PrusPol
Specjalnie dla Nukatsu
UWAGA POJAWIĄ SIĘ NIECENZURALNE SŁOWA
Postacie główne:
Prusy (Gilbert)
1pPolska (Feliks)
Pov.Feliks
Przede mną rozciągają się rozległe pola i lasy, w powietrzu nie czuć jakiegokolwiek zanieczyszczenia. Nie słychać także trąbiących samochodów poruszających się po ruchliwych autostradach, krzyczących ludzi... W nozdrzach roznosi się cudowna woń polnych kwiatów, a jedynym słyszalnym dźwiękiem są pośpiewywania ptaków i szum drzew.
Razem z moją klaczą pędzimy przez te piękne krajobrazy. Rozpuszczone włosy powiewają na wietrze, kołysząc się wraz z jego ruchem.
- Hej, Polen!
Zatrzymałem konia i zdezorientowany zacząłem rozglądać się na boki w poszukiwaniu źródła dźwięku.
- Hej, Polen! - usłyszałem ponownie
Nie było tu nikogo oprócz mnie i mojego konia, ale one nie gadają... Prawda?
Spojrzałem na jego pyszczek, który zamienił się w głowę Ludwiga.
- Hej, Polen! - krzyknął konio-Ludwig
- Co do chuja?! - wrzasnąłem
Nagle rozległe pola i gęste lasy zniknęły...
Rozejrzałem się po pokoju... Tablica multimedialna, na której widnieją jakieś niezrozumiałe wykresy kółkowe, ogromny drewniany stół, szklanka z wodą oraz wzrok wszystkich obecnych wlepiony w moją skromną osobę.
- No tak... - westchnąłem - Jestem przecież na konferencji...
- Dobrze, że w końcu to sobie uświadomiłeś, Polen! - krzyknął Ludwig - Aż tak nudzą Cię moje wykłady?!
- Totalnie nudniejszej rzeczy na świecie nie ma... - odpowiedziałem
Kilka personifikacji wybuchnęło cichym śmiechem, a reszta w strachu spojrzała na Ludiwga.
- Skoro tak to może chcesz wyjść?! - zapytał
- A mogę? - krzyknąłem radośnie, energicznie podnosząc się z krzesła
- Oczywiście, że nie! To było pytanie retoryczne, durniu! - odkrzyknął, a ja leniwie opadłem na krzesło.
Ludwig wrócił do objaśniania jednego z kilkunastu kolorowych wykresów kółkowych, co jakiś czas spoglądając na mnie morderczym wzrokiem.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na godzinę.
- Dopiero 12:34?! - krzyknąłem w myślach - Muszę siedzieć tu jeszcze ponad 4 godziny... Czy może być jeszcze gorzej?
Ksesesese~ . Kolkolkolkol~
Oczywiście, że może. Ten pierdolony Niemiec posadził mnie między tym wódkopijnym poskramiaczem niedźwiedzi, a albinosem zombie. No po prostu totalnie zajebiście. Plusem było to, że chociaż Ivan nie zwracał na mnie uwagi, gdyż męczył siedzącego obok Yao. A co do Prusaka...
Nieznany: Ksesesese~ Ale ci się dostało, pchło!
Ja: Skąd masz mój numer, pruska zarazo...
Nieznany: Ma się sposoby ♡
Ustawiłeś nazwę kontaktu jako "Pruska zaraza"
P
ruska zaraza: Nadałeś mi nick ♡ Jak słodko
Ja: Odpierdol się.
Pruska zaraza: Ktoś tu ma zły humor~
Ja: A ty byś generalnie nie miał?
Pruska Zaraza: Ja żyję tak, aby mój braciszek się nie czepiał ♡
Ja: Generalnie zacznijmy od tego, że ty nie żyjesz...
Pruska Zaraza: ...
Pruska Zaraza: Zraniłeś moje uczucia T^T
Ja: Czyli jednak jakieś masz, zombiaku.
Spojrzałem na osobę siedzącą obok mnie. Cały czas gapił się na ekran... Chyba przegiąłem.
Ja: Dobra, totalnie przesadziłem.
Pruska Zaraza: Czy ty mnie właśnie przeprosiłeś?! O.O
Ja: Totalnie NIE. To dla czystego sumienia...
Pruska Zaraza: Skoro tak to może...
Ja: Co "może"?
Pruska Zaraza: Przyjdziesz do mnie do pokoju i obejrzymy film, abyś miał czyste sumienie w stu procentach?
Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego. Spojrzałem na siedzącego obok albionosa, który uśmiechnął się szeroko ukazując zęby bielsze od jego włosów.
Ja: Totalnie obojętnie mi.
Pruska Zaraza: To jaki film? *.*
Ja. Może Bitwa pod Grunwaldem?
Pruska Zaraza: ...
Pruska Zaraza: Zabiję Cię mała pchło.
Ja: Generalnie możesz próbować. I tak wrócę ^^
- Polen!
- O co generalnie znowu Ci chodzi? Przecież nie śpię.
- Masz słuchać!
- Dobrzeeeee - w myślach: "Totalnie chyba nie Ludwiczku"
Po konferencji udałem się do swojego pokoju hotelowego. Przebrałem się w luźniejsze ciuchy i ruszyłem do pokoju albinosa.
Oczywiście droga nie mogła odbyć się bez spotkania dodatkowej osoby. Kiedy byłem jakieś kilka metrów od pokoju numer 1410, niespodziewanie wpadłem na pewnego bruneta.
- Totalnie przepraszam, Liciek!
- Au... Nic się nie stało... Tylko trochę boli mnie tyłek... A tak w ogóle co tutaj robisz?
- Nie mogę tak po prostu sobie pochodzić? - powiedziałem pomagając mu wstać
- Oczywiście, że możesz, ale nikt tak "bez powodu" nie przechodzi kilkunastu pięter z trzema paczkami paluszków pod pachą prawda?
- Hehe~ Masz mnie Licia! Idę do tej Pruskiej zarazy na film...
- Pruskiej zarazy... Masz na myśli Gilberta? Tego Gilberta?
- No totalnie jego!
- Wszystko dobrze? Wpakowałeś się w jakieś kłopoty?
- Co masz na myśli? - zapytałem
- Po prostu to do Ciebie niepodobne! Przecież wy się nienawidzicie!
- Trochę za mocno się dzisiaj posprzeczaliśmy, więc robię to jako zadośćuczynienie!
- Niezbyt rozumiem, ale bądź ostrożny, dobrze?
- Totalnie Liciek nie bój się! Dam sobie radę!
Ominąłem Litwina i ruszyłem prosto do pokoju. Kiedy stanąłem przed drzwiami, zapukałem, a po otrzymaniu odpowiedzi po prostu wszedłem do środka.
- Co tam, pchiełko? - zapytał Gilbert, trzymając miskę popcornu, dwie puszki piwa.
- Nic takiego, szkopie.
Rzuciłem paluszki na kanapę i wygodnie umościłem się po jednej stronie. Szczelnie opatuliłem się znalezionym kocem, gdyż ze względu na to, że była zima, temperatura w pokoju nie przekraczała 20°C.
Po chwili dołączył do mnie Gilbert. Odłożył paluszki na stół, zostawiając tylko tą otwartą, po czym usiadł się blisko mnie z pilotem w ręku i siłą wyrwał mi jedną część koca, po czym się nim przykrył.
- Co ty generalnie robisz? - zapytałem
- Nie tylko tobie jest zimno, a mam tylko jeden koc. - odpowiedział
Zaczęliśmy oglądać jakiś film akcji. Jako, iż o wiele bardziej wolę historyczne lub komedie romantyczne, to zamknąłem oczy i jedynie słuchałem o czym tam gadają, jednocześnie pochrupując paluszki.
Po kilkunastu minutach zacząłem przysypiać, zanim jednak zasnąłem poczułem jak Gilbert oplata mnie mocniej ramieniem i kładzie swoją głowę na mojej. Potem totalnie odpłynąłem.
Pov.Gilbert
- Chyba zasnął... - pomyślałem.
Wyłączyłem telewizor, ponieważ i tak niezbyt uważałem podczas oglądania.
Spojrzałem na śpiącego polaczka. Wyglądał tak słodko i niewinnie, zupełnie nie przypominał tego śmiesznego, ruchliwego blondynka.
Przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej i pocałowałem go w czoło.
- Ich liebie dich...
Nagle jego powieki lekko się uchyliły i spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem.
- Ich liebie dich auch... - powiedział po czym wrócił do spania
- Czyli jednak coś pamiętasz, knypku...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro