Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

GerIta

Specjalnie dla TheCookiChan

Postacie:
Niemcy (Ludwig)
Włochy Północne (Felicjano)

Human AU

Pov.Narrator

Duże, w większości zbudowane z ogromnych, szklanych wieżowców, metropolie od zawsze kojarzyły się z, zatrudniającymi tysiące ludzi, korporacjami. Pracujące w nich tak zwane "korposzczury" to w większości przypadków ludzie, dla których najważniejszy jest awans i uznanie w pracy. Ich stopień życia towarzyskiego, czy nawet osobistego jest praktycznie równy zeru, a słowo "sen" oznacza dla nich mniej niż 10 godzin tygodniowo...

Na zegarach w całej Polsce właśnie wybiła trzecia w nocy.
W budynku głównym jednej z największych i najbardziej wpływowych warszawskich firm panowała kompletna ciemność. No prawie...
W szparze pod drzwiami z tabliczką "Kierownik główny działu" widać było, palące się w środku światło.

Siedzący w pokoju mężczyzna, odkładał właśnie na biurko dziesiątą już puszkę po napoju energetycznym.
Sterta papierów po jego lewej stronie w porównaniu do tej po prawej, zamiast maleć, wydawała się zwiększać z każdym kolejnym wypełnionym dokumentem.

- Muszę to zrobić... - westchnął, przecierając zmęczone oczy

Długopis w jego ręce coraz częściej zbaczał z kropkowanej linii, a słowa które pisał, w jego głowie wydawały się nie mieć żadnej, porządnej składni. W pewnym momencie uznał, że to nie ma sensu. Odchylił się na swoim dużym, skórzanym fotelu, przybierając wygodną pozycję.

- Tylko na chwilkę i wracam do roboty...

Tak powiedział, jednak już po chwili kompletnie odpłynął do tak porządanej krainy snu...

TimeSkip
Pov.Ludwig

- Ludwig...

- Mhm...

- Luuuuudwig...

- Mhm... Jeszcze chwilkę tato...

- LUDWIG DO CHOLERY!

Słysząc wkurzony głos swojego szefa, gwałtownie poderwałem się do siadu.

- No w końcu... Próbowałem cię obudzić od dziesięciu minut! - odparł, przenosząc wzrok na stertę papierów z mojego biurka - Znowu pracowałeś do późna?
Przecież mówiłem ci, że masz odpocząć!

- Miałem czas, więc chciałem mieć to z głowy...

Spojrzał na mnie pobłażliwym wzrokiem. Wyglądał, jakby moją odpowiedź naprawdę go zmartwiła.

- "Czas"? Ta jasne... - westchnął, zakrywając twarz dłonią - Generalnie przez mojego poprzednika, mamy niedobór w ludziach, więc na razie nie mogę wysłać Cię na urlop. Nie forsuj się, dobra?

- Nie forsuję się.

- Ta, generalnie twoje wory pod oczami mówią co innego...

Spojrzałem w jego stronę. On też je miał.

Stanowisko szefa firmy objął jakieś dwa miesiące temu, po tym, jak jego poprzednik został zmuszony przez pracowników do dymisji. Co prawda wygląda jak dzieciak (i czasami tak mówi), jest ode mnie niższy o głowę, a jego złote włosy i twarz przypominają bardziej te dziewczęce, jednak ja i reszta cenimy sobie jego rady oraz opiekę. Chociaż czasami umie być straszny...

- A więc? Czemu Pan do mnie przyszedł, szefie?

- Ludwig... Mówiłem ci, żebyś mówił do mnie Feliks, a nie jakiś "szef"... - westchnął, uśmiechając się w moją stronę - Jak wiesz, dzisiaj przyjeżdżają nowi pracownicy. Każdy z was dostanie po jednym z nich pod opiekę, aby wprowadzić ich w świat naszej firmy. Ty oczywiście nie jesteś wyjątkiem.

- Rozumiem... - westchnąłem zrezygnowany - Kiedy przyjdzie?

- I tu się pojawia pierwszy problem... - odparł, wyciągając z kieszeni, złożoną w kostkę, kartkę - Trzymaj.

- Co to? - zapytałem, chwytając za kawałek papieru

- Dane twojego ucznia. Generalnie reszta zespołu już zaczęła działać i oprowadzać ich po firmie, ale twój... Gdzieś się zgubił. - odparł, opierając się o ścianę - Słyszałem, że jest dość roztrzepany i głośny...

- "Feliciano Vargas"? To obcokrajowiec? - zapytałem, podnosząc wzrok z nad kartki

- Tak, pochodzi z Włoch. Kocha pizzę i wszelkiego rodzaju makaron. - odpowiedział, zamykając oczy - Twoim zadaniem jest go znaleźć, a potem oprowadzić i zapoznać. Powodzenia.

Feliks oderwał się od ściany, po czym wyszedł, zostawiając otwarte drzwi.
Ja natomiast cały czas byłem wpatrzony w zdjęcie mojego ucznia, a dokładnie w dziwnie odstający loczek. Przeczytałem dokładnie jego opis, który wystawił jeden z, uczących go do niedawna, profesorów.

- Scheiße...

TimeSkip

Po jakiś dwóch godzinach ciągłego chodzenia po tym rozległym budynku, nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa.

- To pewnie wina snu... A bardziej jego braku... - westchnąłem - Potrzebuję kawy...

Powolnym krokiem skierowałem się do najbliższego automatu, aby za kwotę dwóch złotych kupić sobie ten czarny napój bogów.
Gdy doszedłem do kolorowej maszyny, wszystkie moje komórki mózgowe były skupione, aby trafić monetą w odpowiedni otwór.
Gdy po chwili, trzymając już w ręku kubek, wziąłem łyk mojego napoju, poczułem, jak powoli wracają do mnie siły. W końcu mogłem w miarę skupić się na otoczeniu.
W pewnej chwili usłyszałem dziwne dźwięki wydobywające się z automatu. Dokładnie obejrzałem go z każdej strony, aż w końcu, gdy spojrzałem w dół, zobaczyłem młodego, ściskającego białą flagę, chłopaka w garniturze, który skulony, z głową między kolanami, siedział obok maszyny.

- Em... Wszystko dobrze? - spytałem trochę zdezorientowany, kucając przy nim

Chłopak gwałtownie podniósł głowę, ukazując charakterystycznego, odstającego loczka.

- To on! - pomyślałem, ciesząc się w duchu, że w końcu go znalazłem

- Jesteś Feliciano?

- V-Veeee...

- Że co?

- Tak, to ja... A ty, Panie Ziemniaku?

- P-Panie Ziemniaku?! - pomyślałem, jednoczenie próbując jakoś ukryć, pulsującą mi na czole, żyłkę

- Ludwig... - wycedziłem przez zaciśnięte zęby - Powiesz mi... Dlaczego odłączyłeś się od grupy i dlaczego siedzisz pod automatem do kawy?

- Veeeee~ Zobaczyłem takie piękne, połyskujące rzeczy i bardzo chciałem je obejrzeć, ale potem okazało się, że moja grupa zniknęła! - krzyknął, pochylając się w moją stronę

- A drugie pytanie?

- Mój dziadek zawsze mi mówił, że jak się zgubisz to siedź pod drzewem... Ale tutaj nie było drzew, więc wybrałem automat!

- R-Rozumiem... - odparłem, próbując ukryć moje zażenowanie - Eh, no dobrze. Tak jak mówiłem jestem Ludwig i od dzisiaj jestem twoim nauczycielem. Chodźmy, oprowadzę cię po firmie.

Felicjano gwałtownie wstał z podłogi, po czym doskoczył w moją stronę.

- A może najpierw obiad? Macie pastę? Albo pizzę? - zapytał z nadzieją w oczach

- No cóż, niby jest pora obiadowa...  - westchnąłem - Jeśli jesteś głodny to chodźmy.

Szybko dopiłem swoją kawę, po czym wyrzuciłem kubek i ruszyłem w stronę stołówki.
W pewnym momencie poczułem coś ciepłego na swojej dłoni. Gdy się odwróciłem, zauważyłem, trzymającego  mnie kurczowo, Feliciano.

- C-Co ty robisz?!

- Veee~ Nie chcę się znowu zgubić! Mogę cię trzymać, Doitsu?

- "Doitsu"? Co to znaczy?

- Nie wiem, ale pasuje ci! - odparł, uśmiechając się w moją stronę. Zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu - Veee~ kojarzy mi się z ziemniakami, więc jest idealne!

I czar prysł.

Szybko ugryzłem się w język, zanim powiedziałem coś, czego nie powinienem...

- Po prostu chodź... - warknąłem, kierując się w stronę stołówki

TimeSkip

Przez całą drogę czułem na sobie wzrok wszystkich współpracowników. I nie chodzi tu o to, że szef ich działu, introwertyczny pracoholik, wyszedł ze swojego biura... W końcu widok rosłego mężczyzny i jakiegoś studenta, który przez cały czas idzie przytulony do jego ręki, nie jest czymś codziennym...

- Nie mógłbyś mnie puścić? - spytałem, próbując unikać wzroku, patrzących się na nas, ludzi

- Nie chcę siè znowu zgubić! - krzyknął, chwytając mnie mocniej

W odpowiedzi tylko westchnąłem i przyspieszyłem kroku, aby jak najszybciej znaleźć się na stołówce...

TimeSkip

Do celu dotarliśmy po jakiś pięciu minutach. Jako iż była pora obiadowa, w pomieszczeniu aż roiło się od głodnych pracowników. Co za tym idzie, znalezienie miejsca siedzącego graniczyło z cudem. Stanęliśmy na końcu dość długiej kolejki i krok po kroku poruszaliśmy się do przodu.

Gdy doszliśmy wystarczająco blisko, by przeczytać dzisiejsze menu, usłyszałem szczęśliwy głos mojego kompana.

- Vee~ Serwują spaghetti! - krzyknął uradowany

- Masz na to ochotę?

Brunet energicznie pokiwał głową.

- No dobrze...

Gdy doszliśmy do jednego ze stanowisk, wymieniliśmy się pozdrowieniami z Panią Grażynką.

- Oh, Ludi! Dawno cię tu nie widziałam! - odparła z promiennym uśmiechem na ustach

- Dzień dobry. - odpowiedziałem -Możliwe. Ostatnio... Nie miałem zbytnio czasu.

- Na moje jedzenie zawsze powinieneś znaleźć czas! - krzyknęła, udając groźny ton - A więc kochany? Na co masz dzisiaj ochotę?

- Vee~ Pastaaa!

- Oh? A to kto? - zapytała, przyglądając się Włochowi

- To Feliciano, mój... uczeń.

- Jaki uroczy! Dwa razy spaghetti, tak? - upewniła się, nadal uważnie przyglądać się brunetowi

- Vee~!

- Robi się, kochani! Poczekajcie chwilkę... - odparła, po czym odwróciła się i podeszła do niewielkiego okienka

- Ale sympatyczna Pani!

- Tak, to prawda.

Po chwili Pani Grażynka wróciła z dwoma talerzami pełnymi parującego spaghetti z klopsikami. Sięgnąłem do kieszeni mojej marynarki, aby wyjąć portfel, jednak powstrzymał mnie głos kobiety.

- Dzisiaj na mój koszt, ale mam nadzieję, że będziecie mnie częściej odwiedzać, kochani moi. - odparła, uśmiechając się w naszą stronę

- Vee~ Dziękujemy! - krzyknął brunet i dosłownie rzucił się na talerz

- Dziękujemy. Chodźmy znaleźć stolik Feli. - zwróciłem się w jego stronę

Chłopak przytaknął energicznie, cały czas nie spuszczając wzroku z talerza.

Chodziliśmy tak przez kilka minut szukając dwóch, wolnych miejsc jednak, poszukiwania nie przynosiły skutków.

- Chyba będziemy musieli zjeść na schodach... - westchnąłem, kierując się w stronę wyjścia

Kiedy byliśmy już przy drzwiach, usłyszałem swoje imię, wykrzyczane z drugiego końca sali. Odwróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem, machającego do nas, Feliksa, który siedział przy stole przeznaczonym dla "tych ważniejszych", choć Polak nie lubił, kiedy inni tak to nazywali.

- Chodźmy tam. - zwróciłem się do Włocha, który uśmiechnął się radośnie i pognał w kierunku blondyna

Ja, w przeciwieństwie do bruneta, powolnym krokiem skierowałem się w stronę wskazanego stolika.

- Witaj Ludwig. - przywitał się Polak, uśmiechając się lekko w naszą stronę - Widzę, że znalazłeś swojego ucznia.

Dyskretnie wskazał na chłopaka, który właśnie opróżniał talerz z kluskami.

- Tak... - westchnąłem, powoli biorąc się za jedzenie

- I co o nim myślisz? - zapytał, ściszając głos, aby brunet nas nie usłyszał

- Wydaje się dość... roztrzepany i głośny.

Feliks zaśmiał się na te słowa.

- Mówiłem ci przecież. Mam jednak nadzieję, że się dogadacie i że pomożesz mu się przystosować.

- Zrobię co w mojej mocy... - odparłem, odwracajac głowę, aby spojrzeć na mojego ucznia

Zastałem go z błogim wyrazem twarzy, która cała umaziana była w sosie pomidorowym

- Vee~ To było pyszne~

- Jezu... - westchnąłem, sięgając po husteczki

Delikatnie wytarłem cały sos, który został na jego twarzy. Chłopak nawet nie próbował protestować.

- Jak z dzieckiem...

Usłyszałem chichot z drugiej strony stołu. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zauważyłem Feliksa, który z trudem powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem.

- Widać, że się polubiliście... - odparł w końcu, wycierając niewidzialną łzę

- Veee~ Doitsu jest świetny!

- 'Doitsu'? - powtórzył zdziwiony Polak

- Pasuje do niego, prawda?

Feliks przytaknął.

- Osobiście wolę na niego mówić 'płyn do naczyń'. - odparł, uśmiechając się promiennie

Włoch popatrzył na mnie zdziwiony.

- A ja dalej nie rozumiem, o co ci chodzi szefie... - westchnąłem, odkładając widelec na talerz

- Mówiłem ci żeb- A zresztą... - westchnął, podnosząc się z krzesła - Miło się gadało, ale czas wracać do pracy. Ludwig, ty masz dzisiaj wrócić do domu i odpocząć, jak tylko skończysz zmianę.

- Ale-

- Nie przyjmuję odmowy. - rzekł ostro, po czym odszedł w stronę okienka zwrotu

Westchnąłem przeciągle.

- Doitsu?

Spojrzałem w stronę Włocha.

- Wszystko okej? - zapytał, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem

- Ta, ta... - rzuciłem na szybko, wstając i kierując się w tym samym kierunku co blondyn

TimeSkip

Gdy wyszliśmy ze stołówki, zaczęliśmy kierować się w stronę mojego biura, które przez jakiś miesiąc, będzie także okupowane przez bruneta.
Jak tylko znaleźliśmy się na korytarzu, próbowałem po krótce wytłumaczyć chłopakowi, czym będzie się zajmował. On jednak olał mnie kompletnie i zamiast tego podziwiał wnętrze budynku.

- Feliciano... Mógłbyś mnie łaskawie posłuchać? Jest dwunasta, zostały nam tylko 3 godziny. - odparłem, kładąc mu rękę na ramieniu

Chłopak odwrócił się w moją stronę, nie próbując ukryć zdziwienia. Chyba nawet nie wiedział, że coś do niego mówiłem.

- P-Przepraszam, Doitsu...

- No cóż... I tak jesteśmy na miejscu... - westchnąłem, wskazując na dębowe drzwi z numerem 1919 - Chodź, wszystko wytłumaczę ci w środku.

Delikatnie nacisnąłem na klamkę, puszczając jednocześnie bruneta przede mną. Gdy weszliśmy do środka, zamknąłem drzwi, po czym skierowałem się w stronę biurka i niezgrabnie opadłem na fotel, wydając z siebie ciche jęknięcie.

- Chyba kawa przestaje działać... - pomyślałem, przecierając zaczerwienione oczy

- Usiądź obok... - odparłem, wskazując na miejsce po mojej lewej stronie

- Doitsu? Mam usiąść na podłodze?

Zdziwiony podniosłem się do siadu i spojrzałem na miejsce, gdzie powinno stać krzesełko.

- Ah, przepraszam. Zapomniałem, że pożyczyłem je mojemu bratu... - odparłem, niechętnie wstając z fotela, jednocześnie chwytając za laptopa  - Chodźmy na kanapę...

Gdy stanąłem na nogach, zrobiło mi się słabo. Gdyby nie stojące obok biurko, prawdopodobnie runąłbym na ziemię.

- Doitsu, na pewno wszystko okej?

- Mówiłem przecież, że tak... - odpowiedziałem, o wiele zimniejszym tonem niż zamierzałem

Gdy usiedliśmy na kanapie, włączyłem komputer i zacząłem szukać jakiś starych wykresów z początków mojej pracy. Raz po raz obraz na komputerze zamazywał mi się, uniemożliwiając zrobienie czegokolwiek.

- V-Vee... Doitsu?

- Co znowu?

- Mam prośbę. - zaczął, unikając zręcznie mojego wzroku - Mógłbyś... zamknąć oczy? Na pięć sekund.

Spojrzałem na niego dziwnie. W mojej głowie zaczęły pojawiać się najróżniejsze scenariusze.

- Dlaczego?

- Chciałbym... Coś sprawdzić?

- Feliciano, jeśli chcesz sobie p-

Przerwałem, widząc jego minę. Patrzył na mnie błagalnie, a w jego oczach pojawiły się malutkie łezki

- N-No dobrze, ale nie płacz!

Zrezygnowany oparłem się o kanapę i zamknąłem oczy. Feliciano zaczął liczyć.

- Raz...

- Co on chce osiągnąć... - pomyślałem

- Dwa...

- Jeśli myśli, że to na mnie zadziała to...

- Trz-

Mimowolnie w mojej głowie pojawiła się ciemność. Nie dochodziły do mnie żadne odgłosy z zewnątrz.

TimeSkip

Śniła mi się jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie. W końcu, czy jest coś piękniejszego od krainy wurstów i ziemniaków, przyrządzonych w najróżniejszy sposób? Niestety... To co dobre, kiedyś się kończy.

Właśnie brałem się za, rosnące na musztardowych krzaczkach, pieczone kiełbaski jednak, gdy miałem spróbować pierwszej z nich, wszystkie zniknęły mi z rąk. Zupełnie, jak cała reszta krainy...

- No nie...

Już chwilę potem widziałem tylko ciemność, a zamiast świergotu latających, pieczonych ziemniaków, usłyszałem dźwięk wentylatora.

Delikatnie uchyliłem powieki, spodziewając się nagłego, palącego światła. Nic jednak nie nadeszło... W pokoju i na dworze panowała ciemność.

Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, oświetlanej jedynie przez światło księżyca, obróciłem głowę, próbując rozeznać się w sytuacji.
Leżałem na kanapie, a moja głowa spoczywała spokojnie na, w miarę wygodniej, poduszce. Ku mojemu nieszczęściu, na biurku nadal piętrzyły się stosy papierów.

- Czyli nic się nie zmieniło...

Gdy przeniosłem wzrok do góry, zauważyłem śpiącą twarz mojego ucznia. Dopiero wtedy zrozumiałem, że wcale nie leżę na poduszce (przecież nawet jej nie mam), a na kolanach Włocha.

Delikatnie podniosłem się do siadu, starając się, nie obudzić przy tym bruneta.
Po cichutku podszedłem do biurka i spojrzałem na zegarek elektronicznych.

- Trzecia w nocy?! - pomyślałem - Spałem 15 godzin?! To więcej niż moja norma tygodniowa...

Zanim zdążyłem w ogóle zacząć narzekać na moje marnowanie czasu, usłyszałem ciche kichnięcie i pociągnięcie nosem.
Odwróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem dygoczącego, mruczącego coś niezrozumiałego pod nosem Feliciano.

Westchnąłem przeciągle, podszedłem bliżej i delikatnie przykryłem go moją marynarką. Chłopak, jako iż mam dwa razy większy rozmiar ubrań, opatulił się nią szczelnie i mruknął coś do siebie, widocznie zadowolony.
Uśmiechnąłem się na ten uroczy widok. Po cichutku podszedłem do sofy, siadając obok śpiącego bruneta. Delikatnie objąłem go ramieniem i przyciągnąłem do siebie.

- Może jeszcze troszkę... - pomyślałem, zamykając oczy

Zanim zasnąłem, poczułem jak Feli wtula się w mój tors.

- Chyba wziął mnie za poduszkę... - pomyślałem, układając się w wygodniej pozycji

Pov.Narrator
W tym samym czasie - pokój szefa firmy

- Aww, jak słodko... - odparł Feliks, przyglądając się scenie widocznej na jego monitorze - Muszę to wysłać Gilbertowi!

Chłopak patrzył na nich jeszcze przez chwilę, po czym odchylił się w fotelu, zamykając oczy.

- Może spróbuję zwerbować Tolysa do firmy? Przynajmniej miałbym go blisko siebie...

Blondyn uśmiechnął się pod nosem, sięgając po (kolejną już) puszkę RedBull'a.

- Nie... Nie zrobiłbym mu tego... - westchnął, patrząc na etykietkę napoju - "Doda ci skrzydeł"? Ta, chyba jako anioł w niebie...

Chłopak westchnął przeciągle, po czym wziął łyk energetyka i chwycił za kolejne dokumenty.

- Jeszcze trochę Feliks... - mruknął sam do siebie - Jeszcze trochę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro