Wybraniec
*Jason*
Podczas narady mało kto z nas herosów się odzywał. Wyjątkiem była Erazm, która po zachowaniu ze strony Leo jakby się rozluźniła. Czasem również Ann odezwała się wpadając niektórym w słowo jak na początku dla tamtego człowieka zwanego jak dobrze pamiętam profesorem Lupinem, ale tak to nikt. Leo siedział obrażony, ale nie ma się co dziwić jego wybuchowi. Naprawdę jedni zachowywali się jakby ich ostatnia nadzieja już zginęła, a inni byli tak poważni, że to było przerażające. Wyjątkiem był dziwny starzec nazwany Dumbledore'm. Mimo iż jego głos był stanowczy, było w nim coś pozytywnego. Ta narada w niczym nie przypominała narad ani w obozie Jupiter, ani w Pół-krwi. Śmiertelna powaga mieszała się z kłótniami, głównie z udziałem Blacka. To z panią Molly, to z tym profesorem, jak mu tam Severusem. Szczerze to pod koniec narady nawet mnie się chciało spać. Była zwyczajnie nudna i grobowa. Rozumiem powagę, w końcu my mieliśmy już dwie wojny, ale to było coś innego. Nica to chyba w ogóle nikt nie zauważył, ja sam prawie zapomniałem o jego obecności. Jest taki... nikły. Wciąż uważam, że powinien nosić dzwonek.
W końcu i narada dobiegła końca, a prawie wszyscy wyszli. Została pulchna kobieta o miłej twarzy, wraz z mężem, facet w podartej pelerynie i cały w bliznach, kobieta z strasznie różowymi włosami i ten Black. Mimo zapewnień, że jest po naszej stronie Erazm wciąż wyglądała na niezdecydowaną. Jestem ciekawy co zrobił.
- No, a teraz poczekajcie zaraz zrobię wam coś do jedzenia - powiedziała pulchna kobieta i wyszła
Erazm wyglądała na zmęczoną i jakąś przygaszoną, co było niespotykane. Leo, mimo wcześniejsze złości, że go uciszyła, próbował poprawić jej humor żartami, co nawet mu się udawało. Ja natomiast rozmawiałem z Frankiem i Percym. Dziewczyny również były pochłonięte dyskusją. Nico ciągle stał w koncie i patrzył na wszystko bez wyrazu.
- Już jestem kochaneczki. Proszę jedzcie - powiedziała podając jakąś zupę - Na Merlina! - krzyknęła gdy spojrzała w kont i zapewne po raz pierwszy spostrzegła tam syna Hadesa
Erazm spojrzała w tamto miejsce i wróciła wzrokiem do pulchnej kobiety. Dopiero po chwili cała reszta czarodziejów w pomieszczeniu go zauważyła. Wszyscy byli zaskoczeni, a kobieta z mocno różowymi włosami zleciała z krzesła.
- Spokojnie pani Weasley to tylko Nico - przedstawiła go Erazm i jako pierwsza skosztowała zupy
- Merlinie jakiś ty chudy. Siadaj zaraz ci również coś przyniosę - powiedziała i nie czekając na odpowiedź posadziła go obok Hazel, po czym zniknęła w kuchni
Wszyscy zajęliśmy się jedzeniem. Pierwszy raz jadłem to danie, ale muszę przyznać, że mi zasmakowało. Wszyscy byliśmy głodni, więc nie zwracając uwagi na resztę jedliśmy. W końcu i Nico dostał swoją porcje. Jednak nie wyglądał na zbytnio zadowolonego.
- Głodzą was w tym obozie, że tak zacięcie jecie? - spytał pan Wesley, ha zapamiętałem
- Obozie? Brzmi nieprzyjemnie - odparła... zaraz... Tonks
- Żartuje pani? Tam jest genialnie! - odpowiedział od razu Percy z jedzeniem w buzi
- Nie mów z pełną buzią, Glonomóżdżku - zganiła go Ann, a on tylko pocałował ją w policzek na przeprosiny
- Ja tam nie wiem jak jest u was - zwróciła się do mnie Erazm
Fakt tylko ona z tego towarzystwa tam nie była. Może przydałoby się ją kiedyś zaprosić.
- Jest bardziej surowo niż u was - odpowiedziała za mnie Hazel
- W takim razie nie dla mnie - odparła z uśmiechem córka Chione
- Czyli jesteście z dwóch rożnych obozów - zainteresował się pan Lupin
- Tak, dla rzymian i greków - odpowiedziała Annabeth i wraz z Piper wdały się w rozmowę z nim i Tonks
Naglę Leo, chyba chciał przytulić Erazm, ale niechcący wylał na nią zawartość miski Nica. Dziewczyna odskoczyła natychmiastowo.
- Erazm, ja przepraszam - odparł zmieszany Leo
- Nic nie szkodzi - odpowiedziała tylko
- Nic ci nie jest? Choć zaprowadzę cię do łazienki - odparła Tonks i obie wyszły z pomieszczenia
- Ja też muszę się już zbierać - powiedział Lupin i po pożegnaniu również wyszedł
Po chwili do pokoju weszła pani Weasley, a za nią grupka osób w podobnym do naszego wieku. No ciężko to określić, przez różnice wieku u nas, jak i u nich, ale tak mniej więcej. Była trójka w wieku moim, Percy'ego, Ann i Piper. Za nimi dwójka starszych i dziewczyna w wieku Leo, Erazm itp. Wszyscy spojrzeli na nas, a my na nich.
- Hej? - zaczęła niepewnie Piper
- Cześć - odpowiedzieli jej jednocześnie bliźniacy i usiedli niedaleko szczerząc się
Objąłem swoją dziewczynę ramieniem.
- Harry - widocznie ucieszył się Black - To są ci...
- Półbogowie - skończyła za niego Erazm wchodząc do pomieszczenia
- Erazm? - zdziwiła się rudowłosa dziewczyna - Co ty tu robisz? - spytała zdziwiona i podbiegła się przytulić
- To długa historia - odpowiedziała tylko i odwzajemniła gest
- Witajcie - uśmiechnęła się do reszty - A więc to Harry... - zaczęła i miała dalej wymieniać, gdy Percy jej przerwał
- Ten co ma pokonać tego... jak mu tam? - spytał się
- Voldemorta - odpowiedział Harry, a prawie wszyscy czarodzieje wzdrygli się
- A wam co? - spytał zdezorientowany syn Posejdona
- Jakiś ty tępy... Wszyscy boją się wypowiadać jego imię. Chejron o tym wspominał - zganiła go Ann
- Serio? U nas raczej nikt nie bał się mówić Kronos, lub Gaja - zauważył Percy
- Ale ten świat jest inny! - wkurzyła się Erazm i naglę wszędzie zrobiło się zimno
- Możecie jaśniej? - spytał rudy chłopak obok Harry'ego
- Raczej nie - odpowiedział Leo szczerząc zęby
Erazm walnęła dłonią w czoło, a jej wzrok mówił tylko "Idiota"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro