Rozdział 6
Weszłam do pokoju i z cichym westchnięciem zamknęłam za sobą drzwi. Jessie popatrzyła na mnie znad książki, którą chwilę później niedbale odłożyła na bok. Przeniosła się do pozycji siedzącej i z ciekawością wymalowaną na twarzy zaczęła się we mnie wpatrywać.
- Jak było? - zagadnęła niewinnie, widocznie zainteresowana przebiegiem wieczoru.
- Hmm... dobrze? - zawahałam się, przegrzebując szafę w celu odnalezienia koszulki i spodenek do spania.
- Tylko dobrze? - zdziwiła się Jess, nieustannie mnie obserwując.
- Taaaaak - odparłam od niechcenia, bez skrępowania przebierając się przy przyjaciółce w piżamę.
- Pocałował cię? - nie odpuszczała nawet na moment.
- Tak - westchnęłam i związałam włosy w wysokiego, roztrzepanego koka.
- Znasz jakieś inne słowo niż tak? - zapytała z podirytowaniem, najwyraźniej oczekując jakichś gorących szczegółów, a nie tylko prostych konkretów.
- Tak - odpowiedziałam, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu, który mimowolnie wpełzł mi na usta. Wtem Jessie pochwyciła jedną ze swoich poduszek, wzięła zamach i nim zdążyłam zareagować, rzuciła nią prosto we mnie. Zachwiałam się lekko, dostając owym pociskiem prosto w głowę. Nie sądziłam nawet, że brunetka ma w rękach tyle siły.
- Nie drocz się ze mną! - syknęła, zmęczona ciągnięciem mnie za język.
- No już, już - uniosłam ręce w geście obronnym i przycupnęłam na brzegu mojego łóżka.
- David jest naprawdę sympatyczny, ale ja nie wiem czy chcę się w cokolwiek angażować - starałam się pokrótce zaspokoić jej ciekawość.
- Kobieto, a kto ci się każe angażować? - prychnęła, zakładając nogę na nogę. I w tym momencie już wiedziałam, że dostanę życiową poradę. - Póki co trzymaj go blisko, ale bądź po części niedostępna. Na spokojnie wyczaisz sobie sytuacje, a w razie jakby co, to kopniesz go w dupę i tyle - dodała, sięgając po swój bagaż doświadczeń. Wraz z Alexis potrafiły manipulować chłopakami i zmieniać ich jak rękawiczki. Ja taka nie byłam. Nie umiałam być obojętna i zgrywać zimną sukę, tłamsząc w sobie wszystkie uczucia. Doskonale wiedziałam, że ta rozmowa do niczego nie prowadzi, więc grzecznie przytaknęłam i ewakuowałam się do łazienki. Tam szybko zmyłam makijaż, prysznic postanawiając wziąć z samego rana. Gdy wróciłam do pokoju, Ami nadal nie było. Posiedziałyśmy z Jessie jeszcze trochę, aż czekanie znudziło nas do reszty i poszłyśmy spać.
***
Rano nie było czasu na dłuższe rozmowy, ale Ami była ewidentnie zadowolona ze spotkania. Niestety nie chciała nam zdradzić żadnych szczegółów, a nawet imienia tajemniczego chłopaka. Zasłaniała się tym, że w jej kulturze nie wolno zbyt wiele mówić o swoich planach, bo wtedy łatwo zapeszyć. Ja jakoś specjalnie nie ciągnęłam jej za język, bo sama nie lubiłam być o wszystko wypytywana, ale Jessie wyraźnie oburzył ten fakt. Na nic jednak były prośby i groźby, bo Hinduska zawzięcie odmawiała jakiegokolwiek wywiadu.
***
Ostatnią tego dnia miałyśmy mikrobiologię z milutką Panią Philips. Odkąd spóźniłam się na pierwszy wykład, kobieta nie pałała do mnie sympatią. Co rusz rzucała w moim kierunku piorunujące spojrzenia, o dziwo na Jessie nie zwracając nawet najmniejszej uwagi. Już od pierwszych minut lekcji modliłam się o jej koniec, bo bycie na odstrzale wcale nie było miłe.
Siedziałam nieruchomo, nie chcąc zwracać na siebie zbytniej uwagi i wsłuchiwałam się w jakże nudną gadaninę o aminokwasach. W pewnym momencie poczułam wibracje w kieszeni jeansów, zwiastujące nadejście esemesa. Niepewnie sięgnęłam po telefon, by możliwie najdyskretniej odczytać wiadomość pod blatem stolika.
Od: David O której dzisiaj kończysz?
Zerknęłam w kierunku Pani Philips, upewniając się, że nie patrzy w moim kierunku i zaczęłam odpisywać.
Do: David Za godzinę
Od: David Może wyskoczymy na miasto coś zjeść?
Do: David Jasne, czemu nie
Od: David W takim razie zgarnę Cię spod szkoły. Do zobaczenia ślicznotko xx
- Panno White! Czy Pani używa telefonu na mojej lekcji? - z chwili zapomnienia wyrwał mnie twardy i bynajmniej niezadowolony głos sorki. Moje tętno momentalnie przyspieszyło. Szybko schowałam komórkę i wyprostowałam się na krześle.
- Nie... - starałam się wytłumaczyć, ale nie było dane mi dokończyć
- Nie kłam, doskonale widziałam - bezczelnie mi przerwała, przewiercając mnie swoim spojrzeniem na wskroś. Skoro widziałaś, to po cholerę się pytasz.
- Dostajesz pierwsze i ostatnie upomnienie. Następnym razem wyrzucę cię z sali - dodała i na nowo zaczęła wdrążać się w biologiczne zagadnienia. I takim sposobem oczy wszystkich ponownie były zwrócone w moim kierunku, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
***
Po dzwonku wyleciałam z uczelni niczym strzała, mając dość mikrobiologi i Pani Philips, która oficjalnie została moją ulubioną nauczycielką. Przeszłam na parking przed uniwersytetem, gdzie bez problemu zauważyłam bordową alfę. Dav siedział w środku i przeglądał coś na swoim telefonie. Zauważył mnie dopiero, gdy wsiadłam do środka wehikułu. Na jego twarzy momentalnie rozprzestrzenił się uśmiech i bez większego skrępowania nachylił się nade mną, by złożyć na moim policzku delikatnego buziaka.
- Jak tam pierwszaczku? - zagadnął, łagodnie na mnie zerkając.
- Do dupy. Oficjalnie mam dość tej szkoły - westchnęłam, układając torebkę na kolanach.
- To dopiero początek - zaśmiał się, ukazując tym samym swoje urocze dołeczki w policzkach - To na co masz ochotę? Kfc, McDonald, pizza, chińczyzna? - zapytał.
- Niedaleko otworzyli fajną wietnamską knajpę - zasugerowałam. I zanim zdążyłam się obejrzeć, byliśmy już w bardzo klimatycznym lokalu o dźwięcznej nazwie ''phuc phuc''. Kelnerka przyniosła nam kartę dań i w ciszy i w skupieniu zaczęliśmy szukać jakichś smakowitych kąsków. Po pewnym czasie kobieta ponownie pojawiła się obok nas, chcąc przyjąć zamówienie.
- Poproszę zupę Pho z wołowiną - obwieścił Dav, zerkając w moim kierunku.
- A dla mnie ryż smażony z warzywami - dopowiedziałam, posyłając kelnerce ciepły uśmiech. Skinęła głową i udała się w stronę kuchni.
- Ryż z warzywami? Serio? - zapytał lekko zdziwiony brunet.
- Jestem wegetarianką - wyjaśniłam, co wywołało u niego jeszcze większe zaskoczenie.
- Jak można nie jeść mięsa? - zaśmiał się, a ja już wiedziałam, że rozmowa z nim w tym temacie będzie bez sensu. Nie chciałam jej kontynuować, więc najzwyczajniej w świecie przeszłam na bardziej neutralny grunt.
Nasze dania niedługo zostały podane i wreszcie mogliśmy napełnić wygłodniałe brzuchy.
- Moje bractwo organizuje w piątek cotygodniową imprezę. Wpadniesz? - zapytał, odrywając się na chwilę od jedzenia.
- Myślę, że tak, ale muszę pogadać jeszcze z dziewczynami - wzruszyłam ramionami, pałeczkami sprawnie pakując ryż do buzi.
- Nie pożałujesz. Pokażę ci jak bawimy się na uniwerku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro