Prolog
*Percy*
Już miną tydzień od końca wojny z Gają. Nareszcie nastał spokój, a ja wciąż nie mogę w to uwierzyć. Teraz siedzę na kocu piknikowym i czekam na Annabeth. Spędzamy ze sobą więcej czasu niż wcześniej. Po chwili zobaczyłem ją. Ubrana w piękną białą sukienkę, która delikatnie powiewała na wietrze. Wygląda idealnie, jak zawsze. Jej jasnymi włosami bawi się wiatr. Szybko wstałem i podszedłem do niej. Sam ubrany byłem w dżinsy i zieloną koszulę. Pocałowałem ją. Jej usta były słodkie jak zawsze. Później oboje usiedliśmy na kocu i jedząc rozmawialiśmy. Lekki wiatr wciąż bawił się jej włosami, a moje jeszcze mocniej rozczochrał. Jednak najwidoczniej było zbyt idealnie. Nagle usłyszeliśmy że ktoś nas woła. Od wróciliśmy głowy w tamtą stronę i zobaczyliśmy Piper. Była zdyszana, a jej brązowe włosy latały rozrzucone we wszystkie strony.
- Hej, coś się stało? - spytała ją Ann
- Chejron... wzywa - wysapała
Spojrzeliśmy po sobie i w staliśmy. Niechętnie złożyłem piknik i ruszyłem z dziewczynami. Jedynym pocieszeniem było że Ann również szła. Gdy dotarliśmy okazało się, że cała Wielka Siódemka, wraz z Nico była już na miejscu. Nawet Leo, który niedawno co wrócił z martwych, robiąc spore zamieszanie.
- No w takim razie możemy zacząć - uśmiechnął się centaur
- Ale o co chodzi? - spytałem
***
- Zaraz! Czy ja dobrze zrozumiałem? Mamy wyruszyć do innego świata, do szkoły dla czarodziejów, tylko po to, aby chronić jakiegoś wybrańca przed potężnym czarnoksiężnikiem, którego imienia wszyscy boją się wymawiać, bo jako jedyny może go pokonać. Ruszamy tam w ósemkę, mimo iż zwykle wyruszamy na takie misje w trójkę - powiedziałem prawie na jednym wdechu, a Chejron przytaknął
- Tak dokładnie o to chodzi - odpowiedział
- W takim razie jak my tam się dostaniemy? - spytała Ann, ale najwidoczniej Chejron już wszystko obmyślił, bo prawie natychmiast odpowiedział
- Jest heros, który przenosi się między tymi dwoma światami. Wakacje spędza tutaj, natomiast rok szkolny właśnie tam. Można ją poprosić, żeby i was zabrała...
- Zaraz! Ją?! - spytał Leo, a centaur przytakną
- Chodźcie trzeba złożyć jej wizytę - odparł i dalej na wózku inwalidzkim pojechał do wyjścia, a my za nim
Chejron prowadził nas przez obóz do domków. Mijaliśmy je po kolei. W międzyczasie zobaczyliśmy jak braci Hood gania dziewczyna od Demeter widocznie na nich wściekła. Przed domkiem Aresa Clarisse ostrzyła sobie włócznie, natomiast dalej z domku Hypnosa ciche pochrapywania. W końcu dotarliśmy do domku nr 21. Jest to domek wybudowany dla jedynej jak na razie córki Chione. Zrobiony został jakby z lodu i śniegu. Dach pokrywał śnieg, a ściany były jakby z brył lodu. Wyglądał pięknie i był idealny, aby schronić się tam w gorące dni. Dookoła niego trawę pokrywał szron, a powietrze było zimniejsze.
- Dotarliśmy - odparł Chejron stając przed domkiem
Wszyscy spojrzeliśmy na niego pytająco, a on podjechał do drzwi.
- Chce pan powiedzieć, że tym herosem jest Erazm? - spytał Leo, który niegdyś był zakochany w jej matce, a centaur przytakną.
Erazm która, choć z wyglądu identyczna, ani trochę nie przypomina jej matki. Dla bogów była gotowa z nią walczyć, co wymagało od niej nie lada odwagi. Gdy stanęła z nią do walki nie wiadomo było, która to która. Jest bardzo miła i zabawna, ale też dużo czasu spędza w samotności. Kilka razy za pozwoleniem Pana D przywołała śnieg w lato i rozpętała nie jedną bitwę na śnieżki. To ta dobra strona zimy kojarząca się z zabawą i świętami.
Chejron delikatnie zastukał w lodowe drzwi na których był wyrzeźbiony płatek śniegu, znak Chione. Jednak nikt nie odpowiedział. Zapukał mocniej... wciąż nic.
- Co jest? - spytała Hazel i ona spróbowała, ale również na marne
W końcu Ann podeszła, aby zapukać, ale zanim zdążyła uderzyć w drzwi one uchyliły się, więc rozchyliła je szerzej. W środku wszystko było jak w komnacie w śnieżnym zamku, tylko że pomieszczenie było mniejsze.
Ściany tak jak na zewnątrz pokrywał lód, jak i podłogę pod którą błyszczał wielki płatek śniegu. Meble również wydawały się z lodu, nawet obręcze łózka z białym baldachimem. U nóg łóżka stał kufer, który nie pasował do lodowego pomieszczenia, a samym łóżku leżał biały kot z niesamowicie niebieskimi oczami. Pod jednym z wielu okien stało biurko (nie muszę napominać, że lodowe), a na nim walały się książki, pergaminy na których leżała głowa Erazm.
Jej czarne włosy były związane w nieschludnego koka, ale mimo to jeden z kosmyków leżał w atramencie. Lewą ręką trzymała czarno-złote pióro. Najwidoczniej zasnęła przy pracy. Chejron niepewnie podjechał do niej i delikatnie szturchną za ramie próbując ją obudzić. Udało się, gdyż już po chwili zerwała się i spojrzała na niego, a później na nas.
- Przepraszam, jestem trochę zmęczona, chcieliście czegoś? - spytała, a pod jej oczami widniały ciemne wory kontrastujące z niesamowicie bladą skórą
- Tak - odpowiedział Chejron i opowiedział to co nam, ale bez tłumaczenia co to Hogwart, czy czarodzieje
- I chcesz, abym zabrała ich ze sobą? - spytała, a on przytakną
- Okej, ale lepiej będę was miała na oku. Tamten świat różni się od tego i jeśli chcecie się wpasować przydałoby się błogosławieństwo Hekate - odparła
- Ty również je masz? - spytał Jason, na co ona wybuchła śmiechem
- Mi nie potrzebne, ja jestem czarodziejką pół-krwi - odpowiedziała - A teraz przepraszam, ale mam jeszcze do odrobienia pracę domową - dodała i odwróciła się z powrotem do biurka - spotkamy się tydzień przed końcem wakacji. Trzeba jeszcze zrobić zakupy
- Nie chcę na zakupy... - jękną Leo, na co Erazm ponownie się zaśmiała
- Spokojnie ognisty, myślę, że te zakupy mogą ci się spodobać - odparła z uśmiechem - Ale błogosławieństwo sami sobie załatwicie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro