Dwie Erazm
*Rosa*
Dziś wraz z dyrektorem ruszyłam pod Wrzeszczącą Chatę, gdzie był już profesor Lupin. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i spojrzałam w niebo. Księżyc zakryły chmury.
- No to zaczynamy - westchnęłam, a profesor przytaknął i wszedł do środka przez przejście pod Bijącą Wierzbą
Ja zostałam na dworze. Ze środka usłyszałam skomlenia i wiedziałam, że właśnie trwa przemiana. Gdy usłyszałam wycie zamknęłam oczy i skupiłam się. Erazm miała racje, spał. Wniknęłam w niego i spostrzegłam wszystko jego oczami. Nie to nawet nie był zwykły sen. On śnił na jawie. Wilkołak próbował mnie wyprzeć z umysłu. Długo musiałam z nim wojować.
- Spokojnie, no już cicho - uspokajałam go nie wiedząc czy mówię na głos czy w myślach
Wilkołak delikatnie się uspokajał. Ale wciąż kręcił głową. Jeszcze długo mi zajęło nim całkowicie mi się poddał.
- Wypuście go - powiedziałam
- Jesteś pewna? - usłyszałam pytanie
Przytaknęłam i wciąż patrzyłam na wszystko oczami wilka. Widziałam jakiegoś człowieka, który otwiera drzwi. Przez chwilę wilkołak chciał go zaatakować, ale go uspokoiłam. Spróbowałam poruszać się nim i mi wychodziło. To było dziwne doświadczenie. Jakbym bawiła się zabawką, a przecież mam w rękach dzikie zwierze. Widziałam świat jego oczami, słyszałam wszystko jego uszami, czułam to co on. Nawet ból, czy strach. W końcu zobaczyłam dyrektora i mnie. Wilkołak zawył. Pobiegłam nim w las.
- Rozalio przywołaj go tu - usłyszałam, ale nie chciałam tego robić
- Niech pan poczeka. Trzeba dać mu się wyszaleć - uśmiechnęłam się
Całą noc panowałam nad nim. W końcu poczułam, że się budzi. Przyprowadziłam go przed siebie i opuściłam sen, który natychmiast się skończył. Wilkołak przemienił się, a ja nie mogłam się powstrzymać i podbiegłam przytulić profesora.
- Udało się! - krzyknęłam szczęśliwa, a on patrzył na mnie zmęczonym wzrokiem i uśmiechnął się lekko
W końcu dyrektor wziął profesora do pielęgniarki, a ja wciąż szczęśliwa pobiegłam do wierzy Krukonów. Wbiegłam do dormitorium i wskoczyłam na łóżko Annabeth.
- Udało się! Wstawaj! - budziłam dziewczynę
- Co się udało? - ziewnęła
- No zawładnięcie wilkołakiem podczas pełni - uśmiech nie schodził mi z twarzy
- To gratulacje - odparła i wstała zaczynając zbierać rzeczy, a ja ziewnęłam - Idź lepiej spać
- Masz racje - westchnęłam i wskoczyłam do łóżka nawet się nie przebierając
Zasnęłam.
*Ann*
Gdy dziewczyna zmrużyła oczy westchnęłam. Co za dziewczyna? Przebrałam się i ruszyłam na śniadanie. Idąc korytarzem zobaczyłam Erazm. Podeszłam do niej.
- Hej - uśmiechnęłam się, a ona spojrzała na mnie
- Ta, cześć - odparła chłodno
- O co chodzi? - spytałam
- Jak jej poszło? - spytała natychmiast
- Ej! Spokojnie - spojrzałam na nią zaskoczona
Erazm nie zachowywała się tak. Może i była zimna, ale zawsze zachowywała takt, a teraz zachowywała się po prostu inaczej.
- Hej Ann - usłyszałam głos i odwróciłam się
Stała tam Erazm. Druga Erazm. Odsunęłam się od obu. Gdy spojrzały na siebie ta druga cofnęła się o krok.
- Mama? - spytała, a ja sięgnęłam po sztylet
- Cześć córciu - uśmiechnęła się, a Erazm przybrała pozycję bojową
- Już wiem, gdzie zniknęła moja szata - warknęła i już po chwili obie zniknęły mi z oczu zostawiając dookoła śnieg
- Ann co się stało? - usłyszałam pytanie i odwróciłam się
Zobaczyłam Harry'ego, Hermionę i Rona.
- Erazm odwiedziła matka - odpowiedziałam i pobiegłam w stronę z której biło największe zimno
Czarodzieje pobiegli za mną. Już po chwili wybiegłam z zamku. Na błonach trwała już walka. Matka vs córka. Erazm spojrzała w moją stronę i już po chwili zobaczyłam jak jej matka wyczarowuje sopel lodu i celuje w córkę.
- Erazm! - wrzasnęłam, a dziewczyna zrobiła tarczę z lodu
Już po chwili obie walczyły, a ja nie miałam nawet szansy się zbliżyć. Patrzyłam tylko jak dwie równe siły biją się już po raz drugi. W końcu obie bezsilnie opadły na ziemię, a ja podbiegłam do Erazm, którą rozpoznałam tylko po stroju. Nawet nie zauważyłam kiedy Chione zniknęła.
- Harry pomóż mi zabrać ją do pani Pomfrey - poprosiłam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro