☕
Bohater numer jeden. Symbol Pokoju.
Co znaczą te tytuły?
Bohater to ktoś, kto ratuje ludzi, a Symbol Pokoju jest jakby... lepszą wersją bohatera.
Właśnie.
Dlaczego lepszą?
Dlaczego niektórych ludzi uważa się za Symbol Pokoju, a innych nie?
Od zawsze musiało istnieć coś, co zmieniłoby zwykłego bohatera w tego najlepszego.
Coś, co miał Deku, a czego Katsuki, mimo że naprawdę się starał, nie był w stanie z siebie wykrzesać.
☕☕☕
— Cholera — warknął początkujący bohater, Ground Zero, z nienawiścią wpatrując się w swoją własną twarz, którą przed chwilą zdobił najbardziej wymuszony uśmiech, jaki dwudziestolatek kiedykolwiek widział. — Cholera, cholera, cholera. Okej, to spróbujmy inaczej — mruknął cicho i znowu spróbował wykrzesać z siebie choć odrobinę radości.
Po kilku chwilach odwrócił jednak wzrok od lustra i westchnął, lekko przymykając oczy.
— Nie potrafię — powiedział, posyłając swojemu odbiciu wrogie spojrzenie.
Wychodząc z łazienki dopilnował, by zamknąć drzwi z jak największym hukiem. Podświadomie spodziewał się ujrzeć tego narwanego okularnika, Iidę czy jak mu tam było, który od razu skarciłby go za zbyt głośne zachowanie i ,,demoralizowanie reszty".
Bakugo szybko pokręcił głową i ruszył do kuchni. Kafelki pod jego stopami były przyjemnie chłodne, co nieco go uspokoiło. Musiał wreszcie oprzytomnieć i zrozumieć, że już od prawie roku nie mieszka z bandą rozwrzeszczanych znajomych z klasy. Tęsknił za tamtymi czasami. Życie w akademiku nie było łatwe, ale na pewno łatwiejsze niż jego obecna praca.
Otworzył górną półkę i zaczął w niej grzebać w poszukiwaniu herbaty. Porządek nigdy nie był mocną stroną ani jego, ani jego współlokatora i, szczerze mówiąc, małe mieszkanie pogrążone było w istnym chaosie.
Bohater musiał dawać ludziom nadzieję.
Weźmy na to All Mighta.
Toshinori był dla wszystkich wsparciem, bo nie tylko był niesamowicie potężny, ale i potrafił podnieść każdego na duchu. Endeavor przez długi czas był bohaterem numer dwa, choć przecież był niesamowicie silny i odważny.
A jednak, nie dorastał All Mightowi do pięt, bo ludzie nie ufali mu w takim stopniu, jak Toshinoriemu.
Żeby być bohaterem numer jeden, Katsuki musiał dawać zacząć dawać ludziom wsparcie, jakiego potrzebowali.
Musiał dawać im nadzieję, której łaknęli, która pozwalała im naprawdę żyć.
Właśnie nalewał wrzątku do kubka, gdy po mieszkaniu rozległ się zgrzyt otwieranego zamka.
— Katsu, wróciłem! — zawołał męski głos, dobiegający gdzieś z korytarza. — Przyniosłem zakupy, o które prosiłeś i wiesz, Mina powiedziała mi, że Midori... — przerwał w połowie, wydając z siebie cichy jęk — Cholera, dlaczego to nadal tu stoi...
Bakugo uśmiechnął się lekko, wiedząc, co się właśnie wydarzyło.
Jego współlokator pewnie znowu potknął się o maleńką szafeczkę na buty, która stała w rogu przedpokoju i aktualnie była zasypana stertami różnych kurtek, bluz i innych rzeczy, które, co jest chyba oczywiste, znajdować się tam nie powinny.
— Powinieneś się już przyzwyczaić, wiesz? — mruknął, nie odwracając się od blatu i wziął łyk gorącej herbaty. — Mieszkamy tu już jakieś pół roku. Nie wystarczają ci złoczyńcy? Jeszcze w domu musisz się samookaleczać? — dodał, odkładając kubek.
— Po prostu nie mogę zrozumieć dlaczego nadal trzymamy tę półkę. Przecież buty i tak stoją pod drzwiami. Ona tylko niepotrzebnie zapycha korytarz — powiedział Kirishima, wchodząc do kuchni.
— Dlatego, że się przydaje. Gdybyś tylko mnie słuchał i, tak jak ja, jednak używał jej jako schowka na buty, nie byłoby tej rozmowy. A zresztą, to tylko i wyłącznie twoja wina, że jesteś taką łajzą — warknął Katsuki, nadal nie patrząc na mężczyznę.
— I tak mnie kochasz — stwierdził Kirishima, obejmując go od tyłu i kładąc brodę na jego ramieniu. — Co tam robisz, szefie kuchni?
— Herbatę. Jesteś ślepy czy jak — mruknął Bakugo, ale kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze.
Cholera, miał rację. Tak bardzo kochał tego kretyna.
Eijiro cicho parsknął i (choć niechętnie) puścił blondyna, by rozpakować zakupy.
— Właśnie, nie dokończyłem ci opowiadać. Midoriya i Uraraka podobno ze sobą zerwali. A wydawali się być całkiem zgrani... Właściwie to nie do końca wiem, co się stało, Mina nie znała zbyt wielu szczegółów. Ona twierdzi, że — utworzył z rąk cudzysłów — Midoriya wreszcie zrozumiał, że jest zakochany w Todorokim. W sumie to może mieć rację. Z nami też tak było, pamiętasz? Mówiła, że będziemy razem, no i jesteśmy. Czasami zastanawiam się, jak ona to robi... — zamyślił się na chwilę, przerywając irytujący potok słów, który Bakugo nauczył się ignorować, a z czasem nawet go polubił.
Odwrócił się wreszcie, przyglądając się mu. W oczach czerwonowłosego rozbłysły maleńkie iskierki, które pojawiały się zawsze, ilekroć Kirishima się nad czymś zastanawiał. Delikatnie przygryzł wargę, czemu Ground Zero już nie potrafił się oprzeć.
Katsuki bez zastanowienia podszedł do niego i pocałował go czule, wplatając swoją dłoń w jego włosy. Czasami naprawdę chciał być taki, jak on. Radosny, przyjacielski, beztroski...
I wtedy do głowy wpadł mu genialny pomysł.
Przerwał pocałunek, na co Eijiro posłał mu zdziwione spojrzenie, unosząc lekko brwi.
— Coś się dzieje, Katsu?
Pokręcił głową, z entuzjazmem wpatrując się w jego oczy.
— Naucz mnie — powiedział, uśmiechając się lekko. — Naucz mnie, jak zostać bohaterem.
Czerwonowłosy przez chwilę przypatrywał się mu tępo, aż w końcu wydukał:
— A-ale ty przecież już jesteś...
— Nie o to chodzi! — przerwał mu, już lekko poirytowany, blondyn. — Naucz mnie, jak sprawić, żeby ludzie uśmiechali się, gdy będą na mnie patrzeć. Naucz mnie, jak stać się Symbolem Pokoju! — zawołał, a jego krwistoczerwone oczy aż rozbłysły.
Zapadła cisza, podczas której Eijiro gorączkowo się nad czymś zastanawiał.
— Ach. Więc widziałeś wczorajszą walkę Midoriyi? — zapytał. — Widziałeś, jak dziennikarze wychwalali go wniebogłosy i mówili coś o wschodzącym słońcu i początku jego wielkiej kariery?
Entuzjazm Katsukiego nieco osłabł, gdy powoli kiwnął głową, spuszczając wzrok.
— Niech ci będzie.
Bakugo otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
— Naprawdę? — zapytał niepewnie, na co Kirishima uśmiechnął się do niego, a uśmiech ten był dla Katsukiego najpiękniejszym, co ten w życiu widział.
— Kocham cię, kim bym był, gdybym nie zrobił dla ciebie nawet tego? — Uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle było możliwe.
Bakugo natomiast przyparł go do ściany i wyszeptał:
— Dziękuję, Eiji. Ja ciebie też — mruknął, by po chwili złączyć ich usta w namiętnym pocałunku.
Bo bohater powinien być bohaterem nie dla siebie, a dla innych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro