Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI: Bracia Black

- Panie Black, proszę zostać na moment.

Regulus nie ruszył się z miejsca kiedy wszyscy opuszczali salę. Mnóstwo nowych twarzy. Barty zatrzymał się na moment i spojrzał na niego, dając znać, że go widzi. Dla niego Regulus nie był  częścią masy.

 Black czuł ulgę, że chociaż jedna osoba w pomieszczeniu znała jego imię, nie cierpiał być jednym z wielu. Barty pewnie zastanawiał dlaczego profesor McGonagall zatrzymała go po zajęciach. To były już ich ostatnie tego dnia.

Kobieta zaprosiła go bliżej, wolnym ruchem ręki. Jej siwiejące już włosy były spięte we wdzięczny kok, a oczy spoglądały zza wąskich oprawek. Mimo ściągniętej miny w coś na pograniczu grymasu, a zastanowienia, wyglądała niezbyt groźnie.

- Panie Black, w drugim semestrze rozpoczyna pan staż w kancelarii Riddle&Lestrange, zgadza się?

Regulus przytaknął, niepewny do czego kobieta zmierzała.

- Cóż, staże na pierwszym roku to nieczęsta praktyka. Właściwie zezwalamy na nie, tylko ponieważ wiele osób przychodzi do nas już z podpisanymi umowami w kancelariach, które same chcą wyszkolić początkujących prawników. To dość częsty zabieg w przypadku rodzin prawniczych, gdzie studenci mają już zagwarantowaną pracę.

Oczywiście, że Regulus to wiedział. Profesor McGonagall musiała już się domyślić, że pochodził z dość wpływowej rodziny. Jego matka bez problemu zaaranżowała staż w najlepszej kancelarii w mieście.

- Studenci zazwyczaj zaczynają praktyki na trzecim, czwartym roku swoich studiów, panie Black. I nawet wtedy jest to dla nich spore obciążenie. Rozumie pan moje obawy?

- Sądzi pani, że nie dam rady?

- Sądzę, że dostał pan niesamowitą szansę na rozwój. Natomiast jest to pana pierwszy rok studiów, panie Black. Na staże przyjdzie odpowiedni moment, a i teraz ma pan wiele na swoich barkach. Przystosowanie się, nauka, pierwszy rok jest ważny w kwestii wdrążenia się w akademicki rytm. Zaleje pana masa nowego materiału, który jest niczym podobny, do tego co pojawiało się w liceum.

Regulus nie był pewny jak zareagować. Może gdyby naprawdę zależało mu na praktykach w kancelarii zacząłby oponować. Ale nie miał do tego motywacji. Co miał odpowiedzieć McGonagall? Że jego matka tak zadecydowała?

- To co powiem może brzmieć głupio w obliczu tak dużej szansy na rozwój kariery, ale pomyślałabym też o życiu poza studenckim - jej wyraz twarzy złagodniał, może poczuła jak Regulus się spiął. - Ma pan dopiero dziewiętnaście lat. Niech korzysta pan ze studiów. Praca nie ucieknie.

- Dziękuję, pani profesor.

Machnęła ręką, jakby wiedząc, że zgadza się z nią tylko dla zasady.

- To tylko moje zdanie, panie Black. Oczywiście, zrobi pan jak uważa.

Regulus pokiwał głową, a McGonagall znów tylko westchnęła. Była już przyzwyczajona, że studenci bali się z nią dyskutować, szczególnie pierwszoroczni. Dopiero z czasem robili się wyszczekani, jakby sala lekcyjna stawała się dla nich salą sądową.

Regulus czuł jej wzrok, jak odprowadza go do drzwi. Profesor McGonagall dawała mu poczucie jakby ktoś prześwietlał go na wskroś. I mimo tego co widziała nie była na niego zła, a zmartwiona, co już w ogóle sprawiało, że czuł się niekomfortowo.

Nie był jednym z przypadków studentów z prawniczych rodzin, którzy nie mieli własnego zdania. Regulus wybrał tą drogę świadomie. Nie był jak Barty, który studiował dla swojego ojca. Regulus był tu dla siebie. Lubił kiedy matka była z niego dumna. Próbował z tej myśli wykrzesać motywację. Miał nadzieję, że do końca semestru mu się uda.

Kiedy wyszedł na korytarzu było tylko parę osób. Wśród nich, oparty o ścianę naprzeciwko, 

James cholerny Potter. Stał z rękami w kieszeni szerokiej bejsbolówki, ignorując spojrzenia ludzi wokoło. Oczywiście, że przyciągał swoją postacią wzrok, Regulus aż miał ochotę prychnąć.

Jednak nie spodziewał się go zobaczyć, nie tak szybko. I bardzo nie chciał pokazać mu, jak wybiło go to z rytmu.

Nie zatrzymał się, nawet nie odwrócił głowy przechodząc obok, ale chłopak szybko dorównał mu kroku. Był tuż obok niego, tak ostatnio. Ale tym razem nie siedzieli na tej głupiej ławce, ani nie spędzali razem nocy. Regulus poczuł żal, że tak musiało wyglądać ich następne spotkanie. Uświadomił sobie, że chłopak najpewniej myślał, że spotykają się dopiero po raz drugi.

Podjął już decyzję, że nie będzie znów skrzywdzony. James Potter nie należał do niego. James Potter nawet go nie pamiętał.

- Czyli już wiesz - burknął, wychodząc z budynku. James nie odstępował go na krok.

- Tak, wiem, Regulus - zastąpił mu drogę na pustym dziedzińcu i stanął naprzeciwko. Jakby wyzywał chłopaka, aby się z nim zmierzył twarzą w twarz. - Nie pisz więcej? Naprawdę? To twoja reakcja?

- Czego się spodziewałeś? Ta noc to był błąd, byliśmy pijani, przespaliśmy się i to tyle. Nie rozumiem, czego jeszcze ode mnie chcesz?

James nie dawał za wygraną.

- Żebyś mnie nie ignorował! Jeszcze niedawno twierdziłeś, że ci się podobało, a teraz nagle to był błąd? Kogo chcesz nabrać, Regulus?

Regulus spróbował wyminąć Pottera, ale ten po raz kolejny zastawił mu drogę. Black czuł jak coś gotuje się w środku niego.

- Spójrz mi w oczy i powiedz, że żałujesz.

Regulus hardo wlepił swój wzrok w czekoladowe tęczówki. Były piękne.

- Żałuję.

- Nie wierzę ci.

- Oh, błagam - Regulus parsknął kpiąco. - Nie potrzebuję, żebyś mi wierzył, nie obchodzi mnie to. Możesz żyć w wyparciu ile ci się podoba, ale mnie w to nie wciągaj.

- Kolejne kłamstwo - głos Jamesa pozostawał spokojny, kiedy świdrował go spojrzeniem. - Myślę, że bardzo chcesz, żebym ci uwierzył. Masz nadzieję, że po prostu się z tobą zgodzę i cię zostawię, ale na twoje nieszczęście jestem wyjątkowo uparty. Wiem, że ci się wtedy podobało i wiem, że teraz tchórzysz, bo jestem przyjacielem Syriusza.

James uderzył w czuły punkt. Regulus nienawidził czuć się obnażonym.

- Nie mieszaj do tego mojego brata!

James wyprostował się, na dźwięk jego podniesionego głosu. Regulus widział nagle do czego dążył James.

- O nie, nie waż się powiedzieć słowa o tym Syriuszowi!

- Żartujesz? To mój przyjaciel, nie mogę ukrywać przed nim czegoś takiego!

- To nie jest tylko twoja decyzja - palec Regulusa znalazł się niebezpiecznie blisko piersi Jamesa, kiedy ten przybliżył się ostrzegawczo. - Nie pozwolę, żeby ta jedna noc wpłynęła na moją relację z Syriuszem. Obiecaj mi. Obiecaj mi, że mu nie powiesz!

Widział jak chłopak się waha. Jego usta zaciskały się co chwilę w bezsilności kiedy słowa zamarły w gardle.

- Nie powiem - wykrztusił po chwili. - Ale tylko na razie. Nienawidzę ukrywać rzeczy przed Syriuszem, nie na tym polega nasza przyjaźń.

Regulus odsunął się usatysfakcjonowany odpowiedzią. Widział jak James wypuszcza oddech.

- A teraz zostaw mnie w spokoju, Potter.

- Powiedziałbym, że brzmisz gorąco kiedy tak mówisz gdybym nie wiedział, że naprawdę masz to na myśli.

Regulus zakrztusił się śliną. James Potter uderzył z zaskoczenia.

Zwycięski uśmiech rozświetlił jego opaloną twarzy kiedy machnął mu ręką na pożegnanie i odszedł, tak jakby właśnie prawie nie doprowadził Regulusa Blacka do śmierci z szoku.

Próbując się otrząsnąć z tej sytuacji poszukał wzrokiem Barty'ego. Ten jednak rozpłynął się w powietrzu, choć mieli wrócić razem do akademika. Regulus spojrzał na wyciszony telefon. Dwa nieodebrane połączenia od Syriusza i wiadomość od Evana.

Evan

*przesyła załącznik*

Zabierz go.

Regulus parsknął na zdjęcie Barty'ego, który jadł skupiony kanapkę. Siedział po turecku pod jednym z okien na parterze.

Black znalazł ich kiedy Barty wkładał sobie do ust kolejną, a Evan spojrzał na niego zbolałym wzrokiem.

- Zjadł moje śniadanie!

- Niedobry Barty - Regulus pokręcił głową.

Crouch wpakował sobie do ust pół kanapki bez gryzienia.

- Co ja, pies jestem?

- Uciekasz, a potem muszę za tobą gonić, bo zżerasz ludziom jedzenie. Dla mnie brzmi jak pies.

Evan roześmiał się cicho. Siedział oparty o kaloryfer z lekko podkulonymi nogami, na których opierał ręce. Regulus omiótł wzrokiem podłogę, która wydawała się niezbyt czysta. Usiadł mimo to pomiędzy nimi, zrzucając torbę z ramienia.

- Hej, Rosy - Barty wyciągnął się na białym linoleum. - Ile biorą za kolczyk w brwi? Też taki chcę.

- Mówiłem, żeby mnie tak nie nazywał, kretynie. Nie pamiętam, nie za dużo ci już kolczyków?

Barty energicznie pokręcił głową. Regulus pomyślał, że naprawdę wyglądał jak piesek, który cieszy się, że jego pan poświęca mu uwagę. Obelgi ze strony Evana raczej go śmieszyły. A i Rosier mówił je łagodniej, tak jakby tylko z zasady.

Widział też jak Evan przełyka ślinę kiedy Barty językiem bawił się kolczykami w ustach.

Telefon Regulusa znów jak na złość zaczął wibrować. Westchnął. Nie mógł zignorować trzeciego połączenia od Syriusza. Odebrał, a Barty i Evan ucichli. Nawet nie udawali, że nie słuchają.

- Hm?

Głos w słuchawce brzmiał niepewnie.

- Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku. Dość nagle odwołałeś.

Regulus nienawidził kiedy Syriusz czuł się niepewnie. To do niego nie pasowało.

- Na prawdę coś mi wypadło. Przeproś przyjaciół ode mnie.

Barty uniósł brew. Evan też powątpiewał w szczerość przeprosin i parsknął pod nosem. Regulus zgromił ich spojrzeniem.

- Pierwszy dzień studiów, wiesz jak jest - zerknął szybko na godzinę. Dochodziła szesnasta. - Ty nie masz przypadkiem zajęć?

- Dzisiaj tylko trening, wieczorem. Siedzę u Remusa w kawiarni, żeby mieć blisko. Wpadniesz?

Regulus zawahał się.

- Nie obiecuję.

- Super! To wiesz gdzie mnie znaleźć - głos Syriusza ożywił się, a potem rozległ się dźwięk zakończonego połączenia.

Evan i Rosier patrzyli na niego z wyczekiwaniem.

- Idę zobaczyć się z Syriuszem, wiszę mu za wcześniej - jęknął.

- Kim jest Syriusz?

- Mój brat.

- Nie brzmisz jakbyś się cieszył na spotkanie z bratem - stwierdzenie Evana było zabarwione czystym zaciekawieniem, nie było w nim żadnego zarzutu.

Barty zaśmiał się krótko.

- Poczekaj aż poznasz lore braci Black. To istny rollercoaster.

- Cieszę się, naprawdę - powiedział Regulus. Mówił szczerze.

Po prostu spotkanie z Syriuszem wiązało się z wieloma emocjami, a Regulus nie zawsze miał siłę je czuć. Za każdym razem bał się, że coś w końcu się spierdoli. Zawsze tak było. Sam wiele razy myślał, że spotkanie z bratem nie powinno wiązać się z tyloma obawami. Ale nie było na to rady, nie był na tyle wystarczający, aby móc tam iść bez strachu. Chciał być na tyle dobrym bratem, żeby Syriusz nie musiał znowu uciekać. Nie wiedział tylko czy potrafił.

- Poczekaj, pójdę z tobą - Barty zwlókł się z podłogi.

- Naprawdę jesteś jak przybłęda.

- Uważaj, Rosy, bo jak już się przybłąkam to nie ma siły, żeby się mnie pozbyć.

Regulus potwierdził, z pełną powagą. Evan roześmiał się ponownie na cały głos.

- O mój boże, już widzę dlaczego się przyjaźnicie - stwierdził i pożegnał ich rozbawiony. Barty utkwił w nim zdezorientowany wzrok.

Regulus też polubił Evana. Był bystry i mało oceniający, tak jakby dawał każdemu kredyt zaufania. Do tego znosił jego charakter, a Regulus wiedział, ze to niełatwe. Sam nie mógł często ze sobą wytrzymać.

Kiedy dotarli do kawiarni, Syriusz siedział rozłożony na całej długości kanapy. Mrugnął mu na powitanie i ziewnął przeciągle, starając się obudzić z letargu. Regulus pomyślał, że to on dopiero wyglądał jak przybłęda, prawie śpiący przy stoliku w kawiarni. Obok niego stały dwie wypite kawy.

- Powinieneś wrócić do pokoju i się przespać - Regulus rzucił na powitanie.

- Nie ma sensu. Stąd mam bliżej na trening. I niezliczony zapas kawy.

- Jesteś pewien, że nie chodzi o widoki? - Barty opadł na kanapę obok Reg'a i kiwnął niewinnie głową w stronę baru. Dopiero teraz Regulus zauważył krzątającego się przy ekspresie Remusa.

Syriuszowi jednak zmarszczył ostro brwi.

- Ty musisz być Barty.

- W twoich ustach to brzmi jak obelga.

- A nie jes..? - Syriusz urwał widząc wzrok Regulusa. Uśmiechnął się tylko sztucznie. - Reg wiele mi o tobie opowiadał.

- Aww, serio , Reg?

Młodszy Black zgromił go spojrzeniem. Dla Barty'ego była to tak znajoma reakcja, że jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi, a Syriusz miał minę jakby próbował ich rozszyfrować.

- Jesteś współlokatorem Remusa - w ustach Syriusza zabrzmiało to mniej jak pytanie, bardziej jak zarzut.

- Mhm, codziennie urządzamy sobie nocowanki i plotkujemy, chcesz dołączyć?

Syriusz wyglądał jakby jakiś nerw miał mu zaraz puścić.

- Reggie, zrób coś z nim, bo mnie...

- Na prawdę nie rozumiem dlaczego zawsze ludzie chcą, żebym to ja coś zrobił kiedy to Barty sprawia problemy - westchnął przesadnie, a Barty się zaśmiał niewinnie. Regulus pacnął go w tył głowy. - Siad, Barty.

- To się nie dzieje - Syriusz przetarł z niedowierzaniem oczy i mimo wszystko wydał z siebie cichy śmiech.

Regulus pomyślał, że pierwsze spotkanie Barty'ego i Syriusza szło całkiem nieźle. Wcześniej starał się nad tym nie zastanawiać. Z góry wiedział, że nie pójdzie bez zgrzytu, ta dwójka nie przepadała za sobą. Nie sądził tylko, że ich głównym problemem będzie Remus. Jego brat był dziwnie zazdrosny, nie wiedząc, że to tylko jeszcze bardziej nakręcało Barty'ego.

Spojrzał na niego z uniesioną brwią, kiedy Barty oddzielił się, żeby zamówić kawę i ponapastować Remusa oraz innych baristów.

- O co chodzi z Remusem?

- O co chodzi z Remusem? - Syriusz powtórzył szczerze zaskoczony.

- Tobie, o co tobie chodzi. Każdy głupi by zauważył.

Twarz okalana czarnymi lokami poczerwieniała. Bardzo szybko, kiedy uświadomił sobie o co Regulus pyta.

- Nie mam nawet komu wygadać - dodał Regulus, starał się być przekonujący.

- No... Nie widziałeś Remusa? To chodzący ideał. Jest oczytany, cholernie zabawny i bystry, znosi nasze wszystkie wybryki i zawsze, ale to zawsze się o nas martwi.

Regulus pokiwał głową.

- Czyli ci się podoba.

Syriusz znów wplątał nerwowo ręce w burzę loków i zwiesił głowę.

- Powiedz mu.

- Rany, brzmisz jakby to było takie proste! To mój przyjaciel, Reg. Nie rozumiesz? To tak jakby podobał ci się Barty i...

- To - Regulus wycedził stopując brata. - Jest bardzo, bardzo złe porównanie.

- W każdym razie - Syriusz brzmiał boleśnie szczerze. - Nie mam pojęcia w jakim uniwersum, ktoś taki jak on mógłby spojrzeć na mnie. On dba o każdego, bo taki właśnie jest. A ja nie zamierzam niszczyć tego co już mamy swoimi urojeniami.

- Nie oceniasz siebie trochę za surowo? Wątpię, żeby Remus myślał o tobie tak źle.

- Bo jest na to zbyt dobry! Remus zasługuje na więcej niż gościa z problemami i niewyparzoną gębą.

Regulus wzruszył ramionami.

- Zgadzam się, co do gęby.

- Dzięki - burknął Syriusz.

- Ale - dodał za chwilę. - Na twoim miejscu nie wkładałbym własnych słów do ust Remusa. Nie wiesz tego, Syri.

- Wciąż - westchnął poddańczo starszy Black. - Wolę go mieć za przyjaciela, niż nie mieć go wcale.

Regulus pokiwał głową. Na to nie miał żadnej odpowiedzi. To była trudna sytuacja, jedyne co mógł to mieć nadzieje, że jego brat i Remus jakoś z niej wyjdą. Trochę obawiał się, że to odbije się na psychice Syriusza, która była równie delikatna co jego. Chyba oboje byli skazani na tortury obawami ze strony własnych myśli.

Zmienili temat. Atmosfera lekko się poluźniła kiedy przerwał im dzwonek. Oboje spojrzeli na leżący na stole telefon w czarnym etui. Choć w miejscu imienia pojawił się sam numer to bracia Black doskonale go znali, więc dla nich obu było oczywiste kto dzwoni. Tylko jedna osoba używała telefonu stacjonarnego Grimmauld Place 12. Syriusz spojrzał na Regulusa z tlącym się wyzwaniem w oczach.

- Odbierz - powiedział cicho.

- Nie. Nie musz...

- Odbierz, Reggie. Nie każ jej czekać.

Przełknął ślinę. Miał ochotę udowodnić Syriuszowi, że potrafił przeprowadzić z matką normalną rozmowę. Pokazać mu, że nie musi być krzyku, ani wyzwisk. Ale co jeśli się mylił? Unikając świdrującego spojrzenia brata szybko przesunął palcem po ekranie i odebrał połączenie. Miał zamiar skończyć je równie szybko.

- Matko.

- Regulus, nareszcie - ze słuchawki wybrzmiało stłumione westchnięcie. - Oczekiwałam, że zadzwonisz po zajęciach, to w końcu twój pierwszy dzień.

- Wybacz, sama rozumiesz, że wiele się dzieje.

- Jak twoi profesorowie? Wiedzą już twoim pokrewieństwie z rodziną Lestrange? Jeżeli nie, koniecznie o tym wspomnij, twoja kuzynka, Bella, wychodzi za Rudolfa w sierpniu. To ważna karta przetargowa, Regulusie, nie zepsuj tego, Lestrangowie są naprawdę znamienitymi prawnikami. Sama zazdroszczę ci takiej szansy.

- Tak, tak, profesor Slughorn coś już o tym wiedział, słuchaj ma...

Syriusz prychnął pod nosem kiedy Regulusowie nawet nie dane było skończyć słowa.

- Tak, Horace, zawsze jest na bieżąco.

- Słuchaj mamo, zadzwonię póź...

- On ma oko do takich jak ty, Regulusie, uzdolnionych, wpływowych. Postaraj się... - Walbruga urwała na dźwięk kolejnego przytłumionego parsknięcia, które Syriusz wydał widząc jak Regulus walczy o głos. Młodszy Black poczuł się żałośnie, a w słuchawce zapanowała na chwilę absolutna cisza. - Czy jesteś teraz ze swoim starszym bratem?

- Ja...

- Tak, jest ze mną - Syriusz wyciągnął telefon z jego dłoni, a Regulus pociągnął go w proteście za rękaw. - Czy to problem?

- Nie rozmawiam z tobą, zwróć telefon bratu - syknął głos. Regulus poczuł, że mu niedobrze. - Jeżeli bym choć przypuszczała, że taki nieudacznik jak ty zacznie go nachodzić, w życiu bym go tam nie wysłała!

Reg mógł przemilczeć kwestię, że od paru miesięcy widuje się z bratem.

- Co, boisz się, że kolejny syn ci ucieknie?

- Mam tylko jednego syna. Jednego! A Regulus nie będzie się z tobą zadawał!

- Rozkażesz mu? Zmusisz go? Potrafisz w ogóle coś więcej? Hej! - Syriusz wzdrygnął się kiedy telefon został mu wyrwany z dłoni, a połączenie zakończone.

W Regulusie się gotowało. Jego pięści zaciskały się nieporadnie raz po raz.

- Dlaczego zawsze to robisz? - Słowa wypłynęły mu z ust. Nie pierwszy raz. - Zrobiłem ci coś?

- Słyszałeś ją, Reggie? I nie masz nic do powiedzenia? Zgadzasz się, ze wszystkim co ona powie, tak po prostu?

Syriusz też wstał od stołu, a ludzie obok zaczęli posyłać im zaciekawione spojrzenia.

- A ty zawsze musisz wszystko pogarszać?! Ilekroć próbuję uspokoić sytuację ty musisz wejść i wszystko zepsuć! Cholerny Syriusz Black musi pokazać jaki jest buntowniczy i wspaniały!

Strzepnął rękę Syriusza ze swojego ramienia.

- Nie rozumiesz Reggie? Tam nic nigdy nie było normalne! Ale jasne, to wszystko moja wina - żal w oczach starszego Blacka ogarnął też całą postać. - Nawet mnie to nie dziwi, Regulus, zawsze się z nią zgadzasz. Cokolwiek, kurwa nie powie. Nic się nie zmieniłeś.

Nic się nie zmieniłeś.

Jego pełne imię źle brzmiało w ustach Syriusza. Jego Syriusza.

- Nic o mnie nie wiesz! - syknął Regulus.

- Powiem ci co wiem! Wiem, że od dziecka marzyłeś, o tym żeby studiować literaturoznawstwo. I wiem, że teraz jesteś na prawie i niszczysz całe swoje życie, tylko po to by być idealnym synem! To żałosne, Regulus! Ale ty tego nie widzisz, bo jesteś tylko marionetką.

Syriusz odsunął się na widok skamieniałej twarzy brata. Była pozbawiona emocji kiedy otworzył usta.

- Jesteście tak skupieni na sobie, że żadne z was nawet nie daje mi dojść do słowa. Oboje, ty i matka, jedyne co robicie to próbujecie wbić mi do głowy swoje przekonania. Powinieneś być z siebie dumny, widać, że to płynie w genach.

Uderzył go prosto w czuły punkt. I najgorsze w tym było to, że doskonale o tym wiedział. 

Regulus nie był pewien kiedy jego serce bolało mocniej. Kiedy Syriusz ranił jego, czy wtedy gdy on, ranił Syriusza. Ale słowa zostały powiedziane i nic nie mogło już ich cofnąć.

Poczuł jak Barty odciąga go od brata. Do Syriusza natychmiast podbiegł Remus i złapał za ramiona. Wyglądał jakby mógł ledwo ustać, a Regulus nie czuł się lepiej.

Mało tego, będzie musiał się w końcu zmierzyć z matką. Błagał w myślach, by nie kazała mu wrócić. Regulus nie wiedziałby wtedy co zrobić. Przynajmniej przez telefon jej schludna dłoń nie mogła go dosięgnąć. Miał nadzieję, że do świąt ochłonie.

Syriusz nie patrzył na niego kiedy wychodził. Barty mówił coś obok, ale Black nie słyszał.

Nic się nie zmieniłeś.

Nic się nie zmieniłeś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro