Polmano
Specjalnie dla Nukatsu
Tak, tak oto ship Polska x Romano!
MOGĄ WYSTĘPOWAĆ PRZEKLEŃSTWA (wiadomo dlaczego)
POCZĄTEK MOŻE BYĆ NUDNY, ALE POLECAM POCZEKAĆ DO KOŃCA
Postacie główne:
2p Polska (Franciszek)
Włochy Południowe/Romano (Lovino)
Pov.Narrator
2 dni temu
Cała sala w ciszy przyglądała się stojącej na podeście postaci. Był nią nie kto inny, jak samozwańczy bohater - Alfred F.Jones. Nie znalazł się tam bez powodu, gdyż to on zaprosił ich do swojego domu, pisząc w liście o nieznanej im "ważnej sprawie".
"Chce nam wypowiedzieć wojnę?", "Może zatrzymuje eksport produktów?!", "Wynalazł nowy rodzaj broni?" Takie myśli przelatywały przez głowę większości zebranych.
Atmosfera była naprawdę napięta, panowała niezręczna cisza i nic nie wskazywało na to, że wkrótce się to zmieni. W końcu nie wytrzymał, pulsująca na czole Anglika czerwona żyłka pękła uwalniając pełnię jego frustracji.
- Ty zakuty łbie! Wysłów się wreszcie!! - krzyknął, rujnując przy tym cały klimat
- Hey hey, calm down, Igi!
- Nie nazywaj mnie tak! Gadaj co masz gadać!
- Haha! Właśnie miałem to zrobić! - krzyknął uradowany, po czym zwrócił się w stronę sali - Pomyślałem, że fajnie by było zorganizować wycieczkę!
(...)
- I tylko po to nas wezwałeś i kazałes jechać te kilka tysięcy kilometrów?! - krzyknęli jednocześnie, piorunując blondyna wzrokiem
- Hmmmmm, no tak.
Wszyscy dosłownie spadli z krzeseł, jednocześnie myśląc o tym, jak to możliwe, że nikt z obecnych jeszcze nie powyrywał mu nóg z dupy.
Choć pewna osoba była temu bliska...
Po tym, jak większość osób podniosła się z podłogi, Alfred postanowił dokończyć swoją wypowiedź.
- Ekhem, tak więc, pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się w góry! - krzyknął niespeszony tym, że cała sala dosłownie morduje go wzrokiem
- Chodzi Ci o camping, aru? - spytał Yao
- Nie do końca! Będziemy spali w hotelu, ale... - przerwał na moment
- Ale? - spytał rozdrażniony do czerwoności Arthur
- ... jeszcze nie wiem, gdzie coś takiego znaleźć.
(...)
- Toś się popisał... - skomentował Anglik jednocześnie podpierając swoje czoło na otwartej dłoni
- D-dlatego was tu wezwałem! - dodał szybko - Miałem nadzieję, że wspólnie coś znajdziemy!
- Nie mogłeś powiedzieć nam o tym wcześniej, debilu?
Cała sala odwróciła się w stronę źródła nieznanego głosu. Jego właścicielem okazał się Franciszek Łukasiewicz, druga wersja personifikacji Polski.
- Co ty tu robisz? - zdziwił się Ludwig
- Siedzę i myślę, jak dałem się namówić, aby przyjechać tu zamiast mojego różolubnego brata. - odparł, podnosząc wzrok spod swojej czapki
- Coś mu się stało?! - krzyknął Toris, gwałtownie podnosząc się z krzesła - Oczywiście, nie żeby choć trochę mnie to obchodziło...
- Jest chory, ty litwińska szujo.
- C-
- Już, już spokojnie! - uspokoił ich Antonio - Skoro już tu jesteśmy to może spróbujemy jakoś wprowadzić ten plan w życie, co?
- Hn - prychnął Franciszek - Mamy takie miejsce w Polsce.
- Naprawdę?! - krzyknął uradowany Amerykanin
- Eh, naprawdę... To jedno z tatrzańskich schronisk.
Niektórzy, nie wiedząc czemu, nerwowo przełknęli ślinę, na myśl o spędzeniu czasu w polskich górach.
- Czyli miejsce już mamy, teraz tylko pytanie... Kiedy? - zapytał Franciz
- Dobrze, że zapytałeś! - krzyknął Alfred - Bo nie mam zielonego pojęcia!
(...)
- Czy ty w jakikolwiek sposób przygotowałeś się na to spotkanie, debilu?! - krzyknął Romano, tym samym zwracając na siebie uwagę całej sali
- Oczywiście! Przecież miałem już pomysł!
- Mój Boże... - westchnął Mathiew
- Proponuje, abyś przesłał wszystkim adres, Franek. - rzekł Alfred zwracając się do Polaka
- Nie nazywaj mnie tak!
- Najlepiej będzie jak odbędzie się za 2 dni, prawda? - odparł Amerykanin, ignorując uwagę blondyna - Wszyscy zdążą się przygotować!
Cała sala zgodnie przytaknęła.
- Hehe, skoro już to ustaliliśmy... To może rozdzielimy obowiązki?
- Jakie obowiązki? - spytała Elizabeta
- No wiesz... Kto weźmie grila, gitarę, jedzenie... To wszystko co trzeba zabrać!
Wszyscy zgodnie przytaknęli na ten pomysł.
Teraźniejszość
Było ciemno, bardzo ciemno... blondyn i jego towarzysz zupełnie zagubili się w gęstym tatrzańskim lesie, gubiąc przy okazji resztę swojej grupy.
- Dlaczego to zawsze musi się tak kończyć - pomyślał - Mam wrażenie, że mijamy tą skałę już czwarty raz.
Polak przeniósł swój wzrok na idącego obok Włocha.
- Dlaczego musiał trafić mi się akurat on... - westchnął w myślach
- Żeby było jasne, też nie jestem zadowolony z takiego obrotu spraw, baka. - powiedział Romano, próbując unikać kontaktu wzrokowego
Pewnie pytacie się "Ale co się właściwie stało?", otóż powiem wam. Alfred wymyślił, że pierwszego dnia odbędzie się "Polowanie na duchy", a to oczywiste, że zjawy pojawiają się tylko w nocy! Przynajmniej tak sądził Amerykanin.
Podzielili się na kilka grup sześcioosobowych i ruszyli do lasu. Drużyna Franciszka składała się z niego, Ludwiga, Włoskiego rodzeństwa oraz Japonii... W pewnej chwili jedna z gałęzi dotknęła i tak wystraszonego na amen Feliciano, który z krzykiem uciekł gdzieś do lasu. Od razu ruszył za nim Niemcy, Japonia oraz Sebastian, zostawiając Franciszka i Lovino kompletnie samych.
- Takie chodzenie w kółko nic nam nie da... - westchnął Polak zwracając się do swojego towarzysza
- Heee?! To chyba lepsze, niż nic, baka! - krzyknął
- Pomyśl trochę, kurwa! Tak trudniej będzie im nas znaleść!
(...)
- Więc mamy po prostu czek- *apski* Mój Boże, dlaczego w Polsce jest tak zimno! - krzyknął zdenerwowany Włoch
- Jest wczesna wiosna! To oczywiste, że w nocy jest zimno!
- To nie oczywiste! U nas jest zawsze ciepło... W naszym domu... - powiedział, równocześnie zatrzymując się w pół kroku
- Hej? Wszystko dobrze? - zapytał Polak, który także przystanął obok niego
- Z-zimno... - powiedział, mocno zaciskając zęby - Cholernie zimno...
Romano powoli osunął się na ziemię i oparł o pień drzew, mocno obejmując się rękami.
- Ej...
Włoch nie odpowiedział
- Nosz kurwa, czemu musicie być tak... Eh, chyba nie mam wyboru. - westchnął Franciszek
Polak zdjął swoją bluzę, odkrył nią Lovino, a następnie udał się na poszukiwanie opału, aby pomóc mu się ogrzać.
Gdy znalazł kilka gałązek, szybko wrócił do Romano i zaczął rozpalać ognisko. Wziął dwa krzemienie i uderzając je o siebie próbował wzniecić iskrę.
Po kilku minutach w końcu mu się udało. Jako, iż nie miał nic innego do roboty usiadł obok Lovino, który dalej przeklinał pod nosem polską pogodę i swojego brata.
- Weź się przymknij... - powiedział Polak, opierając swoją głowę na jego ramieniu - Próbuję zasnąć...
- C-c-c-co ty robisz... - powiedział, próbując zdobyć się na krzyk
- Powiedziałem... Próbuję zasnąć, a teraz przymknij się... - odpowiedział mu Franciszek
Zdezorientowany, choć bardziej przytomny, niż wcześniej Włoch, zrezygnował z dalszych wyzwisk i sam zaczął powoli zasypiać.
(...)
Lovino powoli zaczął budzić się przez poranne promienie słońca nieznośnie świecące mu prosto w oczy.
- Hej, tutaj są! Szybko chodźcie! - to było pierwsze co usłyszał tego ranka
- Aww, jak słodko.
- Nii-chan... Wszystko dobrze?!
- Hej, weźcie ich obudzcie!
Włoch powoli otworzył swoje oczy, a pierwszym co zobaczył, była dość duża grupa dobrze znanych mu ludzi, która z dziwnymi uśmieszkami przyglądała się jego osobie.
- O co wam kurwa chodzi? - zapytał zaspanym głosem
Poczuł coś ciężkiego na jego kolanach. Zwrócił wzrok w ich stronę i zobaczył głowę Polaka opartą na jego udach.
- Z-z-złaź ze mnie! - krzyknął i bez żadnych skrupułów zrzucił Franciszka na ziemię
- Ej, co ty sobie kurwa wyobrażasz?! - krzyknął wkurzony nagłym zbudzeniem
- A ty?! Kto normalny zasypia u kogoś na kolanach?! - odpowiedział
- Gdyby nie ja zamarznął byś wczoraj na śmierć!
- Już wolałbym umrzeć!
- Tylko debil umarłby przy 5°C!
- Tylko ktoś nienormalny może żyć w takim miejscu!
- Wyobraź sobie, że w Polsce mamy coś takiego jak dom!
- Serio?! Myślałem, że śpicie w jebanym lesie!
- A ja myślałem, że żywicie się tylko pastą i pomidorami!
- Nie porównuj wszystkich Włochów do mojego brata!
- To ty nie porównuj Polski do Włoch!
- Jak mam porównać Włochy do tej jebanej Antarktydy?!
- Co powiedziałeś?!
- To co słyszałeś!
Obydwoje rzucili się na siebie, zupełnie nie zdając sobie sprawy z patrzącej się na nich grupy.
- Jak słodko, Nii-chan~ - odparł Feliciano
(...)
- Gdzie ty tu widzisz coś słodkiego? - spytał Ludwig
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro