Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 17

-Mówiłem?! Nie jest gotowa! A teraz jeszcze dodatkowo mamy problem z kłusownikami. Trzeba ją stamtąd szybko wyciągnąć. Nie wytrzyma długo w formie wilka, nie była z tego szkolona.

-Jak nie jest? Gdyby nie ona, mnie też by złapali! Przypomnieć Ci, jak z tobą poszła na obchód? -dodał po chwili namysłu.

-No właśnie ze mną.

-Czy ty mi właśnie coś insynuujesz?!

-Hej, hej, to nie czas i miejsce -wtrąciła się Zoe.

-Nie chce ci nic mówić, ale powoli zaczynasz traktować ją jak Elizabeth. Rozumiem, że są podobne do siebie, ale Kay to nie Ela. Przyznaj się tak między mną a tobą. Te treningi. Robisz to dla niej, czy dla siebie?

Słowa Bety zadziałały na niego jak płachta na byka. Chwycił Hayden'a za kołnierzyk koszulki i przyciągnął do siebie.

-Kayleen w niczym nie przypomina Elizabeth... -wycedził przez zęby.

-Nawet tego nie widzisz -prychnął.

Zoe zachowując zimną krew, doskoczyła do chłopaków z zamiarem ich rozłączenia. Chwyciła Haydena za koszulkę, odciągając go w tył, lecz on ani drgnął. Wpatrywał się prosto w oczy Nate'a triumfując swoją rację.

-Odpuść Hayden! -krzyknęła.

Obaj byli uparci. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywali. Dziewczyna nie była w stanie nic zrobić. Na pomoc przyszli wezwani wcześniej przez Alfę Parker i Joshua. Widząc zaistniałą sytuację, ruszyli biegiem w stronę chłopaków. Joshua krzyczał coś do Nate'a, ciągnąć go z całej siły w swoją stronę, podczas gdy Parker i Zoe próbowali przemówić do rozsądku Haydenowi. Nawet po rozdzieleniu ich atmosfera w powietrzu była napięta, nikt nie chciał zabrać głosu, bojąc się o kolejny wybuch Nate'a.

-Ogarnijcie się oboje! Wy się tu chcecie tłuc, a Kay siedzi gdzieś zamknięta! Wstydzilibyście się -skarciła ich Zoe.

-Czyli mam rację, po prostu boi się przyznać -powiedział pod nosem Hayden, ale głosem wystarczająco podniesionym, by Nate usłyszał każde jego słowo.

-To, że pieprzysz moją siostrę, nie oznacza, że możesz się wtrącać i w moje życie!

Nate nie musiał długo czekać na odpowiedź, której ku zaskoczeniu udzieliła mu dziewczyna. Nie były to jednak słowa. Podeszła do niego z powagą w oczach, podniosła drobną rękę i z całej siły uderzyła brata w twarz.

-Chyba cię trochę poniosło... -powiedziała z pogardą w głosie.

Nate lekko oszołomiony, chwycił się za policzek i spojrzał na siostrę spod byka. Ścisnął dłonie w pięści, powstrzymując się od chamskiego komentarza w jej stronę. Przykucnął, opierając łokcie na kolanach, a palce dłoni ułożył na wysokość czarnych brwi. Przymknął oczy, zastanawiając się nad następnym krokiem, po chwili je otworzył i nie mówiąc nic nikomu, ruszył prosto do domu.

Przekroczył próg biura, które niegdyś należało do Henry'ego, sięgnął do trzeciej szuflady biurka i szybko ją otworzył, wyjmując z wnętrza czarny telefon. Odblokował urządzenie i wszedł do kontaktów, przescrował palcem po ekranie, aż nie zatrzymał się na literze J, wtedy zwolnił, szukając imienia Joe. W telefonie zapisane były dwie takie osoby. Joe Eliot oraz Joe Clarkson.

Rzucił komórką o biurko i wyciągnął z półki brązowy notes, który zaczął kartkować w poszukiwaniu tych dwóch imion. Najpierw odnalazł Eliota, lecz podpisany był jako listonosz bez żadnego dopisku. Kilkanaście stron dalej mieścił się Clarkson, a w nawiasie obok nazwiska napisane było "kłusownik". Przejechał palcem po wypukłych od długopisu literach i przeczytał adres. Fosyer rode, bez podanego numeru domu. Podniósł głowę znad notesu i spojrzał na czwórkę obserwujących go ludzi.

-Jedziemy po Kay. Zoe, Hayden biegniecie lasem, reszta samochodem, twoim Joshua -podkreślił.

Jechali Fosyer rode, lecz nie stał przy niej żaden dom. Ulica ciągnęła się jako odnoga jednej z wyjazdowych dróg z miasteczka i prowadziła do lasu. Po chwili zresztą zmieniła się w leśną ścieżkę z dwoma podłużnymi koleinami. W oddali błyskało światło pojedynczej latarni. Byli blisko. Zaparkowali przed zakrętem, by nie wzbudzać podejrzeń i resztę drogi pokonali lasem, licząc, że nie natrafią na płot.

Wytężając wzrok, ujrzeli niewielki drewniany domek. Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie rozstawione w każdym rogu kamery. Po ułożeniu kabli można było stwierdzić, że zostały założone całkiem niedawno. Upewnili się tym, że trafili pod odpowiedni adres.

-Parker możesz coś z tym zrobić? -zapytał Nate, wskazując podbródkiem na kamery.

-Chyba tak.

Parker włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej niewielki czarny brelok, wymierzył w stronę monitoringu i wcisnął przycisk.

-Impuls elektromagnetyczny. Powinno na chwilę je zagłuszyć.

Ruszyli w stronę domu, starając się nie hałasować. Będąc niemal pod ścianą, musieli iść ostrożniej, gdyż żwirek znajdujący się pod ich stopami, wydawał cichy szelest. Uklęknęli pod dużym oknem będącym częścią salonu i zajrzeli do środka. W centralnej części pokoju stało pięciu mężczyzn, wśród nich Joe. Energicznie dyskutowali. Nate próbował podsłuchać, o czym dokładnie rozmawiają, jednak słyszał co drugie, trzecie słowo. Nie pomogło mu to wychwycić kontekstu.

Joe ściągnął z głowy kaszkiet, by poprawić znajdujące się pod nim włosy, chwycił za klucze i zachęcił kolegów do opuszczenia pomieszczenia. Chwilę później usłyszeli dźwięk skrzypiących drzwi wyjściowych, przebiegli cicho na tylną ścianę, chowając się przed właścicielami. Silnik starego samochodu zawarkotał i cała piątka opuściła teren zamieszkania, pozostawiając dom pusty.

Josh, zauważywszy drzwi prowadzące do kuchni, chwycił za klamkę, lecz ona ani drgnęła. Wyciągnął z kieszeni dwa srebrne patyczki, pokręcił nimi kilka razy w zamku i dom stał przed nimi otworem.

Wszyscy rozdzielili się w poszukiwaniu drzwi prowadzących do piwnicy. W okolicy nie było żadnej szopy ani wolnostojącego garażu, więc jedyną opcją przetrzymywania Kayleen, była piwnica.

Domek urządzony był w starym stylu, większą część kuchni pokrywały brudnozielone meble z brązowymi blatami. Josh otworzył najbliższe drzwi, a pozostała dwójka ruszyła przez korytarz. W pomieszczeniu znajdowała się mała spiżarka z prawie pustymi półkami. Kilka słoików i paczek płatków, stało na środkowej części regału.

Następnymi drzwiami zajął się Parker. Po przeciwnej stronie była niewielka łazienka, cała wyłożona białymi płytkami. Koniec korytarza zakończony był wnęką ze schodami prowadzącymi na górne piętro oraz przejście do salonu, gdzie jeszcze przed chwilą byli kłusownicy. Nate podszedł bliżej, zauważając schowaną we wnęce dodatkową parę drzwi zapewne prowadzącą pod ziemię Chwycił za klamkę, lecz w ostatniej chwili zrezygnował, przechodząc do salonu.

Środek pomieszczenia zajmowała biała tablica pokryta zdjęciami i krótkimi notatkami. Podszedł w jej stronę, doznając szoku, na fotografiach znajdowały się zdjęcia wilków. Odnalazł Haydena, Joshue oraz Kayleen. Niepokojące były również zamieszczone na niej notatki, które wyraźnie wskazywały na to, że zwierzęta te nie należą do zwyczajnych. Wciągnął telefon, włączył aparat i zrobił dokładne zdjęcia każdej z części tablicy.

Po przeszukaniu domu wszyscy spotkali we wnęce, Nate pociągnął w dół klamkę i pchnął drzwi do przodu. Przed ich oczami ukazały się drewniane łagodnie schodzące w dół schody. Ściany były pokryte szarym kamieniem, a na boku wisiały trzy kinkiety, świecące żółtym światłem. Pierwszy stopień zaskrzypiał pod naporem ciężkiego, czarnego buta Nate'a. Nie zwlekając, schodek po schodku zszedł na dół, zatrzymując się przed metalowymi drzwiami. Joshua sprawnie rozpracował zamek i przepuścił Alfę przodem.

Na samym środku pomieszczenia ustawiona została ogromna metalowa klatka, a w niej leżał przykuty łańcuchami biały wilk. Podniósł łeb do góry, w jego oczach widać było ulgę. Josh otwierał klatkę, podczas gdy Parker przeglądał własność kłusowników. Na długim drewnianym blacie leżały strzałki usypiające oraz zwykłe naboje do broni. Podszedł do szafy i otworzył ją, w środku znajdowały się cztery wiatrówki zawieszone na metalowych haczykach. W skrzyni na ziemi było kilka dużych pułapek na niedźwiedzie.

Gdy dostali się do wnętrza klatki, Kay wiedziała, że w końcu może się poddać. Wykończona wróciła do ludzkiej postaci, lecz nie miała siły, by wstać. Leżała skulona na zimnej podłodze, a na udzie widać było kilka niewielkich, prawie całkowicie wygojonych ran po lotkach usypiających. Nate zauważył koc leżący w rogu pomieszczenia, podskoczył po niego i szybko przykrył nim Kay. Podniósł ją z ziemi i wyszedł z domu, póki kamery nadal były zagłuszone. Hayden czekał w samochodzie, Zoe wyszła z miejsca pasażera i otworzyła tylne drzwi wpuszczając Nate'a do środka. Obaj ubrani byli w ubrania Joshuy i Parkera.

-Mieliśmy szczęście, że Joshua nie zmienił kryjówki zapasowych kluczyków -powiedział Hayden odwracając się w stronę tylnych siedzeń.

-Dobrze, że nas nie zauważyli, jedźmy. Josh i Parker wrócą pieszo. -Kiwnął im głową w stronę lasu i chwilę później oboje zniknęli w zaroślach.

Kayleen była tak wyczerpana, że przespała cały następny dzień. Nie poniosła większych obrażeń oprócz ran postrzałowych, które ze względu na rodzaj amunicji szybko się zagoiły, miały za zadanie uśpić, nie zranić. Obróciła głowę na poduszce i sięgnęła po komórkę leżącą nieopodal. Kliknęła boczny przycisk, rozświetlając tym ekran. Sobota, godzina ósma. Podniosła się do pozycji siedzącej i rozglądnęła po pokoju, a zaraz potem na swoje ubranie. Nie przypominała sobie, żeby się przebrała, co nieco ją zaniepokoiło. Chwyciła za rąbek pościeli odsuwając ją tak daleko jak się dało, położyła bosą stopę na panelach, powoli podnosząc się z łóżka. Z całych sił starała się przypomnieć wydarzenia z poprzednich dni, lecz jedyne, co pamiętała to kolejne salwy wystrzałów z wiatrówek.

Chwyciła oburącz drzwiczki szafy, otwierając je na oścież. W jej wnętrzu panował porządek, trzy kupki równo poukładanych kolorowych koszulek, kilka par spodni i spodenek oraz zapasowa para butów sprawiały wrażenie pełności. Chwyciła pierwszą lepszą bluzkę wraz z jasnymi jeansami i założyła na siebie, rzucając piżamę na łóżko. Zanim udała się do łazienki, zawiązała ciasno sportowe buty. Zerkając w lustro, mało nie dostała zawału. Jej brązowe włosy sterczały we wszystkie możliwe strony, niczym nie przypominając loków. Otworzyła szufladę i wyjęła z niej sporej wielkości, drewnianą szczotkę. Powoli rozczesała kołtuny, umyła zęby i nałożyła na rzęsy cienką warstwę tuszu. Wracając do pokoju, usiadła na łóżku, zastanawiając się nad tym, co ma powiedzieć reszcie, gdyż zapewne będą się wypytywali o wszystkie najmniejsze szczegóły.

Ciężki chód obijający się echem po korytarzu niemal zawsze zwiastował kłopoty. Zeskoczyła z łóżka, jak tylko drzwi się otworzyły. Do pokoju wpadł zdenerwowany Nate, szybkim krokiem podszedł do dziewczyny i palcem wskazującym dzióbnął Kay w lewe ramię.

-Co ty sobie w ogóle myślałaś!? Mówiłem Ci, że na obchód chodzisz tylko ze mną!

-Coś ty się ostatnio taki opiekuńczy zrobił?

-Opiekuńczy? Po prostu nie chcę mieć kolejnej osoby na sumieniu!

-Ha! Bo ci uwierzę.

-Nic nie rozumiesz...

-Ja nie rozumiem? Cały czas masz na mnie wyjebane, a teraz obrażony, bo nie robię tego, co sobie książę zażyczy? -Nie chciała tego powiedzieć, lecz emocje zadecydowały inaczej.

Nate nigdy nie pomyślałby, że w pozwoli zapanować nad sobą emocjom, którymi nie darzył nikogo od trzech lat. Chwycił dziewczynę w ramiona i przyciągnął do siebie. Ku zaskoczeniu Kay, nachylił się, stykając się z jej ustami. Nie wiedziała, jak ma zareagować. Odepchnąć, czy nie robić nic. Ciało zdecydowało za nią, wybierając drugą opcję. Stała jak kłoda niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Jego twarz była na tyle blisko, że czuła na policzku jego ciepło.

Nie spotykając się z żadną reakcją, wciąż trzymając za ramiona, odsunął się i spojrzał jej prosto w oczy. Wyraz jego twarzy zmienił się nie do poznania, miała wrażenie, że patrzy na zupełnie innego człowieka. Jego wiecznie przepełniona negatywnymi emocjami twarz, znacznie złagodniała. Zmiana ta kompletnie do niego nie pasowała i wywołała u dziewczyny jedynie zmieszanie. Błądziła wzrokiem po pokoju, byleby nie spojrzeć mu w oczy. Widząc to, Nate przesunął dłonie z ramion na policzki zmuszając tym Kayleen do spojrzenia na niego. Była świadoma, że się czerwieni, nie chciała, żeby chłopak na nią patrzył.

-Już wiesz, dlaczego taki jestem. A teraz proszę, zacznij słuchać, co do ciebie mówię. -Na policzki Kay wpłynęła jeszcze większa czerwień.

-Yhym. -Nie była w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa.

-Wtedy, kiedy mówiłem, że chcę cię chronić, nie kłamałem. Nie wiedziałem, w jaki sposób mam ci to przekazać, tak byś uwierzyła w to co mówię. Wiem też, że pewnie nie chcesz na ten temat teraz rozmawiać, ale naprawdę muszę zapytać. Co się działo w domu Joego? -zadał pytanie, siadając na niepościelonym łóżku.

-Niewiele pamiętam. Cały czas mnie usypiali. Udało mi się podsłuchać tylko kilka zdań... Oni chyba o nas wiedzą. -Usiadła obok, a wzrok wbiła w swoje stopy.

-Wiem -ściszył głos i wyciągnął z kieszeni komórkę, którą od razu odblokował. Wyszukał zdjęcie w galerii i podał urządzenie Kayleen.

-Co to jest? Gdzie zrobiłeś te zdjęcia i dlaczego na jednym z nich jestem? -zasypała go lawiną pytań.

-Zrobiłem je w domu Joego. Nie wiemy od kiedy nas obserwowali. Jednego jestem pewien, nie złapią więcej żadnego z nas. Dopilnuję tego z Hayden'em, a teraz odpoczywaj, należy ci się.

Wstał, a w jego minie można było wyczuć nutę zawahania. Patrzył na dziewczynę, ale zamiast Kay, zobaczył Elizabeth. Nachylił się nad nią i pocałował w czoło, lecz odsuwając się, nie widział już Eli, a zdezorientowaną Kayleen. Chciał sprostować swoje zachowanie, jednak żadne słowa wytłumaczenia nie przyszły mu do głowy. Postanowił więc uśmiechnąć się delikatnie i opuścić pokój, zostawiając Kay samą ze swoimi myślami. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro