Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fifty eight

-Jak się czujesz?-spytałem dziewczynę, która leżała na łóżku szpitalnym, przypięta do wielu maszyn, z wieloma opatrunkami na ranach.

-Lepiej-szepnęła, chwytając mnie za dłoń.

-Przepraszam-dotknąłem jej policzka.

-Nie masz za co, Harry. To nie twoja wina, tylko George'a. To nie był pierwszy raz-uśmiechnęła się słabo, patrząc w moje oczy. Widziałem w nich nadzieję.

-Nie ma go już. Nie zagraża ci. Siedzi w więzieniu i prędko z niego nie wyjdzie.

-Cieszę się-ścisnęła moja dłoń-Co z Tobym?-spytała.

-Zamieszkał ze mną, teraz Addie się nim zajmuje. Mam tu coś dla ciebie-powiedziałem, szukając czegoś w plecaku-Sam to zrobił-podałem jej rysunek, który namalował chłopczyk. Co ciekawe namolował całą naszą trójkę.

-Pokochał cię-uśmiechnęła się, wpatrując się w obrazek.

-Ja go też, to cudowny chłopak-odwzajemniłem uśmiech.

-Wiesz kiedy będę mogła wyjść?

-Musisz zostać pod obserwacją, ale lekarze są dobrej myśli. Nie miałaś aż tak poważnych obrażeń, aby mogło ci się coś stać-powiedziałem, zaciskając dłonie w pięści-Tak bardzo cię przepraszam. Nie powinien cię on nawet dotknąć. To wszystko moja wina, powinienem bardziej cię chronić, a nie narażać na takie ryzyko. Nie trafiłabyś do szpitala, nie zostałabyś pobita, ani zgwałcona. Tak mi przykro, skarbie-szepnąłem, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Tak bardzo się o nią bałem.

-Harry, przestań. Sama tego chciałam, widocznie to musiało się wydarzyć. Ważne jest to, że on nam już nie grozi. Nie możesz teraz się załamać, chcę, żebyś z nami został. Potrzebujemy cię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro