ROZDZIAŁ 24
Wszyscy wokoło, na rozkaz Alfy zaczęli się przemieniać. Kayleen spojrzała w dół i westchnęła. Żałowała, że ubrała koszulkę, którą bardzo lubiła. Skończył się okres odpoczynku i musiała wrócić do treningów z Nate'em. Po chwili dołączyła do reszty, jednak podczas przemiany, doświadczyła czegoś nowego. Po całym jej ciele przeszedł nieprzyjemny prąd, a kończyny na moment zdrętwiały. Uznała, że jest przemęczona po treningu i to zignorowała. Zrobiła krok w stronę Nate'a, a nogi odpowiedziały bólem. Zupełnie, jakby uderzyła się małym palcem w kant mebla.
Jej ciało nie zachowywało się normalnie. Wykonała pierwsze, niezbyt męczące polecenie chłopaka, a czuła się, jakby przebiegła kilkudziesięciokilometrowy maraton. Ledwo umiała złapać powietrze, w głowie jej się kręciło i miała mroczki przed oczami. Nie dawała za wygraną, przerabiając kolejne ćwiczenia. Starała się kontrolować wilczą formę, lecz z każdą minutą było coraz gorzej.
Kolejne zadanie pozbawiło ją reszty sił, zaczęła się trząść z wyczerpania. Łapy się pod nią ugięły i usiadła na ziemi, próbując odzyskać władzę w nogach. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie reszta watahy, która stała niewzruszona zupełnie, jakby trening nie wywołał w nich żadnego zmęczenia.
W momencie straciła czucie w ogonie, a gardło zaczęło palić ją żywym ogniem. Zaczęła się dusić, a wilki znajdujące się na placu, ruszyły biegiem w jej stronę. Czuła, jakby połknęła duży przedmiot, a on utknął w przełyku. Charczała, próbując się go pozbyć, ale jedynym, co wypluła byka krew. Była przerażona, chciała uciec od czerwonej plamy, jednak łapy były przy kotwiczone do ziemi niewidzialnym łańcuchem.
Kolejna fala dreszczy doprowadziła do ślinotoku, by chwilę później z jej pyska wydobywała się piana. Walczyła o każdy haust powietrza, przez co nie docierało do niej, co wrzeszczał w tłumie Nate. Po ułamku sekundy została, niesiona przez Gabriell'a i Nate'a do wnętrza rezydencji. Nie czuła ich dotyku.
-Wracaj do siebie! -krzyknął Gabriell.
Cały czas tego próbowała, ale coś ją blokowało. Gdy była bliska powrotu, jej ciało ogarniały dreszcze wraz z krwistymi torsjami. Błagała siebie, aby to się skończyło. Hayden, jak tylko wrócił do ludzkiej postaci, dołączył do ojca. Próbowali wielu sposobów wywołania przemiany, żaden jednak nie był skuteczny. Nate tracił powoli nadzieję, gdy nagle go olśniło i wybiegł z domu jak poparzony. Po chwili wrócił ze strzykawką w dłoni i bez konsultacji z Gabriell'em i Hayden'em wbił ją w szyję dziewczyny, wstrzykując do środka zieloną zawartość.
Dreszcze ustały momentalnie, wraz z przemianą, powoli odzyskiwała władzę w kończynach. Hayden ściągnął bluzę i zakrył dziewczynę, która dotknęła słabą ręką twarzy, ocierając ją z krwi. Była w szoku i pozwoliła, by emocje nad nią zapanowały. Leżała na podłodze, przycisnęła dłoń do ust, a z jej oczu poleciały łzy. Spojrzała na Nate'a załzawionymi oczami. Na jego twarzy gościła wściekłość, usta miał zaciśnięte, a dłonie zaciśnięte w pięści. Gdy zmierzył Kayleen wzrokiem, wybuchł niczym wulkan. Przeszedł obok niej ciężkim krokiem i wyszedł z domu. Trzasnął mocno za sobą drzwiami tak, że dziewczyna poczuła na podłodze mocne wibracje.
*Rezydencja Cedrica*
Corvetta gwałtownie zahamowała na podjeździe, a z jej wnętrza niemal wybiegł wściekły Nate. Wszedł do środka, otwierając szeroko drzwi, które ku jego zdziwieniu były otwarte, zupełnie jakby na niego czekali. Pociągnął nosem i ruszył przed siebie wąskim korytarzem. Wyczuwając zapach niechcianego gościa, dwóch szarych wyszło mu na spotkanie. Widząc jednak złość, jaka od niego emanowała, zeszli mu z drogi. Nawet na nich nie spojrzał, parł przed siebie, jakby ich w ogóle nie było. Kopnął uchylone drzwi, a te otwarły się szeroko, odbijając się od ściany. Pod oknem tyłem do Nate'a, stał mężczyzna ubrany w czarną koszulę. Odwrócił się do chłopaka z nienaturalnym spokojem.
-Siadaj, czekałem na ciebie.
Nate zignorował Cedrica, zacisnął dłonie w pięści i robiąc kilka długich kroków, znalazł się naprzeciw mężczyzny. Chwycił go za koszule i przyciągnął do siebie, grożąc wzorkiem. W jego oczach panowała czysta furia.
-Antidotum! Teraz! -krzyknął prosto w jego twarz.
-Nie uważasz, że to niegrzeczne tak wpadać do kogoś i żądać czegoś, co do niego nie należy?
-Nie pierdol i dwaj to jebane antidotum! -Odrzucił mężczyznę w tył tak, że musiał złapać się parapetu, by nie upaść.
-Kultury, chłopcze. Była umowa. Ty pomagasz mnie, ja daję ci fiolkę. -Poprawił kołnierzyk i usiadł na dużym skórzanym krześle, zakładając nogę na nogę.
-Na nic się nie zgadzałem. Zrobimy po mojemu. TY dasz mi antidotum, a w zamian JA nie wymorduje połowy tego cholernego domu, zgoda? -zapytał ironicznie, nie mrugając przy tym ani razu.
-Nie umiesz negocjować. Siadaj. -Wskazał na krzesło po drugiej stronie biurka. -Ustalimy warunki umowy, albo nici z odtrutki.
Zacisnął mocno szczękę i ledwo powstrzymując się od zamordowania go, usiadł na wskazanym miejscu.
-Grzeczny piesek. A teraz słuchaj. Zapewne miałeś już do czynienia z kłusownikami. Ostatnimi czasy za bardzo się panoszą. Depczą nam po piętach, a nam się to nie podoba. Odkryliśmy też, że wiedzą o naszym gatunku za dużo. Stanowczo za dużo... Znaleźliśmy ich kryjówkę, przechowują w niej wszystkie zebrane dowody. Zamierzamy spalić tę ruderę ze wszystkim, co się w niej znajduje. I tu zaczyna się twoje zadanie, ty jako wilk odciągniesz Joego z dala od domu, a moi ludzie go spalą.
-Skoro twoi ludzie spalą dom to i twoi ludzie mogą odciągnąć Joego, czego tak naprawdę ode mnie chcesz?
-Nie zamierzam ryzykować życia mojej watahy, ciebie nie będzie mi żal, gdyby cię zastrzelił. -Zbyt szybko odpowiedział, pomyślał Nate.
-Sorry, ale nie kupuje tego. Jedyną osobą, na której tobie zależy, jesteś ty sam -odpowiedział ostro.
-Nie pomożesz, nie dostaniesz antidotum.
Wyciągnął fiolkę z szuflady i na jego oczach zaczął ją gnieść.
-Dobra... -powiedział cicho przez zaciśnięte zęby.
-Co? Nie słyszałem, co powiedziałeś.
-Dobra! -Niemal krzyknął.
-Czekaj na dalsze wskazówki, a teraz wyjdź, twój smród jest nie do wytrzymania.
Miał go w garści. Nie podobało mu się, że osobą, która zmusza go do posłuszeństwa był Cedric. Nienawidził go z całego serca, ale ze względu na Kayleen, musiał trzymać emocje na wodzy. Wychodząc z pomieszczenia, wyobraził sobie, jak pozbawia go życia w najokrutniejszy znany mu sposób.
*Rezydencja Państwa Eufrat*
Trucizna, jaka została podana dziewczynie, nie była śmiertelna, ale stworzyła jej małe piekło na ziemi. Zabrała jej coś, co sprawiało, że czuła się sobą, że znalazła swój kąt. Czuła się teraz niemal naga, pusta w środku. Przez samą myśl o tym, czego jej pozbawili, odczuwała niewyobrażalny ból. Zupełnie jakby czas cofnął się do momentu przyjechania do akademii. Była zwykłym człowiekiem. Nie mogła się już przemieniać. Została obdarta z futra i pozostawiona na pastwę losu. Substancja, która krążyła w jej żyłach, skutecznie zabijała gen wilka od środka. Od kilku dni przyjmowała zastrzyki Naomi, dopiero teraz wiedziała, co tak naprawdę czuła, gdy wszyscy biegali na czterech łapach, a ona była zamknięta w czterech kątach.
Tak bardzo chciała móc z powrotem doświadczać prawdziwego życia, eksplorować nieznane. Wilcze zmysły drastycznie osłabły, a stare lęki wróciły. Już tu nie pasowała, za każdym razem, gdy z kimś rozmawiała, wyczuwała litość. Jedynymi osobami, z którymi miała normalny kontakt byli Nate i Naomi. Dziewczyna wiedziała, jak rozmawiać z Kayleen, w końcu sama przez to przechodzi od dziecka. Jej przypadek nieco, się różnił, ponieważ wiedziała, kiedy może się przemieniać i na jak długo, by nie odczuwać skutków ubocznych choroby, bo tak to właśnie to nazywała. Jej przypadek był dokładnie opisany w starych księgach. Kayleen chorowała na coś zupełnie nowego, nieznanego jeszcze niezbadanego. Nie miała pojęcia, na co może sobie pozwolić, zrezygnowała więc całkowicie z transformacji.
Gdy dowiedziała się o tym, że Nate poszedł do Cedrica po antidotum, miała złe przeczucie. Z jednej strony cieszyła się, że może zostać uleczona, z drugiej zaś czuła się koszmarnie z powodu tego, że Nate da się wykorzystać. Nie powinien pomagać śmiertelnemu wrogowi tylko po to, żeby mogła z powrotem być wilkiem. Jeszcze nie dostała fiolki, a już czuła wyrzuty sumienia. Chłopak również nie chciał jej powiedzieć, w jaki sposób ma pomóc szaremu, co wywoływało w niej jeszcze większe poczucie winy.
-Ziemia do Kay.
-Wybacz, zamyśliłam się.
Nigdy nie pomyślałaby, że kilka dni może sprawić, że zbliży się do Naomi. Nigdy wcześniej nie spędziła z nią tyle czasu, co teraz. Okazała się świetnym towarzystwem do rozmów i jeszcze lepszą przyjaciółką. Gdy były w trójkę zapominała niemal o wszystkich złośliwościach losu.
-Nie bujaj w obłokach, Zoe za chwilę tu będzie.
Chwila dla Zoe trwała wieki, spóźniła się jedynie godzinę. Kayleen nie miała już tak dobrego słuchu, jak kiedyś, ale bez problemu usłyszała, jak czarnowłosa tłucze się na korytarzu za drzwiami. Klamka gwałtownie się poruszyła, lecz drzwi uchyliły się powoli od kopnięcia butem.
Widok po drugiej stronie, wywołał u pozostałych dziewczyn śmiech. Zoe stała krzywo na jednej nodze z kilkoma reklamówkami. Kolanem usiłowała zapobiec tragedii. Omal zawartość jednej z czarnych toreb nie wypadła na podłogę. Naomi pierwsza ruszyła na pomoc przyjaciółce, natomiast Kayleen w tym momencie zrobiła szybki porządek na łóżku. Zoe zabrała ze sobą chyba połowę sklepu spożywczego. Całe łóżko zasypane było chipsami, żelkami oraz różnego rodzaju ciastkami i napojami.
-Nie wiedziałam, co lubisz, więc wzięłam po jednym z każdego rodzaju. Nie myślcie, że przyniosłam ze sobą tylko słodycze. Wzięłam też kilka maseczek. Zróbmy sobie typowy babski wieczór -krzyknęła, podnosząc samotną reklamówkę leżącą u podłoża łóżka.
Na twarzy Zoe wyraźnie było widać podekscytowanie. Nie tylko Kayleen potrzebowała odpoczynku po ostatnich wydarzeniach. Na nowo mogła zakosztować zwyczajnego życia. Zero super słuchu i węchu. Przez ciągłą gonitwę za niezwykłością zapomniała, ile radości może przynieść normalność.
-Nigdy wcześniej nie byłam na babskim wieczorze. -Obie dziewczyny zerknęły po sobie, a następnie na Kay z otwartymi oczami.
-Dziewczyno, połowa życia cię ominęła w tym wariatkowie. Obiecuję ci, nadrobimy wszystkie te zaległości. Pidżama party czas zacząć, a teraz wybieraj różowa czy zielona?
Chwyciła w dłonie dwie maseczki, na co dziewczyna wskazała od razu na zieloną, nie przepadała za pstrokatymi kolorami. Otworzyła opakowanie i wyjęła ze środka wilgotną tkaninę o zapachu zielonej herbaty. Obserwowała każdy ruch przyjaciółek, traktowała to jako wizualizację sposobu użycia, gdyż próbując samodzielnie rozpakować poskładany kwadracik, omal nie rozerwała mokrego materiału. Dotychczas do pielęgnacji twarzy używała jedynie kremu, maseczki nie miała nawet w rękach.
-Co powiecie na grę jeszcze nigdy? -Kay przechyliła pytająco głowę. -Każda z nas mówi, czego nigdy nie robiła, a jeśli to robiłaś, to pijesz sok, nie kupiłam alkoholu, wybaczcie. -Zoe przeprosiła przyjaciółki oczami smutnego pieska.
-Ok, to ja zaczynam. -Zainteresowała się Kay. -Jeszcze nigdy nie paliłam papierosów. -Dziewczyny popatrzyły po sobie i wypiły łyk soku pomarańczowego. Rozlanego wcześniej przez Zoe.
-Dobra teraz ja, jeszcze nigdy się nie upiłam się do nieprzytomności. -Zoe uśmiechnęła się szyderczo, Kayleen przez krótką chwilę zastanawiała się, czy impreza, na której została otruta, się wlicza. Ostatecznie podniosła kubeczek i upiła łyk. Była jedyna, co nieco ją zszokowało.
-Jeszcze nigdy się nie całowałam -palnęła od razu Naomi i skierowała wzrok prosto w stronę dziewczyny siedzącej obok przyjaciółki z dzieciństwa.
Zrobiła to specjalnie. Niezły ruch. Zoe bez chwili zastanowienia wypiła niemal połowę zawartości kubka, natomiast Kay oblała się rumieńcem. Nie spodziewała się, że będą zadawały takie pytania. Gdyby nie czerwony wypiek na twarzy mogłaby zostawić to dla siebie, a teraz wiedziała, że nie uda jej się tego ukryć. Zerknęła na kubeczek, obijając kilka razy płynem o ścianki. Szybko wypiła resztę napoju i równie szybko odstawiła go na bok, starając nie patrzeć się w oczy towarzyszek.
-Ooo, jednak był ktoś normalny w szkole, czy to jeszcze przed wariatkowem? -Naomi się uśmiechnęła, a jej brwi powędrowały w górę.
-Nie... To było tutaj. -Była pewna, że zostanie zalana falą pytań i nie uda jej się ukryć prowodyra tej sytuacji.
-Tu!? Nie gadaj... Joshua się odważył!? Cały czas mnie o ciebie wypytywał. Chyba wpadłaś mu w oko. -Naomi puściła oczko i uśmiechnęła się szeroko.
-To nie on... Czekaj co? Josh mnie stalkuje? -Na twarzy dziewczyny zażenowanie wymieszało się ze zdziwieniem.
-A no wypytuje, odkąd go przytargałaś na plecach z lasu. Ale skoro to nie on, to kto? Parker? On się prawie do nikogo nie odzywa.
-Nie, to nie Parker.
-No to właśnie skończyły mi się opcje. Znamy go w ogóle? -zapytała Zoe, wtrącając się do rozmowy. -Albo ją? -dodała szybko, robiąc wielkie oczy.
-Tak znacie go...
-Nie mów mi, że...
-Taaak... Chodzi o twojego brata, Zoe -Poczuła, jak policzki zaczęły ją jeszcze bardziej piec.
-Cooo!? Z Nate'em!? Nie wierzę... -Jego siostra siedziała w totalnym szoku.
-Tak jakoś wyszło. -Patrząc się na dziewczynę, nie mogła odgadnąć, czy jest zła, czy zadowolona.
-Wiedziałam, że tak będzie. Przyłapałam go kiedyś, jak się na ciebie gapił w parku.
Mrugnęła do niej porozumiewawczo i roześmiała się na cały głos, rozładowując napiętą atmosferę. Resztę wieczoru rozmawiały, plotkowały i oglądały śmieszne filmiki ze zwierzętami. Spędzanie z nimi czasu było jej ulubionym zajęciem. Miała nadzieję, że będzie mogła doświadczać tego częściej. Każdy potrzebował odpoczynku od złośliwości codzienności, a nad głową Kayleen od przyjazdu tutaj wisiały czarne chmury. Gdy tylko się rozpogodziło, na nowo obrywała piorunami. Ale nawet podczas największej ulewy może pojawić się tęcza. Takie właśnie chwile były dla niej jej osobistą tęczą.
-Musimy odhaczyć jeszcze jeden punkt z naszej listy. Bitwa na poduszki! -krzyknęła Zoe.
Chwyciła za poduszkę leżącą za jej plecami i uderzyła Kay prosto w twarz. W oczach dziewczyny pojawiły się iskierki realizacji. Wzięła do rąk dużą białą poduszkę i oddała jej z całej siły w ramię, a następnie rzuciła nią w stronę Naomi. Walka pierzem obudziła w nich wszystkie instynkty. Nawet nie zauważyły, że krzyczą tak głośno, że zapewne słychać je na zewnątrz. Na moment obudziło się w nich drzemiące głęboko w środku dziecko. W tamtym momencie nie liczyło się nic prócz tego, by obłożyć przeciwniczkę toną piór. Naomi wymierzyła cios, lecz Zoe zrobiła unik i trafiła w ramę łóżka. Materiał zahaczył się o wystający, mały gwóźdź, a ze środka wyleciały białe pióra. Cała trójka skupiała swoją uwagę na walce o przetrwanie. Zabawę przerwało gwałtowne otwarcie drzwi.
-Nie możecie trochę ciszej? Usiłuje się na czymś skupić...
W jednym momencie trzy poduszki poleciały w stronę twarzy chłopaka stojącego we framudze. Na twarzy Nate'a pojawiła się irytacja, już otwierał usta, by coś powiedzieć, lecz przeszkodził mu w tym dźwięk przychodzącego smsa, zerknął na telefon. Numer był nieznany, a na ekranie wyświetliła się wiadomość "Już czas. Czekam w rezydencji".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro