Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

FrPol

Specjalnie dla ZosiaKopczyk9

Pojawi się krótkie wtrącenie 18+, gdyż tak został on zamówiony przez wyżej wymienioną czytelniczkę.

Blabla - francuski
Blabla - polski

Postacie główne:
Polska (Feliks)
Francja (Franciz)

Przyszło ich trzech, ziemię zabrali
wolność i jedność w niej pogrzebali
lecz my się nie poddamy
krew i łzy za Polskę przelamy
choćby i sto lat czekali
wolności dzwon zabije nad nami

By Autorka

Feliks
Epoka Napoleońska

  Po upadku powstania wraz z większością ocalałych udałem się do Francji -  jednego z niewielu naszych sprzymierzeńców, a przynajmniej tak myśleliśmy.
  Doskonale zawałem sobie sprawę z tego, że traktują nas i naszą walkę z dystansem, że traktują nas jak swoje instrumenty, na których mogą wygrywać dowolną melodię...

- Skoro to wiesz, to dlaczego tam idziesz? - spytałem sam siebie

- Dla wolności...

(...)

  Wraz z moimi politykami stałem w ogromnej sali nosząc na sobie wzrok całej świty z aktualnego dyrektoriatu francuskiego.

- Tak, więc? - spytał jeden z członków władzy francuskiej - Po co szanowni państwo przyszli?

- Chcielibyśmy wnieść pewną propozycję.  - odpowiedziałem

- Jakiego typu? - spytał przenosząc całą swoją uwagę na mnie

- Utworzenie polskich legionów. - odparłem patrząc mu hardo prosto w oczy

  Na sali rozległ się zduszony śmiech zebranych, a po chwili dołączył do niego także mój rozmówca.

- A co z tego będziemy mieli my? - odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem

Zastanowiłem się przez chwilę... To prawda, że nie było nic co moglibyśmy im zaoferować...
  Odwróciłem wzrok, aby nie musieć patrzeć na kpinę błyskającą z jego oczu.

- Tak też myślałem... - rzekł, a po chwili ciszy dodał - Mimo to doceniam waszą odwagę, aby przyjść tutaj z taką prośbą, dlatego też odsyłam was do Włoch.

Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, to samo uczynili moi jaki i francuscy politycy.

- Stacjonuje tam aktualnie jeden z naszych oddziałów pod dowództwem generała Napoleona Bonaparte. - odpowiedział - Myślę, że powinniście się tam zgłosić.

Odwróciłem się w stronę stojących za mną towarzyszy.

- Już wiemy, gdzie musimy się udać...

Wszyscy przytaknęli, po czym pośpiesznie opuściliśmy salę, nie przejmując się patrzącymi na nas z pogardą członkami władz francuskich.

(...)

Po kilku dniach drogi całą grupą dotarliśmy do jednego z Włoskich miast, gdzie stacjonował wspomniany wcześniej generał wraz ze swoimi oddziałami. Został on już wcześniej poinformowany o naszym przybyciu, więc od razu wraz z Janem Henrykiem Dąbrowskim ruszyliśmy do namiotu, gdzie czekał na nas Bonaparte.

  Pewnym krokiem wstąpiliśmy do tymczasowej bazy, w której przy biurku siedzał dość niski mężczyzna, a zaraz za nim stała wysoka, jak na te czasy, blondwłosa postać, która z zainteresowaniem przeniosła na nas swój wzrok. To samo uczynił ten siedzący przy biurku.

- Powitanie dla przybyszów. - odparł ten niższy, wstając od biurka i podchodząc do nas - W jakiej sprawie przybyliście?

Powiedział stając prosto przede mną i biorąc moją dłoń i niebezpiecznie blisko przybliżając ją do swoich ust. Szybko ją wyrwałem.

- Jestem facetem. - powiedziałem, patrząc na niego z wyrzutem

  On, jak i blondyn stojący za nim byli widocznie zdziwieni tą odpowiedzią.

- Bardzo przepraszam, mości pana. - odpowiedział - Tak więc? W jakiej sprawie panowie przybyli?

- Chcielibyśmy zwrócić się z propozycją stworzenia Legionów Polskich.

- Legionów? A żołnieży macie? - zapytał zdziwiony

- Na powietrzu, odpoczywają po podróży.

- Ilu?

- 20 tysięcy, lecz pewien jestem, że po utworzeniu więcej przybędzie. - odpowiedział mój generał

- Rozumiem. - odparł, po czym podszedł do biurka i zaczął przeglądać jakieś papiery

- Zarząd francuski sam powiedział, że nie chce się w to mieszać. - dodał po chwili - Lecz jest jedno państwo, z którym mogli byście podpisać umowę i jednocześnie pomagać naszej armii - Republika Lombardzka.

- To marionetkowe państwo? - spytałem

- Nie przepadamy za tym określeniem... - westchnął - Wolimy "pod zwierzchnictwem", dobrze?

- No cóż... dobrze. - odpowiedziałem, czekając na jego kolejne słowo

- Twoi żołnieży mogą tutaj zostać, kiedy wy będziecie załatwiać sprawy utworzenia jednostek. - dodał po chwili - A na razie radziłbym wam odpocząć. Pan Jan może przejść do namiotu obok, natomiast Pan...?

- Łukasiewicz - odpowiedziałem

- Tak więc Pan Luklasiewic, niech dojdzie do namiotu Franciz'a- odparł całkowicie przekręcając moje nazwisko, jednocześnie wskazując na gościa stojącego za nim - Jak mniemam Pan także jest krajem, Panie Luklasiesiewic?

- T-tak... - odpowiedziałem przenosząc wzrok na uśmiechniętego blondyna

- Skoro tak, to nie powinno być problemu. - odparł po czym wrócił do przeglądania papierów

Wraz z generałem Dąbrowskim wyszedłem z namiotu, a on od razu skierował się do wskazanego miejsca odpoczynku. Ja nie wiedząc zbytnio gdzie powinienem się udać postanowiłem dołączyć do polskich żołnieży.

TimeSkip godz. 21:34

Siedziałem z nimi już prawie pięć godzin. Przez prawie cały czas śpiewaliśmy polskie pieśni i wspominaliśmy te piękne czasy w ojczyźnie. Mimo to powoli zaczynałem robić się senny, wstałem więc i ówcześnie żegnając się z innymi, zacząłem poszukiwania odpowiedniego namiotu.

  Po jakiś trzydziestu minutach w końcu znalazłem poszukiwane przeze mnie miejsce.

- Mogłem od razu spytać się o drogę zamiast błądzić po całym obozowisku... - Westchnąłem i wszedłem do słabo oświetlonego pokoju

  W namiocie nie było Francuza, więc korzystając z okazji zacząłem zdejmować koszulę, aby położyć się spać.
  Właśnie w tym momencie do namiotu weszła wcześniej wymieniona osoba, odwróciłem się w jego stronę. Ten zatrzymał się w półkroku i nieprzytomnym wzrokiem patrzył się na moją skromną osobę.

- Hmpf i na co się generalnie patrzysz? - prychnąłem - Dalej masz mnie za dziewczynę?

  Nie odpowiedział. Stał tak jak stał. Dopiero teraz zauważyłem, że na jego twarzy widnieje charakterystyczny rumieniec alkoholowy, a w ręce trzyma prawie pustą butelkę po winie.

- H-hej? Wszystko w porządku? - zapytałem

Dalej zero reakcji.

- Hmpf, jak totalnie się upiłeś i chcesz rzygać to nie tu. - odparłem - Nie mam zamiaru spa-

  Nie dane mi było dokończyć, gdyż ktoś lub coś z ogromną siłą popchnęło mnie na łóżko i przyszpiliło do niego. Próbowałem się wydostać, ale dalej byłem osłabiony, więc nie stawiałem praktycznie żadnego oporu napastnikowi. Spojrzałem w górę i zobaczyłem znajomą twarz że znajomym rumieńcem.

- Puść mnie, Franciz! - krzyknąłem nieumyślnie przechodząc na polski - Ktoś ci pierdolnął butelką w łeb, że nie rozumiesz, co się do Ciebie mówi?!

  Poczułem jak moje nadgarstki zaczynają piekielnie piec od zbyt mocnego uścisku. Oprócz tego jedna z ran, którą nabyłem podczas powstania otwarła się powodując przeszywający ból... Na białe prześcieradło zaczęły kapać kropelki szarłatnej cieczy... Francuz nie miał jednak zamiaru mnie puścić.

  Pomyślałem, że najlepszym sposobem będzie zawołać o pomoc, ale właśnie w tym momencie napastnik włożył mi do ust zwiniętą ścierkę uniemożliwiając mi wypowiedzieć jakiekolwiek zdanie.

  Oba moje nadgarstki przygwoździł swoją lewą ręką, a prawą powoli zaczął zjeżdżać w dół mojego torsu, rozpinając guziki noszonej przeze mnie koszuli.

  Próbowałem się wyrwać, ale coraz bardziej odczuwałem targające mną zmęczenie, więc moje ruchy były jeszcze słabsze.
  W pewnej chwili poczułem, że zmęczenie ogarnęło całe moje ciało. Przestałem się rzucać, aż w pewnym momencie ogarnęła mnie ciemność

(...)

Kiedy się obudziłem słońce dopiero wyłaniało się zza horyzontu, czyli było około godziny 6 rano. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałem się po pokoju.

- *Apsik* Kurde, ale tu zimno... - Westchnąłem

  Dopiero teraz zauważyłem, że jestem kompletnie nagi, a moje ubrania leżą rozrzucone po całym łóżku. Spojrzałem na bok i zobaczyłem półnagiego Francuza spokojnie śpiącego na drugiej części mojego łóżka. Niezbyt pamiętałem co się wczoraj działo, ale mając nikłe przebłyski szybko się ubrałem i spakowałem, po czym pośpiesznie opuściłem namiot i udałem się do obozowiska polskich żołnieży, postanawiając sobie, że będę unikać tego zboczonego Francuza, jak długo będę mógł.

  Jak pomyślałem tak zrobiłem. Przez cały czas od umowy z Republiką Lombardzką, aż po upadek armii Napoleona, a nawet dalej unikałem Franciza jak ognia. Teraz, we współczesnym świecie dalej to praktykuje, choć już nie tak poważnie, ale pewnego dnia...

- O co chodzi pruska zarazo? - spytałem stojącego nade mną białowłosego

  Znajdowaliśmy się akurat we Francji na kolejnej konferencji światowej. Przez drobne problemy techniczne spotkanie zostało przerwane i wszyscy robią co im się żywnie podoba.

- Toris Cię woła. - odpowiedział z jakimś dziwnym uśmieszkiem

- Skoro tak, to dlaczego sam nie przyszedł? - spytałem z podejrzliwym wzrokiem

- Bo... Rosja go napastuje i...

Więcej nie usłyszałem, bo wyminąłem tą pruską zarazę i popędziłem w kierunku, z którego przylazł.

- Nie wiem co ten Rusek znowu zrobił Lici, ale totalnie Warszawa stanie się jego stolicą! - pomyślałem

  Zobaczyłem, że jedne z bocznych drzwi są otwarte. Kierując się swoją intuicją skręciłem, po czym wpadłem jak burza do pokoju.

- Licia! - krzyknąłem

Pokój były pusty, jednak czułem, że nie jestem tu sam...

Franciz

Gdy usłyszałem odgłos zbliżających się kroków razem z Antonio ukryliśmy się za szafą.

- Czyli jednak mu się udało... - pomyślałem

Flashback

- Założę się, że ma maksymalnie 10 blizn! - krzyknął Gilbert

- Ja jestem pewien, że więcej. - dopowiedział Antonio

- A według mnie ma ponad dwadzieścia. - odparłem, a pozostała dwójka spojrzała na mnie

- He? Skoro tak to może mały zakładzik~? - zaproponował Prusak

- Spoko. - odpowiedziałem - Ale ty zajmiesz się przyprowadzeniem go tutaj.

- Może być...

EndOfFlashback

- Licia!

- Licia? - pomyślałem - Nie wiem coś ty mu powiedział, ale zadziałało Gilbert.

Spojrzałem na pokój zza szafy, Prusy dobiegł prosto za nim i zamknął drzwi. Teraz moja kolej.
  Razem z Hiszpanią wyszliśmy zza mebla powoli skierowaliśmy się w stronę Polaka.

- He? Franciz? Antonio? Co wy tu robicie? - spytał, cały czas patrząc się z lekkim przestrachem na moją twarz - Gdzie Toris?

- Mam coś na niej? - pomyślałem

- Jesteś naiwny Polaczku. - powiedział Gilbert - Chłopaki do roboty. Jak będę miał rację to wisisz mi piwo!

- Tak, tak... - Westchnąłem i powoli zacząłem zbliżać się do Feliksa - A ty mi wino.

  Nie wiedziałem dlaczego, ale strach w jego oczach tylko się pogłebił. Chwyciłem go za nadgarstki i przyparłem do ściany.

- P-przestań! Puszczaj mnie! - krzyknął i zaczął szarpać się na wszystkie strony

- Spokojnie, chcemy tylko zobaczyć ile masz blizn... - Westchnąłem - No wiesz, taki zakład...

- Ta, na pewno! Wtedy to też był zakład?! - krzyknął, jednocześnie uwalniając jedną z rąk i z dużą siłą odpychając mnie do tyłu.

- "Wtedy"? - pomyślałem - Chyba nie chodzi mu... On dalej to pamięta?!

  Usłyszałem jak ktoś gwałtownie otwiera drzwi, a następnie szybkie kroki na korytarzu.

- Ej, Franciz? - spytał Gilbert, którego widocznie Polak siłą odetchnął od drzwi, gdyż siedzi na podłodze masując obolałe siedzenie - O co mu chodziło? Dawno nie widziałem żeby Feliks był tak przerażony.

- N-nie mam pojęcia... - skłamałem

- Dobra, to teraz nie jest takie ważne. - dołączył się Antonio - Musimy go znaleźć, albo inaczej... Ty musisz go znaleźć Franciz.

- He? D-dlaczego ja?

- Bądź co bądź to od Ciebie uciekł.

Przez chwilę biłem się z myślami, ale w końcu przyznałem, że mają rację. Szybko opuściłem pomieszczenie i udałem się w poszukiwaniu blondynka.

(...)

  Znalazłem go dopiero po upływie godziny. Siedział w ogrodzie obok budynku konferencji.

- Feliks? - zacząłem - Masz chwilę?

- Czego chcesz, francuska zarazo? - odpowiedział

- "Francuska zarazo"? - pomyślałem - Awansowałem, czy stoczyłem się jeszcze niżej?

- Chciałbym Cię przeprosić za to co wtedy zrobiłem... Byłem pijany i niezbyt nad sobą panowałem... - odparłem, drapiąc się po karku

- Myślisz, że tak po prostu ci wybaczę? - odpowiedział odwracając wzrok - Nie wiem, czy kiedykolwiek o tym zapomnę... Wiesz jaka to jest trauma?! A przepraszam. Nie wiesz.

- Nie oczekiwałem od ciebie, abyś mi wybaczył. - odpowiedziałem - Chciałem tylko, żebyś wiedział, że jest mi przykro...

Nie oczekując odpowiedzi, powoli zacząłem się oddalać w stronę wejścia do budynku.

- 87

- Co? - zapytałem zdziwiony, odwracając się przodem do Feliksa, który aktualnie stał wyprostowany, ze smutnym uśmiechem

- Tyle mam ogólnie blizn... Chciałeś to wiedzieć, prawda? - odpowiedział i zaczął kierować się w głąb ogrodu

  Uśmiechnąłem się i wróciłem do mojej poprzedniej trasy.

- "Wygrałem, Gilbert" - pomyślałem wchodząc do budynku


 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro