Twenty five
-Cześć Rosie-powiedziałem, podchodząc do dziewczyny, która stała za ladą i witała mnie z uśmiechem.
-Hej-pomachała do mnie.
-I jak? Wyspałaś się?-przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło. Nie wydawała być się zaskoczona tym gestem, zobaczyłem, że jest do dla niej miłe.
-Nie i to twoja wina-zrobiła urażony gest.
-Moja?-zmarszczyłem brwi, nadal trzymając ją w ramionach.
-Tak, przez tą randkę nie mogłam zasnąć, bo cały czas o niej myślałam-zarumieniła się.
-Czyli podobnie spędziliśmy wieczór, bo ja także o tym myślałem-uśmiechnąłem się szeroko.
-Podobało mi się, naprawdę-chwyciła moją dłoń i złączyła nasze palce.
-To dobrze, bo mi również. Chciałbym cię zaprosić na kolejną-powiedziałem, trącając jej nos swoim.
-Nie mam czasu w tym tygodniu-posłała mi smutne spojrzenie.
-W porządku. Dogadamy się.
-Chyba, że masz czas dzisiaj? Będę miała dwadzieścia minut przerwy, moglibyśmy pójść na obiad, co ty na to?-spojrzała na mnie, bawiąc się moimi palcami.
-O której?
-Czternasta-odpowiedziała, patrząc na mnie z nadzieją.
-Postaram się wyjść z pracy-uśmiechnąłem się, gładząc wolną dłonią jej policzek.
-Daj mi znać.
Już miałem odpowiedzieć, kiedy usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos.
-Harry-wziąłem głęboki wdech i odwróciłem się widząc swojego ojca. Był wkurzony. Puściłem Rosie i podszedłem do niego.
-O co chodzi?-spytałem, zakładając ręce.
-Do gabinetu już-powiedział przez zaciśnięte zęby-A ty Rosalie do pracy!-krzyknął.
Zanim odszedłem, zobaczyłem jej wystraszony wzrok. Nie chciałem, żeby się bała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro