Rozdział II: To nie był sen
Przywitał go zapach świeżego pieczywa. Syriusz pomachał do niego z oddalonego stolika i zrobił mu miejsce obok siebie. James z ulgą opadł na siedzenie.
- Kawy? - Remus przesunął dzbanek w jego stronę, James skinął głową w podziękowaniu.
Na widok jedzenia, które przed sobą zrobiło mu się niedobrze.
- Jak było na meczu? - Zagadnął, a Peter ożywił się, opisując mu cały przebieg gry, jak Barnton przegrało z Bigonville. Syriusz dorzucał co chwilę parę słów, a Remus skubał kawałek chleba niezainteresowany tematem. On też wydawał się wstać lewą nogą.
- Oboje zaszaleliście - wyjaśnił Syriusz i zaśmiał się na to wspomnienie. - Przysięgam, że kiedy przyszliśmy do baru byliście już napruci w trzy dupy.
- Głowa mi zaraz pęknie - jęknął James.
Syriusz uśmiechnął się zaczepnie, James wiedział, że przyjaciel mu nie daruje.
- Ale to chyba było tego warte, co James? Wiesz, wczorajsza noc?
James spojrzał na niego spode łba, a ten się tylko zaśmiał.
- Oj, no powiedz coś. Jaki on był?
Po prostu piękny. Lepiej niż jego wyglądał, James zapamiętał wrażenie jakie na nim wywarł.
- Taki, no ten ee...
- Uważaj, bo się zaczerwienisz - rzucił Syriusz, a James szturchnął go w bok. Black mu oddał i nie wiadomo kiedy zaczęli przepychać się na kanapie, aż kubek kawy znalazł się niebezpiecznie blisko krawędzi stołu. Peter złapał go w ostatniej chwili, a Remus spojrzał na nich z ostrzeżeniem w oczach. Oboje usiedli prosto, jak skarcone dzieci, na widok jego miny.
- Remi, zmarszczka ci się zrobi.
- Boję się, że przy was mogę nie dożyć wieku, w którym będę miał zmarszczki.
Peter poklepał go pokrzepiająco po plecach. James widział jak kącik ust Remusa się unosi.
- Oh, nie martw się, moja matka już jest po czterdziestce - odpowiedział Łapa.
- Złego diabli nie biorą - rzucił Remus pod nosem, a Syriusz mimo kanapki w buzi wydał z siebie głośne parsknięcie.
Szybko przełknął jedzenie i mimo uśmiechu spojrzał na nich niepewnie.
- Skoro jesteśmy już przy temacie... Parę dni temu, rozmawiałem z Regulusem.
James odwrócił szybko głowę w jego stronę. Remus i Peter też byli nieco zbici z tropu. W końcu, każdy z nich wiedział jak wyglądała relacja Syriusza z rodziną.
Co prawda wspominał parę razy brata. James wiedział jaki był dla niego ważny, choć z opowieści nie dało się go polubić. Kiedy James po raz pierwszy spotkał Syriusza, przez pierwszy rok nawet nie zająknął się, że ma rodzeństwo. Tak bardzo zraniło go, że Regulus wybrał rodziców ponad niego.
James szczerze nienawidził kobiety, która wychowała Syriusza. Syriusz zasługiwał na wszystko co najlepsze. Jednak własna matka wyryła mu na sercu setki blizn, zamiast po prostu go kochać.
Z Regulusem było trochę inaczej. Był niejednoznaczny. James wiedział, że Syriusz, niezależnie od ich relacji, był gotowy w każdej chwili rzucić wszystko i być dla niego bratem. I dlatego James nic nie powiedział, kiedy ponownie odzyskali kontakt. Syriusz chodził cały w skowronkach, na myśl, że Regulus mógłby odejść od rodziców. Jednak oboje James i Remus, bali się, że im większe nadzieje wzbudzi w Syriuszu, tym bardziej Black się zawiedzie.
James nie przeżyłby znowu widoku Syriusza w takim stanie.
- Dawno o nim nie wspominałeś - rzucił beztrosko Remus, choć w jego oczach czaiła się ostrożność.
- Nie było o czym. Ale coraz lepiej wychodzą nam spotkania - Syriusz zawahał się, zbierając myśli. - I myślę, że teraz będziemy widzieć się częściej. Będzie tu studiował.
- Twój brat? - Palnął Peter, jakby w amoku.
Syriusz skinął głową.
- Mhm. Wybrał Hogwart, podobno wprowadził się tydzień temu. Idzie na prawo... Jego uczelnia jest niedaleko naszego wydziału, prawda?
- To dość duży krok - James spojrzał na niego zmartwiony.
- Wiem, wiem. Nie mogę się odczekać aż was pozna, ale nie chcę go przestraszyć. Nie będziemy się spieszyć, nie chcę tym razem niczego zepsuć, wiecie? Wciąż się z Reggim kłócimy, nie jest idealnie, ale przynajmniej rozmawiamy. Mam całkiem dobre przeczucia.
James miał ochotę powiedzieć mu, żeby był ostrożny, żeby nie dał się zranić. Zamiast tego jednak założył rękę wokół szyi Syriusza i z uśmiechem poczochrał mu włosy.
- Nie mogę się doczekać, aż go poznamy - rzucił. I choć na prawdę był ciekawy Regulusa, to wątpił, żeby na prawdę był w stanie go polubić. Ale dla Syriusza mógł się chociaż postarać.
- Idę dzisiaj pomóc mu wybrać rzeczy do akademika. A propos, Remi, poznałeś już współlokatora?
Remus tak jak Syriusz i Peter mieszkał na co dzień w akademiku należącym do uniwersytetu Hogwart. Tylko James zajmował mieszkanie, które należało do jego rodziców. Remus jako jedyny z nich zajmował pokój dwuosobowy. Było to zdecydowanie bardziej ekonomiczne i o wiele łatwiej było taki dostać.
Remus cenił sobie własną przestrzeń i niezachwiany spokój, dlatego podobało mu się dzielenie miejsca przez pierwszy rok z Carlem Rootsky'm. Oboje studiowali literaturę angielską. Był spokojny i bez problemu żyli w zgodzie. Ale chłopak po roku zrezygnował ze studiów i wyjechał z Londynu, więc Remus całe wakacje stresował się z kim przyjdzie mu dzielić pokój. To było jak istna ruletka.
Remus skrzywił się nieznacznie.
- Powiedzmy. Szczerze mówiąc nie wiem czego się spodziewać, wydaje się... Specyficzny.
Syriusz uniósł brew, czekająć, aż Lupin powie coś więcej.
- Od pierwszego dnia kiedy się wprowadziłem, a minął już tydzień, zdążył zbudować pod ścianą wieżę z puszek po energetykach. Generalnie nie śpi za wiele... - Remus podrapał się po głowie. - Ale nie przeszkadza mi nocą, najczęściej po prostu siedzi na parapecie za oknem i pali. Wspominał, że też idzie na prawo, czy coś takiego...
- Pierwszoroczny?- A, tak, chyba jest rok młodszy - Remus pokiwał głową. - Pewnie będzie na roku z twoim bratem. Ma na imię Barty.
- Nie przepadasz za nim - stwierdził James, zerkając katem oka. Remus zmieszał się odrobinę.
- To nie tak. Na prawdę jest okej, trudno to wyjaśnić. Musielibyście go poznać. Wydaje się odrobinę... Niepokojący ale nie musimy być przyjaciółmi, żeby jakoś żyć w zgodzie, nie?
- W razie czego wpadaj do mnie - James nalał sobie do kubka końcówkę kawy ze dzbanka. Była czarna i gorzka, ale to jedyne co był w stanie przełknąć. - Drzwi zawsze otwarte.
Remus uśmiechnął się z wdzięcznością. Zaraz potem zebrał się niezgrabnie z siedzenia i pomachał im na pożegnanie. Jego popołudniowa zmiana w pobliskiej kawiarni zaczynała się za równe pół godziny. Zajęcia na uniwersytecie zaczynały się dopiero za dwa dni, więc Remus brał tyle zmian ile mógł, póki miał na nie czas. Nie ukrywał, że pieniądze były mu dość mocno potrzebne.
Każdy widział jak ciężko Remus pracował. Jakby tego było mało godził to z nauką, z przyjaciółmi i nigdy nie narzekał, choć zmęczenie często spowijało jego twarz, a uraz nogi na pewno nie pomagał. Lupin nieustannie kulał, ale nienawidził o tym mówić. Tylko ich trójka wiedziała, że gdy był dzieckiem miał wypadek, stąd blizny i nierówny chód. Tamtego dnia stracił też matkę, ale James nie znał żadnych szczegółów. Wciąż były dla Remusa zbyt bolesne.
Peter też zarzucił na siebie kurtkę i pożegnał się z nimi. Jechał na ostatnie dwa dni do rodziców, żeby odpocząć przed rozpoczęciem roku akademickiego. Dopiero teraz James zauważył srebrną walizkę, która stała obok jego nóg.
James spojrzał na Syriusza, kiedy zostali sami.
- Będę się zbierał, ale wpadnij wieczorem, co? - Black zgarnął ze stołu kask motocyklowy i wrzucił do rachunku parę monet napiwku. - Ostatnie dni wolności, musimy korzystać, Jamie.
- Jeżeli do wieczora nie wybuchnie mi głowa, to pewnie, przyjdę.
Syriusz wyszczerzył się do niego po raz ostatni i wsiadł na swój motocykl. James pamiętał dobrze, kiedy Black go kupił. Spędził pół roku pracując w fast foodzie, który opuścił ze słowami ,,prędzej sprzedam nerkę niż tu wrócę" i środkowym palcem w stronę kierownika. Zarobił wystarczająco, aby kupić używany motocykl, który teraz na zderzaku miał wyrysowaną białą gwiazdę oraz ,,S" idealnie w jej środku.
James posłał mu słaby uśmiech na pożegnanie. Miał nadzieję, że do wieczora znajdzie w sobie siłę, żeby uśmiechnąć się lepiej. Bardziej szczerze.
Po powrocie do mieszkania rzucił się bezmyślnie na łóżko. Wtedy jego komórka zabrzęczała, a on spojrzał z pod pościeli na wyświetlacz.
567 909 487
Podobało mi się wczoraj.
James przetarł oczy na widok wiadomości.
James
Oh, czyli sobie tego nie przyśniłem.
567 909 487
Nie mogłem zostać, ale chciałem, żebyś wiedział.
James
Chciałbym wiedzieć jak masz na imię. I może skąd masz mój numer.
James czekał dobre parę minut zanim dostał odpowiedź. Zagryzł w uśmiechu wargę.
567 909 487
Może jeszcze frytki do tego.
James
Utrzymujesz swoją aurę tajemniczości, rozumiem.
567 909 487
chce cisj joak asd
James
??
Odpowiedź nie nadchodziła przez dłuższy czas, ale James uparcie wpatrywał się w ekran. Jego oczy kleiły się, choć było dopiero południe. W końcu nie wytrzymał i sam wystukał wiadomość.
James
Mnie też się wczoraj podobało.
567 909 487
Czyli jest nas dwóch.
James zaśmiał się w poduszkę i rzucił telefon gdzieś w pościel. Ból głowy lekko zelżał i bez problemu udało mu się w ciągu paru minut zasnąć, z samopoczuciem o wiele lepszym niż wcześniej.
~~*~~
Regulus patrzył na telefon, który leżał na środku pokoju jakby go parzył. Nie chciał nawet oglądać wyświetlacza co dopiero konwersacji, którą właśnie odbył. Barty, który siedział z uniesionymi brwiami na biurku, nogi bezczelnie postawione na krześle, zaśmiał się krótko.
- Widzisz, to nie było takie trudne.
Regulus posłał mu zirytowane spojrzenie.
- Na pewno mi tego nie ułatwiłeś - odgryzł się, a Barty wzruszył niewinnie ramionami.
Wszystko zaczęło się kiedy zaprosił Crouch'a do siebie. Jego współlokator akurat wyszedł, a Barty był jedyną osobą, którą Regulus znał w Londynie, oprócz Syriusza, ale z nim sprawa akurat była oczywista. Była jeszcze Dorcas, ale mieszkała po drugiej stronie Londynu i widywał ją raz na pół roku, nie licząc kamerki.
Barty był jego przyjacielem od liceum i od tego czasu trzymali się razem. Trochę żałował, że nie dostali wspólnego pokoju, choć chłopak, z którym aktualnie mieszkał nie wydawał się być zbyt irytujący.
Regulus nie wiedział nawet kiedy skończył opowiadając mu o Jamesie.
- Czyli podsumowując, spotkałeś gościa, który był twoim pierwszym zauroczeniem, przespałeś się z nim i od razu po tym zwiałeś.
Regulus skrzywił się.
- To brzmi fatalnie. Kurwa, nie powinienem był w ogóle tego robić - przetarł bezsilnie twarz dłońmi.
- Chciałeś tego i to zrobiłeś, co w tym złego? Jedyne co mnie dziwi to to, że stchórzyłeś, Reg.
- Ja nie tchórzę - Regulus odparł ostro.
Barty parsknął kpiąco.
- Stchórzyłeś w chuj. Zakładam, że myśl, aby spojrzeć mu rano w twarz, w dodatku na trzeźwo cię przerosła. Po prostu to przyznaj.
- Ja nie...! Nie rozumiem dlaczego miałaby mnie przerosnąć. To zwykły facet.
Coś w spojrzeniu Barty'ego zestresowało Regulusa. Wydawał się prześwietlać go na wskroś i widzieć więcej niż Regulus był skory przyznać. Wydawał się rozumieć chaos, który teraz panował w jego głowie.
- Oboje wiemy, że nie jest zwykły - posłał mu znaczące spojrzenie. - Boisz się, że coś spierdolisz i właśnie to robisz, daj telefon.
- Nie rozumiesz, Barty, ja nie miałem nigdy w ogóle z nim... Nie miałem go spotkać... Ja... Co ty kurwa robisz?
- Piszę mu wiadomość - Barty nie oderwał wzroku od telefonu, nawet kiedy Regulus spróbował wyrwać swoją własność z jego rąk. - Geez, zapisał się jako ,,Jsamees"? Jak bardzo napruci byliście?
- Przysięgam, że jeżeli wyśle...
Urwał na widok uśmiechu Barty'ego, który bardzo dobrze znał. Zazwyczaj zwiastował kłopoty. Barty'ego nie należało podpuszczać, zazwyczaj działanie innym na nerwy sprawiało mu dziką radość. Zaraz jednak trochę spoważniał.
- Pomyśl o jednej rzeczy, którą chciałbyś mu powiedzieć. Gdybyś miał szansę.
Regulus przełknął ślinę. Było tego wiele.
- Podobało mi się. Wczoraj. - Dodał, dość niepewnie.
Barty skinął głową i wystukał wiadomość. Regulus zamknął oczy, tylko po to, żeby otworzyć je szybko kiedy usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości.
- Co napisał?
- Sam zobacz - Barty rzucił mu telefon z drugiego końca łóżka. Regulus spojrzał na otwartą konwersację.
,,Oh, czyli sobie tego nie przyśniłem. "
Zaśmiał się, choć ukuło go poczucie winy, że zostawił Jamesa bez pożegnania. Szybko napisał odpowiedź.
- Nie pamięta kiedy zapisał mi swój numer - mruknął. - I pyta o moje imię.
- Zmień temat - Barty wzruszył ramionami. - Choć ja jestem za tym, żebyś mu powiedział.
Regulus posłał mu spojrzenie mówiące ,,oszalałeś?" i wystukał odpowiedź. Barty spojrzał zza niego na ekran opierając podbródek na ramieniu Regulusa. Przewrócił oczami.
- Skaczecie wokół siebie na palcach, geez, napisz mu, że chcesz to powtórzyć.
Regulus się wzdrygnął i odsunął kiedy Barty złapał za telefon.
- Chyba cię pogięło, w życiu mu tego nie... Hej! Barty, na Boga ty kretynie!
Regulus szarpał się z Bartym, tarzając po całym łóżku i zrzucając pościel na podłogę w walce o kontrolę nad telefonem. Jego łokieć trafił Barty'ego w bok, na co ten się skulił i przygniótł go całym ciałem tak, że Regulus musiał użyć całej swojej siły, żeby go zrzucić. Kiedy wylądowali oboje na podłodze telefon wypadł im z rąk, a w oczy rzuciła się wysłana wiadomość.
,,chce cisj joak asd"
- Wspaniale - Regulus wyciągnął się na podłodze.
Barty zwlókł się i wgramolił na biurko, masując obolały bok.
- Co odpisać?
- Oh, przed chwilą nie chciałeś mojej pomocy.
- Barty - głoś Regulusa rozbrzmiał ostrzegawczo, a Barty uniósł ręce w niewinnym geście.
- Hej, dzięki mnie w ogóle rozmawiacie, powinieneś mi dziękować, Reg.
Regulus już miał mu się odgryźć kiedy przyszła kolejna wiadomość. Spojrzał niepewnie na telefon. Barty, miał rację, kompletnie już zwariował. Zbierając w sobie siłę spojrzał na wyświetlacz.
,,Mnie też się wczoraj podobało."
Głos Jamesa rozbrzmiał w jego głowie. Regulus poczuł jak robi mu się gorąco. Barty po raz kolejny przewrócił oczami na ten widok.
I tak skończyli siedząc, Regulus na podłodze, wśród rozrzuconej pościeli, Barty na jego biurku, a telefon rzucony gdzieś pośrodku nich.
Regulus posiedział chwilę wgapiając się bezmyślnie w sufit. Barty też był zadziwiająco cichy.
- Muszę się ubrać - mruknął w końcu i wygrzebał z szafy czarne jeansy, Barty skyrziwł się lekko.
- Znowu wychodzisz z tym pajacem, nie? Czasem zapominam, że masz brata.
Regulus tylko wzruszył ramionami i zamknął się w łazience.
Barty przeciągnął znudzony wzrok po pomieszczeniu. Zeskoczył z biurka i podszedł do drugiej strony pokoju, która była o wiele żywsza niż ta Regulusa, który trzymał pedantyczną czystość. Tutaj z kolei widać było życie. Rozwalone na biurku książki, ołówki, parę srebrnych pierścieni.
Oh, ktoś tutaj miał dobry gust.
Do tego było też zdjęcie, bardzo małe, ale oprawione w pstrokatą, czerwoną ramkę. Barty uniósł je wyżej, żeby się przyjrzeć. Zauważył tylko kawałek głowy chłopaka, na którego ramionach siedziała wyszczerzona dziewczyna. Barty musiał przyznać, że miała dość przyjemny uśmiech, nie tak sztuczny jak większość ludzi.
Kiedy drzwi się za nim otworzyły, Barty miał zamiar zapytać o to Regulusa, ale zamarł na dźwięk nieznajomego głosu.
- Zostaw to - głos był niski i miał w sobie nutę ostrzeżenia. Oh, na pewno nie był zadowolony. -
Nikt cię nie nauczył, żeby nie dotykać cudzych rzeczy?
Barty miał ochotę się zaśmiać. Jego ojciec wielokrotnie mówił mu jak ma się zachowywać.
- Nauczył, ale co poradzę, ciekawość jest silniejsza ode mnie - Barty odwrócił się i spojrzał na stojącego w drzwiach chłopaka.
Pierwsze co zauważył to platynowe wręcz, jasne włosy i postawna sylwetka. Jego lodowato niebieskie oczy były zmrużone, a brwi (czy on miał w nich kolczyk?) były ściągnięte w grymasie. Wyglądał jak zima, z ostrymi rysami i prostym nosem.
Barty'emu spodobał się ten widok.
- Nie marszcz się tak, bo ci zostanie - odłożył zdjęcie z powrotem na miejsce i podszedł do chłopaka, który obserwował go spięty. - Spokojnie, nie gryzę.
- Ty nie, ale ja mogę zacząć.
Zmarszczył brwi mocniej kiedy Barty przybliżył się mocniej.
- Oh tak, proszę.
Przerwał im Regulus stojący w drzwiach łazienki. Barty rozczarowany odsunął się lekko od nieznajomego chłopaka i spojrzał niewinnie na przyjaciela. Ten zgromił go spojrzeniem.
- Wybacz, Evan, Barty już wychodził.
Barty wzruszył ramionami i wolno podszedł do drzwi. Posłał im ostatnie spojrzenie zanim zamknął za sobą drzwi.
- Baw się dobrze, Reg. Do zobaczenia, Evan - puścił mu oczko i zniknął.
Regulus westchnął kiedy Evan posłał mu zirytowane spojrzenie.
- Mógłbyś ostrzegać kiedy przychodzi twój kumpel idiota.
- Lepiej żebyście zaczęli się tolerować - Regulus zarzucił na siebie czarną kurtkę, przypominającą marynarkę. - Będzie tutaj częstym gościem.
Wyszedł zanim Evan zdążył zaprotestować. Reg wciąż jeszcze się do niego nie przyzwyczaił.
Spinał się za każdym razem kiedy chłopak wchodził do pokoju. Choć Evan Rosier, mimo postawnej budowy i ostrych rysów twarzy przez ten tydzień okazał się być wyjątkowo łagodny i spokojny. Regulus nie umiał wyczytać, przewidzieć czego mógł się po nim spodziewać, więc zachowywał między nimi dystans, nie lubił nie wiedzieć na czym stoi. Tolerowali się, ale daleko był im do znajomych.
Westchnął kiedy szedł wzdłuż pustej ulicy. Ten dzień był przepełniony stresem. Rano był jak w amoku kiedy obudził się w obcym mieszkaniu obok Jamesa. Tego J a m e s a.
Potem musiał spowiadać się Barty'emu i Dorcas, a teraz czekało go spotkanie z bratem. Starał się unormować oddech. Cieszył się, że znów rozmawiają, ale za każdym razem kiedy go widział, nie umiał opanować myśli, co dzisiaj pójdzie nie tak? Kłócili się, byli jak ogień i woda, a Regulus obawiał się dnia, w którym Syriusz tego nie wytrzyma i skończy z nim na dobre.
Ale był na to przygotowany. Przynajmniej lubił tak myśleć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro