Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43.1

— Rąbnęłaś w Morfeusza piorunem?

To były pierwsze słowa, jakimi powitano Nicka zaraz po przybyciu do Obozu Herosów. Zwykłe „cześć” czy bardziej formalne „dzień dobry” były zbyt pospolite i oklepane jak na rozpoczęcie rozmowy pomiędzy półbogami. Zresztą ich życie było za krótkie na czcze pogawędki, dlatego konwersacje rozpoczynano od razu z grubej rury. I z takimi słowami Nick wmaszerował na arenę, gdzie spodziewał się spotkać swoją od siedmiu boleści przyjaciółkę.

Arianna i owszem tam była, ale tak zajęta przerabianiem kukły na sushi, że zupełnie nie zwróciła uwagi na jego przybycie. Nick pogratulował sobie bezbłędnego wyczucia czasu i stanął z boku, z niepokojącym zafascynowaniem podpinającym się już pod stalkerstwo obserwując, jak córka Zeusa z chirurgiczną precyzją zadawała kolejne ciosy wypchanej słomą lalce. 

Arianna już niczym nie przypominała tej strachliwej dziewczyny, przez całe dnie chowającej się przed własnym cieniem w swoim domku i podskakującej jak piłka kauczukowa na każdy głośniejszy dźwięk. Nick wytrwale towarzyszył jej przez te wszystkie tygodnie, starając wcielić się w rolę spokojnego jak instruktor jogi mentora. Niestety szybko przekonał się, że nie miał do tego nawet naparstka cierpliwości i jego terapie przypominały raczej jeden z odcinków Hell's Kitchen, gdzie Gordon Ramsay wrzeszczy na podwładnych za źle przysmażonego kotleta, niż kółko wsparcia dla osób pokrzywdzonych. Ostatecznie Ariannę udało się wyciągnąć z kryzysu wieku nastoletniego i doprowadzić ją do względnej normalności. Pewnych blizn — nie mówię o tej biegnącej przez pół czoła — nie dało się zaleczyć i miały zostać z nią do końca jej dni, czyli możliwe, że przez niecały tydzień.

— Tak to jest właśnie zostawić cię na kilka dni — odezwał się ponownie Nick. — Miałaś odpoczywać, a nie urządzać polowanie na bogów!

Arianna zerknęła na niego przez ramię, ale nie odpowiedziała. Najpierw musiała wykończyć tego szkaradnego potwora, który miał taką czelność, by nieruchomo i bezczynnie stać na jej drodze. Odwróciła się jak primabalerina z „Jeziora Łabędziego” i cięła mieczem, rozcinając brzuch ofiary. Za jej ostrzem ciągnął się sznurek trocinowych wnętrzności, a trocinowa krew obryzgała jej trampki. Jeszcze raz zwinnie się odwróciła i wepchnęła miecz po sam jelec w miejsce, gdzie kukła miała serduszko. Uśmiechnęła się do siebie, odgarnęła włosy przyklejone do twarzy i spojrzała na Nicka z taką miną, jakby oczekiwała od niego gratulacji.

— Nie moja wina, że zabukował sobie wakacje w tym samym miejscu i czasie co ja. On twierdził, że to nie przypadek, więc na pewno nie ma mi tego za złe. — Wzruszyła ramionami. Nie chciała przyznawać, że była niemniej zaskoczona niż on, gdy dowiedziała się, że przysmażyła Morfeusza. — Zresztą to był przypadek. Nie panowałam nad tym.

— Jeżeli to miało mnie uspokoić to... — Wzdrygnął się na samo wspomnienie oberwania piorunem. Podejrzliwym wzrokiem zmiarkował błękitne niebo, rozciągające się ponad jego głową. Każdy najmniejszy obłoczek wydawał mu się podstępnym łajdakiem, dybającym na jego życie. — Błagam, na bogów i wszystkie dusze w Podziemiu, pilnuj się! Obawiam się, że drugiego razu bym nie przeżył.

— Cóż to byłaby za niepowetowana strata, ale przynajmniej umarłbyś z klasą — mruknęła, wskazując na jego szykowny strój, dopasowany w najmniejszych detalach, wyprasowany i wyciągnięty jak prosto z półki sklepowej. — Miałbyś powodzenie na Łąkach Asfodelowych.

— A tu nie mam?

— Może znalazłaby się tu jedna twoja fanka. — Nick zmarszczył brwi w konsternacji. Nie wiedział, co ten uśmieszek Arianny, przypominając grymas bólu, miał oznaczać. — Nieważne. — Machnęła ręką, jakby strącała słowa niepotrzebnie zawisłe w powietrzu. — Co tu robisz? Nie miałeś czasem lecieć z błogosławieństwem mojego ojca na Florydę?

— To twoja wina.

— Oczywiście, że moja. — Wymownie wywróciła oczami. Bezpodstawne oskarżenia nie były dla niej nowością. — Byłabym zdziwiona, gdybyś powiedział coś innego.

— Byłem już na lotnisku JFK, gdy zairyfonował do mnie Chejron. Myślałem, że się rozpłaczę, gdy go zobaczyłem. — Otarł niewidoczną i nieistniejącą łzę z policzka, popisując się przy tym swoją arcymistrzowską grę aktorską godną występów na Broadwayu. — Wiedziałem, że nie mógł mieć pomyślnych wieści. Przecież teraz słyszy się tylko o zgonach i zniknięciach. I się nie pomyliłem, powiedział, że wróciłaś — oznajmił grobowym głosem, jakby w życiu nie słyszał gorszej wiadomości.

Co tam zamach na World Trade Center, II wojna światowa, czy wybór Trumpa na prezydenta! Powrót Arianny (brzmi to, jak tytuł taniego, kiepskiego horroru) był większą tragedią, po której dzieci mają koszmary i odbywa się trzydniowa żałoba narodowa.

— Prosił, bym wrócił do obozu, bo tylko ja — twój jedyny, rozsądny przyjaciel — mogę pomóc ci przetrwać nadchodzące dni.

— Jest jeszcze Dylan!

— Mówiłem ROZSĄDNY! — Obrzucił Ariannę bazyliszkowym spojrzeniem. To, że połączył siły z tym gadatliwym śmiertelnikiem, by odnaleźć ich zgubę, nie oznaczało to od razu, że zapałał do niego bezgraniczną sympatią. — Gdy będę potrzebował kogoś lekkomyślnego i irytującego, to na pewno się do niego zgłoszę.

— Gdybym cię nie znała, mogłabym jeszcze pomyśleć, że jesteś zazdrosny. — Uśmiechnęła się promiennie, aż Nick poczuł ukłucie w sercu, jakby Eros ponownie trafił go z tego przeklętego łuku. — Ale ja znam prawdę.

— Z-znasz?

Nick z trudem przełknął ślinę, gdy córka Zeusa entuzjastycznie przytaknęła mu głową. Była tak blisko niego, że gdyby zrobił jeden krok, stykaliby się klatkami, ale on czuł się, jak Tantal uwięziony w sadzawce przez Hadesa. Jak bardzo chciał się ruszyć, tak po prostu nie dał rady.

— I co o tym myślisz?

— Myślę, że...

Nieoczekiwanie syn Apollina wpadł w panikę. Uświadomił sobie, że tak długo czekał na tę odpowiedź, że teraz wcale nie chciał jej słyszeć. Nie był na to gotowy. Nie był gotowy, by usłyszeć odmowę. Gorączkowo myślał, jak powinien ustrzec się przed własnym, irracjonalnym strachem, gdy problem rozwiązało za niego nadejście syna Posejdona. Nick nie sądził, że kiedykolwiek tak ucieszy się na widok Jacksona, ale miał ochotę za to go wyściskać albo wręczyć mu order za punktualność.

— Rąbnęłaś w Morfeusza piorunem? — Percy zaanonsował swoje najście, a jakże tymi słowami, które stały się chyba mottem powitalnym w obozie. Jednak zatrzymał się, gdy zobaczył ich w dość jednoznacznej sytuacji. — Przeszkodziłem wam w czymś, prawda?

— Odpowiadałam tylko Nickowi na to samo pytanie. — Syn Apollina gorliwie przytaknął głową. Pewnie zareagowałby podobnie, nawet gdyby Arianna oświadczyła, że rozmawiali o wysypce na jego pośladkach. — To był przypadek.

— Przypadkowo to możesz nadepnąć komuś na stopę lub udławić się kluską, ale nie uderzyć piorunem! Co ja ci powtarzałem przez ostatnie tygodnie? — Spojrzał na nią srogo jak ojciec zmęczony powtórzeniem w kółko tego samego do swojego nieusłuchanego dziecka. — Zapamiętałaś chociaż jedno moje słowo?

— Że nie rozumiesz, o co obraża się Annabeth, gdy wspominasz przy niej o tej śmiertelniczce. — Twarz Jacksona śmiertelnie pobladła. Zrobił się praktycznie biały jak szpitalna ściana. I mógł wkrótce tam trafić, na oddział intensywnej terapii, jeśli Arianna palnie coś, przez co będzie miał ochotę targnąć się na swoje życie. — I coś o spokoju, koncentracji i większym zaufaniu do siebie.

— Czyli tygodnie mojej znojnej pracy nie poszły całkowicie na marne. — Zerknął na Nicka i powtórnie spojrzał na Ariannę, zastanawiając się, czy powinien subtelnie zahaczyć o temat, o którym rozmawiał z córką Zeusa w tajemnicy. — Widziałem się z Nico.

— Świetnie — burknęła Arianna. — Powiedz mu, żeby dał mi święty spokój. Dość mam problemów na jawie, by jeszcze w snach ciągnął mnie po różnych, dziwnych miejscach.

— Pytał, czy podjęłaś decyzję.

— Nie. — Odwróciła się do nich plecami i wyciągnęła miecz z ćwiczebnego manekina. W jego piersi ziała dziura wielkości Wielkiego Kanionu. — Uważam, że sobie poradzisz śpiewająco i nie potrzebujesz koła ratunkowego.

— O czym wy mówicie? — Nick spojrzał na nich nierozumnie, nie mniej niż Wy, zdezorientowany ich krótką wymianą zdań. — Niby rozumiem wypowiadane przez was słowa, ale mam wrażenie, że uderzyłem się w głowę i ich sens zupełnie do mnie nie dociera.

— Oczywiście, że sobie poradzę! — fuknął Percy, urażony stwierdzeniem, że mógłby potrzebować pomocy swojej denerwującej kuzynki. Machnął na Nicka ręką jak na irytującą muchę, latającą koło ucha, i zupełnie go zignorował. — Chodziło raczej o moralną pogawędkę z pewną osobą hm... oporną na współpracę.

— Wiecie co? — zapytał Nick, ale ponownie nikt nie zwrócił na niego uwagi. Prychnął i mentalnie zarzucił włosami na plecy. Bezczelna ignorancja była dla niego czytelnym sygnałem, by opuścić to gburowate towarzystwo. — To jednak z wami coś jest nie tak. Gadacie niemal tak zrozumiale, jak Wyrocznia.

— Został mi niecały tydzień życia, a ty jeszcze chcesz skrócić czas, który mi pozostał. — Odprowadziła Nicka wzrokiem do wyjścia z areny. Czuła się podle, że tak go potraktowała, ale to, co zamierzała zrobić, nie było mądre ani bezpieczne i nie chciała go narażać. — Co z ciebie za kuzyn!?

— Ale on może mieć racje, uparty ośle!

Percy zazgrzytał zębami z rozdrażnienia. Rzadko kiedy pozwalał wymknąć się złości spod kontroli, ale rozmowa z córką Zeusa była tak pożyteczna i efektywna jak liczenie ziarnek piasku na pustyni, aż zaczynał dochodzić do wniosku, że jego cierpliwość jednak miała granicę, a samobójstwo wydawało mu się jednym rozwiązaniem jego problemów.

— Przestań wreszcie użalać się na sobą i jęczeć, że umrzesz w ciągu tygodnia. Codziennie ktoś umiera. Backendorf... — Żal i wyrzuty sumienia zdławiły mu słowa w gardle. Stanowczo zacisnął dłonie w pięści, jakby zaciskał jej na gardle Kronosa, i opanował wrzący w nim gniew. — Poświęcił się dla nas i choć Kronos wciąż żyje, podarował nam czas, którego potrzeba nam jak tlenu, a ty — zmierzył Ariannę zbulwersowanym spojrzeniem — chowasz się tutaj, zamiast pomóc nam zwyciężyć!

— A dlaczego mam to zrobić? Niedawno okazało się, że mamy szpiega w obozie i kogo o to posądziliście? Mnie! A teraz przychodzisz i wymagasz ode mnie współpracy. Podaj mi jeden powód, dla którego miałabym to zrobić?

— Bo cię potrzebujemy — oświadczył prostolinijnie Percy. — Silnego, potężnego herosa, który może się mierzyć z samymi bogami.

— Dobra! — Cisnęła trzymanym mieczem o ziemię, by po dwóch sekundach z powrotem go podnieść. Wciąż zdarzało jej się zapominać, że bez bransoletki musiała się więcej nachodzić i nadźwigać. Teraz musiała udać się do zbrojowni. — Zrobię to, ale przysięgam, że jak umrę, to będę ścigać cię jako duch, aż spotkamy się w Podziemiu!

— Gdzie idziesz?

— Jak to gdzie? Na spotkanie z przeznaczeniem!

***

Arianna wymaszerowała z obozu jak kamikaze z biletem w jedną stronę. Nie sądziła, by miała ponownie tu wrócić. Nieważne, jakich słów użyłby Percy, ona czuła się, jakby dobrowolnie pchała się w paszcze drakona, naiwnie wierząc, że jej nie pożre. Przeklęła pod nosem swojego mającego się za wybawcę świata kuzynka i zeszła ze Wzgórza Herosów. Pocieszała ją myśl, że jeśli zginie, to nikt nie będzie więcej jej posądzał o konszachty z Kronosem i równie oczywiste stanie się, kto był dzieckiem z Wielkiej Przepowiedni.

— Zabawne — mruknęła do siebie, przekraczając pustą, zapomnianą przez świat bitą drogę. — Że też musimy mieć urodziny w tym samym dniu.

Ciepły, letni wiatr rozmierzwił jej włosy, szeleszcząc liśćmi i źdźbłami trawy, jakby nabijał się z jej durnego stwierdzenia. Od piętnastu lat mieli urodziny 18 sierpnia, ale jakoś nigdy wcześniej nie miało to dla niej znaczenia. Dopiero teraz, kilka dni przed światową katastrofą, uznała to za niezwykle zabawny zbieg okoliczności.

Przystanęła na sąsiednim wzniesieniu, ciesząc oczy rozciągającym się przed nią widokiem. Na północnym wybrzeżu skupiały się lasy, mieniąc się w refleksach słońca całą dostępną gamą zieleni. Pośród łagodnie falujących pagórków skrywały się sady i winnice. Pomiędzy tymi obszarami wiła się wiejska droga, na której co jakiś czas pojawiał się samochód, po chwili ginąc za wzniesieniami. Ponad jej głową rozpościerał się bezkresny firmament, przez który nieśmiało przemykały karłowate obłoki, jakby swą obecnością nie chciały szpecić tego nieskazitelnego widoku.

Arianna obrzuciła nieboskłon posępnym spojrzeniem — wciąż mając w pamięci zachowanie tego ignoranta, który zwał się jej ojcem — i zeszła po drugiej stronie wzgórza. Ta urokliwa polanka pełna przesuszonej trawy i podeptanych kwiatków wydała jej się idealnym miejscem na wyzionięcie ducha.

— Ehem, Hadesie. — Starła się nie myśleć, jak debilnie wyglądała, stojąc w środku pola i mówiąc do mrówek, umykających spod jej stóp. — Wiem, że jestem ostatnią osobą, którą chciałbyś widzieć, ale musimy porozmawiać.

Zamilkła i z nadzieją rozejrzała się wkoło. Dlaczego to, że kompletnie nic się nie wydarzyło, wcale jej nie zaskoczyło? Arianna byłaby szczerze zdumiona, gdyby jej ulubiony wujaszek wykazałby jakąkolwiek inicjatywę lub chęć gotowości spełnienia jej postulatu. Nie lubił jej i to nikogo nie powinno dziwić, ale ile on miał lat, by udawać głuchego, gdy świat nieuchronnie zmierzał ku końcowi?

— Będę uprzejma — upomniała się córka Zeusa, starając się nie stracić cierpliwości. — Problem w tym, że ja nie zejdę na dół, a ty nie wyjdziesz na górę, bo byś jeszcze niechybnie się opalił, a twoja posępna czerń by wyblakła, więc musimy znaleźć jakieś pośrednie rozwiązanie.

Arianna warknęła z rozdrażnienia, gdy ponownie nic się nie wydarzyło. Nawet wyobraziła sobie, jak Hades siedział na swym kościstym tronie i skręcał się na nim ze śmiechu, widząc jej idiotyczne zachowanie. Odgarnęła włosy z twarzy, a blizna biegnąca przez czoło, którą wyczuła pod palcami, przypominała jej, że porażka bogów będzie równoznaczna ze zwycięstwem Kronosa. Do tego nie mogła dopuścić, nie po tym, co jej zrobił, dlatego czuła się podwójnie zdeterminowana, by wykurzyć Hadesa z tej podziemnej nory.

— Słyszysz mnie? — Wbiła wzrok w podłoże i tupnęła w nie nogą z irytacją. — Wiem, że tak, więc zachowuj się, jak na twój wiek przystało i wychyń z otchłani, bo zamierzam przemówić ci do rozsądku!

Na reakcję Arianna nie musiała długo czekać. Grunt zadrżała pod jej stopami. Najpierw niezbyt przekonująco, jakby Hades jeszcze się zastanawiał, czy puścić jej bezczelność w zapomnienie, a następnie z całą swoją mocą potrząsnął pobliską okolicą, jakby zaraz ziemia miała pęknąć w pół. Arianna zachwiała się i straciła równowagę, ale zamiast upaść i zderzyć się z podłożem, ono otworzyło się przed nią jak automatyczne drzwi w sklepie i pochłonęło jak czarna dziura. Dalej była tylko ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro