Rozdział 6: Podróż do Kamiennego Stołu
Także ten... XD
Przychodzę do was ze spóźnionym rozdziałem, dedykowanym specjalnie dla QueenHania ❤ Mam nadzieję, że mi wybaczysz XD
Przy okazji zapraszam na profil mojej przyjaciółki, która dopiero zaczyna pisać _laleczka_chuckyy_ 💕💕
Proszę was o wyrozumiałość dla niej 😂
Koniec gadania, zapraszam do czytania 😊😊
W spaniu pod gołym niebem najgorsze było to, że człowiek budzi się tak okropnie wcześnie. Kiedy już otworzysz oczy, uświadamiasz sobie, jak bardzo jest ci niewygodnie. Hermionę obudziło straszne zimno. Otworzyła oczy i chciała się przeciągnąć, ale jej ręce zesztywniały z zimna. Ognisko już dawno wygasło, najwidoczniej nikt długo do niego nie dorzucał. Zdziwiła się natomiast, że w plecy było jej dość ciepło. Szybko domyśliła się, dlaczego. To sprawiło, że dziewczyna poczuła się dość niezręcznie. Zasnęła na Piotrze. Było jej głupio, że chłopak musiał spać na śniegu. Podniosła się do pozycji siedzącej. Przetarła oczy i rozejrzała się. Zuzanna i Łucja jeszcze spały, oparte o siebie. Bobrów nigdzie nie było. To ją zaniepokoiło.
- Śniadanko! - zaskrzeczał niespodziewanie za nią pan Bóbr.
Odwróciła się, zaskoczona. Na jego widok odetchnęła z ulgą. Musiała przyznać, że przez chwilę przeszło jej przez myśl, że ich wystawili. Potrząsnęła głową. Zwierzę uśmiechało się złośliwie.
- Dzień dobry - mruknęła, wciąż zaspana.
- Dla kogo dobry dla tego dobry. Zobaczymy, czy w czasie drogi nie będziecie wymiękać...
- Dałbyś już spokój! - wtrąciła się pani Bobrowa.
- Dobra, tylko żartowałem. Wy, kobiety, nie macie poczucia humoru!
Szatynka na te słowa parsknęła śmiechem. Kiedy rodzeństwo Pevensie wstało, zjedli śniadanie i potem posprzątali miejsce noclegu. Zuzanna trochę marudziła, że bolą ją plecy i zmarzły jej nogi. Oczywiście musiała się odgryźć brunetce, twierdząc, że nie tylko ona jest taka biedna. Szli dalej przez las. Po jakimś czasie doszli do ośnieżonych skał, na których gdzieniegdzie wyłaniały się drzewa. Musieli przejść przez przepaść po skalnym moście. Zatrzymali się na chwilę, kiedy zobaczyli niesamowite widoki. Daleko przed nimi rozciągała się ogromna, zamarznięta rzeka. Gryfonka oniemiała z wrażenia, urzeczona krajobrazem.
- Aslan rozbił obóz koło Kamiennego Stołu. - oznajmił pan Bóbr. - Na drugim brzegu tej rzeki.
- Jakiej rzeki? - zapytał Piotr, a czternastolatka uderzyła się ręką w czoło, w geście kompletnego załamania.
- Przed sobą masz rzekę, geniuszu!
- Jest skuta lodem od dobrych stu lat. - dopowiedziała pani Bobrowa.
- Kawał drogi. - zauważył blondyn.
- Świat jest wielki. Tylko się mówi, że jest mały.
- No właśnie. - wtrąciła się Zuzanna.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Poklepała chłopaka pocieszająco po ramieniu.
- Damy radę. - powiedziała pewnie.
- Nie mamy innego wyjścia. - mruknął, trochę zrezygnowany.
Przeszli przez przepaść i zaczęli schodzić w dół. Rozciągała się przed nimi wielka, pusta przestrzeń, na której znajdował się tylko śnieg. Gdzieś w oddali majaczyły drzewa. Państwo Bobrowie szli jako pierwsi, zaraz po nich Zuzanna, potem Hermiona, za nią Piotr i Łucja. Gryfonka nie miała pojęcia, jak długo szli. Z początku próbowała nawiązać jakąłś rozmowę, ale szybko była ucinana. Nie chcieli marnować sił na rozmawianie. Jedynym towarzyszącym im dźwiękiem było skrzypienie śniegu pod ich butami. W pewnym momencie Bóbr odwrócił się do nich, wołając:
- Szybciej, ludzie, nie chcę się tu zestarzeć!
Czternastolatka parsknęła cicho pod nosem i zatrzymała się, odwracając się do pozostałych. Zuzanna stanęła obok niej.
- Słowo honoru - powiedział Piotr. - Jak znów to powie, to zrobię sobie z niego piękną czapkę!
Przy okazji wziął młodszą siostrę na barana. Uśmiechnęła się na ten widok.
- Jeśli będzie taka zgryźliwa to nie wiem, czy to taki dobry pomysł. - zażartowała.
- Ja to słyszę! - dobiegło do nich z przodu.
Cała czwórka roześmiała się.
- Przebierajcie girami, jazda!
- Rzeczywiście, strasznie się rządzi. - przyznała Łucja, obejmując rękoma brata.
- O matko, to ona! - krzyknęła spanikowana pani Bobrowa.
Odwróciła się szybko za siebie i dostrzegła pędzące ku nim sanie.
- Biegiem!
Blondyn zrzucił Łucję z siebie i złapał ją za rękę. Zaczęli biec w niesamowitym tempie. Słyszała już odgłos dzwonków. Śnieg nasypał jej się do butów, ale nie zwracała na to uwagi. Przyśpieszyła, doganiając państwa Bobrów. W końcu wbiegli w między drzewa. Poprowadzili ich do jakiejś jamy, w którą dziewczyna bez wachania wskoczyła. Przywarła do ściany, dysząc ciężko. Tuż obok niej skuliła się brunetka. Dziwiła się, jak udało im się tu zmieścić. Usłyszała, jak sanie zatrzymują się dokładnie nad ich kryjówką. A potem rozległy się kroki. Musiała zasłonić sobie usta, żeby nie krzyknąć. Serce waliło jej jak oszalałe. Nagle posypało się trochę śniegu, a przed nimi wyrósł wielki cień. Ktoś tu był. Po chwili zniknął, a wszelkie odgłosy ucichły. Czekali w napięciu. Bóbr zaczął węszyć w powietrzu. Nic się nie wydarzyło.
- Chyba już poszła... - odezwała się cicho Łucja.
- Pójdę się rozejrzeć - zaproponował Piotr, podnosząc się.
- Idę z tobą. - oznajmiła Hermiona, również podrywając się z miejsca.
- Nie! - powstrzymał ich Bóbr. - Martwi się nam nie przydacie!
Jęknęła z niezadowoleniem, niechętnie wracając na swoje miejsce. Nie chciała siedzieć bezczynnie. Musiała jednak przyznać mu rację. Posłała rozżalone spojrzenie chłopakowi, a on zrozumiał, odpowiadając tym samym.
- Ale... - zaczęła, jednak Bóbr jej przerwał.
- Nie ma mowy, księżniczko. Nie możemy sobie na to pozwolić.
Otworzyła szeroko oczy, zszokowana. Zabrakło jej słów, więc odpuściła. Nie miała pojęcia, co powiedzieć. Pierwszy raz słyszała, żeby ktoś ją tak nazwał. Pozwoliła sobie na niepewny uśmiech. Kiwnęła głową.
- Ale ty też wróć żywy! - poprosiła płaczliwym głosem pani Bobrowa.
- Dzięki słońce. - odparł, ściskając jej łapy.
Wyszedł z kryjówki i wdrapał się na górę. Zniknął z ich oczu.
I co myślicie?
Dzięki za podpowiedzi w pisaniu rozdziału _laleczka_chuckyy_ 😂😂💕
Za Aslana i do napisania 😊😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro