Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 8


Dziewczyna leżała na ziemi wygięta w łuk, krzyczała z wszechogarniającego ją bólu, czuła jakby każdy jej mięsień zmieniał pozycję. Pot lał się z niej strumieniami, nie mogła nad tym zapanować. Mrugała gwałtownie, aby pozbyć się łez zalegających w jej oczach. Zerknęła na swoje dwie wykrzywione dłonie, wcześniej niewidoczne żyły były teraz wypukłe i czarne. Widok tak ją przeraził, że zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, nie wiedziała, czy wrzeszczała z bólu, czy strachu. Poczuła, jakby wszystkie kości pękały, a kręgosłup ruszał się pod skórą. Jej piękne, zdrowe paznokcie powoli zmieniały kolor na czarny, nie wiedziała, co się dzieje, chciała stamtąd uciec, ale nie mogła się ruszyć. Paraliż, zamiast ustępować, tylko się nasilał, a ciało poruszało się samowolnie z każdym napadem ostrego bólu.

W momencie usłyszała, jak ktoś naciska na klamkę, otwierając drzwi i szybko zbiega po schodach w dół. Przez załzawione oczy ujrzała spanikowane spojrzenie Nate. Chłopak zaklął pod nosem, podbiegł do białej ściany wyłożonej deskami i nacisnął jedną z nich. Otworzyła się z charakterystycznym pyknięciem, ukazując skrytkę. Włożył do niej dłoń i wyjął okropnie głośny, metaliczny dźwięk.

Ręce Kayleen automatycznie przesunęły się na uszy, chroniąc bębenki przed uszkodzeniem. Nate podbiegł do niej, trzymając w dłoni łańcuch zakończony kajdankami. Jedną część przypiął do jej dłoni, drugą do nóg, a końcówkę niedługiego metalowego sznura do wystającego z ziemi srebrnego kółka. Dlaczego ją przypinał? Co właśnie się jej działo? Dlaczego usłyszał ją z piwnicy? Miała tyle pytań, ale z jej gardła zamiast słów wydobywał się jedynie jęk bólu połączony ze szlochem.

-Nie opieraj się, a ból szybko minie -powiedział Nate, cofając się krok w tył.

-Co tu się dzie... -Do pomieszczenia wbiegł, kulejąc Henry, a zaraz za nim Jasmine z jego laską.

Przekrzykiwali się nawzajem, próbując jej pomóc. "Nie bój się", "to normalne", "kochanie po wszystkim będzie lepiej". Nie wiedziała, kogo ma słuchać, zdania zaczęły jej się mieszać, tworząc kompletnie bezsensowne wypowiedzi, dodatkowo głosy wciąż nie dawały jej spokoju. Kolejna fala zimnego potu oblała jej kark, a oczy nieprzyjemnie pulsowały. Następny napad przebiegł znacznie bardziej boleśnie, usłyszała, jak przeskoczyło jej coś w kręgosłupie, a łuk jej ciała wygiął się w drugą stronę, wydając przy tym dźwięk łamanych kości. Wrzasnęła przeraźliwie, próbując wrócić do poprzedniej pozycji.

-Wyjdźcie!

Chłopak, aż warknął na parę dyrekcji, a oni bez słowa sprzeciwu opuściła piwnicę. Gdy tylko zostali sami Nate podbiegł do niej klękając na jedno kolano i rozplątał łańcuch.

-Hej, hej. Patrz na mnie! Słyszysz!? Patrz! -Pochwycił jej twarz w dłonie, kciukami ocierając łzy spływające po policzkach. -Wszystko będzie dobrze, nie opieraj się. Im mniej się będziesz przeciwstawiać, tym szybciej dowiesz się, co się dzieje. Kay poddaj się temu.

Pierwsza myśl, jaka przeszła jej po głowie, to fakt, że nigdy wcześniej nie nazwał jej zdrobniale. Czuła powolne bicie serca i spokojne tętno, które zdecydowanie nie należało do niej. Jak mógł być wyluzowany w takiej sytuacji.

Miała wrażenie, że po jej ciele jeździ kilkutonowy walec. Paznokcie zaczęły się wydłużać i twardnieć, a kręgosłup pozostał w nienaturalnym kształcie. Coraz wyraźniej zaczynała słyszeć otaczające ją dźwięki, auta przejeżdżające przez szosę, dzięcioł albo inny ptak stukający dziobem w korę drzewa, kot miauczący gdzieś w środku lasu. Instynktownie dotknęła swoich uszu, ku jej zdziwieniu były puszyste i szpiczaste. Spanikowała jeszcze bardziej, oddech jej przyspieszył, głośno wdychała i wypuszczała powietrze z płuc.

Uspokój się, powtarzała sobie w głowie jak mantrę. Wtedy paraliż ustąpił, wszystkie blokady puściły. Oddała się w ręce niekontrolowanego cierpienia. Głowa zaczęła zmieniać kształt jakby była z plasteliny, ręce powoli pokrywały się futrem, a jej ubranie pękało w szwach. Bluza, którą miała ubraną, rozdzieliła się na plecach na dwie równe części, by chwilę później rozerwać się na strzępy. Z każdą sekundą sierści przybierało, robiła się coraz dłuższa i grubsza. Gdy ból ustał czuła, że stoi stabilnie, ale niżej niż zwykle, bliżej podłogi na czterech nogach, a raczej łapach.

Chłopak patrzył się na nią wielkimi oczami, stał przed nim sporej wielkości biały wilk polarny. Przez co najmniej kilka sekund nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Cisza z jego strony nie wzbudzała zaufania, przez co skuliła uszy i zaczęła się cofać na tyle na ile pozwolił jej łańcuch przypięty do kończyn. Im bardziej czuła, że jej ruchy są skrępowane, tym bardziej chciała się uwolnić. Szarpała stalową liną, skakała w tył, lecz kajdanki się nie luzowały, a coraz bardziej zaciskały. Oparła się na tylnych łapach i ciągnęła przednie do siebie, zamiast wolności, nabawiła się drobnego otarcia przez przykotwiczone metalowe obroże.

-Spokojnie, nie szarp się, bo zrobisz sobie krzywdę. To zupełnie normalne, nie masz się czego bać.

Nie wierzyła mu, była przerażona, chciała uciec jak najdalej.

-Nie jesteś w tym sama, rozumiem, co czujesz.

Jak mógł to rozumieć. Była cholernym wilkiem. Potworem.

-Czy jak ci udowodnię, że wiem, o czym mówię, to przestaniesz się szarpać?

Skinęła głową i zniknął za szklanymi drzwiami garażu, chowając się za dużym terenowym jeepem. Chwilę później usłyszała szelest rozpinanego rozporka u spodni. Czekała, nie wiedząc na co. Nie szarpała się, ale w głowie dalej układała plan ucieczki. Rozglądnęła się ponownie po piwnicy, szukając jakiegokolwiek sposobu na bezszelestną ewakuację. Z rozmyślań wyrwało ją ciche warczenie, gwałtownie obróciła głowę w stronę źródła tego odgłosu. Zza samochodu zaczęło wychodzić czarne zwierzę, była pewna, że gdzieś je już widziała, chciała mu się przyjrzeć, ale instynkt był mocniejszy.

Atak paniki, który udało jej się przed chwilą opanować, powrócił ze zdwojoną siłą. Czuła ogromne zagrożenie w wilku stojącym przed nią, gdyby nie krępujące ruchy kajdanki uciekłaby jak najdalej od tej istoty. Jego władcza postawa była przytłaczająca, a potęga, jaka od niego biła, powodowała u niej ciarki. Stojąc przed nią, patrzył się prosto w oczy, wtedy dotarło do niej, że to wilk z lasu, który uratował jej życie. Teraz mogła z bliska podziwiać jego ogromne kły i przeszywająco niebieskie oczy na, co nie miała czasu podczas pierwszego spotkania. Z ciekawości rozchyliła pysk i przejechała językiem po swoich zębach, były ostre i szpiczaste.

-Tak, masz kły. -Usłyszała głos w swojej głowie i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. -Ja to powiedziałem, w wilczej postaci możemy porozumiewać się telepatycznie, też tak potrafisz, spróbuj. Pomyśl, o czym chciałabyś mi powiedzieć.

-Co bym ci chciała powiedzieć? Dobre pytanie, jesteś gburem, chamem i aroganckim człowie...

-Tak naprawdę, to nie jestem człowiekiem, słyszę każdą twoją myśl. -Przerwał jej, akcentując słowo "każdą".

-To już!? To nie tak miało wyglądać. -Zmieszana skuliła uszy i spuściła pyszczek do samej podłogi.

-Musisz się jeszcze wiele nauczyć.

Kolejny raz tego dnia zaszczycił ją irytującym śmiechem. Patrzyła się prosto w jego niebieskie oczy, zastanawiając się, czy wcześniej też słyszał, co o nim myślała, to byłoby krępujące.

-W ludzkiej formie nie słyszymy myśli innych ludzi. Dobra, wiem, że to dla ciebie nowe, ale musisz się postarać i wrócić do siebie, rozmowę dokończymy w cztery oczy -stwierdził.

-Tylko że ja nie wiem jak. Do dzisiaj nie wiedziałam w ogóle, że potrafię się przemienić w to coś.

-Nikt cię wcześniej nie uświadomił, kim jesteś? -zapytał zdziwiony.

-Nie? Jestem z normalnej rodziny. -Oburzyła się.

-Moja rodzina też jest normalna... Słuchaj uważnie, nie będę się dwa razy powtarzał. Musisz zapomnieć, że jesteś wilkiem, że tak naprawdę nie masz czterech łap, tylko dwie nogi. Jeżeli skupisz się wystarczająco mocno, pozowali ci to wrócić do swojej ludzkiej formy.

Zamknęła oczy, próbując wyprzeć z głowy myśl, że jest zwierzęciem. Chciała myśleć, że ma nogi, lecz cały czas czuła, jak pazury ślizgają się po białych płytkach. Zamknęła jeszcze mocniej powieki i przywołała w myślach historię sprzed kilkunastu lat.

Jej babka jeszcze mieszkała z nimi, bez zgody matki wzięła Kayleen w jej urodziny do parku nieopodal domu. To wtedy dostała swój czarny szkicownik, który ma aż do teraz. Stawiała wtedy pierwsze kroki w rysowaniu, czuła, jak trzyma ołówek między palcami, czuła nacisk dłoni na kartkę. Dłoni nie łap. Nie często mogła z nią rozmawiać, jedynie jak jej matki nie było w domu, a to bardzo rzadko się zdarzało. Rodzicielka starała się odbierać ją ze szkoły, gdy wracała do domu po pracy. To wspomnienie było dla niej bardzo ważne i przyczyniło się do powolnego powrotu do ludzkiej formy.

Tym razem nie bolało tak jak wcześniej, otworzyła oczy i oglądała, jak jej pazury zanikają. Kątem oka zauważyła Nate'a biegnącego za samochód. Już po minucie dziewczyna siedziała pod ścianą, obejmując rękami kolana. Patrzyła na strzępki ubrań porozrzucanych wokół niej, nie miała nic na sobie, w momencie zrobiła się czerwona jak burak, nie chciała ruszyć się z miejsca. Niedługo później zza jeepa wyłonił się Nate w samych jeansowych spodniach. Podszedł do Kay wyciągając z kieszeni niewielki metalowy kluczyk. Wzdrygnęła się, gdy poczuła dotyk jego dłoni na swojej skórze. Chłopak zwinnie uwolnił ją z kajdanek i chwycił koszulkę zawieszoną przez ramię. Chciała chwycić za obolałe nadgarstki, jednak wstyd jej to uniemożliwił.

-Spokojnie, nie patrzę, trzymaj i ubieraj. - Rzucił w jej stronę czarny T-shirt.

Kay odsunęła ciężkie łańcuchy na bok i szybkim ruchem założyła o kilka rozmiarów za dużą koszulkę, patrząc się na umięśnione plecy Nate'a. Ubrana stanęła w bosych stopach obok chłopaka, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.

-Idź przodem. -Poczuła dużą dłoń popychającą ją ku schodom. -Przebierzesz się i pogadamy u mnie.

Siedziała na wygodnym łóżku, czekając, aż królewicz Nate spręży się i wróci w końcu do pokoju. Powiedział dziewczynie, że musi szybko skoczyć po jedną rzecz i będzie z powrotem maksymalnie do dziesięciu minut, jednak do punktualnych zdecydowanie nie należał. Ustaliła z samą sobą, że wyzywanie chłopaka w myślach zostanie jej nowym hobby, była w tym coraz lepsza. Z nudów zaczęła rozglądać się po pokoju szukając, czegoś, na czym może zawiesić oko. Pomieszczenie, w którym się znajdowała, było urządzone w męskim stylu. Granatowe ściany i czarne meble sprawiały wrażenie, jakby znajdowała się w krypcie bez okien, które zresztą były zasłonięte również czarną zasłoną.

W dodatkach ograniczył się do minimum, nad biurkiem wisiał srebrny zegar, a na komodzie stała szkatułka z butelką wypełnioną do połowy ciemnobrązowym trunkiem. Skrzyneczka była drewniana wykończona bogatymi wzorami, coś w głębi jej chciało ją otworzyć, lecz gdy miała już wstawać, drzwi do pokoju uchyliły się, a do środka wszedł Nate z grubą księgą obitą czarną skórą.

-Masz. -Podał ją Kay i usiadł obok. -Tu zapisana jest cała nasza historia. Jeżeli chciałabyś coś wiedzieć, to wszystko znajdziesz właśnie tam. -Skończył, czekając, aż otworzy cegłę.

Księga przypominała bardziej gruby dziennik niżeli książkę, a wypukłość na środku miała ten sam wzór, co tatuaż na jej nadgarstku. Otwierając pierwszą stronę, mogła zauważyć, że księga zdecydowanie nie należała do najnowszych. Strony były pożółkłe i szorstkie z miejscowymi zabrudzeniami. Nie miała strony tytułowej, a jedynie geometryczny symbol głowy wilka. Chwyciła za drugą stronę, licząc, że w końcu znajdzie tu słowa i się nie myliła. Oglądając obrazy wraz z opisami plemion, czuła jakby była częścią jednego z nich. Przewracając kolejne kartki Nate w końcu przerwał ciszę.

-Każdy z nas bardzo dobrze zna tę historię, ale dopiero po przemianie zaczyna ją w pełni rozumieć. Wedle naszej tradycji zbieramy nowych w pokoju rady i opowiadamy ją kolejny raz tak, aby młodzi czuli się w pełni członkami watahy, jednak zdecydowałem, że w okolicznościach, jakich się znajdujemy, nie mamy czasu na cyrki związane z zebraniem się wszystkich, więc opowiem ci ją teraz. Nikogo do tej pory nie dotyczyła tak bardzo jak ciebie, także słuchaj uważnie.

Nate zrobił chwilę przerwy, żeby wygodnie usadowić się na materacu. W tym czasie Kay zauważyła, że jego oczy się zmieniły. Nie widziała w nich pogardy ani irytującego wzroku, którym ją często zaszczycał. Były pełne powagi, wpatrywały się w nią przeszywająco. Postawa zmieniła się tak samo mocno jak jego oczy, siedział sztywno, jakby się czymś stresował. Odkaszlnął i zaczął mówić.

-Wilki, powtarzam wilki, nie wilkołaki. -Zanim zdążyła zadać pytanie, uprzedził ją odpowiedzią. -Wilkołaki to chwyt marketingowy dla głupich nastolatków myślących, że coś wiedzą o nas, ale mniejsza z tym. Dzielimy się na dwie rasy pierwotne, wyróżnia nas kolor sierści. Jedna z nich to szare wilki, a druga, to wilki polarne takie jak ty. Nie od zawsze prowadziliśmy wojnę, Na samym początku żyliśmy w zgodzie. Znaczy, każda z ras miała swoje terytorium, ale nie występowały między nami konflikty. Sytuacja zmieniła się, gdy do władzy dostał się Cedric. Jako pierwszy zabił jednego z białych, narażając tym zawarty pakt pokojowy na unieważnienie. Miało się to już więcej nie powtórzyć, jednak z każdym kolejnym zabójstwem czuł się młodszy, silniejszy. Zaczął poszukiwać informacji, w jaki sposób zwiększyć jeszcze bardziej swoją potęgę. Odkrył jedną z jaskiń prehistorycznych ludzi z malunkami na ścianie przedstawiającymi jak uzyskać nieśmiertelność. Rysunki wskazywały, że im więcej białych zabije dany wilk, tym staje się potężniejszy, a zabicie ostatniego z rodu sprawia, że będzie żył wiecznie. Wyznacznikiem mocy szarych był ich kolor futra, im jaśniejsze było, tym wilk był silniejszy, lecz nigdy nie mogło stać się w pełni białe. Wtedy zaczęły się masowe polowania na rasę białych, która swoją moc czerpała z liczebności watahy. Każdy zabity osłabiał ich i ciągnął w stronę destrukcji. Biali podzielili się w mniejsze watahy, lecz alfa nadal była tylko jedna. Uciekali, chowali się latami, żeby szarzy nie zdobyli władzy absolutnej. Nic to nie dało i po czasie została ostatnia wataha polarnych. Legenda głosi, iż wiedzieli, że nie są w stanie pokonać szarych, obmyślili więc sposób, aby ukryć swoje wilcze moce. Nie mieli czasu, desperacko testowali na swoich. Nie wszystkie wilki przeżyły. Ostatecznie test pozytywnie przeszły tylko dwa wilki. Alfa i jego partnerka. Po stłumieniu mocy ukryli się małej mieścinie na drugim krańcu kontynentu. Daleko od wilczej skały, tą, pod którą cię znalazłem. Dodatkowo oddalenie się od niej wzmocniło efekt uśpienia ich mocy. Do dzisiaj wszyscy myśleli, że umarli zabierając do grobu ostatnią możliwość na uzyskanie nieśmiertelności. Przybywając tu, skała obudziła twoje prawdziwe geny. Cedric musiał to wyczuć już wcześniej, dlatego próbował cię zabić w bibliotece.

-Cedric? Ten Cedric? -Przerwała chłopakowi.

-Tak. Żyjemy znacznie dłużej od ludzi, a Cedric zabił wystarczająco dużo białych, że żyje do dzisiaj, czerpiąc z nich moc i nie spocznie, póki nie zabije też ciebie.

-Jak mógł mnie wyczuć, przecież dopiero dzisiaj się przemieniłam.

-Kilkoro z nas podejrzewało, że możesz być jedną z nas, ale nikt nie wyczuwał, z jakiej watahy jesteś, twój zapach był inny... Taki słodki. Cedric ma wyjątkowo wyczulony węch, jeżeli cię podejrzewał, wyczułby cię z kilkunastu kilometrów.

-Oh... Jeszcze jedno mnie zastanawia, dlaczego jesteś czarny? I jak tak naprawdę znalazłeś się tamtego dnia w bibliotece i w sumie w lesie też.

-Czarny? Przecież jak widzisz, jestem biały, zupełnie tak jak ty -zażartował, lekko rozluźniając sytuację.

-Jeju o sierść mi chodziło. -Wywróciła oczami z zakłopotania.

-Przytoczę ci kolejny fragment legendy, tym razem nieco krótszy. Doszło do momentu, gdy wśród szarych powstał bunt, nie wszystkie wilki chciały mordować białych, uznawały to za barbarzyństwo, odłączyły się od stada i zaczęły mutować, żeby nie być z nimi powiązani. Środowisko naturalne pomogło im w odróżnieniu się od szarych. Najszybciej zmutowali ci, co wyjechali na Alaskę, Syberię i podobne zimne kierunki. Kolor włosów przy urodzeniu zaczął decydować o kolorze sierści po przemianie, jednak oczy pozostały bez zmian u wszystkich wilków nowego gatunku. Nie zmieniały się i w wilczej postaci pozostawały tego samego koloru, a jak się przy tobie znalazłem? Obserwowałem cię. -Spuścił delikatnie głowę i pochylił się w jej stronę.

-Śledziłeś mnie?!

-Nie śledziłem, obserwowałem. Twój zapach przyciągał mnie do ciebie. Byłem ciekaw, dlaczego. Jak znalazłem cię w lesie, byłem w trakcie obchodu, gdy nie poczułem zapachu w twoim pokoju, zacząłem cię szukać, podobnie było z biblioteką. Powinnaś dziękować mi, że zdecydowałem się akurat wtedy na nocne obchody. -Wzruszył ramionami.

-Ty w nocy nie śpisz?

-Śpię, ale znacznie mniej niż standardowy człowiek. Wystarczy mi kilka godzin snu co kilka dni. Przed przemianą mogłem spać godzinami, jednak później wszystko się zmienia.

-Ja też nie będę spała? Zawsze lubiłam spać. -Popatrzyła się na niego z miną zranionego szczeniaka.

-Nikt ci nie karze nie spać, po prostu nie będziesz odczuwała takiej potrzeby -zaśmiał się.

-Czyli mam rozumieć, że jestem wilkiem, którego każdy będzie chciał zabić w szczególności ten cały Cedric i nie mogę spać?

-Mniej więcej. Witaj w moim świecie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro