Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

RomPol

Specjalnie dla AyanoTheFangirl

Postacie:
Rumunia (Vald)
Polska (Feliks)

Pov.Vlad

"Po co tu przyjechałem?" "Jakim cudem się na to zgodziłem?" "Na co mi to było?" "Nie miałem nic innego do roboty?" myślałem siedząc przy masywnym, lipowym stole w francuskiej sali konferencyjnej, jednocześnie kątem oka spoglądając na dwie kłócące się postacie - Anglię i Niemcy. "O co poszło?" Nikt już nie pamięta. Wiadomo tylko, że było to coś o odłączeniu się Wielkiej Brytanii od Unii Europejskiej, czyli norma.
  Niezbyt zwracałem uwagę na otaczające mnie osoby. Myślałem tylko o tej nowej magicznej księdze, którą Arthur pożyczył mi wczoraj na spotkaniu Magic Trio.

- Ale bym ją sobie teraz poczytał... - pomyślałem, jednocześnie bawiąc się dłuższym kosmykiem moich włosów

Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że ten Niemiec nie usadził mnie między jakieś nieznośne osobistości (ekhem Rosja ekhem). Po mojej prawej stronie siedział sobie mój młodszy braciszek - Mołdawia, który zażarcie dyskutuje z Białorusią. Natomiast po lewej stronie siedzi pewien blondyn, mianowicie personifikacja Polski - Feliks Łukasiewicz, który z niecodzienną dla niego powagą i skupieniem skrobie coś w notesie.
  W średniowieczu dużo słyszałem o jego potędze, ale potem wszystko nagle ucichło. Dopiero kilkanaście lat temu dowiedziałem się o rozbiorach i za każdym razem jak sobie o tym przypominam myślę "Jak można zrobić coś tak potwornego?".
  Samego Feliksa spotkałem dopiero w Dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy wraz z jednym ze swoich generałów przyjechał, aby zawrzeć sojusz. Kiedy się o tym dowiedziałem wyobrażałem sobie spotkać wysokiego mężczyznę, przypominającego jednego z tych królów na obrazach Jana Matejki. Nic bardziej mylnego. Przyjechał do nas niski blondyn, na którego chudym ciele widocznych było wiele blizn, a w szafirowych oczach przedzierał się tylko strach i ból.
  Widząc ten smutny obraz miałem jakieś dziwne uczucie, że powinienem coś zrobić, lecz jak tylko próbowałem się do niego zbliżyć ten odsuwał się i chował za płaszczem swojego generała. "Przepraszam za niego. Po prostu wiele przeszedł. Rozumie Pan, dla personifikacji rozbiory są czymś gorszym niż wojna domowa." To wtedy pierwszy raz usłyszałem o tym co działo się w Polsce przez 123 lata.

  Trzeba przyznać, że interesuję się historią Polski, jak i samą personifikację lubię. To naprawdę niesamowite, że po tym wszystkim co przeszedł udało mu się wyjść na prostą i stać się tak silnym państwem.
 
  Mimowolnie próbowałem spojrzeć blondynowi przez ramię, chcąc dojrzeć co tak bardzo skupia jego całą uwagę. Bez skutku. Jego przydługie, pszeniczne włosy skutecznie zasłaniały niewielki notesik.
  Zrobiłem naburmuszoną minę. Jego postawa tylko pogłębiała moją ciekawość. Choć nie wiem, czy można nazwać to "postawą", bo robi to nieświadomie. 
  Skoro nie mam nic innego do roboty to po prostu postanowiłem popatrzeć sobie na jego osobę. Trochę przykrótkie rękawy zielonego munduru odsłaniały prawie całe przedramię, które dosłownie obsypane było bliznami ciętymi. Patrząc na nie przypominał mi się ten niski chłopiec sprzed kilkunastu lat.
  Czułem, że oczy zaczynają mi się szklić.

- Kurde, bądź silny! Jesteś facetem! Nie możesz płakać przez takie rzeczy! - mówiłem sobie w myślach

- Ej, Vald wszystko okej?

Odwróciłem głowę w stronę źródła głosu i napotkałem na piękne, zielone tęczówki. Blondyn spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem, a ja szybko otarłem łzę, która zdążyła zebrać się w kąciku oka.

- Ta, wszystko w porządku...

- Przecież widać, że coś jest nie tak. - odpowiedział stanowczym głosem, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech - Powiedz, albo Warszawa stanie się twoją stolicą!

  Po usłyszeniu tych słów na mojej twarzy pojawił się grymas szczęścia.

- Nie myślisz, że masz do mnie trochę daleko? - zażartowałem

- Coś się wymyśli! - odpowiedział posyłając mi jeszcze szerszy uśmiech - Chcesz paluszka? Niby nie można jeść, ale ten szkop jest zajęty kłótnią.

  Podsunął mi paczkę, a ja czując lekki głód wziąłem sobie kilka.

- Ej! Mówiłem paluszka! To liczba pojedyńcza!

- No już już. Może postawie ci ciastko, co?

- Chętnie skorzystam, ale to dopiero jak tamci dwaj skończą. - powiedział wskazując na Niemca, który był bardzo blisko, aby przywalić Anglikowi ze stojącego obok krzesła.

TimeSkip

  Po zakończeniu "spotkania" postanowiłem poczekać za blondynem przed salą, gdyż zanim się zorientowałem podszedł do nas Alfred i zaczął energicznie rozmawiać z Polakiem. Ja jako, iż nie chciałem się wtrącać po prostu wycofałem się wraz z tłumem za drzwi.

- Ostatnio nieźle się dogadujecie. - powiedziałem do wychodzącego z sali blondyna

- To prawda, że nasze realcje się polepszyły. - odpowiedział - To co idziemy?

- Dlatego za tobą czekałem. - powiedziałem ironicznie

  Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się do jednej z wielu francuskich kawiarni. Od razu po otworzeniu drzwi poczułem mocny zapach świeżo mielonej kawy.
  Usiedliśmy przy jednym ze stolików, a po krótkiej chwili przyszła do nas kelnerka. Spisała zamówienie i ówcześnie dziękując, udała się w stronę kuchni.
  Blondyn wyjął z kurtki ten sam skórzany notes, w którym energicznie pisał coś podczas konferencji. Z tego samego miejsca wyjął ołówek, otworzył na jakieś stronie i ponownie zaczął w nim skrobać.
 
- Co tak piszesz, co? Robiłeś to przez całą konferencję i jeszcze nie skończyłeś?

- Oo~ Czyli przyglądałeś mi się? - zapytał z ironicznym uśmiechem

- N-nie, to znaczy tak, ale... Byłem po prostu ciekawy... - powiedziałem, a na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec

- Skoro tak, to chcesz zobaczyć?

- Tak po prostu? - zapytałem nie ukrywając zdziwienia

- A czemu nie? To nie jest nic prywatnego. - odparł podając mi notes

Czując wewnętrzną ekscytację chwyciłem mały przedmiot i otworzyłem na pierwszej stronie.

- Ale piękne... - powiedziałem cicho przekładając kolejne kartki.

  Na każdej z nich znajdował się inny rysunek wykonany jedynie ołówkiem. Czasem była to martwa natura, krajobraz lub zwierzę, ale najczęściej inne personifikacje.

- Węgry, Ukraina i Białoruś, Litwa, Rosja...  Niesamowite. Wyglądają jak prawdziwi! - powiedziałem nie odrywając wzroku od kartek. W tym momencie kelnerka przyniosła nasze zamówienie.

- Naprawdę? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec

- Naprawdę. - odpowiedziałem, jednocześnie biorąc do ust kawałek ciastka

W zeszycie było coraz mniej kartek, a gdy dotarłem do przedostatniej znalazłem rysunek samego siebie kręcącego dłuższym kosmykiem moich włosów.

- Czyli to robił przez cały czas... - pomyślałem

  Niepewnie przewróciłem na ostatnią stronę. Znajdował się na niej niedokończony, a wręcz dopiero zaczęty szkic jakieś uśmiechającej się postaci.

- Kto to będzie? - zapytałem

- Dowiesz się w swoim czasie... - odpowiedział przykładając filiżankę do ust

- Najpierw mówisz, że to nic prywatnego, a teraz tak odpowiadasz... - pomyślałem

  Reszta dnia minęła nam na rozmowie. Nie poruszyłem więcej tematu notesu, mimo, że w mojej głowie cały czas tworzyły się nowe przypuszczenia odnośnie niedokończonej postaci.

TimeSkip

  W tym roku Feliks obchodził setną rocznicę odzyskania niepodległości. Akurat tak się złożyło, że 11 listopada Arthur zaplanował obowiązkową dla wszystkich konferencję światową.
  Gdy dotarłem do sali zobaczyłem naburmuszonego blondyna siedzącego przy stole. Ku mojemu zadowoleniu okazało się, że znowu siedzimy obok siebie. Podszedłem więc szybkim krokiem i miękko usiadłem na swoim miejscu.

- A tobie co? Nie masz humoru? - zapytałem ironicznie

- A Ty byś miał? Powinienem być w moim kraju i świętować wraz z innymi... - odpowiedział smutnym głosem

- Fe- - zacząłem, lecz nie dane mi było dokończyć

- Dziękuję wszystkim za przybycie! - krzyknął stojący na podeście Arthur - Dziś nie jest zwykły dzień. Dzisiaj bowiem znany nam wszystkim Feliks obchodzi swoje urodziny.

  Słysząc swoje imię szybko podniósł głowę i rozejrzał się po sali. Wszyscy łącznie ze mną uśmiechali się patrząc w jego stronę.

- Spotkanie to zostało zwołane tylko z tego powodu. Wszystkiego najlepszego z okazji stulecia niepodległości. - ostatnie zdanie Arthur powiedział po polsku. A przynajmniej próbował

Sto lat, sto lat...

  Cała sala zaczęła śpiewać tą piosenkę w jej polskiej wersji. A przynajmniej próbowaliśmy, bo jak wiadomo język polski jest niezwykle trudny. Jedynie dzięki innym Słowianom jako tako dało się zrozumieć słowa.
  Feliks z trudem powstrzymywał się od nie wybuchnięcia śmiechem widząc zarumienione twarze całej sali, gdy już po raz trzeci próbowaliśmy wymówić słowo "pomyślności" w drugiej zwrotce. No cóż przynajmniej nie było nudno.

  Po tej nieudolnej próbie, Feliks otarł łzę z oka i uśmiechnął się radośnie.

- Dziękuję wam wszystkim! - krzyknął uradowany

- Cieszymy się, że ci się podobało, ale chyba masz jakiś przemarsz w swoim kraju, prawda? - powiedział Arthur podchodząc do Feliksa

- Tak to prawda, ale byłoby głupio, gdybym teraz wyszedł, więc zostanę jeszcze chwilę z wami. - odparł blondyn, a wokół niego zaczęli zbierać się inni, którzy po kolei składali mu życzenia.
 
  Ja nie wiedząc co ze sobą zrobić stałem z boku i przyciskałem mały pakunek do piersi.
  Dopiero po pewnej chwili grono wokół Feliksa się przerzedziło i mogłem wkroczyć do akcji.

- Ej, Feliks! - krzyknąłem, aby zwrócić jego uwagę

- Co tam Vald? - spytał podchodząc do mnie

- W-wszystkiego najlepszego! - powiedziałem podając mu mały pakunek

- O! Dziękuję! - odparł odbierając paczkę, po czym przytulił mnie w podziękowaniu

- To nic takiego... - powiedziałem próbując ukryć tworzący się rumieniec - Nie otworzysz?

- Nigdy nie otwieram prezentów przy dawcy. - odparł - Taka tradycja.

- Aha, rozumiem...

- Obiecuje, że otworzę w domu. - powiedział przyciskając do piersi czerwone pudełko - Ludzie! Dzięki za życzenia, ale muszę lecieć!

  Krzyknął do wszystkich i wybiegł z sali.
  Ja w tym czasie zastanawiałem się, czy kupienie mu profesjonalnego szkicownika na pewno było dobrym pomysłem.

TimeSkip

  Kilka tygodni później ja także obchodziłem ważne dla mnie święto, a zarazem setną rocznicę zjednoczenia kilku pomniejszych państw we mnie - Rumunię. Jednak w porównaniu do Polski życzenia złożyło mi tylko kilka bliskich przyjaciół. Przyznam, że trochę mnie to zasmuciło. Czemu dla Feliksa tak bardzo się postarali, a dla mnie nie...

  Moje przemyślenia przerwał dźwięk telefonu.

- Ciekawe, kto jeszcze pamiętał... - westchnąłem, chwytając za telefon - Szef? (...) Halo? Tak. Tak. Dobrze, za chwilę będę. Do zobaczenia.

"Przyjdź na salę", co? Może jednak Arthur lub inni coś wymyślili.
  Chwyciłem mój czerwony płaszcz i wyszedłem z domu.
  Po chwili byłem już w budynku parlamentu i stałem przed największą z sal. Lekko uchyliłem drzwi i wszedłem do pokoju, w którym panowała kompletna cisza.

- Halo? Szefie? - zapytałem niepewnym głosem, ale odpowiedziała mi cisza.

  Podszedłem do stołu obradowego, mając nadzieję na znalezienie jakiejś kartki, która mogłaby wyjaśnić jego nieobecność. Zamiast tego znalazłem niewielki pakunek oraz przyczepioną do niego karteczkę.

"Przepraszam, że nie ma mnie tutaj osobiście, ale mam dość duży kłopot w moim kraju, przez co nie pozwolono mi przyjechać. Wszystkiego Najlepszego i do następnego spotkania. Oby było jak najszybciej.
    Feliks"

  Czyli jednak ktoś jeszcze pamiętał...
Chwyciłem za niewielką paczuszkę i szybkim ruchem zerwałem papier prezentowy. Ku mojemu zdziwieniu znalazłem w nim ten sam szkicownik, który dałem mu kilka tygodni temu.
  Otworzyłem go na pierwszej stronie i już wiedziałem, że lepszego prezentu nie mogłem sobie wymarzyć. Powoli i w skupieniu przeglądałem zawartość szkicownika. Łącznie stron było sto. I tyle też na znajdowało się w nim rysunków. Na każdej narysowany był inni obrazek, wszystkie chronologicznie ustawione, a każdy przedstawiał inną wygraną bitwę lub po prostu ważne wydarzenie w mojej historii w ciągu tych stu lat istnienia. Byłem dopiero w połowie, a już w kącikach moich oczu zbierały się łzy.
  Gdy dotarłem do ostatniej strony zobaczyłem rysunek przedstawiający samego siebie, siedzącego w tym pokoju, przeglądającego ten sam szkicownik.
  Mimowolnie przewróciłem ostatnią stronę i znalazłem jeszcze jeden rysunek przyklejony do wnętrza okładki. Przedstawiał on śmiejącego  się mnie. Dopiero wtedy zrozumiałem, że to jest ten szkic z kawiarni. Zamknąłem notes i włożyłem go do kieszeni mojej kurtki. Po czym wyszedłem z budynku i niosąc przyjemne uczucie na sercu, skierowałem się do domu...



  Dopiero kilka dni temu dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak RomPol O.o

 


 

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro