Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

AusPol

Specjalnie dla KarinChan10pl

Postacie:
2pPolska (Franciszek)
Austria (Roderich)

UWAGA! Jako iż występuje tu Franciszek, pojawią się nieocenzurowane przekleństwa!

Pov.Narrator

- Więc... - zaczął Roderich, biorąc pierwszy łyk kawy - Co Cię do mnie sprowadza, Feliksie?

Polak spojrzał na niego poważnym wzrokiem, trwając w chwilowej ciszy, od której Austriakowi zrobiło się niezręcznie.

- Potrzebuję twojej pomocy...

Roderich spojrzał na niego zdziwiony. Jeszcze nigdy w całej ich wspólnej historii blondyn nie poprosił go o żadną przysługę.

- W czym mogę Ci pomóc? - zapytał spokojnie, biorąc kolejny łyk kawy

- Ty... Umiesz wychowywać dzieci, prawda?

Na te słowa brunet wypluł cały płyn, jaki miał w ustach prosto na Feliksa. Z otwartą buzią i jeszcze bielszą twarzą niż normalnie, wyglądał jakby niemo zadawał pytanie "Feliks, coś ty zrobił?".

- Totalnie dzięki... Będę musiał się przebrać. - westchnął, jednak widząc brak reakcji Austriaka, wrócił do tematu - Generalnie wiem, jak to zabrzmiało, ale to nie tak... Chodziło mi o Franciszka.

Na twarz Rodericha powoli zaczęły wracać normalne kolory.

- Franciszka...? - spytał słabo

- Tak, już z nim totalnie nie wytrzymuję! Zachowuje się jak kompletny dziecior! - odparł Feliks - Jedyną osobą, która dawała sobie z nim radę była Felicja, ale pojechała na wakacje do Ameryki.

- Wszystko rozumiem, ale... Dlaczego ja? Przecież jest tyle personifikacji, które miały dzieci na wychowaniu. Na przykład Gilbert- - przerwał, widząc wzrok Feliksa - No dobrze. To był zły przykład...

- Przyszedłem do ciebie, bo Elka powiedziała mi, że dobrze radziłeś sobie z wychowaniem Felicjano.

- Tylko dlatego, że była ze mną... - westchnął - A może Antonio? Ma doświadczenie z dziećmi pokroju Franciszka.

- Przecież jakby Franek i Romano się skumplowali, to byłby koniec świata! - zaprotestował Polak - Nie mogę tak obciążyć Antonia...

Roderich oparł się o kanapę i zamykając oczy, zaczął rozmyślać nad odpowiedzą.

- Eh... No dob-

- Totalnie mega dziękuję Roderich!! - przerwał mu blondyn, zrywając się z kanapy - Jutro rano przyjedziemy Ci go podrzucić, dobrze?

- Tak, a-

- Jeszcze raz dzięki! - krzyknął, wybiegając z domu Austriaka

Brunet ponownie oparł się o poduszki sofy i zaczął rozmyślać nad tym, co się przed chwilą stało.

- "Przyjedziemy"?

Nawet nie wiedział, w jak wielkie bagno się wpakował...

TimeSkip
Pov.Roderich

Spałem sobie spokojnie, zmęczony po całej nocy spędzonej przy pianinie... Musiałem się odstresować i przygotować na dzisiejszy dzień. Nie było mi dane jednak odpoczywać zbyt długo, gdyż w pewnej chwili rozległ się długi i bardzo uciążliwy dźwięk dzwonka do drzwi.
Założyłem, leżące na szafce nocnej, okulary, jednocześnie spoglądając na zegarek.

- Czwarta rano...

Powoli zwlokłem się z łóżka i ruszyłem do przedpokoju, aby otworzyć drzwi natrętnemu gościowi.
Gdy odkluczyłem wrota domu, natychmiast otworzyły się na oścież bez mojego udziału. Zauważyłem uśmiechniętego Feliksa z jakimś BARDZO dużym pakunkiem w dłoni oraz... siedzącą na miejscu pasażera Elizabetę, która lekko pomachała mi na powitanie. Przez szybę bagażnika widoczne były torby turystyczne, a na dachu dwa przywiązane rowery i nadmuchany już jednorożec do pływania.

- Dzięki jeszcze raz! - krzyknął Polak, po czym podał mi tą dużą i (jak się okazało) ciężką paczkę, po czym szybko pobiegł do auta i nie czekając na odpowiedź, wcisnął pedał gazu, aż się za nim kurzyło

Nawet nie zdążyłem zareagować. Jeszcze przez chwilę stałem w drzwiach do mojego domu, prezentując dumnie piękną piżamę oraz papcie na wzór klawiszy pianina, po czym skierowałem się do środka.

Z trudem udało mi się wciągnąć do środka ten pakunek, którym Feliks, bez zbędnego wysiłku, tak po prostu we mnie rzucił.

- Jak on może mieć tyle siły w tak wątłym ciele? - pomyślałem, kierując się do kuchni po nóż, aby w końcu otworzyć tajemniczą paczkę - Chyba już się domyślam, co tam zapakowali, ale nie mieści mi się to w głowie...

Gdy wróciłem do salonu, ostrożnie zacząłem rozcinać wszystkie warstwy taśmy klejącej.
Po kilkunastu minutach w końcu mi się to udało. Powoli odsunąłem karton, z którego składał się pakunek.

- Czyli jednak to zrobił... - westchnąłem, patrząc na śpiącego i związanego Polaka - Musieli go uśpić czymś mocnym, skoro nie obudził się podczas tego rzutu i jazdy po polskich drogach...

Nie miałem już siły na podnoszenie go z podłogi, więc po prostu chwyciłem za jego rękę i zawlokłem na kanapę, a następnie ściągnąłem wszystkie sznury, którymi był związany.
Ostatecznie te wydarzenia rozbudziły mnie mocniej niż kawa, więc po prostu skierowałem się do garderoby, aby się przebrać.

TimeSkip

- Ugh... Wstawanie tak wcześnie to jednak nic przyjemnego... - westchnąłem, okładając do zlewu kubek po czwartej kawie - Wygląda na to, że gdy adrenalina opada, zmęczenie wraca...

Mając za sobą kilkugodzinną sesję pianistyczną (i cztery porcje kofeiny we krwi) skierowałem się do salonu, w którym nadal spał Franciszek. Wyglądał naprawdę spokojnie i przyjacielsko.

- Nigdy go nie spotkałem, ale... Wydaje się inny niż wszyscy mówią... - pomyślałem, dotykając palcem wskazującym jego policzka

Dokładnie w momencie, w którym nasze skóry się zetknęły, gwałtownie otworzył oczy, a ja przestraszony cofnąłem się do tyłu. Jego czerwone jak krew tęczówki, przez chwilę patrzyły w sufit, po czym zwróciły się w moją stronę. Sam był widocznie zdziwiony tą sytuacją.

- W-

Zanim zdążyłem coś powiedzieć, nagle poderwał się w miejsca i z groźnym wyrazem twarzy stanął przede mną z wyciągniętą kosą.

- Kim ty do chuja jesteś?! I gdzie jest ten karzeł?!

- Jestem-

- W sumie to gówno mnie to obchodzi.

- Eh?

- Gdzie jest ten skurczybyk?! JAK GO DOPADNĘ TO MU TE KRÓTKIE NÓŻKI Z DUPY POWYRYWAM! - krzyknął na cały dom

- C-Chodzi Ci o Feliksa?

- No przecież mówię! Co ty niedosłyszący, czy po prostu debil jesteś?

- Feliks wyjechał z Elizabetą i zostawił Cię pod moją opieką. - wytłumaczyłem, ignorując wcześniejszą odzywkę

- Ha! Z tą Węgierką? Pewnie będą ****** *** ***** ********! - zaśmiał się, a ja prawie zszedłem na zawał

- Słyszałem, że nie odzywa się bardzo kulturalnie, ale to jest przesada... - pomyślałem

- Czy mógłbyś wyrażać się bardziej, jak na twój wiek przystało?

- A czy ty mógłbyś umrzeć, jak na twój wiek przystało?

...

- Haha, zatkało?

- M-Mam doperio 1043 lat! - odpowiedziałem mu oburzony

- A ja 101*, stary pryku.

A/N Na potrzeby tego OS uznajmy, że Franek pojawił się dopiero po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku

Nic już nie odpowiedziałem, co widocznie uznał za koniec tej kłótni. Skierował się w stronę kuchni, a już po chwili rozległ się dźwięk otwieranej lodówki.

- Która jest godzina?! - krzyknął zza ściany

- Piętnasta trzydzieści dwa. - odpowiedziałem niechętnie

- Czyli już czas na obiad... - usłyszałem, jak powiedział do siebie szeptem, a zaraz po tym dźwięk zatrzaskiwanej lodówki

Niepewnie wszedłem do pomieszczenia i usiadłem przy stole, patrząc na gotującego coś Polaka.

- Fajne masz tu noże... - odparł, przejeżdżając palcem po ostrzu jednego z nich

Widząc w jaki sposób patrzył na te ostre sztućce, szybko chwyciłem wszystkie, które znajdowały się w pobliżu (łącznie z tym trzymanym przez niego) i schowałem je do szuflady.

- I myślisz, że jak mam teraz pokroić te pomidory, debilu?!

- To ja to zrobię! Ty masz zakaz zbliżania się do noży!

- Hmpf, jak chcesz. W takim razie obierz i pokrój jeszcze ziemniaki.

Głośno przełknąłem ślinę i niepewnie chwyciłem za mały nożyk. Prawda była taka, że nigdy nie zrobiłem nic innego niż kawa i kanapki... Od kiedy Elizabeta ode mnie odeszła, zawsze zamawiam jedzenie, co potwierdzały pudełka po zestawach obiadowych.
Stojący przy blacie blondyn z widocznym znudzeniem, ale i wprawą mieszał mięso mielone z przyprawami, a następnie bez cienia strachu kładł je na patelni z olejem.

- Ja bym tak nie umiał... - pomyślałem, trzęsącą ręką biorąc pierwszego ziemniaka

Próbowałem zrobić to jak najlepiej, ale zamiast pięknego, obranego warzywa, powstało coś w stylu poharatanego prostopadłościanu.

- Nawet ziemniaka nie umiesz porządnie obrać? - usłyszałem za sobą

- Nie miałeś się zająć resztą?

- Już wszystko gotowe. - spojrzałem na blat, na którym leżał cały talerz parujących kotletów mielonych i sałatka - Czekam tylko na te biedne ziemniaki.

- N-Nigdy tego nie robiłem, więc trochę to potrwa. - próbowałem się usprawiedliwić

- Serio? - zapytał, wstrzymując śmiech

Odwróciłem się obrażony i zacząłem 'obierać' kolejne warzywo.

- Nie mogę na to patrzeć...

Usłyszałem kilka kroków, a następnie poczułem, jak coś mnie obejmuje i chwyta za obie dłonie.

- C-Co ty robisz?! - spytałem, mocno się jąkając

- Próbuję nauczyć pewną ciotę, jak obierać ziemniaki... A ponieważ zabroniłeś mi dotykać noży, muszę sobie radzić inaczej. - wytłumaczył jakby od niechcenia - Chwyć go tak i zacznij od podważenia skórki...

To trochę dziwne słyszeć go mówiącego normalnie, bez wyzwisk, czy przekleństw... Mówiąc szczerze jego głos jest bardzo przyjemny...

Kiedy w końcu udało nam się obrać wszystkie ziemniaki, Franciszek wsadził je do przygotowanego wcześniej gara z wodą oraz solą, po czym odpalił płomień i poszedł ułożyć się na kanapie.

- Obudź mnie za jakieś 15 minut...

TimeSkip

900 sekund później powoli podszedłem do sofy, na której leżał Franciszek. Lekko szturchnąłem go w ramię, ale nie widząc żadnej reakcji zrobiłem to jeszcze raz, tym razem mocniej. On jednak dalej smacznie spał, co jakiś czas pochrapując cicho.
Jako iż nie miałem zbytnio ochoty jeść spalonych kartofli, a sam bałem się w ogóle podejść do gazu, zdecydowałem podjąć ostre środki... Wziąłem zatyczki do uszu z sali muzycznej, a następnie zacząłem powoli i dokładnie... Przejeżdżać widelcem po talerzu prosto obok jego ucha. Reakcja była natychmiastowa.

- Ty pierdolony chuju! Chodź no tu!! Zaraz wbiję Ci ten jebany widelec w dupę!!

- Mam tylko cztery zestawy sztućców, z czego dwa w zmywarce. Jeśli chcesz jeść obiad takim widelcem to proszę bardzo. - odparłem, cofając się lekko do tyłu

- Hmpf, jak już to ty go będziesz używać. - odpowiedział, kierując się do kuchni - Chodź no tu i przydaj się na coś, Austriaku.

Niechętnie poszedłem w jego ślady. Stał przy kuchence i z jakimś dziwnym wzrokiem spoglądał prosto na garnek z ziemniakami.

- Nawet nie wiesz, jak mnie korci żeby wylać na ciebie ten wrzątek... - zaczął bardzo spokojnym głosem, na co cofnąłem się do tyłu za framugę - Ale tego nie zrobię, bo jakby Felicja się dowiedziała to już nigdy nie upiekłaby mi makowca.

Głośno odetchnąłem z ulgą i powoli podszedłem do szafki, aby wyciągnąć jeszcze jeden talerz, widelec i dwa w miarę tępe noże.
Franciszek w tym czasie przełożył ziemniaki do miski i razem z kotletami mielonymi oraz sałatką, położył na stole.
Podejrzliwie spojrzałem na mięso.

- Nie włożyłeś tam jakieś trucizny, prawda?

Popatrzył się w moją stronę i przewracając oczami, wbił widelec w mniejszego kotleta, po czym jednym, dużym gryzem zjadł go praktycznie na raz.

- Gdybym miał zamiar zatruć te mielone, to truciznę włożyłbym tylko do moich... - wytłumaczył, nakładając sobie ziemniaki

Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale wierząc jego słowom, także zacząłem nakładać sobie jedzenie.

TimeSkip

Dni mijały, a my odzywaliśmy się do siebie tylko podczas kłótni, obiadów, albo kiedy obrażał moją osobę. Mimo wszystko polubiłem tego Polaka. Wprowadził do mojego domu energię, której nie odczułem od kiedy Elizabeta i Felicjano mnie opuścili.
Te wszystkie kłótnie zaczęły mi się nawet podobać. Stałem się pewniejszy i  odpowiadałem mu podobnie jak on mi.

W piątek, po upływie pięciu dni od jego przyjazdu, zadzwonił do mnie Feliks.

- Halo?

- Siemka Roderich! Generalnie chciałem Ci tylko powiedzieć, że jutro wyzwolony cię od towarzystwa Franciszka.

- Al-

- Będziemy około południa. Do zobaczenia!

- I się rozłączył... - westchnąłem, układając kartki z nutami w odpowiedniej kolejności

Franciszek odbywał teraz swoją codzienną, przedobiednią drzemkę, więc miałem czas, żeby się tym zająć.

- Dobra, zacznijmy od klasyki... - powiedziałem do siebie i zacząłem grać

Zacząłem od moich ukochany utworów Chopina, potem trochę Mozarta i kilka autorskich piosenek.
Tak bardzo się wciągnąłem, że zupełnie nie zdawałem sobie sprawy z, obserwującego mnie zza drzwi, Polaka. Doperio kiedy po dwóch godzinach skończyłem już wszystkie utwory, zauważyłem go, opierającego się o framugę, przez co podskoczyłem przestraszony i wylądowałem na podłodze.

- Nie powinieneś teraz spać? - spytałem, wstając z posadzki

- Przy takim hałasie się nie da. - odpowiedział, rozglądając się po pokoju

- Szukasz czegoś? - zapytałem, widząc jego niecodzienne ruchy

Nie odpowiedział. W pewnym momencie jego wzrok zatrzymał się, a on ruszył w tamtą stronę. Minął mnie, po czym kucnął kilka kroków za mną. Odwróciłem się za nim i zauważyłem, że tym czego szukał, były moje stare, od dawna nie używane skrzypce.
Bez pytania chwycił za instrument i delikatnie przejechał po nich palcem, jednoczenie zbierając zastały kurz. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.

- Pokazać Ci jak się gra? - zaproponowałem

Ten jednak spojrzał na mnie trochę pogardliwie. Szybko nastroił instrument, po czym chwycił za smyczek, spod którego zaczęła wypływać muzyka.
Patrzyłem na to w niemałym szoku. Otrząsnąłem się dopiero, gdy skończył utwór.

- Nie wiedziałem, że umiesz grać.

- Nikt nie wie, więc jak ty mógłbyś, debilu?

- Jak zwykle... Nie mógł się powstrzymać... - pomyślałem, po czym dodałem głośniej - Chcesz zagrać w duecie?

- W duecie?

- Ja na pianinie, a ty na skrzypcach.

- Wiem na czym polega duet, nie jestem  głupi, żeby się tego nie domyślić.

- To co o tym myślisz?

- Hmpf, jak chcesz.

- Znasz jakiś utwór?

- Oczywiście... Że nie. Ale mogę zagrać coś z tego co grałeś wcześniej.

- Bez nut? - zapytałem zaskoczony

- Mam dobrą pamięć do melodii.

- N-No dobrze... - odparłem, siadając przy pianinie - Spróbuj się dopasować.

Zacząłem od czegoś prostego. Franciszek odczekał kilka sekund, po czym dołączył do mnie. Jak tylko zagrał pierwsze dźwięki, poczułem jak cała piosenka się ożywia. Gdy grałem sam, wszystko wydawało się monotonne, ale teraz...

Już po chwili to nie ja prowadziłem Polaka, tylko on mnie. Mimowolnie musiałem zwiększyć tempo, aby się w niego wpasować. Kątem oka spojrzałem na, stojącego tyłem do mnie, Franciszka, który lekko kołysał się w rytm muzyki.

Powoli zaczął ściszać dźwięki, a ja za jego przykładem zrobiłem to samo. Gdy wszystko całkowicie ucichło, zadowolony wypuściłem powietrze i zwróciłem się do blondyna.

- To było niesamowite! - krzyknąłem, sam siebie dziwiąc - Ekhem... To znaczy... Nie było źle.

- Oho, czyżbyś w końcu pokazał jakieś inne emocje? - odparł ironicznie i kilka razy klasnął w dłonie - Brawo! Myślałem, że umiesz tylko narzekać i się złościć.

Franciszek odłożył skrzypce na miejsce i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samego.
Zakryłem klawisze i zrobiłem to samo. Polaka znalazłem leżącego na kanapie.

- W sumie to tak się zastanawiam... - zacząłem, podchodząc do niego - Dalczego zacząłeś grać na skrzypcach?

Chłopak spojrzał na mnie znudzony.

- Zaczęło się, kiedy razem z tym karłem oglądałem jakiś występ...

- Czyli klasycznie... - pomyślałem

- ... uznałem, że ten ruch przypomina cięcie się żyletką, więc mi się spodobało.

- No oczywiście... - westchnąłem

TimeSkip

Następnego dnia około godziny dwunastej rozległ się dźwięk dzwonka. Wiedząc czego się spodziewać, delikatnie odkluczyłem drzwi, po czym odskoczyłem do tyłu, przez co Franciszek buchnął śmiechem. Ja jednak nie zwracałem na niego uwagi, gdyż już po sekundzie wrota otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła, trzymająca Feliksa za kołnierz, Felicja.

- Witaj Roderich. - przywitała się Polka z szerokim uśmiechem na twarzy - Bardzo Cię przepraszam za mojego brata. Wyjechałam na tydzień do Ameryki i kazałam mu zająć się Frankiem, a tu przyjeżdżam do domu, a on pusty! Dzwonię do Feliksa, nie odbiera. Potem do Elizabety i dopiero od niej dowiaduje się, co się stało. Tak bardzo Cię przepraszam za ten ogromny kłopot!

Powiedziała na jednym wydechu.
Ja tylko uśmiechnąłem się lekko.

- To nie był żaden kołopot, Felicjo. - odpowiedziałem szczerze - Świetnie się bawiłem, a Franciszek dużo mi pomógł.

Feliks aż podniósł głowę.

...

- ŻE CO??!! - krzyknęli w jednym momencie - Franciszek? Pomógł?!

- Tak, dokładnie. Wasz brat naprawdę świetnie gotuje.

- Chyba nie mówimy o tej samej osobie. - odparł Feliks

- Mówiłeś coś przydupasie?! - odezwał się w końcu czerwonooki

- A żebyś wiedział!

Gdy tamta dwójka świnie dogryzała, ja zwróciłem się do Felicji.

- Jeśli kiedyś będziecie musieli go gdzieś zostawić, to chętnie go przyjmę.

- Taaa... Nie wiem co on Ci zrobił, albo podał, ale i tak dziękuję za pomoc...


Zgadnijcie kto właśnie dowiedział się, że Angela Merkel jest w 1/4 Polką i do tego rodzinnie ma takie same nazwisko jak ty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro