Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Polmano

Specjalnie dla Nukatsu
Tak, tak oto ship Polska x Romano!

MOGĄ WYSTĘPOWAĆ PRZEKLEŃSTWA (wiadomo dlaczego)

POCZĄTEK MOŻE BYĆ NUDNY, ALE POLECAM POCZEKAĆ DO KOŃCA

Postacie główne:
2p Polska (Franciszek)
Włochy Południowe/Romano (Lovino)

Pov.Narrator
2 dni temu

  Cała sala w ciszy przyglądała się stojącej na podeście postaci. Był nią nie kto inny, jak samozwańczy bohater - Alfred F.Jones. Nie znalazł się tam bez powodu, gdyż to on zaprosił ich do swojego domu, pisząc w liście o nieznanej im "ważnej sprawie".

"Chce nam wypowiedzieć wojnę?", "Może zatrzymuje eksport produktów?!", "Wynalazł nowy rodzaj broni?" Takie myśli przelatywały przez głowę większości zebranych.
  Atmosfera była naprawdę napięta, panowała niezręczna cisza i nic nie wskazywało na to, że wkrótce się to zmieni. W końcu nie wytrzymał, pulsująca na czole Anglika czerwona żyłka pękła uwalniając pełnię jego frustracji.

- Ty zakuty łbie! Wysłów się wreszcie!! - krzyknął, rujnując przy tym cały klimat

- Hey hey, calm down, Igi!

- Nie nazywaj mnie tak! Gadaj co masz gadać!

- Haha! Właśnie miałem to zrobić! - krzyknął uradowany, po czym zwrócił się w stronę sali - Pomyślałem, że fajnie by było zorganizować wycieczkę!

(...)

- I tylko po to nas wezwałeś i kazałes jechać te kilka tysięcy kilometrów?! - krzyknęli jednocześnie, piorunując blondyna wzrokiem

- Hmmmmm, no tak.

Wszyscy dosłownie spadli z krzeseł, jednocześnie myśląc o tym, jak to możliwe, że nikt z obecnych jeszcze nie powyrywał mu nóg z dupy.
  Choć pewna osoba była temu bliska...

  Po tym, jak większość osób podniosła się z podłogi, Alfred postanowił dokończyć swoją wypowiedź.

- Ekhem, tak więc, pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się w góry! - krzyknął niespeszony tym, że cała sala dosłownie morduje go wzrokiem

- Chodzi Ci o camping, aru? - spytał Yao

- Nie do końca! Będziemy spali w hotelu, ale... - przerwał na moment

- Ale? - spytał rozdrażniony do czerwoności Arthur

- ... jeszcze nie wiem, gdzie coś takiego znaleźć.

(...)

- Toś się popisał... - skomentował Anglik jednocześnie podpierając swoje czoło na otwartej dłoni

- D-dlatego was tu wezwałem! - dodał szybko - Miałem nadzieję, że wspólnie coś znajdziemy!

- Nie mogłeś powiedzieć nam o tym wcześniej, debilu?

Cała sala odwróciła się w stronę źródła nieznanego głosu. Jego właścicielem okazał się Franciszek Łukasiewicz, druga wersja personifikacji Polski.

- Co ty tu robisz? - zdziwił się Ludwig

- Siedzę i myślę, jak dałem się namówić, aby przyjechać tu zamiast mojego różolubnego brata. - odparł, podnosząc wzrok spod swojej czapki

- Coś mu się stało?! - krzyknął Toris, gwałtownie podnosząc się z krzesła - Oczywiście, nie żeby choć trochę mnie to obchodziło...

- Jest chory, ty litwińska szujo.

- C-

- Już, już spokojnie! - uspokoił ich Antonio - Skoro już tu jesteśmy to może spróbujemy jakoś wprowadzić ten plan w życie, co?

- Hn - prychnął Franciszek - Mamy takie miejsce w Polsce.

- Naprawdę?! - krzyknął uradowany Amerykanin

- Eh, naprawdę... To jedno z tatrzańskich schronisk.

  Niektórzy, nie wiedząc czemu, nerwowo przełknęli ślinę, na myśl o spędzeniu czasu w polskich górach.

- Czyli miejsce już mamy, teraz tylko pytanie... Kiedy? - zapytał Franciz

- Dobrze, że zapytałeś! - krzyknął Alfred - Bo nie mam zielonego pojęcia!

(...)

- Czy ty w jakikolwiek sposób przygotowałeś się na to spotkanie, debilu?! - krzyknął Romano, tym samym zwracając na siebie uwagę całej sali

- Oczywiście! Przecież miałem już pomysł!

- Mój Boże... - westchnął Mathiew

- Proponuje, abyś przesłał wszystkim adres, Franek. - rzekł Alfred zwracając się do Polaka

- Nie nazywaj mnie tak!

- Najlepiej będzie jak odbędzie się za 2 dni, prawda? - odparł Amerykanin, ignorując uwagę blondyna - Wszyscy zdążą się przygotować!

  Cała sala zgodnie przytaknęła.

- Hehe, skoro już to ustaliliśmy... To może rozdzielimy obowiązki?

- Jakie obowiązki? - spytała Elizabeta

- No wiesz... Kto weźmie grila, gitarę, jedzenie... To wszystko co trzeba zabrać!

Wszyscy zgodnie przytaknęli na ten pomysł.

Teraźniejszość

  Było ciemno, bardzo ciemno... blondyn i jego towarzysz zupełnie zagubili się w gęstym tatrzańskim lesie, gubiąc przy okazji resztę swojej grupy.

- Dlaczego to zawsze musi się tak kończyć - pomyślał - Mam wrażenie, że mijamy tą skałę już czwarty raz.

  Polak przeniósł swój wzrok na idącego obok Włocha.

- Dlaczego musiał trafić mi się akurat on... - westchnął w myślach

- Żeby było jasne, też nie jestem zadowolony z takiego obrotu spraw, baka. - powiedział Romano, próbując unikać kontaktu wzrokowego

  Pewnie pytacie się "Ale co się właściwie stało?", otóż powiem wam. Alfred wymyślił, że pierwszego dnia odbędzie się "Polowanie na duchy", a to oczywiste, że zjawy pojawiają się tylko w nocy! Przynajmniej tak sądził Amerykanin.
  Podzielili się na kilka grup sześcioosobowych i ruszyli do lasu. Drużyna Franciszka składała się z niego, Ludwiga, Włoskiego rodzeństwa oraz Japonii... W pewnej chwili jedna z gałęzi dotknęła i tak wystraszonego na amen Feliciano, który z krzykiem uciekł gdzieś do lasu. Od razu ruszył za nim Niemcy, Japonia oraz Sebastian, zostawiając Franciszka i Lovino kompletnie samych.

- Takie chodzenie w kółko nic nam nie da... - westchnął Polak zwracając się do swojego towarzysza

- Heee?! To chyba lepsze, niż nic, baka! - krzyknął

- Pomyśl trochę, kurwa! Tak trudniej będzie im nas znaleść!

(...)

- Więc mamy po prostu czek- *apski* Mój Boże, dlaczego w Polsce jest tak zimno! - krzyknął zdenerwowany Włoch

- Jest wczesna wiosna! To oczywiste, że w nocy jest zimno!

- To nie oczywiste! U nas jest zawsze ciepło... W naszym domu... - powiedział, równocześnie zatrzymując się w pół kroku

- Hej? Wszystko dobrze? - zapytał Polak, który także przystanął obok niego

- Z-zimno... - powiedział, mocno zaciskając zęby - Cholernie zimno...

Romano powoli osunął się na ziemię i oparł o pień drzew, mocno obejmując się rękami.

- Ej...

Włoch nie odpowiedział

- Nosz kurwa, czemu musicie być tak... Eh, chyba nie mam wyboru. - westchnął Franciszek

  Polak zdjął swoją bluzę, odkrył nią Lovino, a następnie udał się na poszukiwanie opału, aby pomóc mu się ogrzać.
  Gdy znalazł kilka gałązek, szybko wrócił do Romano i zaczął rozpalać ognisko. Wziął dwa krzemienie i uderzając je o siebie próbował wzniecić iskrę.
  Po kilku minutach w końcu mu się udało. Jako, iż nie miał nic innego do roboty usiadł obok Lovino, który dalej przeklinał pod nosem polską pogodę i swojego brata.

- Weź się przymknij... - powiedział Polak, opierając swoją głowę na jego ramieniu - Próbuję zasnąć...

- C-c-c-co ty robisz... - powiedział, próbując zdobyć się na krzyk

- Powiedziałem... Próbuję zasnąć, a teraz przymknij się... - odpowiedział mu Franciszek

  Zdezorientowany, choć bardziej przytomny, niż wcześniej Włoch, zrezygnował z dalszych wyzwisk i sam zaczął powoli zasypiać.

(...)

  Lovino powoli zaczął budzić się przez poranne promienie słońca nieznośnie świecące mu prosto w oczy.

- Hej, tutaj są! Szybko chodźcie! - to było pierwsze co usłyszał tego ranka

- Aww, jak słodko.

- Nii-chan... Wszystko dobrze?!

- Hej, weźcie ich obudzcie!

  Włoch powoli otworzył swoje oczy, a pierwszym co zobaczył, była dość duża grupa dobrze znanych mu ludzi, która z dziwnymi uśmieszkami przyglądała się jego osobie.

- O co wam kurwa chodzi? - zapytał zaspanym głosem

Poczuł coś ciężkiego na jego kolanach.  Zwrócił wzrok w ich stronę i zobaczył głowę Polaka opartą na jego udach.

- Z-z-złaź ze mnie! - krzyknął i bez żadnych skrupułów zrzucił Franciszka na ziemię

- Ej, co ty sobie kurwa wyobrażasz?! - krzyknął wkurzony nagłym zbudzeniem

-  A ty?! Kto normalny zasypia u kogoś na kolanach?! - odpowiedział

- Gdyby nie ja zamarznął byś wczoraj na śmierć!

- Już wolałbym umrzeć!

- Tylko debil umarłby przy 5°C!

- Tylko ktoś nienormalny może żyć w takim miejscu!

- Wyobraź sobie, że w Polsce mamy coś takiego jak dom!

- Serio?! Myślałem, że śpicie w jebanym lesie!

- A ja myślałem, że żywicie się tylko pastą i pomidorami!

- Nie porównuj wszystkich Włochów do mojego brata!

- To ty nie porównuj Polski do Włoch!

- Jak mam porównać Włochy do tej jebanej Antarktydy?!

- Co powiedziałeś?!

- To co słyszałeś!

  Obydwoje rzucili się na siebie, zupełnie nie zdając sobie sprawy z patrzącej się na nich grupy.

- Jak słodko, Nii-chan~ - odparł Feliciano

(...)

- Gdzie ty tu widzisz coś słodkiego? - spytał Ludwig

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro