ROZDZIAŁ 29
Nadszedł dzień, w którym wszystko miało się wyjaśnić. Cedric zdecydowanie za długo trzymał ich w niepewności. Przez cały ten czas grali w podchody. Szary zawsze byli krok przed nimi. Im bliżej wieczora było, tym czas wolniej płynął. Kayleen siedziała w domu z Zoe, oglądając przez szybę, jak Nate uczy Caleba. Widziała tam siebie z początku roku. Teraz dopiero zaczęła doceniać jego twarde podejście. Był wymagający, a jego metody były czasami zbyt przesadzone, jednak nauczyło ją to, jak ma się bronić. Może nie była idealna w tym, co robiła, ale teraz miała przynajmniej pewność, że nikt jej nie zaskoczy. Opanowała podstawy, ale dalszy rozwój leżał w jej rękach.
Z obserwacji ich treningu wywnioskowała, że Caleb szybko się uczył. Był zdolny, potrzebował tylko kogoś, kto go poprowadzi. Z przyjemnością podziwiały, jak dwa wilki biegają po ogrodzie, musiała przyznać, że Caleb miał piękne jasnobeżowe futro, a zieleń jego oczu zdecydowanie go wyróżniała.
Do domu wrócili godzinę przed wymarszem na polanę pod dębem. Chcieli rozwiązać konflikt bez przemocy, więc uzgodnili, że nie będą ich prowokować, przychodząc w postach wilka. W tym czasie Caleb miał czuwać przy Naomi. Zaczęli powoli zbierać się na podjeździe. Po raz ostatni Nate wyjaśnił cały plan, przypominając, że jak tylko będzie coś nie tak, mają uciekać.
Po kilkudziesięciu minutach marszu powoli zaczęli wyłaniać się z lasu. Z przodu szedł Nate z Kayleen w asyście Hayden'a i Gabriell'a. Reszta trzymała się trzy kroki za nimi. Po drugiej stronie czekał już na nich Cedric. Po jego prawej stało dwóch mężczyzn, a po lewej Rachel. Gdy Kay dobrze się im przyjrzała, rozpoznała dwóch kłusowników, kumpli Joego.
Parker i Anthony ze skrępowanymi łańcuchem dłońmi byli tuż przed nimi. Ich domysły okazały się słuszne. Reszta watahy szarych otaczała ich w postaci wilka. Widok, jaki zastali, nie napawał ich optymizmem. Nawet natura wiedziała, że coś wisi w powietrzu. Drzewa zamarły, nie poruszając się ani o centymetr. Ptaki przestały ćwierkać, owady bzyczeć, panowała niemal głucha cisza.
-Witajcie, cieszę się z waszej wizyty -zaczął Cedric, łagodnym, ale też i władczym głosem.
-Jesteśmy. Koniec tych gierek. Czego chcesz? Podaj swoje warunki, a może uda nam się dogadać. -Nate miał już dość owijania w bawełnę.
-Czyli tak chcesz to rozegrać? Grać twardego? Dobrze, więc przejdźmy do szczegółów. Wiesz, na czym zależy mi najbardziej. Zrobimy wymianę na moją niekorzyść. Twoi dwaj ludzie za jedną Kayleen. -Podszedł i dotknął ramienia Parkera.
-Widzę, że żarty się dzisiaj ciebie trzymają. Kayleen nigdzie nie idzie. Zaczniemy od tego, że w zamian za masakrę, jaką zrobili twoi ludzie w akademii, oddacie Parkera i Anthony'ego. Wtedy obaj wyjdziemy na zero i będziemy mogli zacząć się targować.
-Nie nadużywaj mojej cierpliwości chłopcze. Masakra, jak to nazwałeś, nie wyszła spod mojego rozkazu, więc nie jestem za to odpowiedzialny. Ten, kto za tym stał, został odpowiednio ukarany.
-Czy to moja wina, że twoi ludzie się buntują? Myślałem, że marionetki są bardziej posłuszne, a tu jednak zero lojalności.
Dogadali się wcześniej z Harveyem, że Nate odwróci uwagę, a on zakradnie się do niego, by zdobyć przewagę, przykładając mu nóż do gardła. Słysząc narastającą złość w głosie Cedrica, Nate wiedział, że to najwyższa pora, by rozpocząć realizację planu.
-Tyle gadasz, a nic nie potrafisz zrobić bez pomocy. Z czasem coraz więcej członków watahy od ciebie odchodzi lub się buntuje, nadal nie widzisz, gdzie leży problem? -Kątem oka zauważył skradającego się mężczyznę, więc kontynuował. -Gdzie twoja potęga, o której cały czas mówisz? Dwa tuziny wilków? Z roku na rok upadasz coraz niżej. Lata twojej świetności mijają, jak nie wykończę cię ja, to zrobi to ktoś z twoich!
Ostatnie słowa niemal wykrzyczał, zanim zdążył coś odpowiedzieć, Cedric poczuł na swojej krtani chłód stali. Nie przejął się tym, wiedział, że spróbują czegoś takiego. Nie wiedzieli jednak, że on był przygotowany na taką ewentualność i zaplanował rewanż ze swojej strony. Nikt nie zauważył, kiedy z kieszeni wyjął małą strzykawkę, wbił ją w udo Anthony'ego, który stał teraz dokładnie przed nim.
Wcześniej bez jego wiedzy, faszerował go znieczuleniami, by ten nie poczuł teraz igły. Teatralnie puścił mężczyznę wraz z Parkerem. Harvey nic nie podejrzewał i gdy oddalili się wystarczająco daleko, opuścił ostrze, biegnąc do swoich. Naiwnie uwierzyli, że udało im się przechytrzyć Cedrica, odzyskać dwóch zakładników, nie tracąc przy tym Kayleen.
Anthony już w połowie drogi czuł, że coś jest nie tak. Opadał z sił i pocił się, jakby biegł w maratonie. Zaczął mieć mroczki przed oczami, mrugał, myśląc, że to wyostrzy jego wzrok. Pod koniec drogi ledwo snuł się na nogach, Parker podtrzymywał go, nie wiedząc, co mu jest. Zaczął kaszleć, gardło paliło go ogniem. Z opuszczoną głową upadł na kolana przed Hayden'em. Chłopak, próbując podnieść go z ziemi, zauważył, że wyrastają mu kły.
-Hej on się przemienia! -krzyknął.
-Jak przemienia? Przecież nie jest jednym z nas -zapytał zdezorientowany Josh.
Anthony zmieniał się zbyt szybko, im bliżej był całkowitej przemiany, tym bardziej tracił kontrolę. Odpychał od siebie dłonie Gabriella, który chciał pomóc mu podczas przeistoczenia się w wilka. Nie krzyczał z bólu, na jego szczęście środki znieczulające nadal działały. Gdy prawie stał na czterech łapach, zaczęło dziać się coś dziwnego. Nigdy wcześniej nie mieli z czymś takim do czynienia. Z oczodołów zaczęła lać mu się krew, oczy wypełniały się tą substancją, a kolor jego oczu całkowicie zmienił się w szkarłat. Wraz z pojawieniem się wrogiego warczenia, Anthony zniknął. Ustąpił miejsca bestii. Chwycił zębiskami dłoń Gabriella, wbijając w nią swoje ostre kły. Mężczyzna szarpał się ze zwierzęciem, by wyswobodzić uwięzioną między zębiskami dłoń. Wilk, czując metaliczny posmak na swoim języku, coraz mocniej zaciskał na nim szczękę. Hayden od razu ruszył na pomoc ojcu, złapał oburącz jego psyk, starając się go otworzyć. Zwierzę nie chciało odpuścić, kierowała nim żądza krwi, zdziczał.
Nate przemienił się szybko, rzucając się na wilka od tyłu. Wbił się kłami w jego zad, a Anthony zawył donośnie, puszczając dłoń Gabriella. Odwrócił się w stronę napastnika, w czerwonych oczach zalśniła niewyobrażalna agresja. Działał w amoku. Odsłonił kły, z których wciąż kapała krew Gabriell'a, oblizał ją, wycelował w tchawicę i skoczył. Nate zrobił unik i w tym czasie na jego grzbiet wskoczył Harvey, obejmując oburącz szyję zwierzęcia. Wilk wierzgał się, próbując go zrzucić z pleców, ale Harvey coraz mocniej zaciskał uścisk. Siłował się z nim na gołe ręce. Nagły napływ adrenaliny tylko pomógł usadzić wilka na ziemi. Walczył dzielnie, ale w końcu zaczęło brakować mu powietrza, upadł na przednie kolana i runął na bok.
-Nie żyje? -Wystraszyła się Kay.
-Spokojnie, jest tylko nieprzytomny. Gabby chodź ze mną, z jedną ręką nic im nie pomożesz. -Gabriell skinął głową i we dwójkę zniknęli lesie, ciągnąc ze sobą nieprzytomnego Anthony'ego.
-Co to miało być!? -krzyknął Nate.
-Eksperyment. Są prawie idealne, nie mogę tylko pojąć, dlaczego tracą nad sobą kontrolę i wpadają w szał...
-Jesteś szalony. Nie powinniśmy ingerować w nasze geny -powiedział Nate, oskarżycielskim tonem.
-Czyli TO nam obiecałeś, gdy mówiłeś, że będziemy jednymi z was? -wtrącił się jeden z mężczyzn stojących nieopodal.
-Nie piszę się na to. Rezygnuję! -dodał drugi. Koledzy Jego zamachnęli się rękoma i ruszyli pewnym krokiem w stronę lasu.
-Stać! Nie możecie już zerwać umowy. -Uśmiechnął się szyderczo. -Udoskonalę miksturę i ją dla mnie przetestujecie. Możecie uciekać i tak was znajdę. Przede mną nie można się ukryć. -Kąciki jego ust podniosły się jeszcze bardziej, ukazując uśmiech psychopaty. W oczach uciekających kłusowników widać było czyste przerażenie.
-Wróćmy do naszej rozmowy. -Odwrócił się w stronę chłopaka. -Oddacie mi grzecznie dziewczynę, a może przemyślę zakończenie prac nad nowymi pieskami.
-Dobra.
Po długim namyśle zgodził się na postawione warunki. Wszyscy zebrani włącznie z Kay stanęli w osłupieniu. Kilka osób zaprotestowało, lecz Nate uciszył ich jednym spojrzeniem.
-Idź. Nie możemy pozwolić, by świat ujrzał więcej takich potworów.
-Ale... -Kay była bliska łez.
-Idź prosto do niego, a gdy już będziesz blisko, atakuj. Będę tuż za tobą.
Szept Alfy był tak cichy, że niemal go nie usłyszała. Kontynuowała scenkę, tak by Cedric się nie zorientował. Maszerowała niepewnym krokiem w stronę zadowolonego z siebie tyrana. Mowa jej ciała dobrze odegrała rolę, lecz z oczu dało się wyczytać, co miało się za niedługo wydarzyć. Wszystko trwało ułamek sekundy. Cedric uświadamiający sobie, że coś jest nie tak. Kayleen przyśpieszająca, a następnie zmieniająca się w locie. Błysk złotawego futra Rachel, wyskakującego pomiędzy ich dwoje. Wszystko poszło zgodnie z planem, gdy tylko na polanie pojawił się biały wilk, reszta watahy Nate'a zaczęła się przemieniać, biegnąc w kierunku szarych. Do tej pory oszukiwali sami siebie, walka była nieunikniona.
Rachel uderzyła w Kayleen z taką prędkością, że obie się przewróciły, robiąc po drodze dwa przewroty. Podnosząc łeb zarejestrowała moment starcia Nate'a z Cedricem. Zanim zdążyła wstać, wilki wymieszały się, walcząc na śmierć i życie. Rozglądała się dookoła, próbując pozbyć się nieprzyjemnego dźwięczenia w uszach. Decyzje, jakie do tej pory podjęła, zaprowadziły ją na sam środek pola bitwy. Przykładała się do treningów z Nate'em, myślała, że naprawdę dużo umie, jednak tak naprawdę nie wiedziała nic.
Złamała podstawową zasadę, odleciała myślami daleko stąd, pozostawiając swoje ciało bezbronne. Kły Rachel zatapiające się w jej futrze, sprowadziły ją z powrotem na ziemię. Zawyła głośno i w odruchu oddała tym samym. Poczuła, jak jej zęby przebijają grubą skórę, a po jej kłach spływa krew. Nie przeszkadzał jej metaliczny posmak, wręcz zachęcał ją do dalszego kąsania. W zakamarkach jej umysłu pojawiały się obrazy Emmy, dziewczyny, którą pobiła.
Wpadła w amok, sceny mieszały się jej przed oczami. Nie rozróżniała wspomnień od rzeczywistości. Oprzytomniała dopiero wtedy, gdy do jej uszu doszedł przeraźliwy skowyt. Stała najeżona, patrząc jak Rachel, ledwo podnosi się z ziemi. Dawno nie miała napadu agresji, w szkole odciągnęli ją od Emmy, tutaj, gdyby sama się nie opamiętała, mogłaby ją zabić.
W porę obróciła się w stronę Joshuy. Nad chłopakiem górował szary wilk, kłapiąc zębiskami tuż nad jego głową. Kay skoczyła, zrzucając z niego wilka, którego następnie zagryzł jeden z wykładowców. Zoe biegała w parze z Haydenem. W dwójkę byli nie do zatrzymania. Parker próbował dostać się do Josha, lecz, co chwilę ktoś stawał mu na drodze. Gdy tylko zabił jednego z szarych, dwóch następnych rzuciło się na niego, przyciskając go do dębu. Bez większych kłopotów ich odrzucił, łamiąc nogę jednemu z nich. Na polanie biegało coraz mniej wilków, co najmniej połowa, widząc pogrom, uciekła w popłochu.
Jak tylko Kay poczuła się względnie bezpiecznie, postanowiła odszukać wzrokiem Nate'a. Chłopak stał naprzeciwko Cedrica, a na jego plecach było dwóch szarych. Ruszyła w jego kierunku z pomocą. Chwyciła łapę szarego i pociągnęła go, zwierzę się zachwiało i przewróciło. Odciągnęła go najdalej, jak się dało, dając chłopakowi więcej swobody. Widząc to, Alfa wyczuł swoją szansę, skoczył na Cedrica, powalając go. Złapał jego szyję, rozrywając krtań. Łeb opadła bezwładnie na ziemie pokryta czerwoną mazią. Już chciał zawyć, sygnalizując zwycięstwo, gdy ktoś pociągnął go za ogon. Odwrócił się i od razu tego pożałował. Szary na to czekał, wgryzł się w jego pokrytą czarnym futrem szyję.
Kay biegła w jego stronę, lecz zabrakło kilku sekund, by uniknąć najgorszego. Widząc, że Nate wraca powoli do ludzkiej formy, Kayleen wpadła w szał. Rozszarpała wilka, mocniej niż powinna i zawyła donośnie. Odgłos ten przepełniony był bólem.
Niedobitki wrogiej watahy zniknęły między drzewami. Wokół chłopaka zebrało się w tym czasie kilka wilków, które wyły rozpaczliwie, żegnając swojego Alfę. Nikt nie mógł mu pomóc, dusił się, trzymając za gardło. Nieudolnie próbował zatamować krwawienie. Odkaszlnął, plując na czerwono. Zoe przemieniła się, kładąc sobie głowę brata na kolanach. Płakała niewyobrażalnie, była w złym stanie, nie przeszkadzało jej, że wszyscy na nią patrzą.
Nate widząc ją zapłakaną, sam uronił kilka łez. Nikt nie zauważył, nawet kiedy Kay od nich odeszła. Wycofała się po cichu. Nie mogła patrzeć, jak rozpaczliwie starał się przeżyć. Poruszała się chwiejnym krokiem, a jej puste oczy nie wyrażały żadnych emocji.
Uklęknęła pod dębem, wyszukała grubą gałąź i wróciła do ludzkiej postaci. Złamała kij w połowie i ostrą część wycelowała w siebie. Z jej oczu płynęły łzy, lecz wzrok nadal miała nieobecne. Wszystko o co do tej pory walczyła, przestało mieć dla niej znaczenie. Jaki jest sens życia, skoro osoba, której pragnie się najbardziej, odchodzi. Traciła coś więcej niż miłość swojego życia. Traciła cząstkę siebie. Umierałaby wraz z nim, tylko że jej agonia trwałaby o wiele dłużej. Wieczność.
-Kay, nie! -Usłyszała w głowie ona oraz reszta watahy. Joshua biegł w jej stronę, niemal się wywracając.
-Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że znaczysz dla mnie tak wiele. Ale teraz wiem jedno. Dla ciebie jestem gotowa umrzeć -powiedziała beznamiętnie i wbiła kij prosto w serce.
Upadła obrócona głową w stronę konającego Nate'a, chłopak spojrzał na nią po raz ostatni przed śmiercią, nie powstrzymując łez. Przymknął oczy, nie chciał już walczyć, chciał, by to wszystko się już skończyło. Utrata Kay była tysiąckrotnie gorszym uczuciem niż cierpienie. Wolałby sam umierać w kółko, byleby nie widzieć jej z pustymi, martwymi oczami. Powoli tracił świadomość, wszystko się rozmazywało. Pojawiało się coraz więcej czarnych plam. Stracił władzę w kończynach, ręce opadły, nie tamując już krwotoku. Jedyne co mógł robić to poruszać gałkami ocznymi, ale nie widział w tym sensu. Nie słyszał już płaczu siostry ani krzyków Josha. Poczuł niewyobrażalną ulgę.
Joshua siedział przy dziewczynie, trzymając na niej głowę. Do tej pory nie wiedział, że wilk może płakać. Nie powstrzymywał łez, wypływających z jego ciemnych oczu. To było dla niego za dużo. Jego siostra walczyła o życie, Nate'owi je odebrano, a jego pierwsza, prawdziwa miłość zabrała je sobie sama. Wszystko straciło sens, podniósł łeb, zerkając w oczy dziewczyny i doznał szoku.
Brązowe tęczówki lekko się poruszyły. Przechylił głowę z zaciekawieniem i w tym momencie Kay gwałtownie się podniosła, wciągając powietrze. Zerknęła na swoje dłonie, następnie na sterczącego nad nią wilka. Gdy się zorientowała, co się właśnie wydarzyło, odepchnęła wilka i ruszyła biegiem w stronę Nate'a. W głowie wmawiała sobie, że nie jest za późno. Nie mogła się spóźnić dwa razy.
Uklęknęła, spojrzała na swoje żyły i bez zbędnego myślenia, wygryzła się w nie. Czując nieprzyjemny smak, przeniosła nadgarstek i nakapała kilka kropel do otwartych ust chłopaka. Nic się nie wydarzyło, zaczęła płakać, ściskając coraz mocniej rękę. Myślała, że jak podzieli się większą ilością krwi to, to zadziała. Spóźniła się. Znowu.
Parker otoczył ją ramieniem, usiłując odciągnąć od martwego chłopaka. Kay walczyła z nim, nie pozwoliła się zabrać. Płakała tak mocno, że obraz całkowicie się jej rozmazał. Rozpacz od niej bijąca sprawiała, że wilki zawyły po raz ostatni. Palce zdrowej dłoni zacisnęła na bezwładnej ręce chłopaka i zerknęła przepraszająco w oczy Zoe.
-Starałam się, naprawdę się starałam... -łkała.
Nie mogła uwierzyć, gdy poczuła delikatny uścisk, spuściła wzrok i starła łzy z twarzy, wyostrzając swój wzrok. Uświadomiła sobie, że rany na jego szyi zaczęły się zrastać. Po chwili otworzył swoje niebieskie oczy, nie wiedział, co się dzieje. Widział nad sobą płaczącą Kayleen, lecz nie roniła ich ze smutku, a ze szczęścia.
-Witaj wśród żywych -Kayleen nachyliła się i złożyła na jego ustach pocałunek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro