Hermiona i ona
Srebrny księżyc zaglądał w spowite mrokiem okna Hogwartu. Korytarze najwyższego piętra północnej ściany starego zamczyska stały puste i spokojne, bo nie tylko nocą, ale i w dzień nikt właściwie nie miał przyczyny, by tu się wspinać i przemierzać puste sale.
Dlatego tylko blask księżycowy odwiedzał mroczne zaułki, wydobywając z ciemności liczne niezwykłe ozdoby i ponure symbole, i znacząc srebrnymi plamami mozaiki na podłogach.
Gdyby jakiś niesforny uczeń jednak złamał zakazy i jakimś nieprawdopodobnym zrządzeniem losu zawędrował aż tutaj - chyba tylko żeby spędzić noc na samotnych rozmyślaniach - mógłby, ukrywszy się pierwej pomiędzy starymi biurkami, których cała piramida piętrzyła się w kącie korytarza, zobaczyć zadziwiającą scenę.
Dziewczyna nadeszła od strony schodów, niepewnie stawiając drobne kroki. Kiedy przechodziła obok okien, księżyc rozświetlił jej rozpuszczone loki i delikatną buzię. Gdyby - co wszak niemożliwe - jakiś uczeń naprawdę skrył się wśród stosu mebli w kącie, mógłby teraz rozpoznać ją bez problemu: była to Hermiona Granger, szkolna prymuska i przyjaciółka tego słynnego Harry'ego Pottera.
Hermiona wyszła na środek korytarza, przystanęła, ściskając w garści poły czarnej peleryny. Przystanęła pośrodku kolejnej z plam księżycowego blasku i rozejrzała się niepewnie. Nie tak, jakby poszukiwała intruza. Raczej tak, jakby oczekiwała na spotkanie.
I rzeczywiście, z naprzeciwka nadeszła druga dziewczyna, podobnie okryta peleryną. Jej głowę osłaniał kaptur, kryjąc twarz w głębokich cieniach. Hermiona jednak najwyraźniej wiedziała, kogo się spodziewać, bo uśmiechnęła się i postąpiła kilka kroków. Spotkały się w cieniu pomiędzy plamami srebrnego blasku, podobne w ruchach i gestach, jakby były siostrami.
- Więc jesteś. - Hermiona z uśmiechem wyciągnęła rękę, by pogładzić policzek nowoprzybyłej. - Nie trzeba było się umawiać, wystarczyło pomyśleć że chcę...
- Pewnie że jestem - odrzekła ta druga pewniejszym głosem. Ona nie traciła czasu. Przyciągnęła głowę Hermiony i zachłannie wpiła się w jej usta.
Scena znieruchomiała, jakby obie zamieniły się w posągi, ale po chwili nieznaczne ruchy już zdradzały tętniące w nich życie. Coraz prędsze, coraz gwałtowniejsze. Dziewczyny zakręciły się jak w tańcu, pośpiesznie pozbywając się odzienia. Poleciały na podłogę peleryny, za nimi podążyły sweterki, spodnie i bielizna. Wciąż nie chcąc się od siebie oderwać, obie przesunęły się znowu w plamę światła, by legnąć ja jednej z peleryn.
Gdyby ktoś je obserwował - ale to przecież niemożliwe - z trudem powstrzymałby okrzyk zaskoczenia. Bo drugą z panien też była Hermiona Granger, szkolna prymuska i przyjaciółka tego słynnego Harry'ego Pottera.
Spięte w miłosnych zapasach, nie zważały już na nic. Zaciszny dotąd korytarz rozbrzmiał przyspieszonymi oddechami, stęknięciami i urywanymi jękami.
- Ostrożnie - wyszeptała nagle druga Hermiona, ta która przybyła później. Przytrzymała dłoń pierwszej, błądzącą po jej piersiach. - Zahaczył się łańcuszek.
Z gardłowym chichotem jej kochanka znieruchomiałą na chwilę, zgodnie pomagając wyplątać ozdobę.
- No, gdyby łańcuszek zmieniacza się urwał... - zaśmiała się, kręcąc głową.
- Tak, byłybyśmy dwie już na dobre.
- Bliźniaczki Granger, co? - pierwsza Hermiona chwyciła drugą i przyciągnęła ku sobie. Maleńka klepsydra, zwisająca ze srebrnego łańcuszka kochanki, łaskotała jej żebra.
Księżyc przesuwał się leniwie, zabierając swe światło z miejsca, gdzie oddawały się miłości, zupełnie jakby się zawstydził.
***
- No i nie rzuciłyśmy się na siebie ze śmiercią w oczach! - druga Hermiona uśmiechnęła się, wodząc leniwie opuszkiem palca wokół sutka rozmówczyni.
- Tak. Rzuciłyśmy się na siebie z zupełnie czymś innym w oczach. - Zadowolona pierwsza Hermiona sięgnęła po leżącą obok drugą pelerynę, by mogły przykryć się obie. Spoconym ciałom szybko robiło się chłodno.
- Tak, myślę że profesor McGonagal trochę przesadzała z ostrzeżeniami.
- Mówiła to, bo sama wiedziała, do czego prowadzi posiadanie zmieniacza czasu. Zresztą, pamiętasz jak...
- Tak, wiem.
Obie przypomniały sobie rozmarzony uśmiech, z jakim nauczycielka trzymała w dłoniach srebrzyste cacko. I obie nagle pomyślały o tym samym - że Hermiona wcale nie była pierwszą, która w ten sposób użyła zmieniacza czasu.
- Sądzę, że ona właśnie dlatego mówiła te wszystkie straszne rzeczy. Żeby nie przyszło mi... nam do głowy jego użycie zgodne z przeznaczeniem.
- Zgodne z przeznaczeniem? - pierwsza Hermiona uniosła brwi, wpatrując się w drugą siebie. Jej rozmówczyni nabrała powietrza, by coś odpowiedzieć, ale zmieniła zdanie.
- Sprawdź sama. „Intymne przypadki czarodziejów i istot nadprzyrodzonych" Belladonny Sybian. W rozdziale o Kleopatrze.
- Ale to jest zamknięty księgozbiór... - zaprotestowała pierwsza Hermiona, ale ucichła pod ironicznym spojrzeniem rozmówczyni. - Hm... no tak. Zajrzę przy okazji.
- Pora się zbierać, muszę jeszcze zdążyć na zajęcia. - Druga Hermiona dała jej klapsa w udo zaraz pocałowała ją w policzek. Mruknęła z zadowoleniem i ponowiła całusa, tym razem składając go bliżej ucha, potem trzeci raz, w zagłębieniu szyi. Usta pierwszej Hermiony rozchyliły się, obróciła głowę, by oddać pocałunek.
- Jak tak dalej pójdzie, to padniemy trupem ze zmęczenia na zajęciach - zamruczała druga, cofając głowę.
- Tak. - Pierwsza Hermiona usiadła, chwyciła porzucone majtki. - Moje czy twoje?
- Nie wiem. Wszystko jedno! Moje są chyba te w kratkę. - Szybkimi ruchami druga zbierała swą garderobę. Sięgnęła też po wzmiankowane figi, pośpiesznie w nie wskakując.
- Zaraz. Powinniśmy mieć te same! Czemu zmieniałaś majtki?
- Zobaczysz. - Druga Hermiona uśmiechnęła się tajemniczo, szybko zakładając ubrania. - Aha, i nie zapomnij, jutro koło południa, w sali naprzeciw szklanego gargulca! - zawołała, biegnąc już ku schodom.
- Ale powiedz mi chociaż, co tam będzie!
- Ciszej! - druga Hermiona odwróciła się, a widząc zaintrygowaną twarz swej rozmówczyni, błysnęła uśmiechem i podniosła brwi.
- Umówiłam nas na trójkącik z Malfoyem, oczywiście!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro