivan tylko uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi, po czym oddał mu prezent.
- W takim razie postaraj się, towarzyszu. - odparł srebrnowłosy, klepiąc go lekko po ramieniu
Gdy dotarli do drzwi, kobieta wyciągnęła długi, miedziany klucz, po czym włożyła do go zamka i przekręciła nim dwa razy w lewo.
- Oto twój nowy dom, Alfi. - odparła srokowłosa, gestem ręki zapraszając go do środka
TimeSkip
10 lat później
Promienie słońca nieznośnie drażniły zamknięte oczy pewnego blondyna, który już od kilku minut próbował znaleźć wygodniejszą pozycję. Puchata kołdra odrzucona była na bok, przez co chłopak leżał na łóżku całkowicie odkryty, ukazując światu gołą klatę i bokserki w hamburgery.
- Alfred! Wstawaj! Z chwilę spóźnisz się do szkoły! - krzyczała z dołu Pani Evelglin, mimowolnie wymachując drewnianą chochlą - Ivan już zjadł śniadanie!
Alfred jednak, po maratonie horrorów z zeszłej nocy, ani myślał o szybkim opuszczeniu wygodnego łoża. Mruknął tylko coś niezrozumiałego pod nosem, po czym przewrócił się na lewy bok.
- Ivan? Mógłbyś obudzić swojego brata? - westchnęła zrezygnowana kobieta, zwracając się do swojego starszego syna
- Oczywiście matko. - odpowiedział chłopak, posyłając jej delikatny uśmiech
Srebrnowłosy poprawił swój ukochany szalik, odłożył talerz do zmywarki, po czym ruszył schodami do pokoju swojego przyrodniego brata.
Gdy znalazł się przed drzwiami ze znakiem Super Man'a po środku, zapukał delikatnie, mając nadzieję, że Alfred już się obudził. Nikt jednak nie odpowiedział, więc Ivan uznał to za pozwolenie na wejście.
Po wkroczeniu do pokoju, pierwszym co rzucało się w oczy był wszechobecny bałagan. Puszki, ubrania, plastiki, resztki jedzenia i inne...
Gdy rosły chłopak uporał się już z przejściem tego śmietniska, stanął przed łóżkiem Alfreda, patrząc z pobłażaniem na blondyna, który tulił się właśnie do zgniecionej kołdry.
- Halo, towarzyszu... - szepnął Ivan, pochylając się nad przyrodnim bratem - Halo! Obudź się! Za chwilę się spóźnimy...
- Mhm...
Srebrnowłosy trącił go lekko w ramię, ale to też nie poskutkowało.
- No i co ja mam z tobą zrobić... - westchnął, siadając na krańcu łóżka
Pochylił się nad nim, przez kilka sekund przyglądając się śpiącej twarzy Alfreda.
- Jak słodko wygląda... - pomyślał, odgarniając dłuższy kosmyk, który opadał młodszemu na czoło
Po chwili mimowolnie zaczął trykać go palcem wskazującym w policzek, co spotkało się z nieprzychylnością blondyna, który mruknął coś niezadowolony pod nosem.
Widząc reakcję przybranego brata, Ivan nie przestawał.
- No przestań wreszcie! - krzyknął Alfred, gwałtownie podrywając się do siadu - Daj mi pospać, dude!
- Dzień dobry towarzyszu. - przywitał się srebrnowłosy i, ignorując reakcję brata, posłał mu swój firmowy uśmiech - Za piętnaście minut zaczyna się szkoła.
Blondyn kątem oka spojrzał na zegarek.
- O kurde! Z piętnaście minut zaczyna się szkoła! Dude! Musimy się pośpieszyć! - krzyknął, gwałtownie podrywając się z łóżka
- Przecież przed chwilą to powiedziałem... - westchnął cicho Ivan, który teraz przyglądał się swojemu młodszemu bratu
- Gdzie jest mój mundurek?! - krzyknął Alfred, jakby sam do siebie
- W łazience... - odpowiedział mu srebrnowłosy, próbując stłumić śmiech - Tam, gdzie go zostawiłeś towarzyszu... A, i załóż coś na siebie. Bieganie w samych bokserkach z rana nie jest niczym przyjemnym.
Ostatniego zdania jednak nie usłyszał, gdyż wyleciał z pokoju, kierując się prosto do łazienki.
Ivan znowu westchnął, po czym powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi wejściowych.
- Za pięć minut wychodzę! - krzyknął na cały dom, nie wiedząc, gdzie jest jego brat - Jak cię nie będzie, to id-
Właśnie w tym momencie zza zakrętu wyleciał Alfred. Bez krawatu oraz paska, z tostem w ustach i jabłkiem w dłoni.
Ivan nie zdążył uskoczyć na bok, przez co jego młodszy brat wbił się w niego, powalając go na podłogę.
- Sorry bro! - krzyknął blondyn, który, nie zwracając uwagi na umierającego na podłodze brata, biegł nadal przed siebie, aby zdążyć spakować książki potrzebne na dzisiaj
- Co ja z nim mam... - jęknął Ivan, masując obolałe plecy
TimeSkip
Do szkoły dotarli dosłownie w ostatniej sekundzie. Gdyby przybiegli choć kilka chwil później, ich ukochany wuefista - Pan Yao, zamknąłby im bramę przed nosem.
- Jak chcecie to umiecie biegać aru... - mruknął nauczyciel, patrząc na nich spode łba - Gdyby wam się tak na wf'ie chciało aru...
Chłopcy jednak tego nie usłyszeli. Biegli nadal przed siebie, aby jak najszybciej dotrzeć do swoich sal.
Musicie bowiem wiedzieć, że Ivan i Alfred nie są w tej samej klasie. Srebrnowłosy jest na trzecim roku (3B), a blondyn na drugim (2A). Oprócz tego dużo osób nadal nie może się nadziwić, że ta dwójka to tak naprawdę bracia (nawet jeśli przyrodni). W końcu Alfred jest jednym z najprzystojniejszych i najbardziej lubianych chłopaków w szkole, a Ivan? Osoba, której boją się praktycznie wszyscy uczniowie i większość nauczycieli.
Pov.Alfred
W momencie, gdy otworzyłem drzwi do klasy, w całej szkole rozległ się jeden, wspólny dzwonek rozpoczynający lekcje.
- No. Masz szczęście Evelglin. - odparł nasz wychowawca, posyłając mi zawiedzione spojrzenie - A już miałem nadzieję, na wpisanie jakieś uwagi...
Uśmiechnąłem się tylko i ruszyłem w stronę swojego miejsca, przy okazji witając się ze wszystkimi przyjaciółmi... Czyli praktycznie całą klasą.
Gdy usiadłem, nauczyciel rozpoczął lekcję. Jednak ja, jak zwykle zresztą, zaraz ułożyłem się w wygodnej pozycji do spania, przysłaniając się podręcznikiem do historii. Zanim jednak zdążyłem zasnąć, poczułem, jak coś uderza mnie w głowę. Leniwie podniosłem się do pozycji wyprostowanej. Pierwszym co zobaczyłem, był papierowy samolocik. Delikatnie rozłożyłem go na płasko, spodziewając się jakieś wiadomości w środku. Nie pomyliłem się.
"Spotkajmy się za szkołą po lekcjach. Mam ci coś do powiedzenia."
- Kolejne wyznanie... - pomyślałem. Westchnąłem cicho, schowałem samolot do torby i znów ułożyłem się do snu - Znowu będę musiał odrzucić jakąś dziewczynę... Mam nadzieję, że zrozumie. Oby nie powtórzyło się to co ostatnio.
Mimowolnie chwyciłem się za ramię, na wspomnienie tamtego zdarzenia. Po moim ciele przeszedł niemiły dreszcz.
Po chwili ponownie ułożyłem się w wygodnej pozycji. Nie minęło kilka minut, a zasnąłem na swoim piórniku. Nie była to najwygodniejsza poduszka, ale na pewno lepsza niż pomalowany blat mojej ławki.
TimeSkip
Pov.Narrator
Na przerwie obiadowej, Alfred gorliwie przeglądał swój plecak, szukając drugiego śniadania, które zawsze robiła dla niego mama.
- Gdzie ono jest?! - jęknął blondyn, z trzaskiem uderzając czołem o blat - Chyba zapomniałem go spakować... Zostało na biurku...
- Zapomniałeś jedzenia Alfred? - zapytała jedna z, siedzących obok niego, dziewczyn - Mogę się z tobą podzielić! Jeśli chcesz oczywiście...
- Naprawdę?! - krzyknął uradowany, odwracając się w jej stronę
- Ja też mogę ci trochę dać! - przyłączyła się inna
- Ja też!
- I ja!
Już po chwili wokół jego ławki zebrały się wszystkie dziewczyny z klasy i prawdopodobnie kilka spoza.
Alfred, widocznie zadowolony, zaczął dziękować wszystkim z osobna.
Większość chłopaków z klasy rzuciła im tylko zniesmaczone spojrzenie. W ich niewielkim gronie zaczęli szeptać między sobą jakieś niezrozumiałe słowa.
W momencie, gdy Alfred chciał wziąć pierwszą mięsną kulkę z pudełka jednej z dziewczyn, drzwi do sali otworzyły się na całą swoją szerokość i stanął w nich, wysoki na ponad metr dziewięćdziesiąt, srebrnowłosy chłopak. W ręku trzymał dwa pudełka obiadowe, zawinięte w kolorowe chusty.
Powolnym krokiem przeszedł do miejsca, gdzie zebrał się niemały tłum dziewczyn.
- Witaj towarzyszu. - odezwał się Ivan, któremu uśmiech nie schodził z twarzy - Chyba czegoś zapomniałeś.
- Bracie! - krzyknął Alfred, gwałtownie wstając z ławki - Jesteś moim bohaterem!
Blondyn przeszedł obok, rzucającemu jego bratu nienawistne spojrzenie, tłumu dziewczyn i chwycił za pudełko, zawinięte w chustę Super Man'a.
- Zjemy razem? - zaproponował Ivan, tarmosząc swojego przybranego brata po włosach
- Jasne, dude! - ożywił się Alfred, kierując się za srebrnowłosym w stronę drzwi
Bracia starali się jak najszybciej przemierzyć korytarze. Oczywiście nie obyło się bez uszczypliwych komentarzy wymierzonych w ich stronę.
- Patrz! To Alfred! Ten z drugiej A! - pisnęła któraś z dziewczyn
- Jaki przystojny!
- Ugh! Czemu jest z nim ten niedźwiedź...
- Co nie? Nie wierzę, że oni są braćmi!
- Są zupełnie różni!
- Pewnie Ivan jest adoptowany! Rodzice musieli go porzucić, jak był mały!
- Masz rację! Nie chciałbym mieć takiego dziecka! Hahaha!
Dziewczyny te nawet nie próbowały mówić tego cicho. W Alfredzie aż buzowało. Miał ochotę wykrzyczeć im w twarz wszystko, co o nich myśli. W momencie, gdy miał zamiar ruszyć w tamtą stronę, poczuł, jak ktoś kładzie mu rękę na ramieniu. Podniósł wzrok i zobaczył spokojną twarz swojego brata. Srebrnowłosy pokiwał przecząco głową.
"Nie szkodzi" zdawał się mówić.
Alfred, na prośbę chłopaka, odpuścił i w ciszy ruszył za Ivanem.
Gdy znaleźli się już na dachu, ulubionym miejscu Ivana, blondyn wybuchnął.
- Czemu mnie powstrzymałeś, bracie?! - krzyknął na, jedzącego już śniadanie, srebrnowłosego - Nie pozwolę, żeby tak o tobie mówili! Przecież nic im nie zrobiłeś! Jesteś kapitanem naszej drużyny rugby i jednym z najlepszych uczniów! Powinni mieć do ciebie szac-
- Uspokój się. - warknął starszy z dwójki, przerywając tym samym wypowiedź blondyna. Na jego twarzy malowała się irytacja - Takie zachowianie tylko ich nakręca.
- Ale...
- Żadnych "ale" towarzyszu. A teraz jedz. Nie po to tachtałem nasz lunch przez całą szkołę, prawda? - odparł Ivan, wskazując na pudełko
- Masz rację... - westchnął Alfred, siadając obok brata - Jak tam dzisiejszy trening? Jutro macie zawody, prawda?
- Tak, towarzyszu. - przyznał srebrnowłosy, chwytając za kanapkę z serem - Myślę, że jesteśmy dobrze przygotowani.
Blondyn z uznaniem potrząsnął głową, przełykając kolejną frytkę.
- Dzisiaj po lekcjach także mamy trening. - mruknął Ivan, patrząc wprost na przyrodniego brata
- Rozumiem... Czyli wrócisz do domu później niż zwykle?
Srebrnowłosy cicho przytaknął.
- Rozumiem... Trzeba będzie napisać mamie, że będziemy około siedemnastej.
- "Będziemy"? - zdziwił się Ivan
- Jakaś dziewczyna zaprosiła mnie na spotkanie po szkole... - westchnął Alfred, opierając głowę o mur - Znowu będę musiał złamać komuś serce...
- Nie masz nikogo, kto by ci się podobał? - zdziwił się srebrnowłosy, patrząc spokojnie w stronę okularnika
- N-Nie... - odparł speszony blondyn
- Hmmm... - mruknął Ivan, nie spuszczając wzroku z brata - Skoro tak mówisz...
W tym momencie w całej szkole rozległ się dzwonek, kończący przerwę obiadową.
Alfred odetchnął z ulgą, gdy srebrnowłosy odpuścił obserwację jego osoby i powstał z siadu, zabierając ze sobą puste pudełko.
- Pospiesz się towarzyszu, bo inaczej twój wychowawca wpisze ci spóźnienie. - odparł Ivan, wyciągając rękę w stronę brata
Alfred z wdzięcznością przyjął ten niewielki gest. Chwycił rosłą dłoń, która po chwili, z niemałą siłą, pociągnęła go do góry, przyciągając do siebie.
TimeSkip
Gdy zabrzmiał, ostatni tego dnia, dzwonek, tłum uczniów dosłownie wylał się ze szkoły. Jedynie pojedyncze osoby spokojnym krokiem opuściły budynek, rozmawiając między sobą o nieznanych nam tematach.
Jako ostatni wyszedł Alfred, który leniwym, nieśpiesznym tempem ruszył ścieżką do niewielkiego placu za szkołą.
- I co ja mam jej odpowiedzieć... - rozmyślał chłopak - Ciekawe kim ona jest... Może to ta Emily z trzeciej A? Albo Meggie z drugiej B?
W tej chwili minął ostatni róg, który dzielił go od miejsca spotkania.
- Dziwne... - zdziwił się, gdy nie zastał nikogo na miejscu - Może jeszcze nie przyszła?
Chłopak rozejrzał się po tym niewielkim, zagraconym wszystkim co możliwe, placu. Gdy nie dojrzał niczego, na co warto było by poświęcić swoją uwagę, jak typowy nastolatek wyciągnął telefon i zaczął przeglądać Instagrama.
- No proszę, proszę... - usłyszał nieznany mu głos - Kogo ja widzę... pan "super popularny"!
Odpowiedział mu stłumiony śmiech.
Alfred gwałtownie podniósł wzrok na nowoprzybyłych, jednocześnie wyłączając telefon i chowając go do kieszeni.
- Tim? Arthur? Martin? - zapytał zdziwiony blondyn. Nie spodziewał się spotkać tu swoich przyjaciół z klasy - Co wy tu robicie, dudes?
- Serio? Jeszcze się nie domyślasz? - zapytał Tim rozbawionym, lekko podniesionym tonem - Pewnie myślałeś, że to "kolejna dziewczyna" cię zaprosiła, prawda?!
- Może... - odparł niepewnie, drapiąc się po szyji - Ale co ważniejsze... O co chodzi? To jakiś prank?
- Jezu, ty serio jesteś debilem! - krzyknął Arthur, włączając się tym samym do rozmowy - Do dzieła chłopaki!
W zawrotnym tempie cała trójka otoczyła blondyna. Jeden z nich chwycił go za ramiona i podciął nogi, powalając chłopaka na podłogę. Alfred nawet nie zdążył zareagować. Trzeba przyznać, że raczej był typem osoby, która wolała oglądać filmy i jeść chipsy, a nie zawzięcie ćwiczyć każdego dnia...
- Jestem ciekaw, w jaki sposób zareagują te zapatrzone w ciebie dziewczyny, gdy zobaczą ich ukochanego w jakieś... niezręcznej i uwłaczającej sytuacji. - parsknął Arthur, wyciągając telefon z kieszeni - Zaczynamy?
Pozostała dwójka tylko uśmiechnęła się podstępnie. Tim, który trzymał właśnie powalonego Alfreda, wzmocnił uścisk. Blondyn zaczął się szarpać, wyrywać, ale nie przyniosło to żadnych skutków. Jedynie nieprzyjemny ból w nadgarstkach.
Martin, który jako jedyny pozostawał bez funkcji, niebezpiecznie zbliżył się do powalonego chłopaka, po czym jednym, szybkim ruchem kopnął go w brzuch. Alfred zgiął się w pół pod wpływem siły uderzenia, wydając jednocześnie głośny krzyk, który zaraz zamienił się w napad kaszlu.
- Oh? A co to? - parsknął Arthur - Gdzie się podziała ta twoja pewność siebie, he?!
Pozostała dwójka odpowiedziała mu głośnym śmiechem.
Blondyn posłał im tylko mgliste spojrzenie, którego i tak nie zdołał długo utrzymać. Arthur podszedł bliżej, aby kolejny cios nagrać z bliższej odległości. W momencie, gdy Martin miał zadać kolejny cios, usłyszeli za sobą nowy głos:
- O? A co tu się dzieje towarzysze?
Cała trójka gwałtownie odwróciła się w stronę nowoprzybyłego. Zdziwili się mocno, gdyż przed akcją dokładnie sprawdzili teren szkoły pod względem obecności innych uczniów... Natomiast teraz stał przed nimi nie byle kto, bo kapitan drużyny rugby, szkolny "niedźwiedź", którego bali się praktycznie wszyscy - Ivan Evelglin.
- Tim, ty debilu! - krzyknął przerażony Arthur - Mówiłeś, że drużyna skończyła już trening!
- B-Bo skończyli! Widziałem, jak wychodzili ze szkoły! - próbował się bronić, jednak ich "przywódca" nie chciał tego słuchać
- Możliwe, że widziałeś... - odezwał się znowu srebrnowłosy, który zdążył podejść już bliżej nich - Ale ktoś musiał zostać, by posprzątać sprzęt, prawda?
Twarz Ivana, mimo słodkiego uśmiechu, emanowała morderczą aurę, która sparaliżowała całą trójkę. Luźne kosmyki przysłoniły mu oczy, sprawiając, że wyglądał jeszcze groźniej. W momencie, gdy ruszył na nich na pełniej prędkości, chłopcy szybko odwrócili się na pięcie i sprintem pobiegli w stronę głównej bramy. Ivan jednak nie miał zamiaru za nimi gonić. Jak tylko zniknęli za zakrętem, zatrzymał się i podszedł do, leżącego na podłodze, blondyna.
- B-Bracie? Co ty tu robisz... - jęknął Alfred, próbując podnieść się do siadu - Skąd wiedziałeś?
W momencie, gdy chciał oprzeć się na łokciach, srebrnowłosy przytrzymała go ręką, nakazując, aby leżał dalej.
- Instynkt towarzyszu, instynkt... - westchnął, klękając obok przyrodniego brata - Muszę dać ci chyba lekcje samoobrony... I zaciągnąć cię w końcu na siłownię.
Alfred tylko zaśmiał się słabo, przenosząc wzrok na zmartwioną twarz Ivana.
- Ja tu nie słyszałem nic śmiesznego, towarzyszu... - mruknął niezadowolony srebrnowłosy - Dasz radę iść?
- Nie dam rady usiąść, dude... - jęknął blondyn, patrząc z wyrzutem na brata
Teraz to Ivan zaśmiał się pod nosem. Chwycił więc blondyna na "pannę młodą", po czym z łatwością podniósł go z ziemi.
- Chyba to jednak ty zostałeś moim bohaterem... - szepnął Alfred, uśmiechając się pod nosem
Ivan nie odpowiedział, choć dokładnie usłyszał, co powiedział jego przyrodni brat.
- Tyle jesz tych śmieci, a jesteś taki chudy... Jak ty to robisz, towarzyszu? - odparł po chwili
Ku zdziwieniu srebrnowłosego nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Z ukosa spojrzał na przyrodniego brata, który zdążył już kompletnie odpłynąć.
- No i co ja z tobą mam... Alfi. - westchnął Ivan, przyciągając go bliżej klatki piersiowej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro