Thirty eight
Zaraz po słowach Addie rozłączyłem się i ruszyłem autem w niewiadomą stronę. Jeździłem przez wiele godzin, tak po prsotu bez celu. Robiłbym to zapewne dalej, gdyby nie to, że paliwo mi się skończyło, a w pobliżu nie było żadnej stacji bezynowej. Uderzałem pięścią wiele razy w kierownicę, próbując pozbyć się tych wszystkich emocji. Padający deszcz wcale mi w tym nie pomagał, wręcz przeciwnie, utwierdzał mnie w przekonaniu o swojej beznadziejności.
Nie mogłem uwierzyć w to co się stało, nie mogłem uwierzyć, że Rosie mnie oszukała. Po co to było? Dlaczego umawiała się ze mną i tym kolesiem jednocześnie? To nie miało żadnego sensu. Czułem się jak totalny idiota. Oddałem jej całego siebie, wszystkie moje uczucia należały do niej. Wiedziała jaka jest dla mnie ważna, a mimo to tak mnie wykorzystała. Addie miała rację, nie byłem najlepszy związkach, a ta sprawa mnie w tym utwierdziła. Myślałem, że Rosie jest inna, że również coś do mnie poczuła, ale myliłem się. Wkurzało mnie to, że tak szybko jej zaufałem, że pozwoliłem jej na to. Powinienem od początku trzymać się od niej z daleka, ale byłem zbyt ślepy, żeby zrozumieć to co się działo. Dlaczego nie wyczułem, że coś było nie tak? Ona była inna i to powinien być już dla mnie znak. Jednak pozwoliłem jej na to wszystko, na rozkochanie mnie i oszukanie. To nie tak miało wyglądać. To nie jest to czego chciałem. Bo chciałem ją, a teraz już sam nie wiedziałem co było prawdą, a co nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro