PolUS
Specjalnie dla zemsta01
Postacie główne:
3p Polska (Fryderyk) OC
Ameryka (Alfred)
Pov.Fryderyk
Stanąłem przed lakierowanymi, dębowymi drzwiami, na których widniał numer 236. Nigdzie nie widać było żadnego dzwonka, czy też domofonu, więc po prostu lekko zastukałem.
Kilka minut po tym otworzyły się z rozmachem i ukazały stojącego w holu, szeroko uśmiechniętego Amerykanina, który w wolnej ręce trzymał swojego ukochanego hamburgera.
- Fryderyk?! Dude, cio ty rlobisz w Nowlym Yorgku?! - krzyknął, jednocześnie prawie dławiąc się bułką
- Witaj, Alfred. - odpowiedziałem i jedną ręką pozbyłem się kawałka ogórka z mojego szalika - Jestem tu z prośby Twojego brata...
- Kogo?
- Kanady...
- A no tak! - krzyknął - Czasem o nim zapominam! Hahaha
- Nie będę tego komentować - pomyślałem z rezygnacją
- Więc? Co to była za prośba? - zapytał, jednocześnie otwierając kolejną kanapkę
- Jak to możliwe, że on nadal jest taki chudy i wyprostowany... - Westchnąłem i dodałem głośniej - Chodzi o twoją die-
Nie udało mi się dokończyć, gdyż zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
- Odejdź, ty pomiocie szatana! - krzyknął zza drzwi - Moja dieta jest idealnie zbilansowana! Nie wciśniesz we mnie żadnej sałatki, dude!
- Nie mam zamiaru, Alfred... -
westchnąłem - Otwórz drzwi!
- Nie!
- Ech... Sam się o to prosiłeś... - powiedziałem, po czym przywołałem wąską stróżkę białego płomienia
Wsunąłem ją przez dziurkę od klucza i otworzyłem drzwi od wewnątrz.
- Ciesz się, że nie jestem moim bratem... - powiedziałem przechodząc przez hol - On by się nie zastanawiał... albo spalił by te drzwi, albo by je wykopał z zawiasów.
Po jego zaskoczonej i lekko przerażonej minie mogę wywnioskować, że myśli sobie coś w stylu "Polacy są straszni".
- Więc? Masz zamiar karmić mnie tylko sałatą, czy szpinakiem? - zapytał
- Niczym z tego. - odpowiedziałem - Wiem wszystko o poprzednich próbach zmiany twojej diety. Nigdy nie myślałem, że ktoś może posłać Ludwiga do szpitala tylko dzięki drewnianej łyżce...
- Ludwig nie był najgorszy! On przynajmniej dawał mi mięso, ale kiedy kazał mi spalić hamburgery w kominku, miarka się przebrała! - krzyknął Alfred stając prosto przede mną - Więc? Skoro nie chcesz fałszować mnie sałatą to czym? Błagam tylko nie brukselka!!
Klęknął prosto przede mną jakby błagał, abym oszczędził jego życie.
Pov.Alfred
Klęknąłem prosto przed nim i oparłem czoło o podłogę. Zniosę wszystko tylko nie brukselkę!
- Spokojnie, podnieś głowę. Nie będzie żadnej brukselki... - powiedział spokojnym głosem
Gwałtownie podniosłem głowę i spojrzałem prosto na twarz blondyna, którą aktualnie zdobił piękny, lekki uśmiech, a oczy wypełnione były zrozumieniem i czułością.
- A-anioł... - powiedziałem cicho, na co tylko on lekko się zaśmiał
Jego śmiech jest taki przyjemny...
- Chciałbym pokazać Ci, że możesz jeść zdrowo i pysznie... Chciałbym pokazać Ci polską kuchnię. - powiedział, po czym chwycił za swoją torbę i skierował się do kuchni
Nie mając innego pomysłu usiadłem na stołku przy "wysepce" i uważnie przyglądałem się jak Polak zakłada dopasowany, ciemno brązowy fartuch, a następnie chwyta wcześniej rozpuszczone włosy i wiąże je w niski kucyk. Skierował się w stronę lodówki, gdzie jeszcze znajdowały się składniki kupione przez jego poprzedników.
- Zobaczmy... - powiedział po czym zaczął grzebać w środku szukając potrzebnych produktów - Już wiem!
Wyciągnął wszystko na blat i zabrał się za pracę.
- Trochę mi to zajmie... - powiedział i z lekkim uśmiechem odwrócił się w moją stronę
Moją twarz pokrył soczysty rumieniec.
- Nie musisz tu siedzieć jak nie chcesz...
- N-nie! - odpowiedziałem gwałtownie - Lubię na Ciebie patrzeć!
Ponownie odwrócił się w moją stronę, tym razem ze zmieszanym wyrazem twarzy.
- T-to znaczy... Patrzeć jak gotujesz! O to mi chodziło! Hahaha! - dopowiedziałem szybko, jednocześnie wstając
Żwawnym krokiem ruszyłem w stronę mojego pokoju. Gdy do niego dotarłem, rzuciłem się na łóżko i mocno przytuliłem się do poduszki...
(...)
Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem. Zapewne spałbym dalej, gdyby nie cudowny zapach, który ogarnął całe mieszkanie.
Nieprzytomnie jak zombie, z zamkniętymi oczami ruszyłem za zapachem... Przeszedłem przez salon, jadalnie i już po chwili znalazłem się w kuchni...
Zauważyłem stojącego przy kuchence Fryderyka, podszedłem od tyłu, oplotłem ramiona wokół jego talii, a głowę położyłem na polskim barku.
- Głodny... - powiedziałem leniwym głosem
- Tak, tak rozumiem... - odpowiedział
Korzystając z dobrego miejsca, dokładnie przyglądałem się jak gotuje. Trzeba przyznać, że robi to naprawdę niesamowicie... Oderwałem wzrok od jego rąk i przechylając głowę spojrzałem prosto na fryderykową twarz. Delikatny uśmiech, słowiańskie rysy twarzy i subtelny rumieniec...
- Alfred, puść mnie... Muszę nałożyć na talerze. - westchnął
- Nie chcę! Jesteś taki wygodny~
- Przecież przed chwilą jęczałeś, że jesteś głodny.
- I dalej jestem...
- No to siadają do stołu, a ja za chwilę przyniosę talerze.
- Dobrzee... - odparłem i niechętnie puściłem Polaka po czym leniwym krokiem ruszyłem w stronę stołu
(...)
Po chwili dołączył do mnie Fryderyk niosąc dwa parujące talerze. Chwyciłem za sztućce i od razu wziąłem się za jedzenie...
Pierwszy kęs...
- OMG, Dude co to jest?! - krzyknąłem i od razu wsunąłem cały kawałek
- To nazywa się kotlet schabowy.
- Smakuje jak hamburger, a nawet lepiej! - krzyknąłem i wziąłem się za resztę
(...)
- To było pyszne, dude! - krzyknąłem
- Bardzo się cieszę... - odpowiedział, chcąc chwycić za talerze
- Czekaj! Pomogę Ci!
- Nie trz-
- Trzeba! - krzyknąłem przerywajc mu - Ty zrobiłeś jedzenie to ja posprzątam!
Szybko obiegłem stół i już prawie byłem obok Polaka, lecz jak na złość potknąłem się o własne nogi i upadłem prosto obok Fryderyka.
Przygotowałem się na spotkanie z podłogą, lecz to nie nadeszło. Po prostu zawisłem w powietrzu. Poczułem, że coś trzyma mnie za brzuch. Odwróciłem twarz w tą stronę i zobaczyłem roześmianą twarz Polaka.
- Dobrze, że to nie trzymałeś talerzy i sztućcy. - odparł pomagając mi stanąć do pionu
- Hehe, masz rację. - odpowiedziałem
(...)
Ze smutnym wyrazem twarzy odprowadziłem Fryderyka do drzwi.
- Więc? Przyjedziesz czasami? - spytałem, mając nadzieję na pozytywną odpowiedź
- Jak będę miał chwilę. Tak samo ty możesz przyjechać do mnie. - odpowiedział lekko się uśmiechając - Do zobaczenia.
Odwrócił się i już miał odejść, ale jakaś tajemnicza siła popchnęła mnie w jego stronę i mimowolnie przytuliłem się do niego.
- Dziękuję... - powiedziałem przyciskając go do siebie
- Nie ma za co, Alfred... - odpowiedział i chwycił mnie za ramię - Do zobaczenia jeszcze raz...
Uwolnił się z mojego uścisku, odwrócił się od mnie przodem i pocałował mnie w czoło, po czym szybko odszedł zostawiając mnie zszokowanego na środku korytarza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro