Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Here is where I can help...if you let me

Polecam sobie odpalić piosenkę, którą dodałem, bo moim zdaniem mega pasuje do postaci jaką jest Hunter. Miłej lektury.

Część 1 Spotkanie

Tego dnia Hunter wybrał się na przechadzkę po murach. Dzisiaj bowiem miał wolne, a miejsce które wybrał było nieprzypadkowe. Wiedział bowiem, że o tej porze nikogo tutaj nie ma, bo większość rekrutów oraz cała reszta odbywała poranne ćwiczenia, co pozwoliło mu na spokojne rozmyślanie.

Idąc wzdłuż muru, towarzyszył mu jego palizman, który usiadł na jego ramieniu, palizman, który zawsze był w jego pobliżu, aby móc służyć mu w razie konieczności.

Sam Hunter był strapiony i rozdarty, bo wiedział, że nie może się z nim pokazać przy swoim wujku oraz przy kimkolwiek innym, bo mógłby mieć z tego powodu nieliche kłopoty, a osoby takie jak Kikimora tylko na to czekały.

Nagle do jego uszów doszedł dźwięk uderzania czymś o mur, był to dźwięk bardzo równy i rytmiczny jakby ktoś wystukiwał jakąś melodię.

Podchodząc bliżej w kierunku, z którego dobiegała, zobaczył dziewczynę siedzącą na blankach, nosiła strój cesarskiego sabatu, ale nie miała maski na twarzy, ani nałożonego na głowę kaptura.

(Podglądowy wygląd Sole. Poza strojem reszta się zgadza.)

-Bezpieczny, niezłomny, troskliwy i dumny. Cichy, a gdy go obejmujesz, czuje się silniejszy.- Powiedziała do siebie pół szeptem, kiwając głową w górę i w dół, wybijając swoimi nogami uderzającymi o blanki ciągle tę samą melodię.

Hunter nigdy wcześniej jej tutaj nie widział, ale ogólnie mało kto przebywał w jego obecności bez pełnego stroju.

- Kim jesteś? Mam wrażenie, że już cię widziałem. Prawda?- spytał.

Dziewczyna wydawała się mu dziwnie znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie ją widział, an w jakich okolicznościach to było.

- Obserwowałam cię. Jestem Sole. Zawsze jestem gdzieś tutaj na zamku. W miejscu, gdzie mnie akurat potrzebują- Sole nagle zniknęła i stanęła tuż przed Hunterem.- Łatwo słyszeć, ciężej być częścią tego, czego słyszysz. Ale ja jestem tutaj, słucham, pomagam, a przynajmniej próbuje pomóc.

Hunter lekko się wzdrygnął, ale się nie bał. Jej twarz sprawiała wrażenie przyjaznej i dobrej, co sprawiło, że jej palizman usiadł jej na ramieniu na, co ta się uśmiechnęła.

- Chcesz mi pomóc? W czym?- zapytał zdziwiony słowami dziewczyny. Nie rozumiał powodu, dla którego ktokolwiek chciałby mu pomóc, a już na pewno nie ktoś, kto mieszka w tym zamku.

- Spękane usta, drapanie, pragnienie. Pić.- Sole, zignorowała jego pytanie, oparła się o blanki i nagle zniknęła.

Hunter dostrzegł, że Sole pojawiła się na dziedzińcu pośród rekrutów i wtedy dała jednemu z nich wody.

- Dziękuję. Powiedział rekrut, któremu wręczyła wodę.

Sole uśmiechnęła się odeszła kilka korków w tył i zniknęła, by ponownie pojawić się przed Hunterem.

- Będzie dobrze. Nie zapamiętają mnie.- Uśmiechnęła się życzliwie.

- Zaraz. Jesteś duchem?- Spytał mocno zdziwiony. Fakt, że cieszyło ją, że jej nie zapamiętają, był dziwny i dawał do myślenia. Świadczyło to bowiem o dwóch rzeczach albo dziewczyna była duchem, albo była szalona. Druga odpowiedź mu nie pasowała, więc została ta pierwsza.

- Tak, ale nie do końca. Kiedyś myślałam, że jestem tylko duchem. Nie wiedziałam. Popełniałam błędy...ale też znalazłam przyjaciół. Ale wtedy pojawił się Belos, dowiódł, że nie jestem prawdziwa. Straciłam przyjaciół. Straciłam wszystko. Jednak zostałam. Nauczyłam się bardziej przypominać siebie. To mnie zmieniło, wzmocniło. Wyczuwam, kiedy inni potrzebują pomocy. Mogę pomagać.

Sole mówiła dość dziwnie, a jej ton zmieniał się na bardzo melancholijny pełen troski i współczucia.

Hunterowi zdawało się, to nie przeszkadzać, przywołał w głowie informację z książki o duchach, jaką kiedyś czytał i była w nim wzmianka o najróżniejszych duchach, dobrych i złych, a Sole zdawała się epatować współczuciem i troską, ale nie mogła być duchem, ponieważ sprawiała wrażenie bardzo prawdziwej. Czym tak naprawdę była? Duchem? Czy bardzo potężną wiedźmą? Jaka nie byłaby prawda, to ona sama zdawała się być nieszkodliwa i godną zaufania istotną.

- Dlaczego mi się ujawniłaś?- Spytał. Hunter widział w życiu nie jednego ducha, ale żadnego który wyglądałby i zachowywał się jak Sole.

- Bo tego potrzebowałeś.- Odparła.- Może nie mówisz tego głośno, ale ja to słyszę ciche wołanie: "Co mam robić? Komu mogę zaufać? Boję się tego, co będzie... chyba straciłem wiarę w plan wujka, ale nie zostawię go."

- To...- Hunter na tę odpowiedź, otworzył ze zdziwieniem usta.

- Tak, to są twoje słowa. Te, które zacząłeś sobie powtarzać, odkąd wróciłeś z Jeziora Zaćmienia, a  wcześniej od chwili kiedy masz swój palizman, zacząłeś sobie zadawać pytanie, czy to, co robisz, ma jakiś większy sens.- Wyjaśniła.- Jesteś rozdarty i boisz się przed kimś otworzyć, a ja jestem tu po to, abyś poczuł się lepiej. Nikt tutaj nie potrzebuje tego bardziej niż ty.

- Dlaczego miałbym się otwierać przed pierwszą lepszą osobą, która mi to proponuje?- zapytał z wyrzutem. Był zdenerwowany, bo czuł, że Sole może mieć rację, ale on sam bał się tego przyznać.

- Mogę ci towarzyszyć dzisiejszego dnia. Jeśli zechcesz.- Zaproponowała.- Wtedy zdecydujesz czy warto mi zaufać, czy nie. Nikogo bowiem nie mogę zmusić do przyjęcia mojej pomocy.

- A co jeśli ktoś cię zobaczy? Oboje będziemy mieć kłopoty.- Hunter zdawał sobie sprawy, że są miejsca w których nie powinien być widziany w niczyim towarzystwie, a sam fakt, że z kimś rozmawia poza misją mógł wydać się podejrzany.

- Nie będę przeszkadzać. Malutka bezproblemowa, niezauważalna, chyba że ktoś chce.- Zapewniła go, chociaż zrobiła to w swoim stylu.

- W porządku, ale nie ujawniaj się, dopóki nie dam ci znać, że możesz jasne?- Hunter spojrzał na nią pytająco.

Sole w odpowiedzi, pokiwała głową i uśmiechnęła się życzliwie.

- Więc możesz usłyszeć myśli każdego?- zapytał po chwili ciszy.

- Nie. Muszą mnie wezwać. Ból, strach, smutek, poczucie winy, złość, odtrącenie, mogę to naprawić, ale oni muszą tego chcieć.- Odparła.

Hunter zamyślił się na chwilę nad kolejnym pytanie, była to dla niego okazja, aby dowiedzieć się czegoś nowego i przy okazji zrozumieć kim lub czym jest Sole.

- Możesz mi powiedzieć, jak pomagasz innym?- Hunter oparł się plecami o blanki zamku, spojrzał na Sole, której wyraz twarzy przez większość ich rozmowy zmieniał się tylko na chwilę, by później wrócić do jej neutralnego wyglądu niezdradzającego żadnych emocji.

- Cóż... na początku słucham. Słyszę cierpienie niczym drżącą strunę. Czasem, aby je ukoić, wystarczy coś dać. Jedzenie, picie, sen, dobre słowo.- Odparła i stanęła koło niego, również opierając się o blanki.- Czasem jednak nie mogę pomóc, ponieważ ból, jaki czują, wiąże się z inną osobą, złamane serce, utrata przyjaciela, odrzucenie przez rodzinę. Tych rzeczy mimo najszczerszych chęci nie potrafię naprawić, a jedyne co mogę to zaoferować chwilową ulgę.- Twarz Sole pierwszy raz stała się smutna, a jej błękitne oczy zrobiły się nagle puste.

- Kiedy... kiedy patrzysz na mnie...co widzisz?

-Ty jesteś jasny, ale twój prawdziwy blask jest skryty za chmurami. Walka i zmęczenie, ból i samotność. Zycie pełne nauki, wymagań, posłuszeństwa.- Spojrzała na Huntera, a jej błękitne oczy znów stały się takie jak na początku, pełne ciepła i współczucia.- Masz na swoich barkach wielki ciężar. Niesione z mozołem nadzieje, zwalczane obawy. Jesteś ich więźniem. Wiem, że jest ci ciężko i spróbuje ci pomóc, jeśli tylko mi pozwolisz.

- Dziękuję... to wiele znaczy naprawdę... ale nie chcę, aby ktoś czuł ten smutek co ja.

- Ja nie czuje smutku.- Odpowiedziała.- Ja pomagam innym. Znajduję i leczę rany. Przynoszę ukojenie, ratunek. Dostrzegam i uśmierzam ból. Czemu miałabym być z tego powodu smutna?

- Coś w tym jest.- Uśmiechnął się lekko, zawstydzony swoim pytaniem, chociaż dalej nie mógł jej rozgryźć, ale było w niej coś co budziło jego zaufanie.

Wtedy nagle rozległ się dźwięk jego burczącego brzucha.

- Przepraszam, ale chyba wybiła godzina, aby coś przekąsić.

Hunter był przez ułamek sekundy speszony burczeniem swojego brzucha, więc postanowił ukryć, wypinając pierś do przodu i maskując to uśmiechem.

- Może pójdziesz ze mną coś zjeść?- zaproponował, licząc, że Sole się zgodzi.

- Ja nie jem, ale chętnie będę ci towarzyszyć.- Odparła Sole i splotła dłonie za plecami.

- Ciągle o tym zapominam.- Westchnął i pokręcił głową.- Chodźmy więc, bo o ile dobrze pamiętam, to...

- "... zawsze o tej porze stołówka jest pusta albo niemal pusta." Gównie dlatego, że nie lubisz tłoku.- Dokończyła Sole.- Wiem.- Dodała i uśmiechnęła się ponownie, ale po chwili się speszyła.- Postaram się pomóc, ale nie zawszę mówię jak trzeba, to znaczy potrafię mówić normalnie, ale słowa są ulotne jak ich znaczenie. Jest ich tak wiele. Czasem zapominam co chciałam powiedzieć.

- Wiesz... chcesz mi pomóc i ze mną rozmawiasz, więc mów jak chcesz. Mnie to nie przeszkadza.- Hunter wzruszył ramionami.

Nie takiego towarzystwa się spodziewał, ale od czegoś trzeba zacząć.

- Pomagam. Miło mi to słyszeć. Postaram się.- Ucieszyła się, akcentując każde zdanie.

Hunter uznał dalsze wyjaśnienia za zbędne, więc oboje udali się do stołówki, a sam Hunter zastanawiał się, czym dzisiaj uraczy go kucharz oraz co wyniknie z poznania Sole.


Część 2 Wspólny posiłek

Kiedy obydwoje dotarli do drzwi prowadzących na stołówkę, Hunter zwrócił się do Sole.

- Nie musisz się ukrywać.- Oznajmił nagle.- Możemy zjeść normalnie, bez ukrywania się. Tak jak cała reszta.

- Sama nie wiem. Nigdy jeszcze tego nie próbowałam.- Wyraz twarzy Sole zmienił się, a ona sama zdawała się lekko zaniepokojona, ale się nie bała.

- Będzie dobrze.- Uspokoił ją.- Na stołówce raczej nie zwrócisz niczyjej uwagi, bo większość i tak raczej jada osobno, albo w małych grupkach, a jeśli ktoś zapyta, to zdajesz mi właśnie meldunek. Może tak być?

Sole pokiwała głową na znak, że się zgadza, a po otwarciu drzwi prowadzących na stołówkę przywitał ich głos:

-Golden Guard! Zaszczycasz nas swoją obecnością.- Powiedział rekrut, który dzisiaj piastował stanowisko pomocnika kucharza.

To stanowisko najczęściej było formą kary za jakieś przewinienia, ale zdarzali się tacy, którzy lubili tutaj pracować, a ten, który miał obsłużyć Huntera i Sole był właśnie jednym z takich rekrutów.

- Mogę zaproponować przyniesienie naszego najlepszego sera na spróbowanie dla ciebie i twojego gościa?

- Dla mnie to, co zawsze.- Oznajmił Hunter.

- Ja nie jem.- Odparła krótko Sole.

- W takim razie na początek butelka wyśmienitego soku z rzadkiego owocu Ghislain, a w międzyczasie kucharz zajmie się zamówieniem.

Pomocnik kucharza po tych słowach zaprowadził oboje do ich stolika. Sam stolik znajdował się przy ścianie i dobrze było z niego widać zarówno wejście na jadalnię, jak i wejście do kuchni.

Po drugiej stronie sali siedziało 5 innych rekrutów, którzy nie zwracali uwagi ani na Huntera, ani na Sole, bo byli pogrążeni we własnych rozmowach.

To była właśnie jedna z wad cesarskiego sabatu. Bardzo ciężko było zostać częścią jakiejś liczącej się grupy, a fakt, że większość członków cesarskiego sabatu traktowała się nawzajem najwyżej z wymuszoną tolerancją, co nie dawało szans na jakieś głębsze uczucia. Nie było tu raczej mowy o przywiązaniu czy braterstwie. Miało to sprawić, że rekruci wykonywaliby zadania bez zbędnych pytań, głównie takie w których trzeba kogoś lub coś poświęcić, ale taka taktyka na dłuższą metę nie mogła się sprawdzić.

- Widział mnie. Wszyscy mnie teraz widzą.- Powiedziała patrząc na odchodzącego pomocnika kucharza. Ton głosu Sole sprawiał wrażenie, jakby była zaskoczona oraz lekko zdezorientowana zaistniałą sytuacją.

- Fajnie, że pozwoliłaś się mu zobaczyć.

- Nie wiem, czy to ja.- Znajdowałam osoby, kiedy ból ich otwiera. Koję go. Ja odchodzę. Oni zapominają. To mi wystarczało, ale teraz mogą mnie zapamiętać i nie jestem pewien... ach.- Zaśmiała się.

W międzyczasie pomocnik kucharza przyniósł kubki i sok i zostawił je na środku stołu, po czym wrócił do kuchni.

- Miałam kiedyś przyjaciółkę. Aide. Ona jedyna przed tobą tak długo ze mną rozmawiał. Widziała mnie. Była przyjaciółką przez bardzo długi czas. Pokazała mi, że nawet członkowie cesarskiego sabatu mogą być mili, ale nawet ona...- Sole westchnęła.

- Jeśli to ma być ckliwe wyznanie, którym chcesz mnie zamęczyć, pozwól, chociaż dokończyć sok, bo to...

- "...doskonały sok z Ghislain i nie chcę, aby się zmarnował"- Sole dokończyła słowa Huntera i cicho się zaśmiała.- Pochopne słowa skrywają łagodne serce. Nie przyprowadziłabyś mnie tutaj, gdybym cię nie obchodziła. Ale tutaj nie chodzi o mnie czy o innych. Chodzi o to... Kiedy dowiedziałam się, że nie jestem taka jak inni, rozwinęłam się, ale straciłam Aide, Jedyną przyjaciółkę. Długo bałam się pokazać innym. Dlatego się zaśmiałam.

- Śmiejesz się z samej siebie?- Zapytał Hunter zaskoczony reakcją swojej towarzyszki.

- Tak.- Pokiwała głową.- Ten świat nauczył mnie, że przez zmiany traci się przyjaciół. Ale teraz wiem, że tak nie musi być. Jestem na tyle sobą, by wiedzieć, że to, co czułam wcześniej, było głupie. Czy to nie wspaniałe?- Sole sprawiała wrażenie zadowolonej, można to porównać do radości, jaką odczuwa się, robiąc coś po raz pierwszy i myśli, że to jest właśnie to.

- Nie wiem, ale to chyba kolejny krok w dobrym kierunku Sole. Tak myślę...

- Może spodoba mi się bycie widzialną. Jak myślisz, czego się teraz nauczę?

- Czego tylko zechcesz. Czego tylko zechcesz.- Odpowiedział z uśmiechem.

- Mogę teraz ja o coś zapytać?

- Pytaj.

- Kiedy tu weszliśmy, powiedziałeś pomocnikowi kucharza, aby przyniósł ci to, co zawsze, co miałeś przez to na myśli?

- Szczerze? Nic. - Rozłożył ręce.- To jest w tym najlepsze. Poprosiłem kucharza, aby zawsze spróbował mnie jakoś zaskoczyć i często się mu to udaje, ale nie zawsze da się to zjeść.

Sole zaśmiała się, położyła ręce na stole, a następnie położyła na nich swój podbródek.

- Powiedz... jest coś, co cię złości we Wrzących Wyspach?

- Szczerze? Tak. Złości mnie, że wpływowe rodziny z Wrzących Wysp obecnie krzyżują się, tak by stworzyć doskonałe potomstwo, z doskonałym ciałem, doskonałym umysłem, aby było materiałem na doskonałego przywódcę, a każde odchylenie postrzegane jest jako wada, stanowi dewiację i hańbę. I należy ją ukryć. To mnie denerwuje oraz i hipokryzja i tu zgadzam się ze swoim wujkiem, że takich jak oni trzeba trzymać krótko.

- To strasznie smutne.- Stwierdziła Sole.- Gdzie w tym uczucia? Pasja? Miłość?

- Tymi rzeczami już dawno przestano się przejmować, a jeśli jeszcze gdzieś jest, to są to jednostkowe przypadki.- Hunter westchnął i zrobił solidny łyk soku.- Miałaś wcześniej rację, gdy wspomniałaś, że tracę wiarę w plan wujka...

- Wiara rodzi współczucie... ostrożna, uważna, kryje się w szarościach, lecz dojrzewa.

- I... co to ma mi niby powiedzieć?- spojrzał na nią pytająco. Ciągle nie mógł jej rozgryźć, bo raz zdawała się zwykłą osobą, by chwilę później znów oddać się swojej melancholijnej naturze.

- Jesteś dobrą osobą, która musi robić złe rzeczy. Nie wydałeś swoje palizmanu wujkowi, bo okazałeś mu współczucie, przywiązanie.

- A tobie zawsze wszystko się udaje?- zapytał.

- Nie.- Sole podniosła głowę i znów miała to samo smutne spojrzenie jak wcześniej.- Moją największą porażką był fakt, że nie uratowałam Sole.

- Chwila, chwila... Sole to ty, więc dlaczego mówisz, że jej nie uratowałaś.- Hunter sprawiał wrażenie lekko zdezorientowanego jej słowami, bo nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

- Owszem, ale to skomplikowane...

- Opowiedz, proszę... o ile masz ochotę.

- Zgoda, ale nie będzie to miła historia.- Westchnęła.

Sole rozsiadła się nieco wygodniej na krześle, podczas gdy pomocnik kucharza przyniósł posiłek. Coś, co wyglądało jak papka ziemniaczana, ale miała dziwny zapach.

- Jakoś postaram się wytrzymać. Wytrzymałem nie jedną tego typu potrawę to i ze smutną historią sobie poradzę.- Odparł i zrobił kęs nieznanej potrawy. Chociaż nie miał pojęcia co, za chwilę usłyszy, to starał się mentalnie przygotować na wszystko.

- Złamane ciało, zakrwawione rzucone w kamienną celę, ściskane w trzewiach, ciemność i wilgoć, pojmana wiedźma. Wrzucili ją do lochu w tym zamku. Zapomnieli o niej. Umarła z głodu. Przybyłam, by jej pomóc... i nie mogłam. Więc zostałam nią...stałam się Sole.- Jej słowa zwłaszcza te ostatnie były wypowiedziane bardzo smutnym tonem w którym słychać było ból i niemoc.

- To...to bardzo smutne.- Stwierdził Hunter, patrząc na pogrążoną we własnych myślach Sole.

- Jednak to już minęło. Zmieniłam się. Dorosłam. Z każdym dniem dowiaduje się, jak mogę pomagać innym, którzy tego potrzebują.

- Mam pytanie. Ty nie przebywasz obecnie w ciele Sole? Naprawdę tak wyglądasz?

- Tak i nie, ten wygląd należał do Sole za nim odeszła.- Odpowiedziała.

- Ale prawdziwa postać ducha zawsze jest potworna albo przynajmniej nienaturalna, ale nigdy nie widziałem, aby duch przypominał osobę.

- Prawdziwy świat jest dla duchów niezrozumiały. Zbyt prawdziwy. Właśnie dlatego wyglądają nienaturalnie. Potwornie. Przynajmniej większość, a ja jestem jestem jedną z nich.

- A ty chcesz wyglądać tak, jak teraz?

- Chcę pomagać. Wygląd nie miał znaczenia, ale po spotkaniu Sole, uznałam, że jestem jej to winna. Nie chciałam, aby o niej zapomnieli, tak jak to się stało w wieży. Chciałam, aby współczucie miało jej twarz.- Odpowiedziała.

- Potrafisz zmieniać, postać, Sole? Gdybyś na przykład chciała inaczej wyglądać?- Dopytywał zaintrygowany jej potencjalnymi umiejętnościami.

- Ale nie chcę wyglądać inaczej.

- Hmm. Belos oszaleliby z radości, gdyby mógł przywołać kogoś takiego jak ty, kto potrafi przybrać dowolną postać.- Hunter przez chwilę się zamyślił, ale po chwili zganił się w myślach, że przyszło mu do głowy, aby wydać wujkowi pierwszą życzliwą mu od dawna istotę.

- Wykorzystałby mnie do robienia krzywdy innym.- Stwierdziła.

- Masz rację. Tak by zrobił.- Hunter zawstydził się na te słowa. Wiedział, że jego wujek nie będzie przebierał w środkach, aby osiągnąć swój cel. Nawet jeśli oznaczałoby to ranienie innych.

- Zadajesz mnóstwo pytań, Hunter.- Uśmiechnęła się, ale w jej głosie nie było słychać wyrzutu, lecz zadowolenie.

- Nie chciałem być niegrzeczny, po prostu, wzbudzasz moją ciekawość. Nie sądziłem, że ktoś taki jak ty może istnieć.

- Ty też wzbudzasz moją ciekawość.- Na twarzy Sole dalej malował się szczery uśmiech, a ona sama zdawała się być znacznie bardziej prawdziwa niż wcześniej.

- Możesz mi zadać parę pytań, jeśli chcesz.- Zaproponował, aby nie wyjść na wścibskiego, że tylko pyta, a samemu nie daje nic w zamian.

- Dobrze. Dziękuję.

- Będę tego żałować, nie?- Hunter przestał żuć i zrobił zmieszaną minę, jakby propozycja, jaką złożył, mogła nie wyjść mu na dobre, ale po chwili mu przeszło, bo miał w końcu do czynienia z duchem, który jako jedyny chciał go z własnej woli słuchać.

- Być może.- Uśmiechnęła się ponownie.- To jednak zależy tylko od ciebie. Jak zawsze zresztą.

Hunter w międzyczasie skończył swój posiłek.

- Więc co chcesz teraz robić?- zapytał.

- Może zagramy w czaro pokera? Widziałam nie raz, jak rekruci po kryjomu w niego grają, a ja chciałabym spróbować w to zagrać, chociaż jak sam wiesz, że nie miałam takiej możliwości, a sama gra wydaje się zabawna.

Hunter podrapał się po głowie i na moment się zamyślił.

- Myślę, że dałoby się to zorganizować, ale to dopiero później i...

- W takim razie będę wieczorem i nie kłopocz się, wiem, w którym pokoju mieszkasz, a i powiedz kucharzowi, aby więcej ci tego nie serwował, bo strasznie śmierdzi i nie wygląda zbyt zdrowo.- Sole uśmiechnęła się i wstała ze swojego miejsca.

- Tak chyba masz rację...- stwierdził, a na samą myśl o posiłku, jaki przed chwilą spożył, robiło się mu niedobrze.

- Do wieczora, a i jakby co zapukam 3 razy, to tak, abyś wiedział, że to ja, a nie ktoś inny.- Oznajmiła i ruszyła w kierunku drzwi, ale za nim do nich dotarła, po prostu zniknęła jak duch.

- Nigdy się do tego nie przyzwyczaję... a teraz muszę skądś skołować karty ech... relacje nawet z duchami są problematyczne, zwłaszcza jeśli tym duchem jest dziewczyna.- Powiedział do siebie, ale mimo to cieszył się, że miał okazję do rozmowy z kimś innym niż jego wujek i o czymś innym niż Dzień Jedności i sprawach cesarskiego sabatu.

Część 3 Pokerowa noc

Hunter cieszył się, że w końcu mógł z kimś spędzić czas, a wieczorek w czaro pokera był bardzo dobrą okazją, aby nieco zacisnąć więzi.

Sole przyszła punktualnie. Niemal bezszelestnie, dokładnie w chwili kiedy dokonywała się zmiana straży. Zapukała 3 razy, tak jak było umówione.

- Otwarte- rzucił.

Po tych słowach drzwi otwarły się, ale co dziwne nie skrzypnęły tak jak zazwyczaj miały to robić. Zresztą skrzypienie drzwi było dość powszechne na zamku, bo pełniło dodatkową funkcję, jaką było obwieszczenie, że ktoś przyszedł.

Palizman Huntera zaćwierkał i usiadł na ramieniu Sole, która na jego widok lekko się uśmiechnęła, mrużąc oczy.

- Ciebie też dobrze widzieć- powiedziała do niego.

On zaś sfrunął z jej ramienia i usiadł na półce.

Sama Sole rozejrzała się po pokoju Huntera, który był wyjątkowo czysty, Sole z racji, że była duchem, widziała już nie jeden pokój należący do chłopaków w wieku Huntera, ale tamte przypominały bardziej pole bitwy niż pokój, ale to nie było ani trochu dziwne, bo Sole wiedziała, że faceci rzadko przejmują się takimi detalami.

Hunter był jednak inny, ale to, co Sole poczuła to ból i samotność, co pozwalało jej wydedukować, że dbanie o porządek było czymś, co miało zająć jego myśli, albo po prostu był to nawyk.

Kolejną rzeczą, jaka ją uderzyła, był fakt, że w tym pokoju nikt nigdy nie przebywał zbyt długo, co świadczyło, że jeśli ktoś tu przyszedł, to tylko po to, aby wezwać Huntera.

- Wszystko dobrze?- zapytał, patrząc na zadumaną Sole.

- Tak.- Pokiwała głową.- Po prostu wyczuwam w tym pokoju smutek i samotność.

- Tak...- odparł i usiadł na krawędzi, wbijając wzrok w podłogę.- Nigdy nie miałem tutaj żadnych gości ani nikogo, kto nie przyszedłby tu, tylko aby mnie wezwać. Nikt nie spytał co słychać, jak się czuję...- Hunter nagle przerwał wyliczankę, wiedząc, że jeśli tak dalej pójdzie, to może się nawet rozpłakać, a nie chciał wyjść na słabego.

- Smutek to nic złego.- Odparła Sole i usiadła obok niego.- Jeśli ma się kogoś bliskiego, kto...- wtedy Sole ugryzła się w język, bo zapomniała, że Hunter nie ma nikogo takiego. Owszem był jego wujek, ale wiedziała, że nie jest to osoba, której można powiedzieć o wszystkim.

- Mimo to dziękuję, że przyszłaś i wiem, że jesteś tylko duchem, ale rozmowa z tobą sprawia, że czuję się lepiej.

Sole uśmiechnęła się.

- Takie mam zadanie. Sprawiać, aby ci, którzy tego potrzebują, poczuli się lepiej, a nikt dotąd nie potrzebował tego bardziej niż ty. I... dzięki tobie ja też czuję się lepiej. Jak osoba.

- Więc zagrajmy?- zapytał, przypominając sobie właściwy powód tego spotkania.

- Jasne!- odpowiedziała pełnym entuzjazmu głosem.

Hunter wyciągnął karty i szybko je przetasował. Zaczęła się gra, która wyglądała tak, że raz wygrywał Hunter, a raz Sole, chociaż jej zdarzyło się w którymś momencie wygrać 3 razy z rzędu, ale nikogo z nich nie smuciło, że przegrywa.

Wspólne granie postanowili urozmaicić opowieściami.

-... i biedny rekrut wpadł do jadalni w samych tylko gatkach. W sali zapadła...głęboka cisza. Siedemdziesięciu trzech rekrutów, siedmiu nauczycieli, trzech przywódców sabatu, ja oraz Kikimora zastygliśmy w zdumieniu. Nagle jeden po drugim rekruci zaczęli mu klaskać, ba nawet nauczyciele i część przywódców sabatu do nich dołączyła, nawet ja chociaż nieśmiało, ale jednak. Aplauz wzmagał się, aż wszyscy nie zerwali się na równe nogi. Dostał owację na stojąco. Zasalutował, odwrócił się na pięcie i odmaszerował, jakby był w pełnym umundurowaniu. Później okazało się, że chodziło o jakiś zakład i później przez tydzień wszyscy chodzili tacy weseli, nawet nauczyciele i o dziwo nawet go nie ukarano, to pewnie dlatego, że sporo osób się za nim wstawiło.- Powiedział, oddając się zadumie, przywołując w pamięci tamten dzień. Było to jedno z niewielu wesołych wspomnień, jakie miał związanych z tym miejscem.

Sole zauważyła, że Hunter z każdym wypowiedzianym słowem uśmiecha się coraz bardziej, a kiedy doszedł do ostatniego zdania, roześmiał się, a ona do niego dołączyła.

- I po tym można poznać, że to prawda. Czegoś tak nieprawdopodobnego nawet ja bym nie wymyśliła.- Sole zaśmiała się głośno i szczerze.

Sam Hunter okazał się bardziej zabawny, niż wyglądał, a jedyne czego było mu trzeba, to kogoś, kto pomoże mu wydobyć jego poczucie humoru na wierzch.

- Opowiedz jeszcze jakąś historię.- Zachęcała go.

- No dobra... więc to było dwa lata temu...

Kiedy Hunter dokończył historię, Sole znów się roześmiała.

- Świetna! Nie obrazisz się, jeśli podkradnę ci tę historię?- Zachichotała.- Najbardziej podobała mi się część z tymi królikami, kiedy to nowi rekruci wpuścili całe stadko do pokoju Kikimory. Ogólnie to w opowieściach powinno być więcej królików.- Oznajmiła, szeroko się uśmiechając.

- Prawda.- Zaśmiał się.- Szkoda tylko, że przez miesiąc musieli szorować zamek, ale to i tak niska kara, jak za radość, jaką sprawili pozostałym. Ogólnie większość nowych obiera sobie za cel żartowanie z Kikimory, ponieważ nikt jakoś nie robi z tego większego problemu. Nawet wujek Belos.

- Muszą ją tu bardzo "lubić"- Mocno podkreśliła ostatnie słowo.

- A żebyś wiedziała. Próbowała się mnie ostatnio pozbyć, ale cudem udało mi się przeżyć.

- Daj spokój Hunter.- Powiedziała spokojnym, ale stanowczym głosem. Oboje wiemy, że cud nie miał z tym nic wspólnego. Ktoś ci wtedy pomógł i dobrze wiesz kto, a ty teraz jesteś rozdarty, bo nie wiesz, komu masz być wierny.

- To prawda, ale co powinienem zrobić?

- Tej decyzji za ciebie nie podejmę. Po prostu zastanów się, co jest dla ciebie tak naprawdę ważne i wtedy powinieneś dostać odpowiedź.

Hunter westchnął głośno i pokiwał głową.

- Masz rację.

- To gramy dalej?- Sole szybko zmieniła temat na bardziej przyjazny, aby odciągnąć go od złych myśli.

- Pewnie, ale nie dawaj mi forów.

- Czyli zauważyłeś.- Lekko przechyliła głowę i zmierzyła go swoim badawczym spojrzeniem.

- Tak i dlatego chciałbym, abyś potraktowała mnie na serio.- Powiedział z wyrzutem. Nie lubił, kiedy dawało się mu fory, bo odbierał to jako niedocenianie jego talentu.

Sole w jednej chwili nagle spoważniała.

- Dobra. Jeśli tego właśnie chcesz... Jednak wcześniej podbijamy stawkę.

Hunter pokiwał głową i rozdał karty.

- Nie masz szans, bo rozgryzłem już twoje zagrywki.- Hunter uśmiechnął się złośliwie, był bardzo pewny swojego zwycięstwa.

- Wszyscy wiedzą, że damy, a już zwłaszcza duchy nie używają zagrywek.- Sole również uśmiechnęła się złośliwie, a w jej oku pojawił się dziwny błysk.

- Więc przekonajmy się, czy w kolejnym rozdaniu też dopisze ci szczęście.- Zripostował i spojrzał na swoje karty.

Kilka rozdań później.

Hunter trzymał swoje karty tak wysoko, aby zasłaniały jego czerwoną jak pomidor lub coś równie czerwonego twarz. Teraz było po nim widać, jak bardzo żałował, że nie posłuchał ostrzeżenia Sole, ale chęć odegrania się wygrywała z nim za każdym razem, aż do chwili kiedy nie został w samych spodenkach.

- Próbowałam cię ostrzec.- Oznajmiła triumfalnie.- Nigdy nie graj z duchem na pieniądze, a ja w międzyczasie wychodzę i zaczekam na korytarzu. Nie chcę oglądać, jak twarz cesarskiego sabatu Golden Guard, zbiera się po swojej sromotnej porażce.- Wstała, uśmiechnęła się złośliwie i pośpiesznie bez oglądania się za siebie wyszła z pokoju, zostawiając przegranego Huntera samego ze swoim palizmanem.

Kilka chwil później drzwi otwarły się, ale tym razem towarzyszyło im skrzypnięcie.

Hunter wyszedł na korytarz i zobaczył, że Sole stoi oparta o ścianę.

- Cieszę się, że zdecydowałeś się na posłuchanie mnie i spędzenie tego czasu we dwójkę.- Oznajmiła.- Tak łatwo pomylić cię z Golden Guardem.

- Przecież jestem Golden Guardem.- Odparł zaskoczony.

- Widzisz? Właśnie o tym mówię. Łatwo zapomnieć, że nie jesteś tylko ikoną, symbolem cesarskiego sabatu... niczym posągi twojego wujka, trzymające płomień w misach. Przynajmniej ja łatwo zapominam.- Uśmiechnęła się życzliwie.- Zagramy jeszcze, gdy to wszystko się skończy?

- Nie przegapiłbym tego, ale już nigdy nie będę grał z tobą na pieniądze.- Roześmiał się, chociaż widać było po nim lekkie zawstydzenie sromotną porażką, jakiej dzisiaj doznał z ręki Sole.

- Dobrze! Myślałam, że będzie cię trudniej namówić, ale muszę przyznać, że nigdy nie służyłam pomocą nikomu takiemu jak ty.

- Nie chcę, abyś mi służyła, tylko była moją przyjaciółką.- Jego odpowiedź, była stanowcza i zaskakująco szczera.

- Gdybyś wiedział, jaki budzisz tutaj respekt, nie mówiłbyś tego tak wprost. Nie zdajesz sobie sprawy, co znaczy dla innych, że jesteś twarzą Cesarskiego Sabatu. To jest symbol, przy którym wszyscy wypadamy blado, ale cieszę się, że ten symbol ma także bardziej przyjazną twarz.- Sole skinęła lekko głową.- Świetnie się z tobą dzisiaj bawiłam. Do jutra.

- Do jutra.- Powiedział Hunter i patrzył, jak jego przyjaciółka robi kilka kroków i rozpływa się w powietrzu.

On sam również udał się spać, ponieważ był to bardzo intensywny i udany dzień. Pierwszy od bardzo dawna.


Część 4 Pojednanie

Kilka dni później.

Hunter cieszył się, że poznał Sole. Rozmowy z nią sprawiały, że był w stanie sobie wszystko mniej więcej poukładać, ale dzisiejszego dnia został wezwany na naradę, co nie zwiastowało niczego dobrego, ale dzięki Sole już tak bardzo się tym nie przejmował. Kiedy wszedł do sali byli w niej już niemal wszyscy poza Kikimorą.

Sam Hunter zajął miejsce obok swojego wujka, a kiedy to zrobił, do sali weszła Kikimora, na której skupił się wzrok wszystkich zebranych.

Stanęła ona przed Belosem, chrząknęła, po czym powiedziała:

- Z przykrością muszę powiedzieć, że wieści ataku na Konfromatorium, w którym uwolniono zdrajcę Raine, okazały się prawdziwe.

Przywódcy sabatów zaczęli pomiędzy sobą szeptać. Sam Belos mimo maski na twarzy wydawał się tym poruszony, chociaż lepiej pasowałoby do tego rozczarowany lub zły.

- Nie chcę tego mówić, ale to może być początek większego buntu przeciwko twojej władzy Belosie.- Stwierdziła Kikimora.

- Kto brał w tym udział?- zapytał Belos, chociaż doskonale wiedział, kto mógł to zrobić.

Na dźwięk tonu jego głosu niektórych z obecnych przeszły ciarki.

- Była to Eda Clawthorne, jej ludzka uczennica oraz...

- To nie jest już istotne.- Przerwał jej Belos.- Istotne jest teraz, to jak zamierzasz rozwiązać ten problem, za nim wymknie się nam spod kontroli? Więc? Jaki masz rozwiązanie czy ktokolwiek z was je ma?

W sali zapadła przejmująca cisza, a Hunter wiedział, że jeśli potrwa ona dłużej, jego wujek wpadnie we wściekłość, a tego chciał uniknąć.

- Jeśli mogę to, mam pewną sugestię wartą rozważenia.- Odezwał się nagle przywódca sabatu mikstur, który podniósł do góry rękę.

- Mów.- Belos skinął obojętnie ręką, udzielając mu głosu.

Po wyjściu na środek spojrzał na swoich towarzyszy oraz na Belosa.

- Problem rosnącego niezadowolenia nie jest nam obcy, ale obecnie nie wiele możemy zrobić.- Chrząknął, aby oczyścić gardło.- Przydałby się nam ktoś, kto spojrzy na ten problem z szerszej perspektywy.

- Czy masz na myśli kogoś konkretnego?- W tonie Belosa nie było słychać entuzjazmu, było to bardziej zniecierpliwienie i gniew.

- Owszem.- Przywódca sabatu mikstur sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej pożółkły kawałek papieru.- Mam na myśli ją.- Powiedział, rozwijając go.

Papierem, jaki miał był plakat promujący cesarski sabat, na którym znajdowała się poprzedniczka Lilith Clawthorne imieniem Iris Fallmoon.

Na ten widok oraz jego słowa wszyscy aż się wzdrygnęli poza Belosem i Hunterem.

- Z całym szacunkiem cesarzu, ale poradzimy sobie bez niej.- Zaprotestowała Kikimora, której ewidentnie nie spodobał się ten pomysł.

- Powiedz mi... odnalazłeś ją?- Belos zignorował protest Kikimory i zwrócił się do przywódcy sabatu mikstur.

- Tak.- Odparł.- Pozwoliłem sobie ją wezwać, ponieważ jej pomoc może okazać się nieoceniona. Niedługo tutaj będzie.- Skinął, pokornie głową.

Wtedy drzwi od sali otwarły się z hukiem, a do sali weszła szczupłą wysoką wiedźmą, o jasnej karnacji, która całkiem dobrze komponowała się z jej białymi jak śnieg włosami, zawiniętymi w kok. Jej szare oczy, które wyglądały w odpowiednich warunkach, jak migoczące na nocnym niebie gwiazdy spowodowały, że na twarzach przywódców sabatu pojawił się niepokój.

- Każdy bowiem może popełnić błąd. Ale ten błąd nie staje się błędem, dopóki nie odmówisz jego naprawienia. Nigdy jednak nie popełniaj błędu, wierząc, że wyrozumiałość jest równoznaczna z jego akceptacją lub że wszystkie stanowiska są jednakowo ważne.- Powiedziała Iris, przy każdym słowie patrzyła na przywódców sabatu, a kiedy wypowiadała ostatnie słowa, jej wzrok zatrzymał się Kikimorze.- Minęło ponad 10 lat, od kiedy byłam tu po raz ostatni, ale widzę, że wy zapomnieliście moje nauki o tym, jak powinno przewodzić sabatom. Pamiętam również, że niektórzy z was zawdzięczają swoją pozycję mnie i moim rekomendacją, ale teraz widzę jasno i wyraźnie, że popełniłam błąd, odchodząc.

Nikt nic nie odpowiedział. Hunter ze zdziwieniem odkrył, że wszyscy przywódcy poza przywódcą sabatu mikstur zdają się jej bać, a Kikimora wyglądała na wściekłą.

* Co tu się dzieje?* pomyślał Hunter.

Przyglądając się jej, widział emanującą z niej pewność siebie oraz siła. Co świadczyło o tym, że nie została twarzą cesarskiego sabatu bez powodu.

Iris podeszła bliżej Belosa i skłoniła się lekko. Było to bardziej powitanie niż oddanie hołdu.

- Jak mogę znowu przysłużyć się cesarskiemu sabatowi?- zapytała.

- Kikimora wprowadzi cię w szczegóły.- Belos spojrzał na wszystkich pozostałych.- Od tej pory wszyscy odpowiadacie przed nią, wykonujecie jej polecenia co do joty, ale pamiętajcie co, się stanie jeśli zawiedziecie. Nawet ty Iris musisz o tym pamiętać. Jesteśmy zbyt blisko naszego celu, więc porażka jest nie do zaakceptowania!- Ton głosu Belosa dawał jasno do zrozumienia, że żarty się już skończyły.

- Ja nigdy nie zawodzę.- Odpowiedziała, stanowczo Iris.

- Pozwól za mną.- Kikimora minęła bez zbędnych formalności Iris i skierowała się w kierunku drzwi.

- Cała reszta poza Hunterem wyjść. Spotkanie skończone.- Rozkazał.

Zgodnie z wolą Belosa sala szybko opustoszała.

- Mam dla ciebie zadanie.

- Co mam zrobić?

- Pójdziesz do naszej biblioteki i dowiesz się jak najwięcej o Iris Fallmoon. Tylko wiedza może ci pomóc w jej zrozumieniu.

- Nie ufasz jej?- zdziwił się.

- Wiem, że rzadko zawodzi, ale nasze ostatnie spotkanie nie przebiegło, tak jak powinno, więc chcę, abyś się upewnił, że ona nas nie zdradzi i nie spróbuje zająć mojego miejsca.

- Naprawdę uważasz, że byłaby do tego zdolna?- Hunter po raz pierwszy usłyszał w tonie swojego wujka niepewność oraz nutę strachu.

- Ze wszystkich osób, jakie spotkałem przez całe swoje życie, to ona jako jedyna mogłaby to zrobić, gdyby tylko chciała.- Wyjaśnił.- Wiem, że dalej ma do mnie pewien sentyment, ale to może nie wystarczyć, dlatego miej ją na oku, bo tylko tobie jednemu mogę zaufać.- Ton Belosa zmienił się na bardziej łagodny.

A kiedy położył swoją dłoń na ramieniu Huntera, ten udzielił jedynej odpowiedzi, jakiej mógł wtedy udzielić:

- Zrobię, jak sobie życzysz wujku.- Odpowiedział i z ciężkim sercem opuścił salę tronową.

Zdrady i intrygi nie były dla niego niczym nowym, ale jak jego wujek chce zapewnić porządek na Wrzących Wyspach skoro nie ufa własnym podwładnym? Te obawy podsycały wątpliwości Huntera czy któregoś dnia, ktoś nie dostanie rozkazu, aby zająć się nim.

Te myśli towarzyszyły mu w drodze  do biblioteki, kiedy niespodziewanie zaczepił go jeden z rekrutów.

- Iris cię wzywa.- Oznajmił.- Proszę pozwolić za mną.

Hunter nie sprzeciwił się wezwaniu, bo nie chciał, aby Iris odkryła, że Belos jej nie ufa.

Kiedy dotarł na miejsce, rekrut go opuścił. Po otworzeniu drzwi okazało się, że w środku, prócz Iris była również Kikimora, a na drewnianej tablicy rozwieszono sporo zdjęć oraz osób, większość z nich Hunter znał, albo przynajmniej kojarzył.

Iris stała w zadumie przed wielką tablicą, łącząc osoby ze sobą czerwoną wstążką, tworząc sieć powiązań i zależności pomiędzy nimi, co było dość osobliwe, ale świadczyło, że Iris podeszła do tematu bardzo poważnie.

Wszystkie te osoby były w pewien sposób skatalogowane na takie, które stanową poważne zagrożenie oraz na te które można zignorować, ale w środku znajdowała się Luz oraz Eda i oto od nich budowała całą tą sieć, co świadczyło, że Iris przed przybyciem tutaj musiała się przygotować, bo jak inaczej wyjaśnić tak szybki postęp?

- Więc... Kiki co możesz mi o nich powiedzieć.- Iris wskazała palcem na zdjęcie Edy i Luz.

- Poza tym, że Eda to sławna przestępczyni, która przygarnęła ludzką dziewczynkę, z której stara się zrobić wiedźmę, to nie wiem wiele więcej.

- Jak zwykle bardzo mi pomogłaś Kiki.- Powiedziała z mocno akcentowaną ironią w głosie.

- Hunter prawda?- zapytała bez odwracania się w jego kierunku.- A ty co powiesz mi na temat tej dwójki?- Tym razem Iris wskazała palcem na Luz i Amity, której zdjęcie znajdowało się dość blisko zdjęcia Luz, a konkretniej poniżej zdjęć Willow, Kinga oraz Gusa

- Luz Noceda i Amity Blight.- Odparł.

- Blight powiadasz?- Iris przez moment wpatrywała się w zdjęcie fioletowowłosej dziewczyny w którym dostrzegła coś znajomego.- Proszę, kontynuuj.- Poleciła i nieco się uśmiechnęła, bowiem nazwisko Blight przywołało u niej dawne wspomnienia.

- Ta dwójka jest tak jakby parą i jedna dla drugiej jest w stanie zrobić wszystko, a z tego, co słyszałem, ich związek ma nawet nieformalną nazwę. Lumity, ale nie wiem, czy to istotne.

- Wszystko jest istotne chłopcze... Związek i Lumity powiadasz.- Iris uśmiechnęła się nieco szerzej.- Urocze... Zdradzę ci pewien sekret.  Im więcej ma się przyjaciół, tym łatwiej jest cię złamać i zranić. Teraz kiedy tu jestem, dowiem się wszystkiego o osobach z tej listy, odkryje ich słabości, a potem pokonam ich jedno po drugim, ale już teraz dostrzegam, że to właśnie ta cała Luz jest tym, co spowodowało tę lawinę, która zagraża porządkowi, który pomagałam budować... możecie odejść- Iris skinęła dłonią i dalej wpatrywała się w poszczególne zdjęcia.

Kiedy Hunter i Kikimora opuścili pomieszczenie, Hunter zadał pytanie, które cisnęło się mu od początku na usta.

- Skąd wzięliście te wszystkie zdjęcia?

- Nie twój zakichany interes smarkaczu.- Warknęła Kikimora, która nigdy wcześniej tak otwarcie go nie obraziła.- Nie dość, że użerałam się z tobą, to jeszcze do tego doszła ona, ale to tylko do czasu.- Po tych słowach wściekła ruszyła w sobie tylko znanym kierunku.

Hunter wzruszył ramionami, gniew Kikimory nie był dla niego niczym nowym i również wrócił do pierwotnego celu, jakim była biblioteka.

Po znalezieniu odpowiedniej książki nagle pojawiła się Sole.

- Cześć. Co robisz?- zapytała.

- Cześć, fajnie, że jesteś.- Przywitał się powolnym miarowym głosem.- Muszę poszukać informacji w książce na temat pewnej osoby.

Sole nigdy nie mogła pojąć, co takiego ciekawego można znaleźć wśród liter i obrazków. Dla niej książki stanowiły tylko stertę starego papieru. O wiele bardziej interesujące były kondygnacje znajdujące się poniżej biblioteki. Była to najstarsza część wieży, nazywana Jamą. Poza Sole nieliczni tam zaglądali. Były tu korytarze i przejścia, zamurowane i zapieczętowane dawno temu, lecz zaniedbane, przez co cegły zmurszały i skruszały. Zrujnowane schody wiodły do starożytnych składów, w których większości pozostał tylko kurz, lecz niektóre wypełnione były dziwacznymi relikwiami.

- Mogę wiedzieć, o jakiej osobie szukasz informacji?- Spytała, zerkając na książkę jaką miał przed sobą Hunter.

- Iris Fallmoon.- Odpowiedział.

Sole odskoczyła jak oparzona do tyłu i znów przemówiła, przywołując zdarzenia z przeszłości:

- Ręce miała posiniaczone od walenia w ścianę. Było ciemno jak w szafie, w której chowała się przed tymi, którzy jej szukali. Ból jak nóż rozdzierał brzuch, gardło wyschło na wiór. Była sama. Przebiłam się i złapałam ją za rękę. Tylko tyle mogłam zrobić. Powiedziała "Dziękuję"

- Czy to było...?

- Tak. Ostatnie chwile Sole. Prawdziwej Sole. Jej ostatnie słowa.

- Ale dlaczego teraz to powiedziałaś?- Zdziwił się Hunter. Mimo że już od jakiegoś czasu przebywał z Sole jej "napady" w których mówiła o przeszłości i uczuciach potrafiły go zaskoczyć, a najbardziej uderzał go sposób, jaki o tym mówiła. Pełen melancholii, bólu oraz innych uczuć, jakie były powiązane z przywoływanymi wspomnieniami.

- Dlatego, że to Iris ją odnalazła, ale było za późno.

- Możesz mi coś powiedzieć o Iris?

- Ból, strata, odrzucenie, samotność jak nóż przebijają serce "Zostałam sama..."- Ton Sole był w tej chwili melancholijny jak zawsze, kiedy mówiła o uczuciach innych.-" Czas próbował wymazać tragedię, jaka mnie spotkała. Ale niektóre z moich ran nigdy się nie zagoją. Zawsze to wiedziałam. Jestem wiedźmą. I to naprawdę dobrą. Tylko tak mogłam być sobą. W końcu moje starania dały mi szansę. Doskonaliłam swoje umiejętności. Sukces zagwarantował mi pozycję w cesarskim sabacie i potęgę, o jakiej marzyłam. Byłam najlepsza... Jednak zawsze czegoś mi brakowało. Jestem potężna, ale jednocześnie bardzo słaba, dlaczego... dlaczego tak mocno się staram? Skoro wszystko, co robię w końcu okazuje się bez znaczenia... Dlaczego czuję się tak samotna? To dlatego, że... jestem samotna? Zawsze, kiedy osiągnę sukces, to nagłą radość szybko zastępuje to nieznośne poczucie pustki...mam już tego naprawdę dość, ale nic nie mogę z tym zrobić...nie chcę znów zostać sama... cesarski sabat jest wszystkim co mam, ale nie nazwałabym go domem... tęsknię za mamą i za moim mistrzem...oni wiedzieli by, co teraz robić..."

- To są jej myśli?- Hunter zapytał niepewnie. Nie tego bowiem się spodziewał.

- Tak.- Pokiwała smutno głową.- Iris nosi maskę, za którą kryje się jej prawdziwa twarz, ale nie pokaże jej nikomu, bo boi się znów zostać zraniona.

- To brzmi... znajomo.- Skwitował i spojrzał na książkę, którą miał zamiar przeczytać.- I dowiedziałem się, więcej niż chciałem...

- To dlatego, że przypomina ciebie? Czy dlatego, że przypomina każdą osobę w tym zamku... no może poza Kikimorą.- Zachichotała przy ostatnich słowach, ale szybko odzyskała powagę.

- Skoro ktoś taki jak ona nie potrafi sobie poradzić, to co powinienem twoim zdaniem zrobić?- zapytał.- Powinienem posłuchać polecenia wujka czy zostawić to wszystko własnemu biegowi.

- Każda decyzja niesie za sobą konsekwencje, a każda historia ma swoich bohaterów.- Odparła wymijająco.- Jestem ciekawa, kim ty się staniesz. Kimś dobrym czy kimś złym.

- Ta odpowiedź raczej mi nie pomogła.- Mruknął sfrustrowany i przetarł zmęczone oczy.

- Wiesz, że w ciągu tych kilku dni zmieniłeś się bardziej niż przez ostatnie kilka lat.- Oznajmiła.- Zaimponowałeś mi tym.

- Kiedy teraz tak o tym mówisz... to mam wrażenie, że to nie przez mojego wujka stałem się taki, ale przez decyzje, jakie podejmowałem.

- Właśnie.- Pokiwała głową.- Jesteś na ścieżce, na której możesz się jeszcze wycofać, zmienić, ale oboje wiemy, że kiedy nadejdzie, gdzie ten dzień wybór będzie ostateczny.

- Uważasz, że podejmę właściwą decyzję? Ja? Skoro jestem tak rozbity?- Zapytał z wyrzutem. Nie mieściło mu się bowiem w głowie, że ktoś taki jak on będzie miał okazję podjąć decyzję, która mogłaby coś zmienić, ba nie wiedział nawet czy ma dość sił, aby podjąć jakąkolwiek decyzję o zmianie.

- Spotkałam kiedyś pewną osobę, która twierdziła, że przywódcami nie zostają osoby najsilniejsze, ani nawet najmądrzejsze, lecz takie, które potrafią podjąć trudne decyzje i żyć z ich konsekwencjami. Twój wujek jest taką osobą. Potrafił podjąć trudną decyzję, a reszta przyszła wkrótce potem, ale jego pierwotna wizja się wypaczyła. Cóż to był efekt uboczny jego nagłego sukcesu.

- Myślisz, że ja będę lepszy od niego?

- Wiem, że będziesz, że możesz być. To zależy od ciebie.- Powiedziała stanowczo, lecz spokojnie.- Masz wszystko, co potrzeba, aby uczynić ten świat lepszy. Łatwo bowiem zamknąć oczy i udawać, że nic się nie stało, a ty tak nie robisz.

- Powiedz... wspomniałaś o moim wujku... jemu też próbowałaś pomóc?

- Słyszałam jego myśli. - Wewnętrzny strach. Czarną kałużę nienawiści. "Tak wiele zmian... muszę je zatrzymać. Narzucić swoją wolę. Zdrada. Rozmycie na krawędziach niczym zanikający obraz. Zbyt dawno temu... za duży mętlik w głowie."- Odpowiedziała Sole, ale widać było po niej, że to wspomnienie sprawiało jej ból.

- Tak... to brzmi jak on.

- Wiesz... wtedy na murach zapytałeś mnie, czy gdzieś już mnie nie widziałeś, ale ja ci nie odpowiedziałam.

- Ok... czyli chcesz to zrobić teraz, bo...?- Hunter znowu dał się jej zaskoczyć. Ile razy z nią rozmawiał, ona zawsze robiła bądź mówiła coś, czego on się nie spodziewał.

- Bo tym razem ty jesteś inny i ja też.

Spod płaszcza Huntera wyskoczył jego palizman i usiadł na jej otwartej dłoni i pokręcił kilka razy głową, wydając z siebie piskliwe dźwięki.

- Dobrze wybrałeś.- Odparła.

- Rozumiesz co, on mówi?

- Tak. Wybrał cię nie bez powodu i tak jak ja wie, że masz w sobie ukryty potencjał, że możesz być kimś więcej niż myślisz.

- Wszystko fajnie, ale znowu odchodzisz od tematu.- Hunter spokojnym tonem przywołał Sole do porządku, a to tylko dlatego, że w tym potoku słów, jaki wylewał się z jej ust, często zdarzało się jej bowiem zapomnieć co, miała na prawdę do powiedzenia.

- To, że jestem twoją powierniczką już od lat.- Odparła.- Przyglądam ci się od dziecka, dolewałam miodu do twojej herbaty, kiedy nie patrzyłeś, zawsze umieszczałam twoje śniadanie na widoku, abyś o nim nie zapomniał, a ta kaczka, którą dostałeś na 7 urodziny czy cokolwiek to było, to prezent ode mnie. Wiem, że chciałeś, aby miała kółka, ale nie udało mi się takiej znaleźć. Później nieco wyrosłeś i przestałeś mnie potrzebować, bo dawałeś sobie radę sam, sprawiłam, że o mnie zapomniałeś, aby przywiązanie nie przeszkadzało ci w tym, co robisz, ale mimo to zawsze miałam na ciebie oka, a teraz kiedy się zmieniłeś, to mogę być z tobą szczera, bo tym razem przyda ci się wspomnienie, że masz kogoś, kogo możesz nazwać przyjacielem. O ile ktoś taki jak ja może być czyimś przyjacielem.- Mówiła powoli i spokojnie zupełnie jakby miała te obrazy przed oczami.

- Szczerze? Możesz być tylko duchem, ale dałaś mi coś, czego inni jak dotąd mi nie dali. Szczerą i bezinteresowną przyjaźń i pal licho fakt, że jesteś duchem.- Powiedział i uśmiechnął się szeroko.- Wiem, że możesz sprawić, że znowu o tobie zapomnę, ale rozmowa z tobą sprawiła, że znów poczułem się lepiej, że jestem ważny dla kogoś, że ktoś widzi we mnie więcej niż symbol więcej niż złego i smutnego chłopca.

Sole popatrzyła na niego. I w końcu zrozumiała. Od tak dawna, szła przez życie niezauważona i szybko przez wszystkich zapomniana, ale dla niego był w tej chwili najważniejsza na świecie. Wiedział już, kim jest. Sole był jego ratunkiem, ucieczką z przepełnionego grozą świata. Na jego twarzy odmalowała się znużona ulga oraz radość. Sole zatopił się w oczach chłopaka, pod jego spojrzeniem poczuła się realna. Bardziej realna niż kiedykolwiek wcześniej.

– Dziękuję ci – Powiedziała.- Dziękuję, że nazwałeś mnie swoją przyjaciółką. Nie mogę walczyć, ale tak długo, jak długo będziesz w tych murach, dopilnuję, aby nie spotkała cię żadna krzywda.- Zadeklarowała, a po tych słowach przez ułamek sekundy wydawała się być prawdziwa.- Jednak muszę cię prosić, abyś nikomu nie mówił o mojej obecności.

- Dlaczego?- Radość Huntera szybko ustąpiła zaskoczeniu.

- Dlatego, że nie chcę, aby ktoś mnie zniewolił, bo wtedy... nie będę już sobą. Moją wolną wolę otoczą mury, powstrzymujące, spływające krwią... Stanę się potworem!- Sole zdawała się przestraszona. Pierwszy raz od bardzo dawna się bała.

- Spokojnie. Nikomu o tobie nie powiem.- Hunter wstał i położył dłoń na jej ramieniu, a jego palizman usiadł tym razem na jego głowie.- Jesteśmy w końcu przyjaciółmi.

- Cieszę się, że tak uważasz.- Sole znów stała się pogodna jak wcześniej. Była duchem, więc emocje działały na nią znacznie mocniej niż na żyjące istoty i bardziej to było po niej widać.

- Ja też ci dziękuję, że przywróciłaś mojemu życiu sens...- Hunter zapomniał się na chwilę i przytulił Sole.

O dziwo się mu to udało i ona odpowiedziała uściskiem, a kiedy ją puścił, to ona zniknęła. Hunter teraz jednak nie czuł smutku, ale radość pierwszy raz od dawna.

- Nie jestem złym i smutnym chłopcem, ale złym i szczęśliwym chłopcem.- Uśmiechnął się do siebie.- A może będę dobry? Może... tyle możliwości- jego twarz zdobił pewny siebie uśmiech, machnął ręką, po czym skierował się w kierunku wyjścia z biblioteki, a tuż przed drzwiami usłyszał jeszcze raz łagodny głos Sole.

- Jestem tutaj, gdzie mogę pomóc...jeśli mi pozwolisz.

Hunter skinął głową i raz jeszcze się uśmiechnął. Wiedział, że już nie jest sam.

                                                             KONIEC

Pragnę podziękować za konsultacje następującym osobom:

@Pszczolo-osa, @zuzQaxv i @kaczooy  bardzo dziękuję za czas jaki poświęciliście, to bardzo dużo dla mnie znaczy❤️

Oraz wszystkim, którzy przeczytają tego one shota i zostawią na nim jakiś swój ślad. Mam nadzieję, że spodobał się wam on taka samo jak mnie ❤️


* Ciekawostka imię Sole zostało wybrane nie przypadkowo ponieważ z hiszpańskiego oznacza Samotność.

Piszcie tutaj jak wam się podobał ten one shot. Mnie bardzo się podobał :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro