Nyo!Rumunia x Nyo!Polska
Specjalnie dla AyanoTheFangirl
HUMAN AU
Postacie:
Polska (Felicja)
Rumunia (Irina*)
*nieoficjalne
Pov.Narrator
Ulicę rozświetlały kolorowe neony i lampy uliczne, nadając otoczeniu charakterystyczny wygląd znany z amerykańskich filmów.
W bocznych uliczkach stały niewielkie grupy ludzi, których śmiechy rozchodziły się po całej dzielnicy w akompaniamencie tłuczonych szklanych butelek, skutecznie zasiewających strach w spacerujących nad brzegiem morza przechodniach.
W nocnej Hetani panowała jedna, główna zasada, której trzymali się wszyscy, niechcący mieszać się w sprawy nocnych mieszkańców... Po północy nie wychodź z domu.
Nie każdy jednak miał zamiar się do niej stosować. Naumyślnie, czy nienaumyślnie, jeśli postanowiłeś przejść przez dzielnicę bezprawia w godzinach nocnych, musiałeś zachować całkowitą ostrożność... Jeśli chcesz przeżyć...
Blondynka szybkim krokiem przemierzała kolejne metry chodnika. Z głową wbitą w bruk, aby nie rozglądać się na boki, kurczowo ściskała swoją torbę, która w razie zagrożenia miała posłużyć jako broń.
- Że też dałam się przekonać na tą imprezę... - westchnęła, poprawiając jednocześnie dół swojej sukienki
Irina Popescu. Studentka logistyki na Politechnice Hetańskiej, a z pochodzenia Rumunka. Przyjechała do Hetani, aby ukończyć studia i znaleźć porządaną pracę.
- Ugh, już nigdy nie idę z nimi do klubu. - pomyślała, pokonując kolejny zakręt - Wydałam wszystkie pieniądze i zgubiłam telefon... Po prostu cudownie.
Dziewczyna wraca właśnie z dość grubej imprezy, na którą zaprosiły ją jej znajome ze studiów - Emily i Meg. Obie upiły się jednak tak bardzo, że to właśnie ona musiała zamówić im taksówkę. Niestety dopiero po fakcie zrozumiała, że wydała na nie ostatnie pieniądze.
- Moja życzliwość z czasem wpędzi mnie do grobu... Chociaż w tym przypadku to chyba głupota i alkohol we krwi odegrały główną rolę... - powiedziała do siebie, mrucząc pod nosem przekleństwa w swoim ojczystym języku
Nagle na horyzoncie pojawiła się dość spora grupa mężczyzn. Sądząc po okracznym chodzie nie byli zbyt trzeźwi. Szli prosto na nią, śmiejąc się i opowiadając jakieś nieprzyzwoite żarty na poziomie czwartej klasy podstawówki.
Dziewczyna się zląkła, a w jej głowie zaczęły krążyć najczarniejsze scenariusze. Szybko wycofała swoje kroki do bocznej alejki, modląc się w duchu, że to nie ona była ich celem i nie podążą za nią w głąb ciasnego korytarza. Starając się nie hałasować, małymi kroczkami wchodziła coraz dalej i dalej, ciągle oddalając się od wejścia.
Po chwili grupa mężczyzn przeszła dalej, rzucając duży, grupowy cień w wejściu do alejki. Irina odetchnęła z ulgą i ściągnęła mocnej dół swojej, trochę za krótkiej, sukienki. Powolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy jednak postawiła pierwszy krok, ktoś położył jej rękę na ramieniu. Sądząc po wielkości należała do mężczyzny. Nieznajomy zacisnął dłoń.
- A co mu tu mamy... Nie zgubiłaś się może panienko~? - zapytał bardzo przesłodzonym głosem i szybkim ruchem odwrócił ją w swoją stronę, na co blondynka cicho syknęła z bólu
Przed jej oczami pojawiła się pięcio- lub czteroosobowa grupa. Na twarzy każdego z nich widniał alkoholowy rumieniec, a usta wykrzywiały się w dość nieprzyjemny i ukazujący ich zamiary uśmiech.
- W-Właśnie idę do domu, więc puść mnie! - starała się, aby jej ton był przekonujący
- Ale jesteś zadziorna... Podobasz mi się! - powiedział, oblizując usta i chwytając ją za drugie ramię - Może pójdziemy się zabawić~?
- P-Puść mnie! - zaczęła się szarpać - Pomocy! Pom-
Zdążyła krzyknąć tylko raz, zanim mężczyzna zakneblował jej usta dłonią.
- Jak będziesz grzeczna to nic Ci się stanie... A przynajmniej nic poważnego~.
Łzy pojawiły się w kącikach jej oczu, na co mężczyźni tylko się zaśmiali. Jeden z nich, który wcześniej przyglądał się z cienia, wyszedł do przodu i podał napastnikowi jakąś dziwnie pachnącą gazę.
- A teraz bądź grzeczna...
Blondynka zaczęła szarpać się jeszcze mocniej, ale uścisk mężczyzny był zbyt silny. Po chwili zrozumiała, że to nie ma sensu, więc po prostu oddała się napastnikowi. Łzy przysłoniły jej kompletnie całą widoczność, więc zamknęła oczy, wyczekując najgorszego.
Kiedy już czuła zbliżający się zapach, do jej uszu dotarł bardzo niepokojący krzyk. Szybko otworzyła załzawione oczy.
- T-To ty... - odparł napastnik, po czym puścił ramiona dziewczyny i rzucił się pędem w stronę wyjścia
Irina otarła łzy dłońmi i całą swoją uwagę skupiła na, rozgrywającej się przed nią, scenie.
Mężczyżni padali z głuchym łoskotem na betonową posadzkę, a wokół niektórych pojawiały się niewielkie plamy krwi.
Gdy cała grupa leżała bez ruchu na podłodze, z cienia alejki wyszła drobna, dość niska postać. Ubrana cała na czarno, w prawej ręce trzymała zakrwawiony nóż, a jej twarz prawie w całości zakrywała kominiarka. Jedynym widocznym elementem były niesamowicie piękne, szmaragdowe oczy i kilka złotych kosmyków, wychodzących spod materiału. Kobieta, jak można było sądzić po jej budowie, szybko podbiegła do Iriny, chwyciła ją za dłoń i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia z alejki. Wyższa blondynka starała się dotrzymać jej kroku, jednak dziesięciocentymetrowe szpilki trochę jej to utrudniały. Co jakiś czas potykała się o wystającą kostkę brukową, jednak biegnąca przed nią dziewczyna kompletnie nie zwracała na to uwagi.
Zatrzymały się dopiero jakieś kilka przecznic dalej przy wejściu do bardzo wąskiej alejki. Niższa wolnym krokiem ruszyła w jej głąb, ciągnąc za sobą zmęczoną Rumunkę.
- Zaraz chwila... - pomyślała Irina, rozglądając się po uliczce - Dlaczego ja w ogóle za nią idę?!
Niewiele myśląc, szybkim ruchem wyszarpnęła swój nadgarstek z jej uścisku i odwróciła się na pięcie z zamiarem ucieczki. Nie zrobiła jednak nawet trzech kroków, bo potknęła się o starą puszkę i runęła jak długa na ziemię.
Zanim zdążyła wstać, kobieta już stała przed nią, zagradzając jej drogę ucieczki.
- C-Czego ode mnie chcesz?! - krzyknęła Rumunka, próbując podnieść się do siadu
W odpowiedzi usłyszała jedynie, stłumione przez kominiarkę, westchnięcie.
- Chcę pomóc. - odpowiedziała w końcu i wyciągnęła lewą dłoń w jej stronę
Irina spojrzała to na nią, to na rękę. Po chwili zastanowienia przyjęła ten akt pomocy. Niższa dziewczyna z niemałą siłą pociągnęła ją do góry, przez co nie udało jej się złapać w porę równowagi.
Przed uderzeniem głową w beton uratowała ją jej towarzyszka. Chwyciła Rumunkę w tali i przyciągnęła do siebie, pomagając jej utrzymać się nogach.
- D-Dziękuję... - podziękowała nieśmiało, gdy stanęła już samodzielnie na kostce
- Chodź za mną. - rozkazała jej niższa kobieta
Irina niepewnie ruszyła za towarzyszką. Kompletnie jej nie znała... A co jeśli zaprowadzi ją do szefa jakiegoś gangu, a on postanowi sprzedać jej organy?
Przez głowę dziewczyny przechodziły najczarniejsze scenariusze.
W pewnym momencie przewodniczka zatrzymała się, a pochłonięta myślami Rumunka wpadła prosto na nią.
- Przepraszam...
Dziewczyna nie odpowiedziała. Odwróciła się w stronę starych, metalowych drzwi i zapukała w nie pięć razy. Niewielka klapka rozsunęła się, ukazując oczy jakiegoś młodego mężczyzny.
- Co Cię tu sprowadza?
- Sprowadziłam się tu sama.
Rozległ się dźwięk przekręcanych zamków. Gdy drzwi się otworzyły, światło dochodzące z wewnątrz, oświetliło zgrabną sylwetkę dziewczyny, która ruchem ręki pokazała Irinie, że ma iść za nią. Rumunka głośno przełknęła ślinę i niepewnym, wolnym krokiem weszła do oświetlonego pomieszczenia, które okazało się być czymś w rodzaju salonu... Bardzo przestrzennego salonu.
Prawie całe miejsce w pokoju zajmowały kanapy, okupowane właśnie przez grupę, kompletnie nieznanych Irinie, ludzi.
Kiedy przestąpiła przez próg, rozmowy ucichły i wszyscy zwrócili wzrok w jej stronę. Trwała niezręczna cisza, a jedynym marzeniem Rumunki było, aby ktoś ją przerwał.
Początkowo chciała znowu spróbować ucieczki, jednak siedzący przy drzwiach, młody mężczyzna zdążył już zamknąć je na trzy spusty.
- C-Co powinnam zrobić? - zapytała siebie w myślach
- A to kto?
Blondynka gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na, przyglądającego jej się, chłopaka w kremowym szaliku.
- Nowy rekrut? - dopowiedział
- Nie. Uratowałam ją przed grupą pijaczyn. - wytłumaczyła wcześniejsza towarzyszka Rumunki, wolną ręką ściągając kominiarkę
Irina poczuła jak serce staje jej w miejscu, a twarz robi się cała czerwona. Jej wybawcą okazała się być piękna, młoda dziewczyna. Złote włosy sięgały jej do ramion, a lśniące, szmaragdowe oczy uważnie analizowały twarz swojego rozmówcy. Była bardzo drobna, co wcześniej trudno było zobaczyć bez odpowiedniego światła i położenia.
Jedyną rzeczą odejmującą jej uroku, był czarny, trochę za duży dres i zakrwawiony nóż, nadal trzymany w prawej ręce.
- Więc dlaczego ją tu przyprowadziłaś? - zapytał chłodno chłopak w zimowym płaszczu
- Niebezpiecznie było puścić ją samą.
- Nadal uważam, że źle postąpiłaś. - westchnął, podnosząc się z kanapy i kierując się w stronę zielonookiej - A jeśli to szpieg, a tamta akcja była ustawiona?
- Możliwe... Mimo to postanowiłam zaryzykować... Nie mówiłeś ostatnio, że ufasz mi i mojemu instynktowi?
Chłopak stanął niecały metr przed dziewczyną i spojrzał jej prosto w oczy.
- Fela... Wiesz, że Ci ufam, ale tu chodzi o two- nasze bezpieczeństwo. Co jeśli należy do Zachodnich? Albo do Południowych?
- Jacy Południowi? Jacy Zachodni? O co mu chodzi? - pomyślała Rumunka
- Nawet jeśli tak jest, dobrze wiesz, że nie zostawiłabym jej samej... Biorę na siebie pełną odpowiedzialność. - rzekła twardo, patrząc poważnie w oczy chłopaka
- Ph, żeby tylko to zobowiązanie nie wpędziło Cię do grobu, Fela. - prychnął, jednocześnie odwracając się na pięcie i znikając w jednych z wielu bocznych drzwi
W pokoju znowu zapanowała całkowita cisza. Przerwał ją dopiero dźwięk pikającego piekarnika.
- Pizza jest gotowa! - poderwała się nagle jedna z, siedzacych na kanapie, dziewczyn i w podskokach pobiegła do kuchni
- Nie spodziewaliśmy się gościa, więc będziemy musieli coś Ci przygotować. - odparła melodyjnie kobieta z długimi, białymi włosami - Przepraszam za to niemiłe powitanie, Nikolai już taki jest. Nazywam się Anya.
Dziewczyna uśmiechnęła się słodko w stronę gościa.
- Jestem Irina... Dziękuję, że mnie przyjeliście.
- Miło mi Cię poznać. Pozwól, że przedstawię resztę... - odezwała się znowu Anya, przechodząc za kanapą, na której siedziała reszta osób - To jest Daniel. - położyła rękę na głowie umięśnionego bruneta
- Umiałbym się sam przestawić...
- W takim razie zrobicie to sami, bo jak na razie siedzicie jak na pogrzebie. - odpowiedziała spokojnie, z tym samym słodkim uśmiechem, który teraz mógłby wydawać się już trochę straszny
- Daniel.
- Jestem Josef, a ta co pobiegła do kuchni to Jana.
- Dimitr.
Wzrok wszystkich przeniósł się na, stojąca obok komody, blondynkę.
- Felicja. - odparł krótko i ruszyła w stronę wnętrza domu - Chodź za mną.
Irina posłusznie podążyła za dziewczyną, zostawiając przestronny salon za sobą.
- Wydaje się miła i porządna. - skomentował Dimitr, gdy blondynki zniknęły za narożnikiem
- Może... Ale i tak powinniśmy zachować ostrożność. - upomniał ich Daniel, przejeżdżając wzrokiem po twarzach zebranych
Wszyscy natychmiast posępieli.
- Masz rację. Zachowajcie ostrożność. - zarządziła Anya poważnym tonem
Grupa zgodnie przytaknęła, a w pokoju znów zapanowała cisza.
Pov.Irina
Wspólnie przemierzałyśmy kolejne metry misternie urządzonych korytarzy. Bordowa tapeta odlepiała się od ścian, a na postrzępionych i porysowanych drzwiach brakowało numerków. Co jakiś czas mijałyśmy stare, drewniane komody, jednak to wszystko. Wnętrze bardzo przypomniało mi jakiś zaniedbany, amerykański motel, stojący na środku niczego.
W końcu, po upływie jakiś pięciu minut, Felicja zatrzymała się przed drzwiami z numerem 45. Z kieszeni dresów wyjęła niewielki kluczyk, który włożyła do dziurki i przekręciła w odpowiednią stronę.
Delikatnie uchyliła drzwi i gestem dłoni zaprosiła mnie do środka...
Pokój był mały, ale przytulny i na pewno lepiej urządzony, niż to czego można było się spodziewać po przejściu korytarzem. Przy ścianie stało duże, dwuosobowe łóżko, które zajmowało większą część pokoju. Oprócz tego drewniana szafa, biurko, stolik nocny i komoda oraz, stojąca w kącie, niewielka kanapa.
Felicja podeszła do komody, położyła na niej zakrwawiony nóż i wyciągnęła apteczkę. Chwyciła jeszcze za jakieś spodnie, bluzę i ręcznik, po czym podeszła w moją stronę i wręczyła mi je.
- Trochę za małą masz tą sukienkę, prawda? - zaczęła, przejeżdżając wzrokiem z góry na dół - Odśwież się i przebierz. Za chwilę opatrzę Ci kolana.
Spojrzałam w dół. Dopiero teraz zauważyłam, że leje się z nich krew. Chyba zdarłam je przy tamtym upadku...
Felicja wskazała mi, gdzie na korytarzu znajduje się łazienka. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w odpowiednim kierunku...
TimeSkip
Do pokoju dziewczyny wróciłam doperio po upływie pełnej godziny, bo oczywiście musiałam się zgubić.
Stanęłam przed drzwiami z numerem 45 i lekko nacisnęłam na klamkę.
- Przepraszam, że tak długo, ale z- - nie dokończyłam. Słowa po prostu utkwiły mi w gardle
Na starej kanapie siedziała Felicja, która ubrana tylko w spodnie dresowe i koronkowy stanik, bandażowała obszerną ranę na wyrzeźbionym, pokrytym bliznami brzuchu.
- Już miałam iść Cię szukać. - rzuciła Felicja, kończąc zawijanie bandaża - Coś się stało?
- N-N-Nie! P-Przepraszam, że weszłam bez pukania! Już wychodzę! - krzyknęłam, pospiesznie odwracając się w stronę drzwi
- Nie musisz. I tak już skończyłam. - usłyszałam za sobą
Powoli odwróciłam wzrok w jej stronę. Odetchnęłam, gdy zobaczyłam, że zdążyła ubrać swoją bluzę.
- Coś się stało? Jesteś cała czerwona. - zapytała zmartwiona
- N-Nie... Po prostu, no wiesz...
Felicja tylko westchnęła i poklepała miejsce obok siebie.
- Chodź. Opatrzę Ci tą ranę.
Niepewnie podeszłam i usiadłam obok niej na sofie.
Dziewczyna podwinęła moje nogawki, nalała trochę wody utlenionej na gazę i przyłożyła do rany.
Cicho syknęłam, czując nieprzyjemne szczypanie. Całe szczęście z każdą chwilą stawało się coraz słabsze, aż w końcu ustąpiło. W tym też momencie, Felicja odsunęła materiał i sprawnie je zabandażowała.
- Masz w tym wprawę. - skomplementowałam ją
- Często to robię. - odpowiedziała, uśmiechając się smutno
Między nami trwała wszechobecna cisza, gdy dziewczyna bandażowała drugie kolano.
- F-Felicjo...
- Tak?
- Czy ty... tamtych mężczyzn... no wiesz....
- Nie zabiłam ich. - przerwała mi spokojnym głosem - Niektórzy trafią na jakiś czas do szpitala, ale wszyscy przeżyją.
Odetchnęłam z ulgą.
- A twoja rana? Skąd się wzięła?
- Jeden z nich był uzbrojony. Zanim go powaliłam zdążył wbić mi sztylet w brzuch.
- Nie powinnaś jechać do szpitala?! Przecież-
- Nie trafił w narządy. - znowu mi przerwała - Przeżyję, tylko przez jakiś czas będę osłabiona.
Blondynka podniosła się z siadu, a na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.
- Idę się wykompać. Możesz spać na moim łóżku, ja zajmę kanapę...
- Eh? O nie nie nie! Przecież mnie uratowałaś! Nie zajmę Ci jeszcze twojego łóżka!
- Jestem przyzwyczajona, więc spokojnie... - odpowiedziała mi cicho - Taka polska gościnność.
- Jesteś Polką? - zapytałam zdziwiona, na co ona tylko przytaknęła - Po co przyjechałaś do Hetani?
Dziewczyna wyglądała, jakby biła się z myślami.
- Gdy miałam dwa lata zostałam porwana przez Południowych... - odparła z obojetnym, trochę starszym wyrazem twarzy - W wieku sześciu lat uciekłam. Po kilku dniach znalazła i przygarnęła mnie Anya.
- Nie myślałaś, żeby wrócić do kraju i spróbować znaleźć rodziców?
- ...
- Felicjo?
- W Polsce od kilku lat mam status martwej, więc postanowiłam zostać tutaj i pomagać Anyi.
Gdy usłyszałam tą odpowiedź, spojrzałam na nią pełnym współczucia wzrokiem.
- P-Przepraszam...
- Nie masz za co... - westchnęła i opuściła pokój z ręcznikiem w ręku
Czułam, jakby moje nogi były z waty. Powoli podeszłam do łóżka i usiadłam na jego brzegu, a w moich oczach pojawiły się łzy. Myślałam, jak wyglądałoby moje życie bez rodziców. Przecież to oni nauczyli mnie wszystkiego i opiekowali się mną! Bez nich... Nic nie byłoby takie same.
Jestem pewna, że tamta białowłosa kobieta nie jest dużo starsza od Felicji. Różnica ich wieku to maksymalnie sześć lat, jak nie mniej. Czy to znaczy, że ona wychowywała się sama? Niby jest jeszcze Daniel i reszta, ale oni także nie wydają się być dużo starsi.
Łzy współczucia spłynęły po moim policzku, mocząc przy tym pościel, na której siedziałam.
W pewnym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a następnie energiczne kroki, które z każdą sekundą stawały się coraz głośniejsze.
Zanim zdążyłam wytrzeć oczy, ktoś usiadł obok i otoczył mnie ramieniem, przyciągając do siebie moje ciało.
- Co się stało? - usłyszałam spokojny, kojący głos
- T-Ty... *Chlip* J-Ja nie...
- Ciii... Już dobrze... - próbowała mnie uspokoić
Przestałam płakać dopiero kilka minut później. Dłonią otarłam mokre od łez policzki, ukazując całkowicie przekrwione oczy.
- Już dobrze?
- T-Tak... - odparłam cicho - Felicjo, mam pytanie... Kto Cię wychował?
Dziewczyna wyglądała, jakby mocno zastanawiała się, czy może mi powiedzieć.
- Życie. Życie mnie wychowało. Anya się mną opiekowała i dała mi schronienie, ale rzadko się z nią widywałam.
- Chodziłaś do szkoły?
- Nie... Pisania i czytania nauczył mnie Daniel, a Nikolai liczenia.
- Oni i reszta są tu od dziecka? Tak jak ty?
- Nie... Dołączyli do nas z własnej woli, jakieś dwa lata temu. Wczesniej po prostu znali Anyę i czasem ją odwiedzali.
- Jesteś tu najmłodsza?
- Tak. Reszta jest ode mnie trzy lata starsza.
- Powiedz... - zaczęłam niepewnie - Czy wy... Jesteście czymś w rodzaju gangu? Handlujecie narkotykami, albo coś?
Felicja spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Nie... Po prostu jesteśmy grupą ludzi, którzy umieją walczyć i chcą przeżyć. To tyle. - wytłumaczyła, po czym podniosła się z łóżka, kończąc temat - Dobranoc.
Zrozumiałam, że naprawdę miała zamiar spać na kanapie. Szybko chwyciłam ją za nadgarstek, uniemożliwiając jej dalszy ruch.
- O co chodzi?
- Nie mam zamiaru patrzeć jak śpisz na kanapie w swoim własnym domu. - wytłumaczyłam pospiesznie - Masz dwuosobowe łóżko... Z-Zmieścimy się razem! A w ogóle jesteś ranna!
Miałam nadzieję, że moje argumenty ją przekonają.
Spojrzała na mnie zdziwiona, po czym uśmiechnęła się lekko.
- No dobrze.
Odwzajemniłam uśmiech i puściłam jej rękę. Felicja przeszła spokojnie na drugą stronę łóżka i bez słowa przykryła się kołdrą. Zrobiłam to samo i już po chwili zapadła kompletna ciemność.
TimeSkip
Obudziłam się niesamowicie wypoczęta. Z przyzwyczajenia zaczęłam klepać ręką po stoliku nocnym w poszukiwaniu telefonu. Jakież było moje zdziwienie, gdy nie natrafiłam na żaden stolik, a już tym bardziej telefon. Leniwie otworzyłam oczy. W pierwszej chwili, widząc nieznane mi pomieszczenie, zaczęłam panikować, ale potem wszystko sobie przypomniałam.
Czując ucisk na klatce piersiowej, delikatnie podniosłam okrywającą mnie kołdrę. Znalazłam tam, oplatające ją drobne ręce. Odchyliłam głowę do tyłu, aby spojrzeć przez moje plecy, na ich właściciela.
Felicja leżała spokojnie, przytulona do mnie od tyłu. Oczy miała zamknięte, a usta lekko rozwarte, aby lepiej jej się oddychało. Złote kosmyki opadały na czoło, a klatka delikatnie unosiła się w miarowych oddechach.
Nie chcąc jej budzić, rozglądnęłam się po pokoju w poszukiwaniu zegara. Znalazłam go nad drzwiami, wskazującego godzinę czternastą dwadzieścia.
- Dobrze, że jest sobota... - westchnęłam
W tym samym momencie poczułam, że ucisk na moim brzuchu staje się coraz słabszy. Odwróciłam się w stronę Felicji i napotkałam na jej półprzytomny wzrok.
- Dzień dobry... - szepnęła, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech
- D-Dzień dobry. - odpowiedziałam i odwróciłam wzrok, czując jak się rumienię
Chwilę leżałyśmy w ciszy, napawając się spokojem. Jednak w pewnym momencie, Polka wstała i podeszła do szafy. Odwróciłam się w jej stronę i właśnie w tym momencie dostałam kupką ubrań w twarz.
- Po śniadaniu odprowadzę Cię pod akademik. - odparła, wychodząc z pokoju
- Teraz to chyba będzie obiad... - westchnęłam
Szybko się ubrałam i wyszłam z pomieszczenia, gdzie po chwili dołączyła do mnie Polka i razem ruszyłyśmy do kuchni.
Przy dość sporym stole siedzieli już wszyscy domownicy. Większość przywitała się przyjaźnie, jedynie Nikolai posłał mi nieprzyjemne spojrzenie, po czym wrócił do jedzenia swojej kanapki.
- Wołałam was wczoraj na pizzę, ale chyba już spałyście. - odparła Anya, uśmiechając się przyjaźnie
- Poszłyśmy spać wcześniej. - odparła Polka, podając mi jedną z zabranych kanapek
- Dzięki.
- Odgrzać wam ją? - zaproponowała białowłosa
- Jeśli Ci to nie przeszkadza. - odparła Felicja, a ja jej przytaknęłam
- Nie ma problemu!
TimeSkip
Po zjedzonym śniadanio-obiedzie razem z Polką opuściłyśmy budynek. Oczywiście pożegnałam się ze wszystkimi i podziękowałam za pomoc.
- W dzień jest tu bardzo spokojnie. - zauważyłam, rozglądając się wokół
- Jest bezpieczniej, ale i tak zachowaj ostrożność. - odparła dość słabym i zmęczonym głosem
- Wszystko w porządku? - zapytałam zmartwiona, patrząc prosto na nią
- Oczywiście. - uśmiechnęła się lekko
Była bledsza niż zwykle...
- W którym akademiku mieszkasz?
- W czwórce. Jest na wschód od głównego budynku.
- To dość blisko. Będziemy tam za kilka minut. - odparła, rozglądając się lekko wokoło, zupełnie jakby czegoś szukała
Reszta drogi minęła nam w przyjemnej ciszy. Co jakiś czas tylko dawałam Felicji wskazówki, w którą stronę powinniśmy się kierować, ale to wszystko.
Gdy dotarłyśmy pod duży budynek z czerwonej cegły, odwróciłam się w stronę Polki i delikatnie ją przytuliłam. Ta początkowo zmieszana, odwzajemniła go.
- Dziękuję za wszystko. - szepnęłam jej do ucha
- Przyjemność po mojej stronie.
Gdy już się od niej oderwałam, skierowałam się w stronę wejścia do budynku. Czułam, jak Felicja odprowadza mnie wzrokiem, a następnie znika za rogiem.
Pov.Narrator
Gdy Irina była już pod drzwiami, Felicja ruszyła w kierunku, z którego przyszła. Mając nadzieję na jak najszybsze dostanie się do domu, przyspieszyła kroku. Od kiedy wyszły z ich uliczki, cały czas czuła na sobie czyiś wzrok, a intuicja podpowiadała jej, że to nie jest żaden fałszywy alarm. Szła więc szybko, nie oglądając się za siebie.
Od domu dzieliły ją tylko dwie, krótkie przecznice. Jednak w pewnym momencie jej intuicja zareagowała niesamowicie mocno.
- Tutaj jesteś... - usłyszała stłumiony głos w alejce, obok której właśnie przechodziła - ...Felicjo.
Znała ten ton... Znała go aż za dobrze. Strach, uczucie którego tak dawno nie odczuwała, sparaliżował całe jej ciało, a ręka wyłaniająca się z ciemności uliczki, ani myślała zepsuć taką okazję. Dziewczyna nie krzyczała, nie szarpała się... Nie miała na to, ani siły, ani czasu. Mężczyzna przyłożył jej gazę do nosa, a następnie, jak szmacianą lalkę, wziął ją na ręce i ruszył w głąb alejki, całkowicie znikając z pola widzenia.
Pov.Irina
TimeSkip
Leżałam na łóżku w swoim pokoju i przykryta jedynie cieńkim kocem, czytałam jakąś książkę.
Nagle drzwi otworzyły się z głuchym trzaskiem, a do pokoju jak poparzone wleciały moje dwie współlokatorki.
- Iri!!! - krzyknęła wyższa i rzuciła się na mnie - Gdzieś ty była?! Nawet nie wiesz jak się martwiłyśmy!
- Bardzo się o ciebie bałyśmy... - dodała nieśmiało druga
- Miałam dość nieprzyjemną przygodę, ale wszystko już dobrze. Nic mi nie jest...
- Przepraszam, że Cię zostawiłyśmy!!
- To ja opłaciłam waszą taksówkę, kiedy odleciałyście, Emily. Dla mnie po prostu nie starczyło kasy...
- Przepraszam!! - rozpłakała się krótko obcięta blondynka
- Już Dobrze...
Nagle Emily kompletnie ucichła.
- Iri... Co ty masz na sobie?
Spojrzałam na nią zdziwiona, nie wiedząc o co jej chodzi. Dopiero wtedy zrozumiałam, że nadal mam na sobie ciuchy, które dała mi Felicja.
- Ahahaha... Wiesz...
- Już chyba wiem, jaką miałaś przygodę. - odparła z dwuznaczną miną - No gadaj! Jak się nazywa? Kim jest?!
- Ja...
- Przestań siostro! To n-niemiłe tak się dopytywać! - wtrąciła się Meg, która zrzuciła ze mnie Emily - Nie musisz nam się tłumaczyć, jeśli nie chcesz. Oczywiście oddamy Ci kasę za taksówkę.
- Dzięki Meg... - odparłam, uśmiechając się lekko
- Jutro pójdę oddać jej te ciuchy. - pomyślałam, patrząc jednocześnie na kłócące się siostry
TimeSkip
Następnego dnia około południa wyszłam z akademika i, trzymając w ręce torbę z ubraniami, skierowałam się w stronę domu Felicji. Od rana miałam świetny humor, ale wizja spotkania z drobną Polką jeszcze bardziej mi go poprawiła.
Szybko mijałam kolejne zakręty, starając się trzymać środka chodnika, aby ani nie zostać wciągniętą do samochodu, ani do uliczki.
Już po piętnastu minutach stałam przed metalowymi drzwiami. Idąc za przykładem Felicji zapukałam pięć razy. Po chwili klapka się rozsunęła ukazując parę męskich oczu.
- Co Cię t- - przerwał, gdy nasze oczy się spotkały. Jego źrenice natychmiastowo się zmniejszyły
Gwałtownie otworzył drzwi. Mężczyzną okazał się być Daniel. Z jego wyglądu i zachowania można było wywnioskować, że jest bardzo wkurzony. Ale dlaczego? Niepewnie weszłam do środka.
- Dzień dobry. - przywitałam się, gdy tylko weszłam do salonu
Panowała w nim grobowa cisza, jednak jak tylko weszłam, wszyscy zwrócili oczy w moją stronę. Patrzyli na mnie z prawdziwym mordem w oczach. Wszyscy. Nawet, wcześniej niesamowicie przyjazna, Anya. Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno leżałabym martwa z sześcioma mieczami wbitymi w klatkę piersiową.
- Ty... - syknął Nikolai, gwałtownie podnosząc się z kanapy
Podszedł do mnie i złapał za kołnież, podnosząc moją osobę kilkanaście centymetrów nad ziemię.
- E-Ej! P-Puść mnie! - próbowałam się wyszarpać, ale marnie mi to szło - Co się stało?!
- Co się stało? Co się stało?! - wkurzył się białowłosy - Gadaj, gdzie jest Felicja ty suko!!!
- Co-
- Do której grupy należysz? - spytała spokojnie Anya, jej ton przeszedł po mnie jak zimowy podmuch
- Do żadnej! Puść mnie Nikolai!!
- Myślisz, że ci uwierzymy?! - chłopak zacisnął dłonie jeszcze mocniej - Gadaj, gdzie ją zabraliście! I po co tu przyszłaś!
- C-Chciałam oddać jej ubrania... - wysapałam, próbując nabrać tlenu
- Wystarczy Nikolai. - włączył się Daniel - Jak zemdleje, to nic z niej nie wydusimy
Chłopak niechętnie mnie puścił, przez co z głuchym łoskotem upadłam na podłogę.
Zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, w pokoju rozległ się dźwięk dzwonka.
Anya wyjęła telefon z kieszeni i przyłożyła go do ucha.
- Halo?
...
- C-
...
- T-Ty...
...
Białowłosa gwałtownie się rozłączyła, po czym rzuciła telefonem w ścianę, przez co ten rozbił się w drobny mak.
- Anya, co się dzieje? - spytał zaniepokojony Daniel, podchodząc bliżej
- Dzwonił przywódca Południowych... Podziękowali za opiekę nad ich własnością... - pod wpływem emocji, uderzyła pięścią w stół, przez co ten pękł w połowie
- P-południowych? - pomyślałam i przypomniałam sobie rozmowę z Felicją
Gdy miałam dwa lata zostałam porwana przez Południowych... - odparła z obojetnym, trochę starszym wyrazem twarzy - W wieku sześciu lat uciekłam. Po kilku dniach znalazła i przygarnęła mnie Anya.
- To oni porwali ją z Polski, prawda? - dołączyłam się do rozmowy. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni - Felicja powiedziała mi o tym dwa dni temu.
- Tak... To oni. - odpowiedział mi Daniel - Kurwa! A byliśmy tacy ostrożni! Jak ją znaleźli?!
- Ph, czy to nie oczywiste? To ona im powiedziała! - wydarł się Nikolai, wskazując na mnie palcem
- Nie wydaje mi się. W szeregach Południowych nie działają kobiety. One są tam traktowane jak zabawki... - wytłumaczyła Anya, dokładnie mi się przyglądając
Odetchnęłam z ulgą.
- Wiesz, gdzie znajduje się ich siedziba? - zapytał Dimitr, patrząc znacząco na trzymane w dłoniach widły
- W starym hangarze przy stoczni. - wytłumaczyła - Znam nawet sposób na dostanie się do środka, ale to wymaga bardzo szczupłego ciała.
Wszyscy popatrzyli po sobie.
- Czyli możesz iść tylko ty. - odparł Josef - Jana się nie zmieści przez swoje p-
Nie dokończył, bo został strzelony z liścia w twarz i stracił przytomność.
- Jana... Teraz potrzebujemy pomocy każdego... - westchnęła Anya
- Przepraszam, ale przesadził!
- Może iść jeszcze Irina. - zaproponował Dimitr
- Chcesz wysłać ją na pewną śmierć? - skomentował Nikolai - Dla mnie spoko.
- Niekoniecznie... Po prostu potrzebujemy kogoś szczupłego i w miarę płaskiego, kto da radę tam wejść, uwolnić Felę i wyjść. Anya zajmie się resztą. - wytłumaczył Daniel
- Czy on nas właśnie obraził? - pomyślałam ja i prawpodobnie białowłosa
- Mi pasuje. Co o tym sądzisz, Irina? - zwróciła się do mnie Anya
- Ja... - na początku byłam niepewna, ale gdy pomyślałam, że to przeze mnie Felicja została porwana, poczucie winy zżerało mnie od środka - Zgadzam się.
- Czyli plan ustalony. Wy, chłopaki, będziecie czekać przed hangarem, a gdy już odbijemy Felę, wysadzicie go w powietrzę. Niech poczują konsekwencje. - odparła Anya śmiertelnie poważnie
Wszyscy przytaknęli.
- Odbijamy ją dzisiaj wieczorem.
TimeSkip
Jest godzina dwudziesta pięćdziesiąt pięć. Według planu, operację rozpoczynamy punkt dziewiąta.
Razem z Anyą siedziałyśmy za jednym z bliższych kontenerów, czekając, aż zegary wybiją tą wyczekiwaną godzinę.
- Stresujesz się? - zapytała białowłosa, przerywając wszechobecną ciszę
- B-Bardzo... - wydudkałam, trzymając w ręce zabezpieczony pistolet - J-Ja nie będę musiała go używać... P-Prawda?
- Zobaczymy...
Nerwowo przełknęłam ślinę. Gdy odwróciłam wzrok w stronę spokojnej i bardzo wyluzowanej Anyi, zauważyłam, że na jej kolanach leży łopata.
- To twoja broń? - zapytałam zdziwiona
On tylko uśmiechnęła się niewinnie.
- Spokojnie. Jest składana. - odparła i dodała po nosem - I wielofunkcyjna...
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, zegary wybiły godzinę dwudziestą pierwszą.
- Ruszamy. - zarządziła kobieta, podnosząc się z ziemi
Także wstałam i razem z Anyą podkradłyśmy się do okienka szybu wentylacyjnego na tyle hangaru. W kilka sekund białowłosa wykręciła wszystkie śruby i już po chwili czołgałyśmy się w tym wąskim korytarzu.
Po upływie jakiś pięciu minut, kobieta zatrzymała się i pokazała mi, abym była cicho, po czym odsunęła się delikatnie na bok, żebym też mogła zobaczyć scenę odgrywaną na dole.
Od razu włączył mi się odruch wymiotny, ale w porę go powstrzymałam. Wszędzie była krew, a półnagie, ciężko ranne kobiety leżały przy ścianach. Większość z nich nie oddychała, a ich ciała były w tragicznym stanie. I nie trzeba być lekarzem żeby to stwierdzić.
Jedynym wyjątkiem w całej tej scenie była drobna, złotowłosa postać, która stała przed mężczyzną w odległości kilku metrów. W dłoni ściskała kawałek szkła, który prawdopodobnie służy jej jako broń. Cienka koszula, którą miała założoną, była cała poszarpana. Jej włosy sklejone były od krwi i brudu, a ciało całe pokryte świeżymi ranami.
- Za chwilę ją odbijemy. Spokojnie, nie płacz... - szepnęła Anya
Dopiero teraz zauważyłam, że z moich oczu lecą łzy. Delikatnie je wytarłam i w ciszy oczekiwałam na sygnał kobiety.
- Szybka akcja. Wpadamy tam, bierzemy Felicję i wybiegamy głównym wejściem. - odparła - Daniel go pilnuje, więc jestem pewna, że będzie otwarte. Martwi mnie tylko brak innych członków Południowych... Jest ich o wiele mniej niż zwykle.
Nerwowo przełknęłam ślinę.
- Nie mamy wyboru. - szepnęłam, starając się na patrzeć na Felicję
Anya uśmiechnęła się lekko.
- Zaczynamy?
- Tak.
Białowłosa uniosła pięść i z całej siły uderzyła w metalową kratkę, która z hukiem upadła na podłogę.
Jako iż nie była wysoko nad ziemią, obie szybko wyskoczyłyśmy i rozpoczęłyśmy realizację planu.
Podbiegłam do Felicji akurat, kiedy straciła przytomność i miała runąć na beton. Złapałam ją w locie i dźwignęłam jej drobne ciało na ręce.
- Cieszę się, że w końcu dołączyliście. Czekaliśmy na was! - krzyknął przywódca, a zza skrzyń wybiegła grupa uzbrojonych mężczyzn
Przerzuciłam Felicję przez ramię i drżącą ręką odbezpieczyłam pistolet.
- Irina! Uciekaj do Damiana! - usłyszałam głos Anyi - Dam sobie radę!
Jako iż wierzyłam w umiejętności kobiety, z Polką na ramieniu, jak najszybciej pobiegłam w stronę wyjścia z hangaru. Kilkoro mężczyzn prawie mnie dopadło, a jeden z nich strzelił do mnie i drasnął mi policzek, z którego teraz lała się krew. Mimo to, udało mi się dobiec do bramy. Szybko nacisnęłam na przycisk zwalniający i czekając, aż się otworzy drżącymi rękami strzelałam nadbiegającym mężczyzną po nogach.
Gdy brama otwarła się na tyle, że dałam radę pod nią przejść, szybko wybiegłam z budynku i popędziłam do punktu zbiórki.
Kiedy tylko wyjrzałam na dwór, zobaczyłam prawdziwą masakrę. Damian siekał swoich przeciwników jakąś średniowieczną szablą, Dimitr dźgał ich widłami, które przelatywały przez nich na wylot, a Nikolai z zestawem noży kuchennych nacierał na kolejnych przeciwników. Tylko Jana i Josef używali normalnych pistoletów.
- Przed walką napadli Dimitr i Nikolai napadli na Castoramę, czy co... - pomyślałam, biegnąc dalej przez sam środek tego pobojowiska
Gdy w końcu dotarłam do "bezpiecznego punktu" ściągnęłam swoją kurtkę i odkryłam nią Felicję.
- Wszystko będzie dobrze. Wytrzymaj jeszcze chwilę. - zapewniałam ją, choć nie spodziewałam się uzyskać odpowiedzi
Polka uchyliła lekko powieki i spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem.
- Iri...na... D-Dziekuję. - odparła słabo i delikatnie przesunęła dłoń, aby chwycić mnie za rękę - C-cieszę się, że... Cię p-poznałam...
Ujęłam jej bladą i wiodką dłoń, a następnie złożyłam na jej wierzchu lekki pocałunek.
- Też się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo. - uśmiechnęłam się lekko
Felicja oddała uśmiech.
- M-Mam nadzieję, że... Nasze relacje będą tylko się polepszać... - odparła i znowu zamknęła oczy
W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. Nie chciałam ich wycierać, nie wstydziłam się ich.
Puściłam jej dłoń, po czym wstałam i puściłam się biegiem w stronę hangaru.
Na placu przed nim leżały całe góry krwawiących i nieprzytomnych mężczyzn. Na samym środku stała niewielka grupka. W jednym z nich rozpoznałam Nikolai'a, więc szybko pobiegłam w tamtą stronę.
- Irina, wiesz gdzie jest Anya? - spytał na wstępie, cały brudny od krwi i potu, Dimitr
- Została w środku i kazała mi uciekać...
- Spokojnie. Nie zginie. - zapewniał Daniel
W tym momencie w jego krótkofalówcę rozległ się, znany nam dobrze, damski głos.
- Odpalaj Daniel. Już wychodzę.
Brunet pewnie nacisnął przycisk na swoim pilocie i cały hangar wyleciał w powietrze.
- Gdzie ona jest? - spytałam zmartwiona
- Tam. - odparł Nikolai i wskazał na mały, czarny punkt, idący spokojnie w naszą stronę
Na jej twarzy gościł ten sam słodki uśmiech, choć teraz, gdy prawie cała pokryta jest krwią przeciwników, w ręce dzierży równie czerwoną łopatę, a w tle huczy ogień, wygląda raczej jak diabeł, aniżeli anioł.
- Gdzie Felicja? - spytała, gdy już doszła do naszej grupy
- Śpi w punkcie zbiórki. - wskazałam palcem w tamtym kierunku - A co z tamtym mężczyzną?
Teraz to Anya wskazała w stronę płonącego hangaru.
- Śpi tam. - uśmiechnęła się szeroko - Jana? Zadzwoniłaś na straż?
- Tak. Chwilę temu. Telefon zabrałam jednemu z tych trupów. - odparła - Nieźle ich urządziłeś Dimitr.
- Dzięki.
- Chodźmy po Felicję i wracamy. Trzeba opatrzyć rany. - odparła Anya
Żwawym krokiem ruszyliśmy w tamtą stronę, a gdy dotarliśmy, wzięłam Polkę na ręce i przytuliłam ją do siebie, jakby była moim najcenniejszym skarbem...
Wyglądałaby naprawdę słodko, gdyby nie jej tragiczny stan.
- Wracamy do domu. - szepnęłam jej do ucha, po czym wszyscy razem ruszyliśmy w stronę ceglanych budynków
5200 słów... Niezły powrót
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro