Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 11


*Komisariat policji Ravenwood*

Pomieszczenie było ciasne i słabo oświetlone, lecz mieściło trzy biurka, a za każdym z nich siedział policjant w beżowym uniformie. Wszystkie okna były pozamykane, powodując zaduch, jedyny powiew świeżego powietrza pochodził z otwieranych na okrągło drzwi prowadzących na korytarz. W tle co chwilę było słychać szelest papieru i dzwoniący nieustannie telefon. W całym komisariacie panowało zamieszanie, a mała ilość pracowników nie była w stanie zapanować nad panującym chaosem. Gwar nie pozwalał zebrać myśli, przez co kobieta siedząca przy jednym z biurek próbując wyjaśnić, co się jej przydarzyło, jąkała się niemiłosiernie.

-Proszę się uspokoić i na spokojnie jeszcze raz powiedzieć, co pani widziała -powiedział powoli funkcjonariusz, próbując uspokoić kobietę w średnim wieku.

-Wi...Wilk... Widziałam dużego wilka... Nieee... Był ogromny. Wskoczył mi na maskę!

-Rozumiem, jak mniemam, jechała pani przez las. Mam nadzieję, że wie Pani, że jest on naturalnym środowiskiem dzikich zwierząt i to normalne, że czasami pojawiają się na drogach? -Dalej próbował uspokoić rozdygotaną kobietę.

-Ale... Ale to nie był zwykły wilk, on był biały, śnieżnobiały... Dokładnie jak ta kartka papieru. -Kobieta chwyciła znajdujący się przed nią dokument trzęsącymi się dłońmi.

-Pani O...?

-Ophelia. -Przypomniała policjantowi.

-Pani Ophelio, znajdujemy się na południu, tu nie ma wilków polarnych. Czy na pewno dobrze pani pamięta? -oznajmił starszy mężczyzna, powoli zaczynając czuć irytację.

-Dobrze! Był ogromny, biały i te oczy... Były takie... Ludzkie. Patrzyły się na mnie...

-Wystarczy tego, proszę zabrać panią na test na obecność substancji psychoaktywnych. -Policjant wyraźnie tracąc cierpliwość, wstał i zaczepił kolegę przechodzącego właśnie obok niego.

-Nic nie brałam! Nie zmyślam! Na pewno był biały! -krzyczała kobieta, opuszczając gabinet w towarzystwie drugiego policjanta.

-Też go pani widziała!? Tego wilka!? -Jak na zawołanie, myśliwi oczekujący na ławce przed drzwiami wstali jednocześnie. Obaj policjanci stali w osłupieniu, spoglądając to na Rudą kobietę, to na pięciu kłusowników w zabłoconych butach.

*Rezydencja państwa Eufrat*

-Joe wrócił. To nieco komplikuje sprawę -rzekł Henry, podczas spotkania w salonie.

-To pewnie przez szarych. Uaktywnili się przez Kayleen. Ciężko nie oszaleć od tego zapachu. -Włączył się Joshua, puszczając oczko w stronę Kay.

-Josh, ile razy ci mówiłam, że jak masz powiedzieć coś głupiego, to lepiej się nie odzywaj? -Rachel była dzisiaj wyjątkowo poważna.

-Dokładnie. To nie jest czas i miejsce na żarty. -Nie spodziewała się, że te słowa wyjdą akurat z ust Nate'a. -Nie możemy się wychylać, ale musimy przyspieszyć trening Kayleen, a jak wiecie, to się nie łączy. Od dzisiaj nikt z was nie ma wstępu do lasu bez mojej zgody, to samo tyczy się przemian, musimy się pilnować.

Wymienił porozumiewawcze spojrzenia ze wszystkimi i zatrzymał się na Kayleen.

-Skoro trening ci się podobał, dzisiaj przejdziemy do kolejnego. Po spotkaniu razem Zoe przejdźcie na tylny ogród.

-A co z patrolami? Nie możemy zostawić domu bez ochrony. -Rachel wstała oburzona.

-Jeżeli chodzi o tą kwestię, Parker, czy byłbyś w stanie skonstruować, coś, co wykryłoby zagrożenie? -Skierował wzrok w stronę krótko obciętego chłopaka.

-Myślę, że dałoby się coś takiego zrobić, tylko potrzebuję czasu.

-Ile?

-Co najmniej tydzień.

-Masz pięć dni.

Parker spodziewał się tych słów, dlatego w odpowiedzi tylko twierdząco pokiwał głową.

-Jasmine, wiem, że umiesz o siebie zadbać, jednak, jak skupimy się teraz na kłusownikach, nie będzie miał kto cię chronić przed szarymi, a z nimi tak łatwo ci nie pójdzie, dlatego proszę, weź kilka dni wolnego i zostań w domu.

Kobieta również skinęła głową.

-Kay, ty słuchasz się i wykonujesz wszystko, co ci powiem, bez wyjątku...

-Kim ty właściwie jesteś, żeby mi na każdym kroku rozkazywać? W takiej sytuacji nie powinniśmy przypadkiem słuchać Henry'ego? -Bez zastanowienia wypaliła, by chwilę później tego pożałować.

-Może jest Alfą? -Znowu udzieliła się Rachel z nutką jadu w głosie.

-Rachel.-Skarcił ją chłopak. -Fakt, możesz nie wiedzieć, jak wygląda hierarchia w naszej watasze. Może to dla ciebie wydawać się dziwne, ale słuchaj, Henry był Alfą, aż nie ukończyłem osiemnastego roku życia, wtedy przejąłem jego obowiązki, które pełnił po śmierci mojego ojca. Dopiero zapoznaje się z tym i często radzę się Henry'ego w różnych sprawach, dlatego mogło ci się wydawać, że on tu rządzi, jednak prawda jest inna. Wedle przyjętych z góry zasad, Alfa ma obowiązek nosić pierścień, czego też nie wiedziałaś, lecz jak zapewne widzisz ani ja, ani Henry takiego nie mamy. Pamiętasz, jak opowiadałem ci naszą historię? W moim pokoju na komodzie znajduje się drewniana szkatułka z sygnetem, który założę dopiero wtedy, gdy będę w pełni świadom swojego stanowiska. Czy wystarczająco zaspokoiłem twoją ciekawość? -Zakończył, a dziewczyna skuliła głowę zawstydzona. Nie zawsze umiała zapanować nad swoim językiem.

-Nie wiedziałam... -powiedziała ściszonym głosem. Zastanawiała się, co stało się z jego rodzicami, skoro nie są nimi Henry i Jasmine. Po wyznaniu Nate'a już zna prawdę, a przynajmniej częściowo.

Spotkanie trwało jeszcze przez co najmniej godzinę. Nate, jak na prawdziwego przywódcę przystało, doskonale je prowadził, objaśniając kolejne kroki planu. Kayleen siedziała cicho, próbując nadążyć za nową codziennością, co jakiś czas zerkając w stronę Rachel, która była do niej wrogo nastawiona. Jednak jak słuchała jej wypowiedzi, mogła uznać, że za swoimi skoczyłaby w ogień, zastanawiała się, czy nastanie kiedyś dzień, gdy i ją zacznie traktować jako jedną ze swoich.

Dopiero po tym spotkaniu, słuchając ich, wszystkich widziała, jak bardzo są ze sobą zżyci. Powoli zaczynała czuć rodzinną atmosferę, szczególnie gdy Jasmine widząc, jak czuje się zmieszana, podeszła do niej chwytając z troską za ramiona.

Dowiedziała się, że nigdy nie była z ich "gatunku", lecz reszta stada za namową Henry'ego ciepło ją przyjęła. Ufali jej bezgranicznie, a ona im, mimo że wiedziała, że w przeciwieństwie do nich będzie się starzeć szybciej i nastanie moment, gdy ich opuści. Wilki żyły znacznie dłużej od ludzi.

Kończąc spotkanie Nate wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Zoe, która chwytając delikatnie Kay za łokieć, pociągnęła w stronę drzwi wyjściowych na tylny ogród.

Obie dziewczyny czekały na zewnątrz dobre dwadzieścia minut na Nate'a, który musiał coś jeszcze załatwić. Zoe widząc zagubiony wzrok Kayleen, próbowała odwrócić uwagę od wszystkiego, co się właśnie działo i była jej za to wdzięczna. Brakowało jej zwyczajnej rozmowy z przyjaciółką, która w żadnym stopniu nie nawiązywała do myśliwych ani szarych.

Gdy czuła, że w końcu, choć na moment zapomniała o tym zauważyła czarnego wilka wyłaniającego się zza ściany i momentalnie wszystko do niej wróciło. Oglądała, jak szedł w ich stronę, z pochyloną ku ziemi głową. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie jego ciemnoniebieskie oczy, wywołujące gęsią skórę na całym ciele. Zatrzymując się obok Zoe dokładnie mogła oglądać, o ile jest wyższy od standardowego wilka. Ogromnym łeb znajdował się na wysokości ramion czarnowłosej. Nie należała do najwyższych, gdyż mierzyła jedynie metr sześćdziesiąt, ale i tak robiło to wrażenie.

-Jak jesteśmy już w komplecie, to chyba możemy zaczynać. Rozpoczniemy od podstaw. Skoro nie miał ci, kto tej wiedzy wcześniej przekazać.

Zaczęła, poprawiając okrągłe okulary, które lekko zjechały jej z nosa.

-Wady i zalety bycia wilkiem, na to jest tylko jedna odpowiedź. Uszy. Dzięki nim słyszysz na bardzo duże odległości, jesteś w stanie wyczuć wroga i oszacować jak daleko się od ciebie znajduje. -Kay przekręciła głowę z zainteresowaniem. -Ale jak pewnie już zauważyłaś, mogą być też twoim przekleństwem. Są czasami zbyt wrażliwe na pogodę. Drugą najważniejszą zaletą jest węch. Podobnie jak słuch, jest w stanie dokonać niewiarygodnych rzeczy, jeżeli się nim odpowiednio posługujesz, za praktykę odpowiedzialny jest Nate. Aaa zapomniałam powiedzieć najważniejszego w sprawie uszu. Ponad wszystko unikaj psich gwizdków. Może wydawać się to dziwne, ale najwięcej z nas ginie z rąk szarych, którzy się nimi posługują. Niemal nas paraliżują, dobicie przez kłusowników to tylko kwestia czasu. Chcesz zobaczyć coś ciekawego? -W oczach Zoe pojawiła się iskierka.

Kayleen pokiwała głową na zgodę i nie musiała długo czekać na reakcję. Drobna ręka Zoe powędrowała do kieszeni bluzy, wyciągając z niej niewielką trąbkę sygnałową. Nate widząc to, przymknął oczy, zrobił głęboki oddech i skierował głowę w stronę siostry. Jego mina wyraźnie mówiła "nie waż się tego zrobić", a to tylko zadziałało jak płachta na byka. Podniosła rękę do ust i zanim zdążył zareagować, zadmuchała w niego, uwalniając głośny pisk niesłyszalny dla zwyczajnych ludzi. Kayleen wzdrygnęła się mocno. Skoro usłyszała go w ludzkiej formie, nie wyobrażała sobie, jak bolesny był w wilczej.

Wilk stojący przed nią, a raczej klęczący kulił uszy i skuczał. Nie był w stanie w żaden sposób uwolnić się od nieprzyjemnego dźwięku. Utknął w pułapce zastawionej przez jego najukochańszą siostrę. Od czego w końcu ma się młodsze rodzeństwo jak nie od umilania życia. Gdy tylko tortury ustały, Nate aż kipiał ze złości, warczał na obie dziewczyny, odkrywając oba kły, w odpowiedzi usłyszał jedynie chichot.

-Przejdźmy dalej, kiedy jesteśmy przemienieni, niskie temperatury to dla nas nie problem, więc nie musisz się przejmować śniegiem, nasze futro jest wystarczająco grube, żeby nas zabezpieczyć przed zimą. Jeżeli chodzi o wytrzymałość, potrafimy biec przez cały dzień, gdy zakończysz trening wytrzymałościowy, również nie będzie to dla ciebie problemem. To samo tyczy się szybkości, będziesz biegać co najmniej dwa razy szybciej niż teraz. Kolejną interesującą rzeczą są. -Chwyciła za pysk Nate'a i delikatnie go rozchyliła. -Kły.

Złapała za jednego, nawiązując na krótko kontakt wzrokowy. "Nie przeginaj" wyczytała z jego oczu, lecz zignorowała to.

-To jedna z dwóch dróg do wyboru w razie ataku lub obrony. Nie wahaj się gryźć, gdy będzie groziło ci niebezpieczeństwo. Druga z nich to jak pewnie się domyślasz pazury. W komplecie z kłami tworzą idealny zestaw do samoobrony. Ostatnia dawka teorii i zostawiam cię w rękach Nate'a.

Powiedziała, widząc, że natłok informacji powoli miesza Kay w głowie.

-Najważniejsze, co potrzebujesz wiedzieć, gdy zostaniesz zaatakowana, zawsze celuj w szyję.

-"I w łapy, ciężko atakować niesprawnymi kończynami". -Usłyszała w głowie.

-I łapy, szczególnie tylne.

-"Mówiłem".

-Możesz przestać? -powiedziała cicho w stronę zwierzęcia, Zoe pochłonięta monologiem nie zwróciła na to uwagi.

-To właśnie te miejsca są najbardziej narażone na niebezpieczeństwo, atakuj właśnie tam, jeśli chcesz zdobyć przewagę.

-"To właśnie te miejsca są najbardziej narażone na niebezpieczeństwo, atakuj właśnie tam, jeśli chcesz zdobyć przewagę" -mówił równocześnie z dziewczyną powodując u Kayleen rozkojarzenie.

-Skończ wreszcie! Nie mogę się skupić! -krzyknęła wyraźnie poirytowana.

-Słyszysz Nate'a? -Pokiwała twierdząco głową, jakby to było normalne. -Czyli oficjalnie dołączyłaś do klubu podsłuchiwaczy, świetnie...

Dzięki zdaniu testu Kay została zasypana kolejną porcją nudnej teorii. Stała tam, jak na skazanie, ale starała się tego nie okazywać, żeby nie zrobić przykrości Zoe. Masochistka, pomyślała. Na jej szczęście materiału do zapamiętania nie było dużo, więc szybko dotrwała do końca wykładu, który sfinalizowany został smsem w komórce dziewczyny. Wciągając ją, uśmiechnęła się do siebie i zaczerwieniła równocześnie. Widząc ją w takim stanie, Kay nie musiała zgadywać, kto właśnie do niej napisał. Odpowiedź była tylko jedna.

-Wybaczcie, to Hayden, muszę iść. Częścią praktyczną zajmie się Nate. No to cześć! -powiedziała nieco za szybko i w mgnieniu oka zniknęła im z pola widzenia.

-Zmieniaj się szybko i wracaj tu, nie mam dużo czasu. -Usłyszała w głowie.

-Czekaj! Chcę coś sprawdzić. Mogę? Mój pies zawsze miał tu gilgotki. -Wypaliła z entuzjazmem w głosie.

-Czy ty właśnie porównałaś mnie do psa?

-Nieee... No może trochę, ale czekaj!

Nie dając chłopakowi czasu na zgodę, podeszła do wilka i zatopiła dłoń w sierści na jego szyi. Poczuła, jak mięśnie się napięły, więc zgodnie z planem zaczęła powoli go gilgotać, lecz nic się nie wydarzyło. Zwierzę stało niewzruszone, dlatego przeszła do następnego kroku, a mianowicie stopniowe przesuwanie dłoni w górę. Dochodząc do okolicy uszu, zauważyła, że tylna łapa Nate'a mimowolnie, delikatnie się trzęsie.

-Przestań -powiedział ostro.

Kayleen nie byłaby sobą, gdyby odpuściła od razu, nie zamierzała przestawać i w dalszym ciągu kontynuowała swój plan, nie zważając na słowa chłopaka. To on rozpoczął tę wojnę. Zamiast tego zrobiła krok w bok, stając naprzeciwko. Czuła władzę nad nim, więc zaczęła wyciągać drugą rękę w kierunku przeciwległego ucha. I to był jej błąd. Nate otrzepał się, zrzucając z siebie jej dłonie, następnie podniósł ciężką łapę i bez większego wysiłku przewrócił dziewczynę na plecy. Stając nad nią, rozstawił nogi po obu jej stronach, dotykając zimnym nosem jej brody.

-Ostrzegałem, teraz za to zapłacisz.

Jeździł ogromnym, zimnym nosem po jej szyi wywołując w Kay niekontrolowany śmiech. Jej odporność na gilgotki była dramatycznie niska. Wiła się, próbując się uwolnić, lecz wilk skutecznie jej to uniemożliwiał. W kącikach oczu pojawiły się łzy, wtedy niespodziewanie przeniósł swoją głowę w kierunku twarzy dziewczyny, jeżdżąc nozdrzem po czole. Z nadmiaru emocji, podniósł łeb do góry i polizał Kay po policzku, zaraz potem odskoczył od niej jak poparzony. Zostawiając ją leżącą i zdezorientowaną na środku ogrodu, zniknął w gąszczach lasu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro