Polska x Łotwa
Specjalnie dla _L_I_X_
Przepraszam za opóźnienie... Wybacz T^T
Postacie:
Polska (Feliks)
Łotwa (Raivis)
Pov.Narrator
W odległej krainie, w której lasy są tak zdradliwe, że nawet najlepsza busola zgubi w nich kierunek, w której mgły się tak gęste, że można je siekać maczetą jak watę cukrową, w której nie żyją ani ludzie, ani zwierzęta, wznosi się ogromny, wykuty w litej skale, zamek. Potworną budowlę rodem z horrorów, określa się mianem "Zamku widmo". Tak nazwał ją podróżnik, który zapuścił się w te rejony lata temu. Zapisał to w swoim notesie, znalezionym przez grupę ratunkową. Mężczyzna jednak, nigdy nie powrócił...
A jaka jest prawda? Skąd wziął się zamek i cała ta kraina? Miejscowi zdążyli już wymyśleć kilka legend odnoście tych tajemniczych terenów.
Jak dobrze wiemy, w każdej legendzie jest ziarnko prawdy. Tym razem jest nim... magia.
W kamiennej budowli bowiem, spotyka się trójka magów. Niezwykle silnych, choć każdy specjalizuje się w innej dziedzinie. Ich drogi stykają się w tym miejscu, gdyż chcieli, aby eksperymenty przez nich prowadzone były ściśle tajne. Głównym "królikiem doświadczalnym" są bowiem... ludzie.
Dziś, czternastego listopada, wypada kolejne spotkanie trójki magów. Oh, biada temu, kto pomyślał sobie, aby zapuścić się w te mroczne rejony, akurat tego dnia...
Mężczyźni siedzieli właśnie przy stole i w niezwykłym skupieniu dyskutowali o czymś między sobą. Czy omawiają kolejny eksperyment? A może wybierają właśnie swą ofiarę? Ich ciche szepty są praktycznie niesłyszalne dla ludzkiego ucha... Możemy jednak wiedzieć jedno. Dziś w nocy, w którymś z domów, będzie jednego lokatora mniej...
- ...
- ...
- ...
- Bum! Poker królewski! - krzyknął nagle Vlad, dosłownie uderzając kartami o stół
- Hmpf... Pewnie znowu oszukiwałeś... - mruknął Arthur, który niechętnie podsunął mu pod nos paczkę angielskich landrynek
Lukas tylko przytaknął, rzucając torebkę kawy na drugi koniec stołu.
Wampirek wyszczerzył kły, jakby zupełnie nie usłyszał wypowiedzi Anglika.
- Dobra... - westchnął przewodniczący, spokojnie wstając z wygodnego krzesła - Zajmijmy się tym naszym projektem.
Choć niechętnie, pozostała dwójka także podniosła się z siadu. Vlad szybkim ruchem zebrał swoje "łupy", po czym wszyscy ruszyli do pokoju obok. Gdy otworzyli drzwi, od razu poczuli smród grzybów i wypalonych świec.
- Ugh, Lukas! Miałeś posprzątać po ostatnim rytuale! - skrzywił się Anglik, wyciągając swoją drewnianą różdżkę
Pomachał nią kilka razy, aż przedmioty w sali zaczęły się poruszać, wracając na swoje miejsce.
- Od razu lepiej. - mruknął zadowolony, po czym popsikał pokój jakąś dziwną miksturą
Zapach momentalnie zniknął, pozostawiając po sobie jedynie woń świeżo parzonej herbaty.
- Dobra. Zaczynamy. - ogłosił Arthur, podchodząc do półki z książkami i licznymi teczkami
Wyciągnął tą z napisem "Projekt 478", po czym otworzył ją i podał każdemu obecnemu po pliku kartek.
- Lukas. Jaki jest szacowany procent przeżywalności tego eksperymentu? - zapytał Anglik, na co pytany zaczął szukać czegoś w tekście
- Dziewięć procent... przeżywalności. - odpowiedział, posyłając przyjacielowi niepewne spojrzenie - Jesteś pewien? Ostatnie króliki jakoś przeżywały nasze zaklęcia, ale teraz...
- Musimy to zrobić... w imię nauki! - zakrzyknął Arthur, patrząc hardo w oczy Norwega
- Skoro tak mówisz... - mruknął sceptycznie - W takim razie potrzebujemy kogoś, o kim nikt nie pamięta...
- Kogoś, kto nikogo nie obchodzi. - dodał cicho Arthur
- I najlepiej niezbyt potrzebnego światu. - odparł Vlad
Trójka popatrzyła po sobie przez chwilę, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia.
- Łotwa!
- Łotwa!
- Dania!
Arthur i Vlad popatrzyli karcąco na Norwega.
- Albo Łotwa... - mruknął, wyraźnie niezadowolony
- W takim razie lecimy po niego. - odparł Anglik, chwytając za swoją latającą miotłę - W drogę.
- Tak od razu? - zdziwił się Rumun
- A kiedy? O 19 leci nowy odcinek Sherlocka Holmesa! - odparł Arthur, wychodząc z pokoju
TimeSkip
Do domu krajów bałtyckich dotarli dopiero około godziny drugiej w nocy. W żadnym oknie nie widać było ani zapalonego światła, ani jakiegokolwiek ruchu. Trójka magów rozdzieliła się więc i zaczęła po kolei sprawdzać każdy pokój. Po jakiś pięciu minutach, zamieniony w niewielkiego nietoperza, Vlad przyleciał do swoich przyjaciół, wskazując na jedną z mniejszych okiennic.
Arthur gestem ręki pokazał, aby ruszyli w stronę wskazanego miejsca.
Jako iż panowała mroźna zima, okno było zamknięte. Dla Anglika jednak, nie stanowiło to najmniejszego problemu. Kilka razy zamachnął się swoją różdżką i puf! Magic. Otwarte.
Raivisa zastali śpiącego spokojnie w niewielkim łóżku. Przytulał do siebie pluszowego misia, mrucząc coś niezrozumiałego przez sen. Cała trójka uznała to za niezwykle urocze, jednak szybko się otrząsnęli. Przycisnęli do nosa Łotysza chustkę zamoczoną wcześniej w silnej miksturze nasennej, po czym zapakowali go do worka płóciennego, oczywiście "magicznego", i odlecieli z powrotem do swojego zamku. Raivis nawet nie zdążył zareagować.
Gdy dotarli do celu swej podróży, od razu wzięli się do roboty. Nie spodziewali się, że ktoś szybko zainteresuje się zniknięciem Łotysza, więc na spokojnie przygotowali wszystko, co będzie im potrzebne.
Wielokolorowe mikstury, błyszczące proszki i inne, dziwne składniki piętrzyły się na komodzie obok opasłego krzesła, bardzo przypominającego to dentystyczne.
Arthur mruknął coś zadowolony pod nosem, po czym chwycił za różdżkę, machnął nią kilka razy, a "magiczny", płócienny worek wzniósł się, ukazując śpiącego Łotysza.
- Dobra, zaczynamy. - zakomunikował Anglik, odkładając na bok, pustą już, filiżankę po herbacie
Vlad wziął się za szukanie zaklęcia, Lukas zaczął kreślić magiczny krąg, a Arthur przygotowywał miksturę, którą w niedalekiej przyszłości będą musieli podać Raivisowi.
TimeSkip
Godzinę później
- No... - westchnął Anglik, ocierając pot z czoła. Szybkim ruchem zdjął grube, jednorazowe rękawiczki - W końcu...
- Zaczynamy? - niecierpliwił się Vlad. W jego oczach tańczyły podekscytowane iskierki
- Tak. - odparł pewnie Arthur, chwytając za przygotowany tekst - Zapalcie świece... Będzie klimatycznie.
Już po chwili jedynym światłem oświetlającym pokój zostały niewielkie płomyki świec. Rumun chwycił za kolbę z miksturą i ruszył na swoje miejsce w kręgu, zaraz obok Norwega.
- Najpierw podaj mu środek, Vlad. - odparł Anglik, bacznie przyglądając się poczynaniom swojego kompana
Rumun ostrożnie podał Raivisowi miksturę, po czym wycofał się na bezpieczną odległość.
- Dobra, zaczynam. - odparł Arthur, otwierając księgę na odpowiedniej stronie
Wokół niego pojawiły się latające, zielone płomyczki. Jego blond włosy lekko się unosiły, zupełnie jak on sam. Tekst w księdze zaczął podświetlać się na jaskrawy odcień zieleni w momencie, gdy Anglik czytał pojedyńcze słowa.
Estredawa enteripior hane aste nate, Estredawa kaswerion hane jate, Hulamino werstane heenae wate, guligios dotramus werestenos cat!
- Ty debilu! - krzyknął Lukas, gdy ostatni wyraz zaświecił się na krwisty odcień czerwieni. Na jego twarzy malowała się paniką - Pomyliłeś ostatnie sł-
Jego krzyk jednak nic nie dał. Arthur zaraz po skończeniu recytacji obsypał Łotysza kolorowym proszkiem, co przypieczętowało rytuał.
W pokoju rozległo się oślepiające, białe światło oraz potężny wybuch, który odrzucił do tyłu trójkę magów, meble i bliskie przedmioty. Impet uderzenia pozbawił wszystkich przytomności, a Arthurowi, który stał najbliżej, prawdopodobnie złamał rękę przez uderzenie w ścianę.
Gdy błysk zniknął, a dym, wytworzony przez upadające książki i półki, opadł, można było zobaczyć prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Trzy postacie leżały nieruchomo przy ścianie, przysypane górą książek. W środku pokoju stał natomiast nietknięty fotel, na którym leżał mały, puchaty... brązowy kot. W jego oczach widać było przerażenie i dezorientację.
- C-Co tu robię?! Co tu się stało?! Czemu są tu jakieś... zwłoki?! Czy to ja ich zabiłem?! - krzyczał w myślach Łotysz - I co najważniejsze... Czemu jestem kotem?!
Raivis w swojej nowej formie zaczął nerwowo rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu wyjścia. Pomieszczenie jednak nie miało okien, a drzwi, prawdopodobnie, zamknięte były na klucz.
- M-muszę się stąd wydostać! - krzyknął w myślach zrozpaczony brunet
Zaczął przeszukiwać pokój w poszukiwaniu drogi ucieczki... Jakiejkolwiek!
W czasie, kiedy on latał po pomieszczeniu, Lukas, jako najmniej poszkodowany, powoli zaczął się budzić. Gdy, po otworzeniu oczu, zobaczył brązowego kota i puste krzesło, szybko skojarzył fakty.
Podparł się na dłoniach, po czym chwycił się, stojącej obok, szafki i stanął na nogi. Zaraz potem, opierając się o ścianę, ruszył w kierunku, stojącego akurat, kota.
- Hej... Kici kici... - starał się, aby ton jego głosu brzmiał łagodnie i zachęcająco - Chodź do mnie...
Raivis wiedział jednak, że jeśli da się teraz złapać, to prawdopodobnie już nigdy nie zazna wolności.
Nerwowo zaczął szukać jakiegoś sposobu ucieczki, lecz nic nie przychodziło mu do jego kociej głowy.
W pewnym momencie jednak, zauważył, że przewrócone, do połowy zbite, lustro, leżące w przeciwnym kącie pokoju, mieni się nienaturalnym światłem.
- N-No cóż... - pomyślał brunet - I-Innej opcji chyba nie mam...
Szybko, jak na swoje kocie możliwości, wyrwał się do przodu, po czym ominął klęczącego Norwega i, nawet nie próbując zwolnić, wleciał w lustro, po czym zniknął. Mebel natomiast upadł szybą do podłogi, zbijając się doszczętnie.
- Świetnie...
TimeSkip
Pov.Raivis
Było mi zimno. Czułem, że leżę w czymś mokrym i śmierdzącym, ale nie wiedziałem, co to jest. Do moich uszu dobiegały najróżniejsze odgłosy: samochody, rozmawiający ludzie, szczekające psy...
- Gdzie ja jestem? - szepnąłem pod nosem, ale z moich ust wydobyło się tylko ciche miauknięcie
Gdy otworzyłem oczy, zauważyłem, że leżę w brudnej, ściekowej kałuży. Wokół mnie piętrzą się stare pudła po konserwach i duże kontenery na śmieci.
- G-Gdzie ja jestem? - pomyślałem, rozglądając się wokół
Ostrożnie podnosiłem się z ziemi, po czym chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę, jak się domyślałem, wyjścia z tej obskurnej alejki. Gdy znalazłem się przy rogu łączącym chodnik, na którym w jednej fali poruszali się ludzie, zawahałem się.
- A co jeśli mnie zadepczą? - pomyślałem, cofając się o krok w tył - Jestem kotem, ale przecież to niemożliwe, żebym miał 9 żyć...
Z nerwów skuliłem się przy ścianie, nie wiedząc, co ze sobą począć.
- O jejku! Ale słodziak! - usłyszałem nad sobą
- Skądś znam ten głos... - pomyślałem, powoli podnosząc swoje kocie ślepia
- Feliks zostaw go! - krzyknął ktoś inny, odciągając blondyna w przeciwnym kierunku
- Tolys! - pomyślałem uradowany, podbiegając w jego stronę
Nie mając innego pomysłu, zacząłem drapać go po nogawkach, mając nadzieję, że mnie rozpozna... Jakimś cudem.
- Ej! Przestań! - krzyknął wyraźnie wkurzony, po czym zamachnął się, próbując mnie odpędzić
Drogę jego nodze zagrodził jednak but Feliksa, który patrzył na niego z wyraźnym wyrzutem.
- Co ty robisz Licia?! - warknął Polak, podnosząc mnie z ziemi - Nie znęcają się nad tym biednym kotem!
- Widziałeś, co zrobił mi ze spodniami?! - odparł, wskazując palcem to na mnie, to na poszarpane nogawki - I weź go nie dotykaj! Pewnie ma wszy!
- No i co! A w ogóle twoje spodnie wyglądają teraz modniej! - krzyknął, przytulając mnie jeszcze mocniej - Trzeba się nim zająć!
- No czujesz, jak on śmierdzi?! - warknął Litwin, pochylając się nad, trzymającym mnie, Polakiem - To przybłęda! Zostaw go, bo jeszcze się czymś zarazisz!
- No i co! I tak nie umrę! - odparł Feliks, zamykając mnie w szczelnym, ale delikatnym uścisku - Biorę go do domu! Nie zostawię tego kociaka na pastwę zimy!
Mówiąc to, ściągnął swoją czapkę, ukazując burzę złocistych włosów, po czym delikatnie włożył mnie do wełnianego koszyczka i ruszył w stronę przeciwną do krzyczącego Litwina.
Spojrzałem na niego swoimi wielkimi oczyma.
- Miau!
- Spokojnie mały. Po prostu ma zły dzień. - odparł blondyn, uśmiechając się i drapiąc mnie jednocześnie za uszkiem - Jego brat zaginął w nocy. Licia jest bardzo zestresowany, bo bliska mu osoba nie daje znaku życia. Przez cały dzień go szukaliśmy i nic!
- Miau! ("To ja jestem tym bratem!") - starałem się powiedzieć
- Haha! Ale słodziak! Prawie pomyślałem, że zrozumiałeś, co mówiłem! - odparł, klepiąc mnie po głowie - Za chwilę będziemy w moim mieszkaniu. Tam się tobą zajmę!
TimeSkip
Pov.Narrator
Po jakiś dwudziestu minutach Feliks, nadal trzymający Łotysza w wełnianej czapce, stanął przed drzwiami do swojego mieszkania. Wyciągnął niewielki, metalowy kluczyk z bocznej kieszonki swojej brązowej, zimowej kurtki, po czym włożył go do zamka i delikatnie przekręcił.
Gdy przekroczyli próg, od razu uderzyła w nich fala przyjemnego ciepła.
- Oto jesteśmy! - krzyknął Feliks, delikatnie wyciągając Raivisa z koszyczka - Witam w moim królestwie! Rozgościć się malutki. Za chwilę przyniosę ci coś do jedzenia.
Po tych słowach, zdjął kurtkę i ruszył do kuchni, aby przygotować jedzenie.
Łotysz, niezbyt wiedząc co ze sobą zrobić, zaczął krążyć po domu, próbując przyzwyczaić się do nowego otoczenia i... swojej postaci.
- Niezłe biuro... - pomyślał Raivis, przeskakując między biurkiem, a komodą, na której piętrzą się różne, stare urządzenia - O ja! Dawno nie widziałem żadnej maszyny do pisania!
Stary przedmiot kurzy się już od wielu lat na feliksowej półce. Mimo to, a przynajmniej tak twierdzi Polak, nadal można na niej pisać.
Kilka minut później w domu rozległ się głos Feliksa.
- Mały! Gdzie jesteś?! Chodź! Kici kici! Czas na jedzonko! - krzyczał blondyn, wolnym krokiem spacerując po mieszkaniu
Łotysz nie miał zamiaru się przed nim chować, tym bardziej, że coraz mocniej odczuwał całodniowy brak jedzenia. Kilkoma szybkimi susami zeskoczył z dębowej komody, po czym pognał w stronę, z której przyszedł.
- O! Tu jesteś! - odparł ucieszony Feliks, kiedy Raivis znalazł się tuż przy jego nodze
Polak chwycił kota na ręce, po czym ruszył w stronę kuchni.
- Nie mam kociego jedzenia, więc mam nadzieję, że rybka ci wystarczy. Potem kupię coś odpowiedniego. - wytłumaczył, odkładając zwierzaka na podłogę
Kilka sekund później, położył przed nim talerzyk z jakąś niezidentyfikowaną rybą oraz dwie miseczki - jedna z wodą, drugą z mlekiem.
- Smacznego mały.
Raivis, z przyzwyczajenia, próbował odpowiedzieć jednak, z jego kociego pyszczka, wydobyło się tylko głośne miauknięcie.
Polak podrapał go za uszkiem, po czym sam udał się do kuchni, aby przyrządzić obiad dla siebie i swojego przyjaciela.
Jak tylko Feliks zniknął z pola widzenia, Łotysz łapczywie rzucił się na swoje "danie". Okazało się, że Feliks przygotował mu filet z jakieś białej ryby, więc nie musiał martwić się o ości.
Gdy skończył, wypił szybko całe mleko i zadowolony ruszył do kuchni, gdzie Polak właśnie kończył swój obiad.
- O! Witam mał- O Jezu! Ty totalnie serio śmierdzisz! Dopiero teraz to poczułem. - odparł, łapiąc kotka na ręce - Idziemy cię umyć!
- No cóż... - pomyślał Łotysz - W sumie to miałem nadzieję jeszcze na kawałek ryby, a nie na zostanie rybą...
Gdy dotarli do dużej, nowocześnie urządzonej łazienki, Feliks odkręcił kurek z wodą, pozwalając jej leniwie przelewać się do wanny. W tym czasie Polak zdjął swój golf i zaczął szukać po szafkach jakiegoś delikatnego szamponu.
- Dobra, chodź tu mały.
Polak szybkim ruchem chwycił zdezorientowanego Łotysza, po czym powoli włożył go do wody, sięgającej mu mniej więcej do brzucha. Blondyn nałożył sobie na dłoń trochę szamponu, po czym, ku niezadowoleniu Łotysza, zaczął wcierać go w brązowe futerko.
- Nie wierć się mały! - odparł Feliks, kiedy, już po raz trzeci, zwierzak próbował drapnąć go w rękę
- Jak mam się nie buntować! To wcale nie jest przyjemne! - pomyślał Raivis, próbując ataku jeszcze raz
W końcu, po upływie prawie pół godziny, czysty i pachnący Łotysz leżał sobie na kanapie, owinięty w ciepły ręcznik, z głową przy kolanie padniętego Polaka.
W telewizji leciał właśnie jakiś wywiad z Zenkiem Martyniukiem, jednak Feliksa w ogóle on nie interesował. Blondyn zastanawiał się bowiem, gdzie podziewa się jego przyjaciel, którego jakieś 3 godziny temu zostawił samego na ulicy Warszawy.
- Powinien być już w domu... - pomyślał, delikatnie głaszcząc śpiące zwierzątko po główce
Niestety, mijały kolejne minuty, a Litwin się nie pojawiał. Feliks, początkowo cały spięty, po jakimś czasie zaczął odczuwać skutki całodniowej wędrówki. Jego głowa leniwie opadła na oparcie kanapy, a ręka zatrzymała się na grzbiecie zwierzątka.
Jednak, nie dane mu było pospać długo, gdyż już jakieś dziesięć minut później w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Polak obudził się natychmiastowo. Poderwał się z kanapy, po czym ruszył w stronę drzwi. Łotysz oczywiście razem z nim.
- Licia! Tak się martwiłem! - krzyknął, jak tylko zobaczył twarz swojego przyjaciela
- Martwiłeś? Dobre żarty... Przecież to ty mnie tam zostawiłeś! - warknął Litwin, rzucając kurtkę o wieszak, przez co mebel upadł na podłogę - Dobrze wiesz, że nie znam Warszawy jakoś świetnie! Zgubiłem się i błądziłem przez kilka godzin!
- Ja...
- Nawet nie próbuj się tłumaczyć! To twoja wina! - krzyknął Tolys, uderzając pięścią w ścianę
Feliks, który początkowo zamierzał objąć przyjaciela, cofnął się niepewnie, spuszczając wzrok.
- Tak... Masz rację Licia. To moja wina. Nie powinienem cię tam zostawiać... - szepnął Polak, przechodząc do kuchni - Przepraszam.
- Nie... To ja przepraszam. To nie twoja wina... - westchnął brunet, chowając twarz w dłoniach - Po prostu nie mogę zrozumieć, jak mój brat mógł tak po prostu zniknąć... W ciągu jednej nocy!
W jego zakrytych oczach pojawiły się łzy.
- Też tego nie rozumiem. - odparł Polak, delikatnie obejmując przyjaciela - Zawsze był dla mnie jak młodszy braciszek.
Feliks spojrzał prosto w oczy Litwina.
- Znajdziemy go! Obiecuję! - posłał mu promienny uśmiech - A jeśli okaże się, że ktoś go porwał, to już współczuję tym porywaczom!
Tolys otarł łzy wierzchem dłoni, po czym cicho przytaknął.
- Dobra, chodźmy do kuchni. Pewnie jesteś głodny.
Gdy ta dwójka zniknęła za ścianą, Łotysz, który do tej pory przysłuchiwał się całej tej rozmowie, ruszył prosto za nimi.
- Muszę jakoś im przekazać, że to ja jestem Raivis! - pomyślał - Ale najpierw idę coś zjeść...
TimeSkip
Przez ostatnie kilka dni, Łotysz na każdy możliwy sposób, który przyszedł mu akurat do głowy, próbował przekazać Feliksowi kim jest. Układanie zdań z kocich chrupek, które wkurzony Polak sprzątnął, niezważając na ich nieprzypadkowy układ. Próba napisania listu, która bez kciuka okazała się niemożliwa. Albo włączenie translatora Google, aby mówił za niego, co może by wypaliło, gdyby... posiadał hasło do telefonu Polaka.
- Może gdyby był tu Tolys... - pomyślał zrezygnowany Raivis, zwijając się w kłębek na miękkiej sofie
- Aww, jak słodko. - usłyszał za sobą kot, automatycznie odwracając się w stronę głosu
Feliks leniwie opadł obok leżącego zwierzaka, po czym zaczął głaskać go energicznie po łepku.
Raivis próbował zrzucić jego dłoń, raz po raz sycząc z niezadowolenia.
- Haha, reagujesz zupełnie jak Raivis, gdy tramosiłem go po włosach! - zaśmiał się Polak, zaprzestając wkurzającej czynności. Momentalnie jednak posmutniał- Brakuje mi go... Mam nadzieję, że wszystko z nim dobrze...
Raivis niepewnie wsunął łepek pod rękę blondyna, jakby chciał dodać mu otuchy.
Po chwili ciszy, Feliks zaczął delikatnie drapać kota za uszkiem.
- Jak jeszcze mogę spróbować mu to powiedzieć... - pomyślał, nadstawiając się do dalszego głaskania - A jeśli... Już wiem!
Łotysz gwałtownie poderwał się z miejsca, zostawiając na kanapie zdziwionego Polaka.
- Hej mały! Co się stało?! - krzyknął Feliks, kierując się za uciekającym kotem
- Dobrze, chodź za mną. - pomyślał uradowany Raivis, wbiegając do biura Polaka
Łotysz kilkoma szybkimi susami wskoczył na zakurzoną komodę, stając prosto przed starą, od dawna nieużywaną maszyną do pisania.
- Boże, oby działa...
Niższy blondyn niepewnie włączył mechanizm, po czym nacisnął pierwszy klawisz. Na kartce papieru... nic się nie pojawiło.
- Nie wierzę! Może nie ma tuszu...
W tym samym momencie do pokoju wpadł Polak.
- Co ty robisz? - zapytał, podchodząc do komody - W tej maszynie nie ma tuszu, mały. Chodź, bo jeszcze ją zepsujesz...
Feliks podniósł kota, z zamiarem powrotu do salonu.
- Nie! - syknął Raivis, jednocześnie drapiąc Polaka w policzek
- Au! Co się dzieje?!
Korzystając z okazji, Łotysz z powrotem wskoczył na komodę, po czym zaczął desperacko miauczeć.
- O co chodzi mały? Chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał Feliks, trzymając się za obolały policzek
Raivis ucieszony z tego pytania, zaczął po kolei wciskać odpowiednie przyciski.
Polak natomiast stanął nad nim, bacznie mu się przyglądając.
- J - A - J - E - S - T - E - M - R - A - I - V - I - S - powiedział na głos Feliks - (...) No chyba sobie żartujesz!
Kot natomiast przecząco pokręcił głową.
- Dlaczego nie próbowałeś mi tego przekazać?!
Raivis posłał mu mordercze, pełne wyrzutów spojrzenie.
- No dobra... Pewnie próbowałeś... Agh! Trudno mi w to uwierzyć! - bąknął Polak - Kto ci to zrobił?
Łotysz ponownie odwrócił się w stronę maszyny.
- M - A - G - I - C - T - R - I - O - odparł blondyn - Ugh, mogłem się domyślić... Chodź ma- Raivis! Nie ma czasu do stracenia!
Zanim jednak Polak zdążył opuścić pokój, zatrzymało go donośne miauknięcie.
- O co chodzi? - zapytał zdziwiony
Łotysz jedną łapką wskazał na swój brzuch, z którego wydobywało się ciche burczenie.
- No dobra... Najpierw obiad...
TimeSkip
Po upływie około godziny, Feliks wraz z, zawiniętym w dużą chustę, kotem stanęli na dachu budynku mieszkalnego.
- Podróż do Rumunii samolotem zajęłaby zbyt dużo czasu, więc możemy to trochę przyspieszyć... - odparł blondyn, posyłając swojemu kociemu pasażerowi promienny uśmiech - Trzymaj się mocno.
Polak szybkim ruchem zawiązał sobie chustę z Łotyszem na plecach, po czym wyszeptał coś pod nosem, a na jego plecach pojawiły się piękne, śnieżnobiale skrzydła.
- Nie rób takiej miny! - odparł Polak, gdy zobaczył strach w oczach kompana - Jestem prawie pewien, że dolecimy w jednym kawałku!
- Prawie?! - pomyślał przerażony Łotysz
- Gotowy? - zapytał Feliks z ironią - Nie? (...) No cóż! Lecimy!
W tym momencie blondyn gwałtownie poderwał się w górę, by już po chwili znaleźć się powyżej granicy chmur.
- Ej, otwórz oczy. Uwierz mi, że to nic strasznego, a omijają cię totalnie zafeliste widoki.
Łotysz przez długi czas siedział w chuście, ciągle dygocząc z przerażenia. Jednak, wraz z upływem czasu, czuł jak stres powoli znika. Po chwili niepewnie uchylił powieki.
- Ładnie co? Lecąc samolotem to nie to samo, mały. - odparł Polak, delikatnie zniżając lot - Podoba ci się?
Łotysz twierdząco pokręcił głową, cały czas rozglądając się wokół siebie.
- Cieszę się. - rzucił Feliks - Powinniśmy być za jakieś dwie godziny. Jeśli chcesz możesz się zdrzemnąć.
Raivis uznał tę propozycję, za niezwykle kusząca. Umościł się więc wygodnie w chuście i zamknął swoje kocie ślepia.
TimeSkip
- Hej Raivis... HEJ! Wstawaj no! - krzyknął Feliks, na co Łotysz gwałtownie podniósł swój koci łepek - Jesteśmy na miejscu.
Przed nimi rozciągała się ogromna, mroczna budowla, rodem z amerykańskich horrorów.
- Nic się to miejsce nie zmieniło... - westchnął Polak, podchodząc do, wykutych w litej skalę, wrót wejściowych. Chwycił za klamkę, po czym energicznie pchnął drzwi przed siebie.
- Jak zwykle ich nie zamknął...
Jak tylko Polak wszedł do środka, światła w holu zapaliły się, a przed nim stanęła trójka lokatorów: Arthur, którego włosy były do połowy spalone, a prawa ręka spoczywała w masywnym gipsie, Lukas, którego cała twarz oklejona była różowymi plastrami w jednorożce oraz Vlad, który uśmiechał się delikatnie, ukazując dziurę, w której kiedyś spoczywał jeden z jego kłów.
- Feliks?! Jak się tu dostałeś?! - krzyknął Arthur, podchodząc bliżej nowoprzybyłego - Przecież to miejsce-
- Co masz na myśli? Od ponad dwudziestu lat urządzamy tu imprezy halloweenowe! - odparł zdziwiony Polak - Mam słabą pamięć do dróg, ale bez przesady.
- Haha, no w sumie masz rację. - zaśmiał się niepewnie Anglik - Ale co cię tu sprowadza? Czyżbyś w końcu zgodził się, żeby przeprowadzić na tobie e-
- Nie, nie i jeszcze raz nie. - przerwał mu Polak, na co Anglik wymamrotał coś niezadowolony pod nosem
- A więc? - zainteresował się Lukas
Feliks schował skrzydła, po czym delikatnie odwinął Raivisa z chusty i pokazał go trójce magów.
- Kojarzycie go może?
Na twarzach Magic Trio malowało się zdziwienie z nutką przerażenia.
- A, eee... Tak! Znam go! To mój kot! - krzyknął nagle Arthur - Nazywa się eee...
- Może Raivis? - zaproponował ostro Feliks
- Tak! To znaczy nie! Nie! Nie! Nie! Nazywa się Puszek! Tak! Puszek! - krzyknął Anglik, powoli podchodząc w ich stronę - Chodź tu malutki! Chodź do pana!
Gdy rękę Arthura dzieliło tylko kilka centymetrów, Raivis syknął, po czym zaatakował Anglika swoimi ostrymi pazurkami.
- Au!
- Powiedzcie mi... - odparł ostro Feliks, kompletnie ignorując ból Arthura - Co chcieliście z nim zrobić? I jak sprawić, aby wrócił do normalnej postaci?
- Myślisz, że ci powiemy?! - krzyknął Arthur - Ludwig nałoży na nas karę, jeśli się dowie, że przeprowadzamy jakieś eksperymenty na ludziach i personifikacjach!
- Należy się wam.
- O niczym się nie dowie, jeśli się ciebie pozbędziemy! - krzyknął Vlad, wyciągając z kieszeni swoją różdżkę. Pozostała dwójka przytaknęła i dołączyła do niego
Feliks odstawił Raivisa na bok, po czym przyjął pozycję bojową.
- Naprawdę chcesz z nami walczyć?! Haha! Wolne żarty! - zaśmiał się Arthur - Za chwilę zostanie z ciebie sam popiół!
- Jeszcze zobaczymy...
5 minut później
Gdy Magic Trio leżało już związane na ziemi, Feliks podszedł do nich i ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy, złamał ich różdżki na pół.
- Jak mogłeś! - zaszlochał Arthur, który próbował uwolnić się z wiążących go sznurów
- Jak można go przywrócić do normalnej postaci? - zapytał Polak, kompletnie ignorując łkanie Anglika
- Wystarczy poczekać kilka dni! Efekt nie jest trwały! - odparł Vlad, patrząc na blondyna swoimi wielkimi oczami
- To dobrze. - odparł z ulgą Polak, po czym odwrócił się na pięcie i skierował w stronę zamkniętych wrót - Do zobaczenia.
- Ej! A co z nami?! - krzyknął Lukas, gdy Polak znalazł się już przy bramie
- Zabawcie się w Davida Copperfielda. - odparł Feliks, rzucając im rozbawione spojrzenie - Chyba, że chcecie skończyć jak Popiel.
Po tych słowach otworzył bramę i wyszedł, nie zamykając jej za sobą. Obok niego kroczył oczywiście Raivis.
- Słyszałeś? Musimy po prostu poczekać. - odparł blondyn przyjaznym głosem - A teraz chodź. Wracamy do domu.
Położył chustę na ziemi, a kot z radością wskoczył na miękki materiał. Kilkoma szybkimi ruchami owinął go wokół ciała zwierzaka, po czym zawiesił go sobie na plecach, rozwinął skrzydła i silnym, gwałtownym ruchem poderwał się z ziemi.
TimeSkip
Ostatnie dni mijały im spokojnie. Raivis nadal komunikował się z Polakiem za pomocą maszyny do pisania, w której to Feliks postanowił wymienić tusz na nowy. Blondyni postanowili nie informować o tym wszystkim Tolysa, gdyż mogło się to źle skończyć dla naszej trójki magów. Zamiast tego żyli sobie spokojnie; Raivis, wylegując się cały dzień na kanapie, a Feliks, odrabiając papierkową robotę, którą przywiózł mu szef.
Mimo środka bardzo mroźnej zimy, pewnej nocy, dokładnie pięć dni po spotkaniu w zamku, rozpętała się ogromną burza. Krople wody i grad wielkości paznokci obijały się o okna, przyprawiając o papilację serca wszystkie dzieci, zwierzaki oraz miłośników horrorów... W tym oczywiście naszego małego, łotyskiego kotka.
Na co dzień śpi on na feliksowej kanapie, jednak tej nocy, zawinięty w ciepły kocyk, zupełnie nie mógł zasnąć.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, wyszedł spod materiału, po czym kilkoma susami przebył drogę między salonem, a pokojem Feliksa, wślizgnął się przez niedomknięte drzwi i umościł pod kołdrą, prosto obok gospodarza. Mając kogoś przy sobie, wszystkie strachy uciekły w niepamięć. Raivis zwinął się, więc w kłębek i, otulony ciepłą kołdrą, po prostu odpłynął.
TimeSkip
Następnego dnia Raivisa obudziło uczucie przejmującego chłodu. Czuł, że palce u stóp dosłownie mu odmarzają. Chwycił więc za kołdrę i owinął się nią szczelnie.
W tym momencie usłyszał po drugiej stronie łóżka pomruki niezadowolenia, a zaraz potem, jak ktoś próbuje wyrwać mu kołdrę.
- Mhm... Oddaj mi...
Łotysz jednak nie miał zamiaru odpuścić. Szczelnie przycisnął ją do siebie, zamykając ciepłą pierzynę w palcach.
- Oddaj! Zimno...! - głos zrobił się donioślejszy
- Nieeee! - odkrzyknął Łotysz, usilnie walcząc o kołdrę
Niski blondyn nie docenił jednak swojego przeciwnika, który szybkim ruchem wyrwał mu kołdrę.
- Ej, to nie fair! Oddaj trochę! - krzyknął doniośle Raivis, który stanął teraz twarzą w twarz z przeciwnikiem
- ...
- ...
- ...
- Dzień dobry.
- Tylko tyle masz do powiedzenia?! - krzyknął Feliks, kładąc mu ręce na ramionach - Cieszę się, że wróciłeś!
- Em, bo ten tego... Panie Feliksie?
- Aaa, muszę zadzwonić do Lici! Na pewno się ucieszy!
- Panie F-Feliksie?
- Ugh, ale będę musiał mu wszytsko wytłumaczyć...
- P-Panie Feliksie!!!
- He? O co generalnie chodzi? - zapytał Polak
- C-czy mógłbyś... dać mi jakieś ubrania? Trochę tu zimno... - odparł, oblewając całą twarz dorodnym rumieńcem
Feliks zamarł w bezruchu.
- ...
- ...
- O-oczywiście! - krzyknął, zdezorientowany blondyn, który gwałtownie poderwał się, rzucając jakieś ciepłe ubrania na łóżko - M-Masz! Ubierz się!
Zaraz po tym wybiegł z pokoju, zostawiając Łotysza całkiem samego.
TimeSkip
Po, zjedzonym w niezręcznej ciszy, śniadaniu, Feliks zadzwonił do Tolysa z radosnymi wieściami. Litwin początkowo nie mógł uwierzyć, jednak już po chwili był w samochodzie i pędził przez wiejskie drogi, aby jak najszybciej znaleźć się w domu przyjaciela.
W oczekiwaniu na bruneta, dwójka blondynów, ubrana w te same koszuli, przedstawiające oddział husarii, siedziała na kanapie, oglądając Pytanie Na Śniadanie.
- Panie Feliksie... - zaczął niepewnie Łotysz
- O co chodzi? - zapytał Polak, nie odrywając wzroku od programu
- Dziękuję, że się mną zająłeś. - odparł, uśmiechając się delikatnie w stronę starszej personifikacji
- Nie ma sprawy. - odpowiedział Feliks, odwzajemniając uśmiech - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz.
- Oczywiście! Z miłą chęcią!
W tym momencie w całym mieszkaniu rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Nie... To przecież niewykonalne... Prawda? - zwrócił się Polak do Raivisa
- Tak... Niewykonalne... Prawda? Haha... - odpowiedział Łotysz, śmiejąc się niepewnie
Feliks niespiesznie wstał i podszedł do drzwi, po czym ostrożnie przekręcił klucz w zamku. Nawet nie zdążył odskoczyć, nim drzwi zaliczyły bliskie spotkanie z jego twarzą, odrzucając go jednocześnie do tyłu.
- RAIVIS!!! - krzyknął uradowany Litwin, dosłownie rzucając się na swojego brata - UCIEKŁEŚ? ZGUBIŁEŚ SIĘ? KTOŚ CIĘ PORWAŁ? KTO? GDZIE CIĘ TRZYMALI? DOSTAWAŁEŚ JEDZENIE? I... czemu masz na sobie koszulkę Feliksa?
- W-Wszystko ci wytłumaczę Licia... - jęknął Polak, wokół którego zaczęły latać złote gwiazdki - Ale najpierw... Podał byś mi lód? I... tabletki przeciwbólowe.
Zaraz potem jego głowa opadła bezwiednie na ścianę, a z ust zaczęła wylatywać jego (obolała) dusza.
- Feliks/Panie Feliksie?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro