Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Uwalniacz śmiechu."


Hermiona szybko przywykła do nowego planu dnia. Wstawała wcześnie i dbała o pierwszaków, by jedli śniadania, by nikt im nie dokuczał, by nie zgubili się w Hogwarcie. W dodatku nauczyciele nie odpuszczali nawet na początku. Jednym słowem miała ręce pełne roboty. Mimo, że nie było to dla niej wielki problem, bardzo się ucieszyła, gdy w piątek wieczorem usiadła wraz z Harrym przy kominku w Pokoju Wspólnym. Wypatrywała Freda, ale nie mogła go nigdzie znaleźć. Przez cały tydzień nie spotkała się z nim, nawet nie zamieniła słowa.

-Co jest?-Zapytał Harry. Wyraźnie widział, że coś się dzieje.

-Nie spotkałeś dziś Freda?

-Aaa, więc o to chodzi. Nie, nie widziałam go.

-Przez cały tydzień z nim nie rozmawiałam. Miałam nadzieję spotkać go tu.-Dosiadł się do nich Ron i zaczął dyskutować z Potterem o szachach dla czarodziejów. Granger już ich nie słuchała. Wzrok miała wlepiony w drzwi wejściowe i nagle go ujrzała. Krawat miał poluzowany, włosy rozczochrane, ręce w kieszeni i uśmiech na twarzy. Był z Georgem i Lee. Natychmiast podbiegła do nich.

-Cześć.-Powiedziała rozpromieniona. Jednak Fred zrobił się blady. George odpowiedział jej uśmiechem, ale Jordan patrzył na nią zdziwiony. Nie zrozumiała tego.

-Przejdziemy się?-Zwróciła się do Freda. Lee parsknął śmiechem. Wszyscy patrzyli na tę scenę.

Fred?- Do Granger nadal nie docierało, że Weasley nie powiedział nikomu, że są razem. Złapał Hermionę za łokieć i wyprowadził z Pokoju Wspólnego.

-Fred, o co chodzi?-Spytała poirytowana.

-Hermiono....widzisz...bo...ja...-Zaczął się jąkać i miał nadzieję, że zrozumie to, co on chce jej przekazać, bez wypowiadania tego na głos.

-Fred!-Hermiona się wkurzyła.

-Nie powiedziałam nikomu, że jesteśmy razem.-Wydukał na jednym wdechu. Granger zrobiło się przykro, ale robiła dobrą miną do złej gry.

-To teraz im powiedz.-Tego się nie spodziewał.

-Mam tam wejść i powiedzieć "cześć, to moja dziewczyna"?

-Byłaby naprawdę super.-Weasley widząc, że dziewczyna nie żartuje, postanowił to wszystko obrócić w żart i spróbować ją udobruchać.

-Przecież wiesz, że każdy by mi ciebie zazdrościł. Nie mogę sam siebie skazać na gniew wszystkich Gryfonów.-Nie podziałało.

-Wstydzisz się mnie.-Oznajmiła.

-Nie! Oczywiście, że nie!

-Ja nie pytam. Ja stwierdzam fakty.-Odwróciła wzrok.

-Hermiono...-Ujął jej podbródek. Próbowała się wyrwać, ale jego dotyk działał na nią kojąco.-Ja..ja nie wiedziałem, jak im to powiedzieć. Poza tym nikt mnie o to nie pytał. Proszę cię, nie kłóćmy się o takie bzdury.-Dla Gryfonki to nie były bzdury, ale, jak mogła dłużej gniewać się na swojego chłopaka?

-Co teraz zrobimy?- Fred wiedział, że rzeczywiście trochę wstydził się przyznać, że chodzi z Hermioną, ale postanowił to zmienić. Ujął jej rękę.

-Wejdziemy tam.-Głową wskazał Pokój Wspólny.

Jakież było zdziwienie, gdy największa prymuska wchodzi wraz z największym łobuziakiem. W dodatku uśmiechają się od ucha do ucha i trzymają się za ręce. Cały Gryfindor przeżył szok. Fred co prawda miał sztuczny uśmiech. Wcale nie miał ochoty paradować przed wszystkimi w towarzystwie Hermiony. Czuł się speszony, ale skoro jej tak na tym zależało...

Usiedli przy kominku i zaczęli rozmawiać o minionym tygodniu. Fred odpowiadał półsłówkami. Nagle oznajmił, że ma coś dla Gryfonki i szybko po tej pójdzie. Granger bardzo się ucieszyła. Liczyla na jakiś prezent, ale to co przyniósł Weasley zasmuciło ją.

-Trzymaj.-Wręczył jej pergamin.- Muszę napisać na poniedziałek esej dla Snape. Temat masz tutaj.-Wskazał palcem.- Tobie to zajmie najwyżej trzy godzinki, a ja nad tym bym siedział cały weekend.

Miała wielką ochotę, by rzucić w niego tym, ale się powstrzymała.

-Okej.-Uśmiechnęła się, ale w oczach miała łzy, nie poznawała własnego Freda. Liczyła, że to przejściowy okres, ale nic nie wskazywało na to, że coś miało się zmienić. Czas w Hogwarcie uciekał, a Hermiona ostro pracowała. Nie dość, że musiała odrabiać swoje prace domowe, to jeszcze pomagać Harremu, Ronowi, Ginny, Lavender, Angelinie i Fredowi, który wszystko przynosił podwójnie, albo nawet potrójnie! Do tego wszystkiego nie mogła zapomnieć, że jest prefektem. Prawie co dzień była w skrzydle szpitalnym, z którymś z uczniów. Oczywiście zdawała sobie sprawę czyja jest to sprawka, ale nie umiała powiedzieć tego na głos, również inni uczniowie nie mówili, dlaczego na ich ciele pojawia się wysypka, rośnie im nos i inne jeszcze gorsze rzeczy.

Jednak nie to ją najbardziej martwiło, a to, że Fred unikał jej. Niechętnie z nią rozmawiał. Nigdzie razem nie byli. Raz, tylko raz udało się Hermionie zaciągnąć go na błonia, na godzinny spacer.

Gdy była w fatalnym stanie fizycznym (spała około pięciu godzin dziennie) i psychicznym spotkała Bena.

-Cześć! Słyszałaś, że ma być konkurs z transmutacji? Zgłosiłaś się? Ja już tak! A napisał już esej z... Ej, Hermiono, co się dzieje?- Usiadł przy niej na pustym korytarzu.

-Nie mam siły. Jesteśmy tu dopiero miesiąc, a ja się czuję, jakbym była tu całość wieczność bez chwili odpoczynku.- Zwierzyła się Benowi ze swoich problemów i ten zaproponował pomoc, ale odmówiła, zapewniła, że sobie poradzi, że to przejściowy okres, ale Rewson wiedział, że musi baczniej przyglądać się przyjaciółce.

W połowie października Fred i George wbiegli do pokoju wspólnego z nowym specyfikiem. Tym razem nie szukali chętnego do eksperymentu, tylko sprzedawali jakiś "eliksir". Hermiona nie wytrzymała. Była to środa, a na czwartek musiała napisać jeszcze trzy eseje! W dodatku nieswoje! Nie miała czasu na siedzenie w skrzydle szpitalnym! Podeszła do Freda.

-Co ty wyprawiasz?!

-Ale o co ci chodzi?- Był zimny i obojętny. Już nie widziała w jego oczach tańczących iskierek dobra.

-Jak to o co?! Przez cały czas zatruwacie innych! Dotychczas przymrużałam na to oko, ale już nie mogę! Koniec, rozumiesz?! Piszę dla ciebie esej, jak mam go skończyć, kiedy będę znowu siedzieć w skrzydle szpitalnym!?

-Uspokój się! Nie zachowuj się, jak wariatka!

-Ja mam się uspokoić?!- Była zaskoczona jego zachowaniem i jego postawą. Kiedyś emanowało od niego dobro, życzliwość, może nawet miłość, ale teraz widziała tylko zło.- Nie mogę tego tak zostawić, rozumiesz?! Muszę iść do dyrektora! Muszę donieść na mojego chłopaka!

-Ty do reszty ogłupiałaś! Nigdzie nie pójdziesz!-Nie poznawała go.

-To nie rób tego. Nie rób tego dla mnie.-Błagała.

-Wiedziałaś jaki jestem.- Odwrócił się od niej i zaczął sprzedawać, jaki głosił napis "Uwalniacz śmiechu".

Miała tego dość, czuła się upokorzona i wykorzystana. Po kwadransie pierwszy uczeń musiał zostać przeniesiony do pani Pomfrey. Oczywiście to Hermiona musiała się nim zająć, bo Ron siedział z Lavender. Nie zależało już jej na niczym, usiadła przy kominku w Pokoju Wspólnym, choć doskonale wiedziała, że powinna być z tym biednym dzieckiem. Nie zdążyła się nad sobie użalać, przyszła po nią Dolores Ummmbridge.        

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro