Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

lietnyo!pol

Specjalnie dla Misia2704

Postacie:
Litwa (Tolys)
Nyo!Polska (Felicja)

Pov.Litwa

Pośpiesznym krokiem przemierzałem kolejne metry, luksusowo urządzonego, korytarza. Ściskane przy piersi kartki już dawno zdążyły się pognieść, a od szybkiego tempa na moim czole pojawiły się krople potu.

- Obiecałem Alfredowi, że przyjadę wcześniej... - westchnąłem w myślach, skręcając w boczny korytarz - A tymczasem ledwo zdążę na rozpoczęcie...

Najchętniej puściłbym się biegiem, ale jeśli znowu mam się wywrócić, to już wolę się spóźnić.

- Głupie Google Maps...

Po kilku minutach dotarłem do celu mojej podróży. Niewiele myśląc, pchnąłem drzwi z ciemnego drewna i przekroczyłem ich próg.
Wzrok wszystkich obecnych zwrócił się w moją stronę. Większość już siedziała na swoich miejscach. Tylko nieliczni stali w małych grupach i cicho rozmawiali o czymś między sobą.

Mimowolnie spojrzałem w oczy Alfreda. Jego wyraz twarzy dobitnie mówił mi, że nie jest zadowolony z mojego spóźnienia.
Gestem głowy przeprosiłem go, po czym szybko przemierzyłem salę i zająłem swoje miejsce.
Przez cały czas gapiłem się w stół, unikając wzroku obecnych. Siadając na krześle, spodziewałem się fali pytań od mojej stałej, konferencyjnej sąsiadki.
Tym razem jednak, przywitała mnie cisza. Zdziwiony spojrzałem w tamtą stronę. Doperio wtedy zauważyłem, że Polka także jeszcze nie dotarła.

- Co się ze mną dzieje... No dalej Tolys! Skup się! - zganiłem się w myślach, odwracając się w stronę mojego drugiego sąsiada - Jakubie? Wiesz, gdzie jest Felicja?

Chłopak przerwał swoją rozmowę z Elizabetą i zwrócił się w moją stronę.

- Sam się nad tym zastanawiam. Ostatnio rzadko ją widuję. - odparł, tworząc między nami kontakt wzrokowy - Mam nadzieję, że nic się nie stało...

- Przecież ją znacie! - dołączyła Elizabeta, uśmiechając się pewnie - Jestem pewna, że wszystko z nią w porządku-

Właśnie w tym momencie, zamknięte przed chwilą przez Ludwika, drzwi znów się otworzyły, a do sali wszedł temat naszej dyskusji. Jak tylko przekroczyła próg, w pokoju zrobiło się jakoś jaśniej i przytulniej. Swoim promiennym uśmiechem otoczyła wszystkich obecnych.
Niespodziewanie znikł on jednak, kiedy jej wzrok napotkał na Alfreda. W jednym momencie cała radosna aura zanikła. Felicja szybko przeszła do swojego miejsca i bez słowa usiadła na krześle.

- Coś jest nie tak... - pomyślałem, nie spuszczając wzroku z dziewczyny

Spojrzałem na Elizabetę i Jakuba. Chyba zauważyli to samo co ja.

- Felicjo? - zwróciłem się w jej stronę, na co gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem

- A-Ah, cześć Licia! Przepraszam. Nie zauważyłam cię. - odparła na szybko i uśmiechnęła się sztucznie, odwracając wzrok

- Wszystko dobrze? - zapytałem zmartwionym głosem, próbując złapać z nią kontakt wzrokowy

- O-Oczywiście! Czemu o to pytasz?

- Po prostu... Nie. Nie ważne.

Widziałem, jak odetchnęła z ulgą. Na pewno coś jest nie tak... Mam nadzieję, że nie wpakowała się w żadne kłopoty.... A już tym bardziej, że nie mają nic wspólnego z Alfredem.

- Skoro wszyscy się już zebrali to zaczynamy! - odezwał się nagle Amerykanin, włączając tablicę multimedialną

Wszyscy zwrócili się w jego stronę, skupiając całą uwagę na wykresach i tabelkach przedstawianych przez blondyna.

TimeSkip

Przez całe spotkanie próbowałem skupić się na tym, co mówił chłopak, jednak mój wzrok mimowolnie uciekał w stronę, siedzącej obok, blondynki.
Dziewczyna nawet nie próbowała uważać. Siedziała tylko oparta o krzesło i ślepo wpatrywała się przed siebie. To było naprawdę niecodzienne, bo, za wyjątkiem wykładów Ludwiga, zawsze uważała na wykładach innych personifikacji.

Cała konferencja trwała około trzech godzin i zakończyła się wielką kłótnią Elizabety z młodszym Beilschmidtem. Gdzieś w środku zeszli na temat uchodźców. Wszyscy spodziewali się, że do Węgierki (jak zwykle) dołączy Felicja. Nic takiego jednak się nie stało, co spotkało się ze zdziwionym wzrokiem całej grupy. Polka wyglądała, jakby kompletnie zatraciła się w swoich myślach.

Gdy prowadzący ogłosił koniec, wszyscy pośpiesznie (z Felicją na czele) udali się w stronę wyjścia. W sali zostałem tylko ja i Alfred.

- Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej. - zacząłem, kiedy podszedłem wystarczająco blisko

- Nic się nie stało, dude! - odparł z szerokim uśmiechem i niespodziewanie otoczył mnie ramieniem

- A więc? Czemu chciałeś się ze mną spotkać? - zapytałem, patrząc mu prosto w oczy

Z jego twarzy momentalnie zniknął uśmiech i zastąpił go poważny grymas.

- Mam do ciebie pytanie... Odnośnie Felicji.

- F-Felicji?

- No może nie jej samej... - poprawił się, puszczając moje ramię - Jesteś z nią blisko, prawda?

- Raczej "byłem"... - westchnąłem smutno

- Nie ważne! - krzyknął z wyczuwalną irytacją

Słysząc jego ton, cofnąłem się o krok.

- Ahaha, przepraszam. Poniosło mnie. - wytłumaczył, drapiąc się po karku - Ale wracając do tematu... Wiesz, że mamy teraz "małą sprzeczkę" odnośnie wypłacenia pieniędzy Żydom, prawda?

- Obiło mi się o uszy... - odparłem, trochę zaniepokojony

- To świetnie, bo wiesz... Potrzebuję jakiegoś wiarygodnego dowodu, że Felicja nie pomagała im podczas drugiej wojny światowej i miałem nadzieję, że ty coś wiesz...

- Ale przecież ona im pomagała... - odparłem cicho

Na jego twarzy znów pojawił się poirytowany grymas.

- Może i tak, ale ja nie mogę pozwolić sobie na porażkę, rozumiesz?! - krzyknął, chwytając mnie za ramiona - Jestem światową potęgą! Wszyscy myślą, że jestem nieomylny i nie zepsuje tego jakiś europejski kraj!

Patrzyłem na niego w strachu. Jak mógł coś takiego powiedzieć?

- N-Nie byliście czasem sojusznikami? - zapytałem, na co on spojrzał na mnie z niepokojącym uśmiechem

- Sojusznikami? Nie potrzebuję kogoś takiego! To tylko kolejny pionek w mojej kolekcji...

Próbowałem wyrwać się z jego uścisku, ale marnie mi to szło.

- Nie wyrywaj się... Wiem, że coś wiesz, więc jeśli nie chcesz, żebym zniszczył ciebie i twojego kraju to lepiej gadaj...

Głośno przełknąłem ślinę.

- C-Co jej zrobiłeś? - zapytałem, próbując grać na zwłokę

- Oh~ Nic takiego. Mieliśmy tylko małą pogadankę~ - odpowiedział z przesłodzonym uśmiechem

- Co jej zrobiłeś?! - krzyknąłem, patrząc hardo w jego oczy

- Powiem ci wszystko ze szczegółami, jeśli ty odpowiesz mi wszystko co wiesz o stosunkach polsko-żydowskich podczas drugiej wojny. - odparł, uśmiechając się chytrze

Szarpnąłem się z całej siły, dzięki czemu udało mi się wyrwać jedno ramię. Wolną ręką z całej siły uderzyłem go z pięści w twarz. Uderzenie było na tyle silne, że upadł na ziemię.

- Ty karaluchu... Pożałujesz tego...

Szybko rzuciłem się do wyjścia, po czym, prawie się przewracając, wybiegłem z budynku.

Jak tylko znalazłem się poza zasięgiem jego wzroku, otworzyłem portal, prowadzący do domu Felicji i szybko zniknąłem w jego wnętrzu, mając nadzieję, że Amerykanin nie zdążył za mną podążyć...

TimeSkip

Już po chwili stałem przed dużą, staroświecką rezydencją. Zadzwoniłem do drzwi i czekałem, aż właścicielka je otworzy.
Mijały sekundy, minuty, ale nikt nie wyłaniał się z domu. Lekko zaniepokojony nacisnąłem na klamkę, jednak drzwi okazały się zamknięte. Nie mając już energii na otworzenie nowego portalu, zacząłem szukać zapasowego klucza. Przeszukałem całą werandę, jednak nic nie znalazłem.

Miejsce ukrycia metalowego przedmiotu odkryłem po jakiś dziesięciu minutach ciągłych poszukiwań. Schowany był w małym pojemniku przyklejonym do jednego z kamieni.

- Całkiem pomysłowe. - pomyślałem, wkładając kluczyk do zamka

W całym domu panowała kompletna ciemność. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę zapalnika światła. Szukając po omacku, w końcu trafiłem na niewielki włącznik. W całej rezydencji zapanowała jasność.
Zanim zdążyłem odwrócić się w stronę schodów coś wpadło na mnie z dużą siłą, przez co upadłem na podłogę przyciśnięty tym czymś.
Usłyszałem głośne warczenie.

- S-Szarik? - jęknąłem słabo, próbując zrzucić psa z moich pleców

Warczenie ustało, a zwierzak sam z siebie zszedł ze mnie.

- Dobry piesek. - odparłem, drapiąc go za uchem - Jeszcze o mnie nie zapomniałeś co?

W odpowiedzi kudłacz szczeknął radośnie, cały czas machając ogonem.

- Gdzie jest Felicja? - zapytałem, na co Szarik momentalnie przestał ruszać swoją palemką szczęścia

Zwierzak ruszył w stronę schodów, a ja podążyłem prosto za nim.
Prowadził mnie przez kręte korytarze rezydencji, aż w końcu zatrzymał się przed dwuskrzydłowymi, dębowymi drzwiami.

- To tutaj? - zapytałem, a Szarik zaskomlał cicho - Uznam to za odpowiedź.

Delikatnie zapukałem, czekając na jakąś reakcję.
Po kilku minutach kompletnej ciszy, podszedłem bliżej drzwi i delikatnie nacisnąłem klamkę, bezszelestnie wchodząc do środka.
W pokoju panowała ciemności. Jedynie dzięki, wpadającemu przez okno, światłu księżyca widać było kontury mebli i... Ją. Siedziała na parapeciei ubrana jedynie w koszulę nocną, pustym wzrokiem wpatrywała się w szybę. Niebieskie światło oświetlało jej bladą twarz, jednocześnie odbijając się od, zbierających się w kącikach jej oczu, łez.

- Felicjo?

Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w moją stronę. Kiedy nasze oczy się spotkały, szybkim ruchem wytarła łzy i uśmiechnęła się słabo.

- Cześć Licia. Co tu robisz? Nawet nie zauważyłam jak wszed-

- Felicjo. - przerwałem jej, podchodząc do okna - Co się dzieję?

- Co masz na myśli? Wszystko jest w porządku! - odparła z szerokim, ale nieszczerym uśmiechem

- Myślisz, że jestem ślepy?! - krzyknąłem, podchodząc jeszcze bliżej i chwytając ją za ramiona - Fela... Powiedz mi.

Polka patrzyła na mnie przez chwilę, jakby wahała się, czy naprawdę może i chce mi to powiedzieć.

- Nie chcę, żebyś się w to mieszał. - odparła w końcu - Jeszcze coś ci się stanie...

- Żartujesz prawda? - zapytałem, mając nadzieję, że się przesłyszałem

- Tutaj nie ma powodów do żartów... ON jest zdolny do wszystkiego... - westchnęła, podciągając nosem

- "On"? Masz na myśli Alfreda? - zapytałem, puszczając jej ramiona

Spojrzała na mnie zaniepokojonym wzrokiem.

- Skąd to wiesz?

- Zauważyłem to dzisiaj na spotkaniu. - nie jest to cała prawda, ale też nie kłamstwo

- ...

- Fela?

- I tak się w to nie mieszaj. Nie chcę, żeby komukolwiek coś się stało...

- Ale co może się niby stać?

Felicja nie odpowiedziała. Odwróciła się tyłem do mnie, a swoją uwagę skupiła na księżycu zza okna.

- Proszę... - odezwała się w końcu, nadal stojąc plecami w moją stronę - N-Nie mieszaj się w to...

- Jeśli coś ci grozi, to nie mam zamiaru stać z boku! - odparłem hardo, zaciskając dłonie w pięści - Jesteś dla mnie ważna i nie chcę, aby coś ci się stało. Pomogę, ale powiedz mi, co takiego się wydarzyło...

- Nie... Nie mogę...

- Felicjo! - krzyknąłem, siłą odwracając ją w moją stronę

W jej oczach zbierały się łzy. Jedna z nich powoli spłynęła po jej bladym policzku. Opuszkiem palca wytarłem ją i spojrzałem prosto w jej szmaragdowe tęczówki.

- A więc?

...

- O-On powiedział... - zaczęła bardzo cichym głosem - ...że jeśli się nie podporządkuję, to ja i wszyscy na których mi zależy pożałują!

Po jej policzkach zaczęły płynąć strumienie łez.
Delikatnie przyciągnąłem ją do siebie i pozwoliłem, aby wypłakała mi się w koszulę.

- J-Ja nie chcę, żeby coś wam się stało... Jesteście dla m-mnie najważniejsi... - jęknęła po chwili, patrząc na mnie, podrażnionymi od łez, oczami

Uśmiechnąłem się lekko, próbując podnieść ją na duchu. Jako iż była prawie dwadzieścia centymetrów niższa, trochę się zniżyłem, aby być na wysokości jej twarzy.

- My też cię kochamy. Elizabeta, Kuba, Radmila... ja i cała reszta. - odparłem spokojnym głosem - Jesteś dla nas niesamowicie ważna i nie mamy zamiaru, zostawić cię samej z twoimi problemami. A już na pewno nie ja.

- A-Ale-

- Ciii... Już Dobrze... - uspokoiłem ją, głaszcząc delikatnie jej policzek - Musisz mi zaufać...

- Liciu... - w jej oczach na nowo pojawily się łzy, tym razem jednak były to łzy szczęścia

Krople powolutku spływały po jej policzkach, tworząc lśniące smugi.
Wytarłem je, przejeżdżając opuszkiem kciuka po jej rumianej twarzy. Gdy mój palec tak wędrował, w pewnym momencie zatrzymał się przy jej ustach. Powoli zbliżyłem się do niej i złożyłem na nich delikatny, subtelny pocałunek.

Policzki dziewczyny zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, przez co gwałtownie odwróciła wzrok.

- Z-Zaraz chwila... - pomyślałem, kalkulując w głowie, co się właśnie stało - C-Co we mnie wstąpiło?! C-Co ja zrobiłem?! Czy ona mnie teraz znienawidzi? Może właśnie straciłem całe jej zaufanie i wyszedłem na jakiegoś zboczeńca!!! Co robić?!

Zrobiłem się cały czerwony, a moja głowa wyglądała, jakbym miał za chwilę wybuchnąć.

- L-Liciu? - usłyszałem cichy głos przede mną - Dziękuję... Nawet nie wiesz, jak dużo to dla mnie znaczy...

- Ty zawsze byłaś po mojej stronie... To ja powinienem dziękować Bogu za to, że cię mam...


Jezu... 3 miesiące temu dostałam to zamówienie... Przepraszam was bardzo... Kill me pls

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro