Rozdział 27
Minął jeden dzień, a potem drugi i trzeci. Trzy pieprzone dni zajęło mi ogarnięcie się na tyle, by pokazać światu twarz bez opuchniętych oczu. Trzy dni przeleżałam w łóżku, bez siły na cokolwiek, wymęczona od kotłujących się w głowie myśli. Trzy dni, podczas których wszyscy myśleli, że rzygam dalej niż widzę z powodu zatrucia. Trzy dni - jedne z najgorszych w moim życiu. A wszystko przez jeden głupi dzień, kiedy znalazłam się w złym miejscu i o złym czasie. Przecież gdybym była w pracy na inną zmianę, nadal żyłabym w słodkim przeświadczeniu, że Lucasa nie ma. Ale on był i teraz stał się realnym problemem.
- Dobra, koniec tego! Wstajesz w tym momencie - Jessie wpadła do pokoju i rzuciła się na zasłonki, którymi szczelnie zasłoniłam okno, odgradzając się od Florydzkiego słońca i tworząc tym samym z naszego pokoju mroczną komnatę rozpaczy.
- Jess, odpuść - mruknęłam, mrużąc oczy od jasnych strug światła, które momentalnie wypełniły całe pomieszczenie.
- Nie odpuszczę. Mam dość kłamania i tłumaczenia wszystkim, co stało się z Elizabeth! - burknęła, a wyraz jej twarzy wskazywał na to, że rzeczywiście nie żartowała. Jęknęłam żałośnie i schowałam twarz w poduszkę.
- Po za tym, rozmawiałam z Davidem - dodała, co momentalnie mnie ożywiło.
- O CZYM Z NIM ROZMAWIAŁAŚ? - zapytałam z lekkim przerażeniem. Szarooki nie wiedział o Lucasie i tak miało pozostać.
- Wyluzuj - przewróciła oczami, na chwilę odrywając się od układania jakichś papierów na biurku. - Pytał jak się czujesz.
- A ty odpowiedziałaś mu że?
- Że już dobrze i jutro wracasz na zajęcia.
- A on?
- Że to świetnie i że cię dzisiaj odwiedzi.
- Coooooooo - jęknęłam ponownie, a brunetka zgromiła mnie spojrzeniem.
- Czy naprawdę cię to dziwi? O ile się nie mylę, to jest twoim chłopakiem, a z tobą od trzech dni nie ma kontaktu. Więc lepiej wymyśl jakąś wiarygodną opowieść jak wyrzygałaś sobie wnętrzności - dziewczyna obróciła się na krześle, by po chwili dostać poduszką prosto w tył głowy. Kilka minut później dostałam SMS'a.
Od: David Jess mówiła, że czujesz się już lepiej. Wpadnę do ciebie po zajęciach, chcesz coś z miasta? xx
W myślach przewróciłam oczami, nie odczuwając wewnętrznej potrzeby spotkania się z szarookim. To było strasznie dziwne uczucie, ale jakaś cząstka mnie bała się z nim spotkać.
Do: David Tak, wszystko w porządku. Nie musisz się fatygować, możemy spotkać się jutro. Na pewno jesteś zmęczony, a ja i tak po południu idę do pracy :( xx
Odpisałam i przybiłam sobie mentalnego facepalma. Yikes, to wyglądało zdecydowanie lepiej w mojej głowie.
Od: David Przestań głuptasie, stęskniłem się. Za dwie godziny jestem xx
Westchnęłam trochę zbyt głośno, bo aż zwróciłam tym uwagę Jessie.
- Będzie tu za dwie godziny - odparłam, czując na sobie spojrzenie brunetki.
- Cudownie. Ja i tak miałam iść do biblioteki - stwierdziła, po czym wróciła do klikania na laptopie.
- Naprawdę? Jutro nie mamy nawet zajęć, a ty musisz iść do biblioteki?
- Coś czuję, że atmosfera będzie wystarczająco niezręczna nawet beze mnie - zaśmiała się, a ja zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie ma rację...
***
Mniej więcej po dwóch godzinach usłyszałam pukanie do drzwi. Przez ten czas zdążyłam się już ogarnąć i chyba nawet nie wyglądałam jak obraz nędzy i rozpaczy.
Gdy otworzyłam wrota, od razu przywitała mnie uśmiechnięta buzia Dawida.
- Cześć biedaku - powiedział i musnął ustami mój policzek, od razu władowując się do środka.
- Nie powiedziałaś mi co chcesz, więc skoczyłem po drodze do tajskiej knajpy - dodał, odkładając na biurko siatkę z jedzeniem.
- Czytasz mi w myślach, dzisiaj prawie nic nie jadłam - odparłam z niekrytym zadowoleniem i skierowałam się by pochwycić swoją porcję, ale chłopak zagrodził mi drogę.
- Chyba najpierw należy mi się jakiś buziak, co? - zapytał, chwytając moje biodra i przyciągając mnie bliżej. Poczułam się trochę niezręcznie, ale bardzo szybko odepchnęłam od siebie to uczucie. A raczej starałam się to zrobić, bo w mojej głowie cały czas siedział ktoś inny. O czarnych oczach i lekko łobuzerskim uśmiechu. I trzeba przyznać, że zaczynałam mieć z tego powodu okropne wyrzuty sumienia.
- Może jeden, malutki - odparłam, usiłując by moje mimika twarzy wyglądała naturalnie. Chłopak bez zwłoki mnie pocałował, a ja oddałam ów pocałunek, który o dziwo nie smakował mi równie dobrze, co przedtem. Pogłębiłam go jednak, mając nadzieję, że to tylko chwilowy ''szok pourazowy'' i za kilka dni wszystko wróci do normy.
Gdy wreszcie wyswobodził mnie ze swoich objęć, pochwyciłam reklamówkę i czmychnęłam na łóżko, gdzie zaczęłam rozpracowywać jedno z pudełeczek.
- To jest moje, tobie wziąłem łagodny - David zabrał mi makaron z ręki i w sumie ucieszyłam się, że pamiętał iż nie przepadam za mega ostrymi rzeczami. Wyjęłam z opakowania pałeczki i z uśmiechem na ustach otworzyłam drugie opakowanie. W tym samym momencie ogarnęło mnie ogromne rozczarowanie.
- Daaaav... Przecież wiesz, że nie jem mięsa - jęknęłam, od razu zauważając kawałki kurczaka. Mówiłam mu o tym tyle razy, a on i tak puszczał to koło uszu.
- Ugh, przepraszam. Kompletnie o tym zapomniałem - popatrzył na mnie ze skruszoną miną.
- Nic się nie stało. Cóż, Jessie się ucieszy, gdy wróci do domu - uśmiechnęłam się blado, chociaż było mi po prostu przykro.
***
David naprawdę próbował się zreflektować i chciał mnie zabrać na jakieś inne jedzenie, ale ja nie miałam ochoty wychodzić. Skończyłam jedząc kanapkę, a potem chłopak uparł się, że podrzuci mnie do kawiarni, więc tak się właśnie stało.
Ruch tego dnia był okropny - ogromne kolejki do kas, ludzie denerwujący się na brak stolików i totalny kociokwik. Tak to wyglądało w godzinach szczytu, niestety, uroki życia w tak dużym i zatłoczonym mieście.
Tym razem zostałam przydzielona na kasę, co było chyba jeszcze gorsze od przygotowywania kawy. Dosłownie nie wiedziałam w co włożyć ręce, bo klientów cały czas przybywało, a końca pracy nie było widać. Byłam naprawdę skupiona i dopiero ubrana na czarno postać, którą zauważyłam kątem oka, zdołała mnie rozproszyć. Mimowolnie przeniosłam moje spojrzenie w kierunku drzwi, ale równie szybko je odwróciłam, modląc się żeby stanął w kolejce do drugiej kasy, którą obsługiwała Caroline. Ale nie, to byłoby zbyt proste, a ja przecież przez całe życie musiałam mieć pod górkę. Starałam się to ignorować, choć i tak narastało we mnie uczucie stresu. Zerknęłam jeszcze raz w stronę Lucasa, ale ten nie patrzył na mnie. Dłubał w telefonie, jak gdyby nigdy nic. Do czasu, aż nadeszła jego kolei i stanął ze mną twarzą w twarz. Wtedy po prostu nie wytrzymałam.
- W tym mieście Starbucks jest na każdym rogu, a ty akurat musisz przychodzić do tego? - zapytałam, nawet nie siląc się na uprzejmy ton głosu.
- Załatwiałem swoje sprawy w budynku obok - oparł z całkowitym spokojem, co chyba jeszcze bardziej mnie rozdrażniło. - Po za tym, tutaj jest zazwyczaj najmniej ludzi.
- Och, teraz wszystko jasne. Masz rację, zwykły zbieg okoliczności - prychnęłam sarkastycznie, rzucając chłopakowi trochę prowokujące spojrzenie.
- Przepraszam, czy może Pani załatwiać swoje sprawy po pracy? Naprawdę mi się spieszy - dyskusję przerwał mężczyzna stojący dwie osoby za Lucasem. Posłałam mu jedynie przepraszające spojrzenie i ponownie skupiłam się na moim rozmówcy.
- Co dla Pana? - zapytałam, przybierając sztuczny, wymuszony uśmiech. Przez chwilę był zaskoczony, ale ja bez problemu zauważyłam jak jego szczęka się zaciska. Och, to takie typowe.
- Espresso Macchiato - odpowiedział oschle, a ja od razu zaczęłam wklepywać zamówienie do systemu.
- Kto to był? - zapytał nagle, czym muszę przyznać, że po raz wtóry mnie zaskoczył.
- Kto? - zmarszczyłam brwi, nie odrywając się jednak od mojego zajęcia.
- Ten chłopak, który cię dzisiaj przywiózł. Jesteście razem? - zasypywał mnie gradem pytań, na które nawet nie zamierzałam odpowiadać.
- Czy coś będzie do tej kawy? Ciasto albo kanapka? - zgrabnie zmieniłam temat, teraz odczuwając ogromną satysfakcję.
- Nie, dziękuję - burknął, wykładając na blat stolika pieniądze. - Reszty nie trzeba - dodał i odszedł do kolejki oczekujących na kawę.
___________________________________
Niespodzianka! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro