Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 18


Noc była spokojna, wiatr delikatnie szumiał za oknem, a w oddali pohukiwała sowa. Idealne warunki do spania, lecz Kayleen zadręczała myśl o Nate'cie. Szukała jakichkolwiek powodów, dlaczego mógł to zrobić, jednak miała pustkę w głowie. Zastanawiała się, jak ma zachowywać się następnego dnia w jego towarzystwie, czuła się skrępowana samą myślą na ten temat.

Przekręciła się na drugi bok, wysuwając bosą stopę za krawędź łóżka, wiedziała, że tej nocy nie zaśnie, nic dziwnego, ostatnie dwa pełne dni przespała. Schowała nogę z powrotem pod pościel i podniosła się do pozycji siedzącej, opierając się plecami o wezgłowie łóżka. Wpatrywała się w biały sufit, próbując znaleźć tam rozwiązanie. Wcześniej, za każdym razem, kiedy myślała o Nate'cie czuła odrazę, teraz jednak zastąpiła to... Sama nie wiedziała, jak to nazwać. Zainteresowanie?

Nie podobała jej się ta zmiana. Z jednej strony traktuje ją gorzej niż psa, a z drugiej całuje. Dwie skrajności. Tłumaczyła to sobie jako przypływ emocji, zupełnie jak w przypadku, gdy podczas pierwszego treningu polizał ją po twarzy. Następnego dnia zapewne będzie ją ignorował i problem tym sposobem, rozwiąże się sam. Nie będzie musiała przeprowadzać niezręcznej rozmowy, skoro już wcześniej z nim na ten temat rozmawiała.

To pozwoliło jej na moment uspokoić myśli, lecz mimo tego nie potrafiła zasnąć. Głośno odetchnęła, wstała z łóżka, przeciągnęła się i wyciągnęła z komody szkicownik. Dawno nie pojawiło się w nim nic nowego. Usiadła pod oknem, przekartkowała czarny notesik na pustą kartkę i zaczęła szkicować. Na niegdyś pustej stronie pojawił się rogalik księżyca, ukryty we mgle. Gdy spuszczała wzrok, kątem oka zauważyła dwie, małe jasne kulki między drzewami. Ktoś ją obserwował z ukrycia.

Włożyła ołówek do szkicownika, zamknęła go i odłożyła na podłogę. Podniosła głowę, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widziała intruza, lecz nie było po nim śladu. Nie przebierając się z piżamy, ubrała buty i wybiegła na zewnątrz, by mieć większą możliwość zidentyfikowania zapachu nieznajomego. Zaciągnęła się, ale nie poczuła specyficznego odoru towarzyszącego szarym. Zapach był dużo bardziej delikatny.

Z ledwością powstrzymała się od rzucenia się w gąszcze. Nie chcąc powtórzyć sytuacji u Joego, postanowiła schować ciekawość do kieszeni i wrócić do pokoju.

Do końca nocy nie zmrużyła oka, zastanawiając się, do kogo należały złote wilcze oczy. Siedząc na łóżku z zamkniętymi oczami, przeszukiwała najgłębsze odmęty pamięci w celu odnalezienia ich właściciela bądź właścicielki. Niestety bez skutku.

Gdy nadszedł ranek, chwyciła za torbę i wybiegła pośpiesznie w stronę dziedzińca przed domem. W samochodzie czekał już na nią Nate, nawet kiedy starła się przychodzić wcześniej, on zawsze był przed nią, przypominając jej, że wiecznie się spóźnia. Każdy dzień wyglądał identycznie. Kay, mimo że była przed czasem, gdy widziała samochód, przyśpieszała kroku. Zawsze czekał, siedząc za kierownicą i nigdy nie zamienił ani jednego słowa na przywitanie.

Ku jej zdziwieniu, tego dnia było inaczej, chłopak wyszedł z auta, okrążył je od strony przedniej maski i otworzył dziewczynie drzwi od strony pasażera. Kayleen nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło, przystanęła na moment, mrużąc oczy.

-Hej. -Przywitał się krótko. Kolejny szok. Podeszła do samochodu z miną WTF wypisaną na twarzy.

-Hej? -odpowiedziała pytająco.

Słońce sprawiało, że nie widziała twarzy chłopaka do momentu, aż nie podeszła pod same drzwi pojazdu. Zerknęła mu prosto w oczy, szukając odpowiedzi na podejrzane zachowanie. Przeszywające ciemnoniebieskie oczy lustrowały jej twarz, zatrzymując się na ustach. Wtedy jak grom z jasnego nieba wróciły do niej wydarzenia z poprzedniej nocy, a policzki pokryły się czerwonym rumieńcem.

Nie spodziewała się, że Nate wywoła u niej takie emocje. Dziwne, ale pozytywne. Uciekła wzrokiem, zatrzymując się na swoich dłoniach ciasno zaciskających się na torbie. Odpędziła nazbyt realne obrazy z wyobraźni i wsiadła ośrodka, już chciała chwycić za klamkę i zamknąć drzwi, lecz Nate ją uprzedził. Kolejne zachowanie, którego nie mogła zrozumieć, ani jasno określić, czy jej się podobało. Usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Nigdy wcześniej nie przeszkadzała jej cisza podczas jazdy, lecz teraz różniła się, była niezręczna. Bardzo niezręczna. Za każdym razem, jak chciała się odezwać, to przygrywała wargę, rezygnując z próby.

Wjechał na zatłoczony parking i odstawił samochód w pustym, zacienionym miejscu, a Kay w międzyczasie, schyliła się, podnosząc spod nóg torbę. Wyprostowała się i z automatu, chcąc otworzyć drzwi, bez słowa skierowała swoją dłoń w stronę klamki. Nim zdążyła wykonać codzienną rutynę, została sparaliżowana przez zbliżające się powoli w jej stronę niebieskie oczy. Całą swoją uwagę skupiła na niebezpiecznym, przyciągającym ją do siebie wzroku. Nie wiedząc, co zamierza zrobić i jak ma zareagować, wcisnęła się mocniej w fotel. Starała oddalić się od ich właściciela tak daleko, na ile pozwalał jej samochód. To było dla niej zdecydowanie za dużo.

Po chwili usłyszała dźwięk otwierających się drzwi. Popchnął je i odsunął się, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Dobrze wiedział, że po tym, co się wydarzyło, Kay czuje się skrępowana. Widząc jej reakcję, obiecał sobie, że będzie wykorzystywał to w każdej możliwej okazji.

-Dz... Dzięki, cześć -wyjąkała i pospiesznie wyszła z samochodu, nie spoglądając się za siebie.

Do rozpoczęcia zajęć pozostało jeszcze dziesięć minut, Kay weszła niespokojnym krokiem do sali biologicznej. Przystanęła chwilę w progu, zawieszając wzrok na dwóch dziewczynach gawędzących z tyłu sali. Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła w stronę Zoe i Naomi.

-Hej! -krzyknęła zadowolona na widok chorowitej dziewczyny. -Jak miło cię widzieć poza domem!

W jej wnętrzu nadal kryło się zawstydzenie z dnia, kiedy dowiedziała się o chorobie. Długo gryzło ją sumienie, a teraz miała idealną okazję, żeby odpokutować i dać ukojenie swojej duszy.

-Cześć! Dzisiaj jest lepiej. Mam nadzieję, że pochodzę dłużej niż dwa tygodnie. -Uśmiechnęła się w odpowiedzi.

-Planujemy wybrać się na miasto i lekko zabawić, skoro Naomi znowu jest wśród żywych -wtrąciła się Zoe, jedną ręką zakrywając usta, a drugą poklepując dziewczynę po ramieniu.

-Jasne, świetny pomysł! -Oczy Kayleen rozszerzyły się z podekscytowania.

Do tej pory centrum jej życia toczyło się wokół szkoły i domu Henry'ego, nie mogła zaprzepaścić takiej okazji i siedzieć w domu. Ustaliły szczegóły wyjazdu i zaraz potem zadzwonił dzwonek, wpuszczając do środka Gabriella. Lekcja nie należała do zwyczajnych. Ojciec Hayden'a wydawał się wyjątkowo niespokojny. Jego myśli ewidentnie były w innym miejscu. Przekazał temat do zrealizowania, jakim była podstawa anatomii, cały czas zerkając na zmianę w stronę drzwi lub w miejsce, gdzie przed momentem schował komórkę. Wyraźnie widać było, że czeka na ważną wiadomość.

Nie miał czasu na prowadzenie zajęć, więc zaraz po przedstawieniu tematu, rozdał grupowe karty pracy. Z racji, że sala składała się z podłużnych trójosobowych stolików. Ilość osób w grupie została z góry ustalona. Dziewczyny siedzące w ostatnim rzędzie aż złapały się za głowę, czytając pierwsze zadanie.

W okolicach połowy zajęć nagle zadzwonił telefon, Gabriell w pośpiechu złapał za niego i odebrał. Nie wypowiedział ani jednego słowa, kiwnął głową, tak jakby jego słuchacz go widział, następnie wyszedł bez żadnego wyjaśnienia. Kilka osób odprowadziło go wzrokiem, ale zaraz potem wrócili do zadania. Kayleen nagle poczuła ogromne ciarki na plecach, towarzyszyły jej również uczucie, że jest obserwowana. Zmarszczyła oczy i odwróciła się w stronę okna. Na skraju parku stała ciemna zakapturzona postać, wpatrującą się prosto w salę, gdzie odbywała się właśnie biologia.

Gdy wyuczyła, że została namierzona, włożyła ręce w kieszenie i zniknęła w alejce. Kayleen wyjęła z torby telefon, włożyła go do tylnej kieszeni spodni i wybiegła z sali, zostawiając torbę na stoliku. Zbiegła ze schodów, pokonując co drugi stopień. Znajdując się na alejce w parku, przymknęła oczy i pociągnęła nosem, lecz i teraz zapach był ledwie wyczuwalny. Rezygnując z pościgu, wróciła do sali, w której za biurkiem siedział już Gabriell, obserwując ją pytającym spojrzeniem.

-Musiałam do toalety -skłamała.

Usiadła z powrotem w swojej ławce, znowu spoglądając przez okno, lecz postać zniknęła na dobre. Uznała, że nie będzie się teraz tłumaczyć dziewczynom i opowie im wszystko na spokojnie w domu. Widząc jej zagubiony wzrok, przystały na tę propozycję, nie ciągnąc jej za język.

Reszta zajęć minęła dość sprawnie, choć w tyle głowy wciąż rysował się obraz kaptura i złotych oczu. Była niemal pewna, że to ta sama osoba. Zastanawiała się tylko dlaczego ją obserwuje. Czy Cedric chciał w ten sposób jej przekazać, że ani w domu, ani w akademii nie jest bezpieczna? Powoli popadała w paranoję. Wszystkie jego działania były nieprzewidywalne, ale Kayleen próbowała doszukać się drugiego dna.

Ze wciąż spanikowanym, ale i zamyślonym wzrokiem udała się prosto do samochodu Nate'a. Chłopak uśmiechał się podejrzanie, zapewne planując, kolejną scenę wprowadzenia Kay w zakłopotanie. Łapiąc z nią kontakt, zauważył, że jest w nie najlepszym stanie. Wysiadł z auta i zaczął jej się bacznie przyglądać.

-Coś się stało? -zapytał z czymś w rodzaju troski w głosie? Nie wiedziała, jak ma to nazwać. Zamiast odpowiedzi wyminęła go i wsiadła do środka.

-Chyba ktoś mnie śledzi... -powiedziała, dopiero gdy zamknął za sobą drzwi.

-Szary?

-Nie mam pojęcia, nie mogłam rozpoznać po zapachu. Na początku obserwował mnie w nocy pod oknem, teraz w szkole... -Odwróciła zagubiony wzrok w stronę Alfy.

-Czekaj, co? -W jego głosie pojawiła się nutka złości.

-Wczoraj w nocy nie mogłam spać i zobaczyłam wilka stojącego pod lasem blisko domu -wyjaśniła.

-Wchodzą na mój teren. Nie podoba mi się to.

-Tak jakby mi się to podobało -powiedziała pod nosem.

Odpalił silnik i wyjechał z parkingu z piskiem opon. Jadąc stanowczo za szybko, mocno zaciskał dłonie na kierownicy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Chwyciła się mocniej pasów, nie będąc pewna czy w stu procentach skupia się na drodze. Spanikowała, kiedy zbliżali się do zakrętu, a samochód nie zwalniał. Odwróciła się gwałtownie w stronę kierowcy, sprowadzając go z powrotem na ziemię. Nagle poczuła po raz kolejny ciarki na ciele, skierowała wzrok w prawo i ujrzała rudobrązowego, dużego wilka pędzącego w głębi lasu. Wiedziała, że nie był to nikt znajomy. Na ułamek sekundy odwrócił łeb w jej stronę, zaszczycając ją błyskiem złotych oczu. Łącząc fakty, stwierdziła, iż jest to ta sama osoba, która ją w ostatnim czasie obserwowała.

-To on! -krzyknęła, a Nate ostro zahamował.

-Gdzie?!

-Tam! -Wskazała palcem przed siebie.

Chłopak przyspieszył, lecz nie zdołał dogonić zwierzęcia, które w zabójczym tempie uciekało przed samochodem. Po raz kolejny jej uciekł, przez co czuła coraz większą chęć odkrycia tożsamości tajemniczego obserwatora.

Nate wjechał do schowanego pod ziemią garażu, zaparkował samochód i wyłączył silnik. Wysiedli niemal równocześnie, udając się prosto w stronę schodów prowadzących do holu. Stawiając stopę na pierwszym schodku Kayleen poczuła coś niepokojącego, pokonała kilka kolejnych stopni, by pociągnąć nosem. Po ciele przeszedł ją prąd, przyspieszyła i zamaszystym ruchem otworzyła drzwi. Stając przy wejściu do salonu, doznała szoku.

Na samym środku pokoju, obok kanapy stał rudawy wilk, którego jeszcze chwilę temu widziała w samochodzie. Zwierzę obróciło się w jej stronę i wpatrywało się prosto w oczy, instynkt podpowiedział, żeby zrobić krok w tył i tak też uczyniła. Stał przed nią intruz, nie rozpoznawała jego zapachu, musiała zareagować. Wiedziała, że w ludzkiej formie nie ma szans. Zrobiła jeszcze kilka kroków w tył, zatrzymując się na kimś. Odwróciła głowę i jej oczom ukazał się Nate. Całkowicie zapomniała, że za nią szedł. Zdziwił ją fakt, że na jego twarzy malował się delikatny uśmiech. Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. W korytarzu za nimi pojawił się Gabriell niosący złożone ubrania w dłoni.

-Cześć Harvey! -Przywitał się z wilkiem, wymijając Kay. -Nie masz się czego obawiać, to brat Gabriell'a. -Odwrócił się w stronę dziewczyny.

-Kayleen Harvey, Harvey Kayleen.

Gabriell szybko przedstawił brata. Nie wiedziała, jak ma się z nim dokładnie przywitać, kiedy byli w różnych formach, więc jedynie podniosła rękę z otwartą dłonią. Zwierzę przymknęło oczy i kiwnęło łbem. Miała dziwne wrażenie, że widziała uśmiech na jego pyszczku.

-Masz jakieś ciuchy, nie obiecuję, że będą pasowały. Chodź, zostawię ci je w toalecie. -Bracia zniknęli z pola widzenia, zostawiając Kay w szoku.

Do tej pory myślała, że Gabe jest jedynakiem. Pomimo początkowego przerażenia, gdy stanęła oko w oko z osobą, która w ostatnim czasie naruszała jej przestrzeń prywatną, poczuła ulgę. Ulgę, że tajemniczy obserwator najprawdopodobniej nie miał wobec niej złych zamiarów. W gruncie rzeczy nie posiadał szarej sierści, ale przez Rachel wiedziała, że nie może ufać każdemu wilkowi spotkanemu na swojej drodze. Zerknęła na Nate'a, który widząc minę Kay, podniósł kąciki ust do góry, pokręcił głową i skierował się w stronę kanapy.

-No co? -krzyknęła za chłopakiem.

-Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha -odpowiedział, odwracając głowę w jej stronę. Kayleen wywróciła oczami i usiadła obok.

Po chwili usłyszała trzask zamykanych drzwi, a zza ściany wyłonił się wysoki mężczyzna o kręconych rudych włosach. Ubrany był w obcisłą, o rozmiar za małą białą koszulkę typu polo oraz czarne spodnie kończące się przed kostką. Był znacznie wyższy i postawniejszy od Gabriell'a. Zdecydowanie bardziej pasowałyby na niego ubrania Nate'a, pomyślała, zerkając na chłopaka siedzącego obok niej. Oparł się o ścianę, eksponując umięśnione ramię ledwo mieszczące się w krótkim rękawku koszulki.

-I jak wyglądam? -zapytał, odsłaniając rząd białych zębów.

Odepchnął się od ściany i skierował wzrok na Kayleen, która wstała z kanapy, by przywitać się, jak należy. Podszedł do niej pewnym krokiem, bacznie obserwując zielonymi oczami każdy kawałek jej ciała. Wyciągnęła przed siebie dłoń w geście powitania. Harvey ku jej zdziwieniu chwycił ją i pocałował nad kostkami, a następnie pochylił się, przytulił i nosem przejechał na wysokości szyi, wciągając do nozdrzy jej zapach. Złapał ją mocno za oba ramiona, odsunął od siebie i spojrzał jej głęboko w oczy.

-Czyli to prawda. -Uśmiechnął się do dziewczyny. -Wybacz za maniery, na co dzień nie żyję wśród ludzi. -Posłał jej kolejny, miała wrażenie, że zalotny uśmiech.

Policzki Kay pokryły się delikatnym rumieńcem. Na pierwszy rzut oka był dużo młodszy od Gabriell'a, co najmniej o dziesięć, piętnaście lat. Dałaby sobie rękę uciąć, że nie przekroczył jeszcze trzydziestki. Z daleka było widać, że należy do rodziny Hayden'a, te same oczy oraz bujne falowane włosy, wbijały się w oko. Rudobrązowe loki wyróżniały się na tyle, że na spokojnie potrafiłaby go odnaleźć w tłumie. Gdy poczuła, że zbyt długo mu się przygląda, zmieszała się nieco i usiadła z powrotem na czarną sofę. Mężczyzna uśmiechnął się do dziewczyny i zasiadł z drugiej strony Nate'a, opierając się na nim ramieniem.

-Nate'cik chłopie, jak tyś wyrósł. Ostatnio, jak cię widziałem, sięgałeś mi ledwo do ramion. -Wolną ręką zmierzwił mu włosy, na co chłopak w odpowiedzi jedynie przymknął oczy.

-Jak nas nie odwiedzałeś od paru lat, to się dziw, że mi przybyło kilka centymetrów.

-Tylko kilka?

Uśmiechnął się, wykonując przy tym dwuznaczną minę. Jednak nie przypominał aż tak Hayden'a. To jest odbicie lustrzane Joshuy, pomyślała.

-Gdzie Henry i Jasmine? -zapytał, a w salonie zapadła cisza.

Nate oparł łokcie na kolanach, chowając twarz w dłoniach, na których widoczny był pierścień alfy. Widząc go, Harvey momentalnie przestał się uśmiechać, wyprostował się na kanapie i przejechał wzrokiem po wszystkich obecnych w salonie. Nikt nie chciał zacząć tej rozmowy, było to jeszcze zbyt świeże. Nate dobrze wiedział, że nie może milczeć w nieskończoność. Jako Alfa powinien przekazywać wszystkie wieści, nawet te złe. Przesunął dłońmi po skroniach, położył je na nogi i spojrzał mężczyźnie prosto w oczy, opowiadając wydarzenia, które go ominęły.

-Cooo!? Jak to!? -Na twarzy Harveya mieszało się zaskoczenie ze złością.

-Ostatnio są naprawdę ciężkie czasy, tracimy ludzi, a Cedric wciąż jest kilka kroków przed nami... -Zatrzymał się na chwilę. -Robię, co mogę, ale brakuje mi doświadczenia Henry'ego i dobrej rady Jasmine, nie sądziłem, że tak szybko przyjdzie mi całkowicie przejąć dowodzenie.

-Słuchaj, gdybym wiedział wcześniej, że macie problemy, wróciłbym natychmiast. Sam nie wiem, jak mam ci pomóc, ale na pewno nie zostawię was teraz.

-Mam pewien plan, ale potrzebowałbym do tego ciebie. Naucz nas wszystkiego, czego nauczył cię las, pokaż nam jak utrzymać postać wilka najdłużej jak się da. Zwiększając czas przemiany, zdobędziemy przewagę nad szarymi.

-Może nie znam się na teorii tak dobrze jak Henry, ale przekażę wam wszystko, czego się dowiedziałem przez ostatnie lata. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro