Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4: Zdrada i ucieczka

Potem wszystko działo się bardzo szybko. Trójka rodzeństwa popatrzyła po sobie z przerażeniem. Rzucili się po swoje płaszcze, wciągnęli je na siebie i wybiegli z chatki. Hermiona oczywiście popędziła za nimi, mając złe przeczucia.
Na dworze zrobiło się już całkiem ciemno. Nie miała pojęcia, dokąd biegną. Co jakiś czas zapadała się w ogromne zaspy. Z trudem przyspieszyła, starając się dogonić pozostałych. Udało jej się to dopiero, gdy oni zatrzymali się gwałtownie nad jakimś urwiskiem. Z rozpędu o mały włos by tam nie wpadła, gdyby nie powstrzymały jej silne ramiona.

- Puść mnie! - krzyknęła zła.

Piotr zasłonił jej usta dłonią. Zdumiona, nawet nie zaprotestowała. Przez chwilę patrzył dziewczynie w oczy, a potem przeniósł spojrzenie w dal.

Przed nią rozciągało się zamarznięte jezioro, a na środku niego znajdował się lodowy zamek. Prowadził tam długi most, ciągnący się przez całą średnicę jeziora. Wszystko spowijała aura wrogości. Panna Granger zadrżała. Nie potrafiła powiedzieć, czy to z zimna, czy strachu. Blondyn najwidoczniej wyczuł jej reakcję, bo przygarnął ją bliżej siebie. Na policzki czternastolatki wpłynął rumieniec. Modliła się w duchu, by tego nie zauważył. Śnieg zaczął gęsto padać. Wtedy, tuż przy bramie pałacu, dostrzegła jakiś ciemny kształt. Zmrużyła oczy.

- EDMUND!!! - wrzasnęła niespodziewanie Łucja.

- Szzz, jeszcze usłyszą! - uciszył ją Bóbr.

Piotr zacisnął pięści, puszczając przy tym szatynkę. Rzucił się do przodu, chcąc dogonić bruneta. Nie mogła w to uwierzyć. Nie spodziewała się tego po tym chłopaku. Owszem, na samym początku wydał jej się jakiś tajemniczy. Ale żeby posunął się do czegoś takiego? Zwierzę powstrzymało blondyna przed wbiegnięciem do zamku Czarownicy. Szybko się domyśliła, że widzą na własne oczy jej rezydencję.

- Puść mnie! - krzyknął Piotr, wyrywając się.

Hermiona oprzytomniała i rzuciła się na niego, żeby go przytrzymać.

- Ona tylko na to czeka! - warknął Bóbr.

- Ale musimy mu pomóc! - zawołała Zuzanna.

- To jest nasz brat! - dołączyła się Łucja płaczliwym głosem.

- To podstęp! Ona chce mieć waszą całą piątkę!

- Czemu? - zapytał Piotr.

- Bo wtedy... Proroctwo nie będzie mogło się spełnić. - tu urwał, robiąc dramatyczną pauzę. Powiódł po nich wzrokiem. - Zabije was!!

Gryfonka zamarła, przerażona. Ukryła twarz w dłoniach. To jakieś szaleństwo. Nie była w stanie wykrztusić słowa. Poczuła, jak ktoś chwyta ją za rękę. Rzuciła spojrzenie na bramę, która zamknęła się z cichym skrzypieniem.

- Coś ty narobił?! - wysyczała brunetka. - To wszystko twoja wina!

- Jak to moja?

- Nie doszłoby do tego, gdybyś słuchał co się do ciebie mówi!

- Przecież nie miał na to wpływu! - dziewczyna zaczęła go bronić.

- No właśnie, a ty niby wiedziałaś, co będzie?

- Właśnie że nic nie wiedziałam. I dlatego trzeba było się stąd wynosić!

- Przestańcie! - zawołała Łucja. Spojrzeli na nią. - Nie pomożecie mu kłótniami!

- Mała ma rację. - wtrącił się Bóbr. - Teraz już tylko Aslan może mu pomóc. - dodał ponuro.

- Spotkamy się z Nim. - zadecydował blondyn.

Rzucili ostatnie spojrzenie na zamek. Potem musieli w błyskawicznym tempie wrócić do tamy.

***

Wpadli do chatki. Dziewczyna dyszała ciężko po szybkim biegu. Odetchnęła głęboko, opierając ręce na kolanach.

- Szybko matka, polują na nas! - zawołał pan Bóbr do swojej żony.

Hermiona wyprostowała się, wyjmując różdżkę z kieszeni. Zamierzała rzucić zaklęcie zabezpieczające, które powinno spowolnić tych, którzy ich ścigają.

- Już, już. Chwileczkę.

- Co ona robi? - zapytał Piotr z niedowierzaniem.

Pani Bobrowa zaczęła wyjmować z szafek jedzenie.

- Jeszcze mi podziękujecie. To daleka droga, a mój mąż jak nie będzie jadł to się zrobi nerwowy.

- Jak dożyję. - sarknął.

Zuzanna rzuciła się, by pomóc w pakowaniu. Czternastolatka mruczała pod nosem formułki zaklęć obronnych, które znała. Nie było tego wiele, ale miała nadzieję, że wystarczy im czasu na ucieczkę. Kiedy skończyła, zaczęła pomagać brunetce i pani Bobrowej. Przeraziła się nie na żarty, kiedy wyczuła lekkie drżenie powietrza, ale jednocześnie ulgę, że jej zabezpieczenia działają. Została ostrzeżona.

- Szybko! - zawołała nerwowo.

- Przyda się dżem?

- Dżem? Zwariowałaś?

Zuzanna spojrzała na nią krzywo.

- Rusz się lepiej, a nie gadasz! - syknęła.

- Wilki wolą chyba mięso. - wtrącił się Piotr, skutecznie zapobiegając sprzeczce, bo Hermiona już otwierała usta, żeby odpyskować.

- Wilki?

Miał rację, bo oto dobiegło do nich warczenie i szczekanie. Zwierzęta próbowały zaglądać przez okna, ale bariera dziewczyny skutecznie im to uniemożliwiała. Za to zaczęły odgrzebywać gałęzie, chcąc wbić się do środka.

Cholera.

Zaklęła w duchu. Tego nie przewidziała, ale było już za późno. Rozejrzała się niespokojnie.

- Tędy! No, już! - popędził ich gospodarz.

Oderwała wzrok od okien. Blondyn pociągnął ją za sobą. Stanęli przed wielką, ziejącą dziurą w ziemi. Można się było spuścić w dół po linie, która przytwierdzona była do podłogi. Zuzanny i Łucji już tu nie było. Prawdopodobnie były na dole. Przygryzła wargi.

Dobra. Raz się żyje.

- Skacz, Hermiono, skacz!

Bez wachania go posłuchała. Za plecami słyszała szuranie i drapanie. Szybko złapała się liny. Spuściła się w dół.

Zanim się obejrzała, wylądowała ciężko na wilgotnej ziemi. Ręce piekły ją niemiłosiernie. Podniosła się. Chwilę potem przy niej pojawił się Piotr, a za nim państwo Bobrowie. Chłopak skądś wytrzasnął pochodnię i lampę, którą wręczył Zuzannie. Rzucili się do biegu. Musieli się schylać, bo sufit był dość nisko.

- Ten tunel wykopaliśmy z Borsukiem na wypadek jakiejś katastrofy. - wyjaśnił im Bóbr. - Jakby się miało walić albo co.

- Jakby zabrakło wam piwa!

Nagle Łucja potknęła się o jakiś korzeń i upadła. Zatrzymali się. Wtedy dobiegło do nich odległe szczekanie.

- Są już w tunelu. - wyszeptała.

Gryfonka rzuciła Piotrowi przerażone spojrzenie.

- Szybko, chodźcie! - popędził ich Bóbr.

Znowu zaczął się szaleńczy bieg. Po jakimś czasie raptownie się zatrzymali.

- Co się stało? Czemu stoimy? - zapytała szatynka nerwowo.

Wyjrzała zza blondyna i zamarła. Wpadli w ślepy zaułek. Po prostu świetnie. Jeszcze przyjdzie jej zginąć pod ziemią! Wzdrygnęła się.

- Trzeba było wziąć mapę! - zawołała rozpaczliwie pani Bobrowa.

- Właśnie, mapę, a nie dżem! - sarknął jej mąż i skoczył w górę.

Mimo powagi sytuacji, w jakiej się znaleźli, dziewczyna nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem. Piotr posłał jej krzywy uśmiech.

W końcu udało im się wyjść na zewnątrz. Wyszli z jakiejś dziury w drzewie. Blondyn z Bobrem przytaszczyli skądś beczkę, zatykając szczelnie otwór. Gdyby nie to, pewnie zostaliby rozszarpani na strzępy. Cały czas trzymała różdżkę w pogotowiu. Wilki trafiły na przeszkodę. Nie mogły jej pokonać, więc zawróciły. Ich wycie oddalało się wgłąb ziemi. Mogła w końcu odetchnąć z ulgą. Wypuściła ze świstem powietrze, zdając sobie sprawę, że wstrzymywała oddech. Łucja potknęła się o coś, lądując na śniegu. Kiedy odwróciła się do niej, by pomóc jej wstać, zamarła. To, co zobaczyła, sprawiło, że łzy stanęły szatynce w oczach.

Obiecałam dzisiaj rozdział i słowa dotrzymałam! 😁
Wiem, że jak na razie Hermiona odgrywa małą rolę, ale wkrótce się to zmieni!
Trochę ciężko mi było opisać scenę ucieczki przed wilkami, ale myślę że jakoś to wyszło 😊😊
Jak już mówiłam, jutro wieczorem wyjeżdżam na Węgry. W związku z tym kolejny rozdział pojawi się dopiero po moim powrocie (czyli za dziesięć dni). Mam nadzieję, że wytrzymacie tyle 😉
Do napisania!
Edit: Pewnie wielu z was już o tym słyszało. Mianowicie chodzi tu o stronę truyenfun. Kopiuje ona opowiadania z Wattpada. Pod żadnym pozorem nie wchódźcie na nią, bo możecie złapać wirusy. Ogłaszam również, że Opowieści z Narnii part. 1 publikuję tylko i wyłącznie na Wattpadzie pod nickiem Alvaris_Black. Tak samo z każdą częścią Mojej historii w Hogwarcie. Jeżeli zobaczycie gdzieś te opowiadania, nie dajcie się zwieść.
To tyle, koniec uwagi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro