PolHun
Specjalnie dla 2p-Polska
Postacie główne:
Węgry (Elizabeta)
3pPolska (Fryderyk)
20 marca 2020 roku
Narrator
Był zimny, poniedziałkowy, marcowy wieczór. Pewna brunetka leżała na kanapie, szczelnie opatulona kocem z kubkiem gorącej czekolady w jednej ręce, a książką w drugiej. Miała ona tytuł "Dywizjon 303", a otrzymała ją od pewnego wysokiego blondyna z okazji jej urodzin. Nie została ona co prawda przetłumaczona na język węgierski, lecz mimo to czytanie tego dzieła sprawiało jej dużą przyjemność.
Właśnie miała przewrócić na następną stronę, gdy w jej mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Odłożyła książkę, kubek, a następnie niedbale odrzuciła koc na drugą stronę kanapy.
- Kogo niesie o tej porze... - westchnęła, po czym spojrzała przez szkiełko - Listonosz?
Otworzyła drzwi i przeniosła swój podejrzliwy wzrok na nowoprzybyłego. Ten uśmiechnął się w charakterystyczny sposób i wyjął pojedyńczy list ze swojej opasłej torby.
- Pani Elizabeta Hé-dei... der-váry? - zapytał z lekkim trudem
- Widać, że nie jest Węgrem... - pomyślała, po czym odpowiedziała - Tak, to ja.
- Skoro tak, to proszę. - podał jej list, po czym skinął głową i odszedł w stronę klatki schodowej.
Brunetka zamknęła drzwi i skierowała się w stronę kuchni, aby znaleźć nóż do otwierania listów.
Po prawie godzinie szukania znalazła mały przyrząd gdzieś na dnie szafki.
- Mogłam po prostu użyć normalnego... - pomyślała - No cóż, trudno się mówi.
Szybkim ruchem rozcięła kopertę i wyciągnęła lekko zgniecioną kartkę.
"Witaj, Elizabeto,
Tak jakby wypowiadam ci wojnę! (...)
Węgierka ze zdziwienia otworzyła szerzej oczy.
Przepraszam, Feliks to napisał, a nie miałem czasu, aby pisać wszystkiego od nowa... Chcielibyśmy Cię serdecznie zaprosić na festiwal z okazji Dnia Przyjaźni Polsko-Węgierskiej, który odbędzie się 23 marca 2020 roku w Warszawie. Oczywiście twój szef także jest zaproszony. Zapewnimy wam nocleg oraz wyżywienie, chciałbym tylko, abyś odpowiedziała mi, czy uda wam się przyjechać. Jeszcze raz przepraszam za mojego brata.
Fryderyk"
Węgierka odetchnęła z ulgą.
- Będę musiała przyfasolić mu patelnią, kiedy już przyjedziemy do Polski. Prawie zawału dostałam! - pomyślała, po czym wyjęła telefon i wykręciła numer do swojego szefa.
*1,5 minuty słuchania węgierskiego hymnu później*
- Halo?
- Witaj szefie. Przepraszam, że przeszkadzam, ale otrzymałam list od Polski i...
- Ah, tak. Wiem o tym, też go dostałem. Właśnie miałem do Ciebie dzwonić. Co o tym myślisz?
- Ja myślę, że powinniśmy pojechać! Zawsze mieliśmy z nimi dobre stosunki.
- Jeśli tak uważasz, to dobrze. Mogłabyś do nich zadzwonić, bo ja... Em, zajmuje się... ważnymi sprawami.
- Szwagier z kim tak gadasz?! Chodź się napij! - usłyszała po drugiej stronie
- Dobra, dobra rozumiem. Tylko bądź trzeźwy do czwartku, dobrze?
- Taak, dobrze... - powiedział po czym się rozłączył. Elizabeta znowu westchnęła i zaczęła szukać danego kontaktu.
*1,5 minuty słuchania jednego z chopinowskich utworów*
- Tak słucham? - zapytał głos po drugiej stronie. Elizabecie, aż odjęło mowę.
- Dlaczego z całego rodzeństwa to właśnie on musiał odebrać?! - pomyślała - A no tak. To przecież jego numer.
- Halo? - zapytał ponownie
- D-dobry wieczór, Fryderyk.
- Ah, witaj Elizabeto. Dzwonisz w sprawie festiwalu, tak?
- Em, tak. Chciałam was poinformować, że możemy przyjechać.
- To świe- - nie dokończył, gdyż coś lub ktoś wyrwał mu słuchawkę z ręki
- Hej, Elka! Ale się cieszę, że będziecie! Przepraszam, że tak wyrwałam ci telefon braciszku, ale nie mogłam patrzeć, jak zamiera Ci głos i robisz się cały czerwony! - zwróciła się w stronę Fryderyka. Po usłyszeniu tych słów rumieniec Węgierki tylko się powiększył
- Nie wiem co masz na myśli. - odpowiedział jej głos z tyłu
- Oj, ty już wiesz~ - trajkotała dalej blondynka
- Eh, no dobra, ale wracając do tematu. - jego głos stał się wyraźniejszy - Festiwal zaczyna się o 18. Oczywiście możecie przyjechać wcześniej oraz zostać ile chcecie.
- Em, t-tak dobrze. Czy coś jeszcze?
- Nie, myślę, że powiedziałem wszystko co musiałem.
- W takim r- - zaczęła węgierka, lecz przerwał jej krzyk z drugiej strony słuchawki
- Ela!! Musimy porozmawiać! - krzyknęła Felicja - Braciszku idź sobie, to babskie sprawy!
- Ale to mój telefon. - powiedział zaskoczony blondyn
- To potem ci go oddam!
- Eh, no dobrze. - westchnął
Nastała chwila ciszy.
- No dobra! Poszedł sobie... - powiedziała po chwili Felicja
- Więc? O czym chciałaś pogadać, Feli?
- Ty już wiesz~ Podoba Ci się mój brat, prawda?
Na twarzy Węgierki znów zagościł duży rumieniec.
- C-c-co masz na myśli??
- Ela, Ela... To widać na pierwszy rzut oka! - powiedziała Polka - Słuchaj! Zorganizuje wam spotkanie podczas festiwalu, co?
- M-mogła byś to zrobić? - zapytała brunetka z nieukrywaną nadzieją w głosie
- Oczywiście! Tylko weź ze sobą jakąś ładną sukienkę!
- N-no dobrze... Zaufam Ci...
- Dzięki, Elka! Nie pożałujesz! A wiesz c-
- Felicja! Muszę zadzwonić do szefa! - krzyknął Fryderyk
- No dobra! - odkrzyknęła - To do zobaczenia, Ela!
- Tak. Do zobaczenia!
Brunetka odłożyła telefon na stojący obok stolik, po czym usiadła na podłodze i zaczęła piszczeć ze szczęścia, turlając się od jednej ściany do drugiej.
Kiedy skończyła, pobiegła do szafy i zaczęła się pakować.
- Zostały mi tylko 2 dni na spakowanie! Muszę się pośpieszyć! - krzyknęła
23 marca 2020 roku
godzina 9
Narrator
Węgierka właśnie zapakowała swoją przepasną walizkę do bagażnika czarnego mercedesa, którym ona oraz jej szef mieli dostać się do Polski.
- Elizabeto... Jedziemy tam na dwa dni... Coś ty wzięła do tej torby?
- Tylko najpotrzebniejsze rzeczy!
- Rozumiem... No cóż. Chodźmy, powinniśmy już jechać!
TimeSkip
Droga minęła im bez żadnych problemów. Zatrzymali się dopiero przed dużą, białą rezydencją, która mieściła się w lesie obok Warszawy.
Brunetka jak tylko wysiadła z samochodu, została powalona na ziemię przez dwie niskie, blondwłose, niezidentyfikowane istoty.
- Cześć Ela! - krzyknęli jednocześnie i spojrzeli na twarz brunetki
- C-cześć Feliks, Fela...
Rodzeństwo zeszło z Węgierki, pozwalając jej stanąć na nogi.
Popatrzyła na rezydencję. Była piękna. Piękniejsza, niż ostatnio.
W drzwiach domu stał wysoki blondyn, który z lekkim uśmiechem przyglądał się całej sytuacji, a prosto za nim, ukryty w cieniu ramy, stał trochę niższy blondyn.
Brunetka podeszła do pozostałej dwójki rodzeństwa i przywitała się z nimi.
- Witaj, Elizabeto - zaczął Fryderyk
- Witaj, Fryderyku. Cześć, Franek! - krzyknęła w stronę niższego
- Nie nazywaj mnie tak! - syknął
Węgierka lekko zachichotała. Uwielbiała go tak wkurzać.
- Elizabeto? Nie masz walizki? - zapytał Fryderyk
- A! Zupełnie zapomniałam! - krzyknęła i już chciała lecieć do samochodu, ale blondyn zatrzymał ją chwytwając jej nadgarstek.
- Zajmę się tym. Fel, zaprowadź naszych gości do pokojów.
- Zrozumiano! Panie prezydencie, Elka chodźcie! Totalnie pokażę wam drogę! - krzyknął, po czym zniknęli za drzwiami
Fryderyk podszedł do auta i wyjął walizkę, albo inaczej próbował wyjąć. Udało się to dopiero za trzecim razem.
- Co ta kobieta tu upchała... - pomyślał, po czym wziął ją pod pachę, wiedząc, że tak będzie łatwiej zmierzyć mu się ze schodami - Tyle już przeżyłem... Nie pokona mnie jakaś różowa walizka!
Po kilku minutach udało mu się dotachtać tą sztangę na drugie piętro. Zapukał do drzwi, a po usłyszeniu pozwolenia wszedł do środka i zostawił walizkę przy łóżku.
- O 17 wychodzimy, dobrze? - zwrócił się do Węgierki
- Okej, dziękuję za przyniesie walizki. - powiedziała i uśmiechnęła się dziękczynnie
- To nic takiego - powiedział masując obolałe nadgarstki - Przyjdę po Ciebie o tej godzinie, dobrze?
- Dobrze - odpowiedziała
Fryderyk nie czekając dłużej wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Elizabeta poderwała się z łóżka i zaczęła grzebać w swojej walizce.
- Raczej będzie zimno, więc założę spodnie, sweter i kurtkę. Tak będzie najlepiej.
TimeSkip
Godzina 18
Rynek główny w Warszawie
Wszędzie powiewały połączone polsko-węgierskie flagi. Cały plac oświetlony był jedynie niewielkimi łańcuchami świetlnymi, które wraz idealnie czarnym niebem tworzyły niesamowite połączone. Wokół rynku ustawione były drewniane budki, w których sprzedawano polskie lub węgierskie smakołyki, biżuterię oraz dekoracje. Na środku stała ogromna scena, na której wygrywano polsko-węgierskie piosenki, a samym rynku zebrały się tłumy ludzi, którzy nosili polskie lub węgierskie szaliki, czapki, koszulki. Co więcej nie słychać było tutaj jedynie języka polskiego, ale także węgierski.
- Jak piękne... - powiedziała Elizabeta
- To prawda, totalnie postarali się w tym roku - skomentował Feliks - Ej Fela, Franciszek idziemy na makowca?
- Chętnie. - odpowiedzieli razem
- Dobra, to my was zostawiamy. Miłej zabawy! - krzyknęli i pobiegli, zostawiając zdezorientowaną dwójkę całkiem samą.
- No i nas zostawili... - skomentowała brunetka i spojrzała na blondyna
- Tak... - odpowiedział - No cóż nie ma co tak stać. Chodźmy zobaczyć co przygotowali na ten festiwal...
- M-masz rację. - odpowiedziała i dodała w myślach - Dzięki Fela!
Zaczęli chodzić między straganami, co jakiś czas przystając przy jednym z nich, by kupić sobie jakąś przekąskę.
Co prawda mało się do siebie odzywali, ale nie była to nieznośna cisza, po prostu zachwycali się pięknem festiwalu.
- Jaka urocza para, prawda? - powiedziała jedna z pań wskazując na Fryderyka i Elizabetę.
- To prawda - odpowiedziała jej inna
Węgierka poczuła, że na jej twarz spływa rumieniec. Starała się zakryć go włosami, ale słabo jej to wyszło.
- Zimno ci? - zapytał zmartwiony blondyn. To prawda, że było jej zimno.
- Mogłam ubrać się cieplej... - pomyślała
Fryderyk stanął na chwilę, a zdziwiona brunetka przystanęła i odwróciła się w jego stronę.
Blondyn zdjął swój czarny szalik i oplutł go szczelnie wokół szyji dziewczyny. Elizabeta poczuła jak ciepło rozchodzi się przez całe jej ciało. Szalik zakrył też rumieniec szczęścia, który powstał na jej twarzy.
- Już lepiej? - spytał blondyn, patrząc jej głęboko w oczy
Węgierka tylko kiwnęła głową, wiedząc, że z jej ust i tak nie wydobędzie się żadne słowo.
Fryderyk wyprostował się, szybkim ruchem chwycił rękę dziewczyny i pociągnął ją. Szli tak dłuższą chwilę, wolnym, spokojnym tempem.
Brunetka czując lekkie zmęczenie chwyciła się całego ramienia chłopaka przytulając je mocno do siebie. W takiej pozycji chodzili przez cały wieczór, nie odzywając się do siebie... Delektując się słodką ciszą wokół nich...
------------------------------------------------
Wynagrodzenie za brak romansu w mojej pierwszej książce! Jak chcecie OS z jakimś shipem to piszcie, jak będę miała czas to napiszę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro