Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

- Jessie? Co ci się stało?! - mój głos zabrzmiał bardziej panicznie, niż tego chciałam, a słoik pikli potoczył się gdzieś pod biurko. Dziewczyna siedziała na swoim łóżku z wielkim gipsem na nodze i miała bynajmniej niezadowoloną minę. Tony stojący tuż obok posłał mi jedynie krótkie spojrzenie i westchnął, jakby przytłoczony całą tą sytuacją.

- Spadłam ze schodów - odparła cicho i po raz pierwszy odkręciła twarz w moim kierunku. Na jej porcelanowej buzi malowała się złość przemieszana dozą goryczy, a oczy były lekko opuchnięte i zaczerwienione od płaczu.

- Co zrobiłaś? - zapytałam z niedowierzaniem, podchodząc nieco bliżej.

- Spadłam ze schodów, nie widzisz? - rzuciła z wyczuwalną zgryźliwością i uciekła wzrokiem za okno.

- Nie denerwuj się Jess, Elizabeth tylko spytała - upomniał ją Tony, ale sam był bynajmniej przybity i wyglądał na zmęczonego. - Mieliśmy iść do kina, ale jakiś idiota wylał na schody coś tłustego - wyjaśnił i przycupnął na brzegu łóżka. Delikatnie pomiział dziewczynę po niezasłoniętej łydce, ale ta nawet nie zareagowała.

- Złamana?

- Na szczęście tylko pęknięta w dwóch miejscach, ale i tak musi chodzić przez jakiś czas w gipsie - odparł, jako że z Jessicą w dalszym ciągu nie było rozmowy.

- A gdzie wywiało Ami? Wie już co się stało? - zagadnęłam, po raz pierwszy zerkając w kierunku rozwalonej na podłodze siatki.

- Tak wie, sama po mnie pobiegła. Wyszła gdzieś niedawno  - powiedział, w dalszym ciągu próbując zaskarbić sobie uwagę niebieskookiej. Dawno nie widziałam takiej Jessie. Zawsze była to osoba tryskająca optymizmem i pozytywną energią. Patrząc na to jednak z drugiej strony, wcale się jej nie dziwiłam.

- Pójdę już, skoro wróciłaś - dodał i zaczął zbierać się do wyjścia, widocznie zniechęcony obojętnością Jess. Posłałam mu jedynie ciepły uśmiech i zamknęłam za chłopakiem drzwi, zbierając się do posprzątania i rozładowania przywiezionego jedzenia.

- Przywiozłam różne pyszności, może masz ochotę coś zjeść? - zapytałam i przykucnęłam przy torbie. Jak na złość dziewczyna zmieniła pozycję i teraz po prostu leżała odkręcona do mnie dupą. Nie reagowała, aczkolwiek nie zamierzałam tak łatwo odpuścić. Przekręciłam jedynie oczami i chwyciłam siatkę, ustawiając ją na stole. Podjęłam z podłogi jeszcze napomniany wcześniej słoik - któremu na szczęście nic się nie stało i z zaciekawieniem zaczęłam wyładowywać wszystko na blat.

- Patrz, twój ulubiony dżem truskawkowy! - obwieściłam z entuzjazmem, wydobywając z czeluści torby zgrabny słoiczek. Zero reakcji.

- Odpuść sobie, naprawdę nie mam ochoty dzisiaj rozmawiać. Dobranoc - odparła nagle, co wywołało u mnie lekkie zaskoczenie. Co prawda nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale postanowiłam uszanować jej prośbę. Doskonale wiedziałam jak bardzo taki gips potrafił być uciążliwy, a nadmiar emocji z pewnością nie poprawiał sytuacji.

***

Następnego dnia rano Jessie uparła się, że chce zostać w domu. Razem z Amiyą różnymi sposobami próbowałyśmy przekonać ją do pójścia na zajęcia - wszystko na darmo.

- Nie mogłam w nocy spać, boli mnie noga i nigdzie nie idę! - warknęła, na nowo przykrywając się kocem.

- Gips to nie koniec świata Jess, przecież masz kule - swoich sił w dalszym ciągu próbowała hinduska, podczas gdy ja zdążyłam już odpuścić. Była dorosła, swój rozum miała, więc nie mogłyśmy jej do niczego zmuszać. Ostatecznie tak czy siak została w akademiku, więc do uniwersytetu poszłyśmy same. Mikrobiologa z wiedźmą o nazwisku Philips była jeszcze gorsza niż zwykle to bywało. Przesiedziałam ją jednak do samego końca, nie narażając się profesorce, która i tak ciskała dzisiaj we wszystkich piorunami. Chwile przed końcem dostałam SMSa, ale powstrzymałam się przed odczytaniem go, nie chcąc po raz wtóry być zmieszaną z błotem. Otworzyłam go dopiero po wyjściu z sali i subtelnie się uśmiechnęłam, bo w okienku nadawcy widniał David.

Od: David Czekam przed szkołą xx 

Zarzuciłam na ramię torbę i wyszłam na parking, gdzie bez problemu zauważyłam Tonego i Davida. Stali przy samochodach i o czymś rozmawiali. Podeszłam bliżej i posłałam im uśmiech. Tony przywitał się krótkim cześć i muszę stwierdzić, że wyglądał dzisiaj sto razy lepiej niż wczoraj.

- Dobra stary, lecę zobaczyć co u Jess. Do później - pożegnał się nagle i ruszył w kierunku damskiego akademika. Zostaliśmy sami.

- Palisz? - zapytał szarooki, wyciągając w moim kierunku paczkę papierosów. Zawahałam się, aczkolwiek ostatecznie i tak sięgnęłam po jednego, chwilę później rozgniatając w palcach kulkę dającą miętowy smak. Dav podał mi zapalniczkę, dzięki czemu sprawnie odpaliłam koniec fajki i zaciągnęłam się jej dymem. Na dworze panował masakryczny skwar, a na parkingu nie było nawet szansy by znaleźć odrobinę cienia. Pomimo tego, że byłam ubrana jedynie w szorty i białą koszulkę na ramiączkach, to czułam, że zaraz się rozpłynę.

- Jedziemy na mrożoną kawę? - zapytał, raz po raz wypuszczając z ust siwe obłoczki dymu.

- Mam jeszcze godzinę zajęć - skrzywiłam się w odpowiedzi, bo naprawdę miałam ochotę na coś zimnego.

- No to co?  Nie pójdziesz - wzruszył ramionami, jakby było to coś kompletnie normalnego.

- Ale sor Johnson mnie udupi jak nie pójdę - próbowałam jakoś się wybronić, ewidentnie nie będąc przekonaną co do pomysłu chłopaka.

- Wyluzuj El, jedna opuszczona godzina to nie koniec świata - mruknął, rzucił peta na chodnik i poszedł do samochodu. - No chodź! - dodał widząc, że w dalszym ciągu się waham. Westchnęłam ciężko,  ale postanowiłam mu ulec. Przecież nic się nie stanie jak raz nie pójdę, prawda? Wsiadłam do auta, a już po chwili przemierzaliśmy Miami w drodze do Starbucksa. Na miejscu panował przyjemny chłód, co aż zachęcało do spędzenia w kawiarni dłuższej chwili. Niestety sam lokal był dość mocno przepełniony i znalezienie wolnego stolika praktycznie graniczyło z cudem. Na szczęście jakaś para tuż przed nami zaczęła zbierać się do wyjścia, więc szybko zajęłam miejsce i poczekałam na bruneta, który w tym czasie poszedł po nasze zamówienia. Po chwili podszedł do stolika, niosąc moją mrożoną herbatę i swoje karmelowe frappuccino, które wyglądało naprawdę przepysznie.

- Mam dla ciebie niespodziankę - powiedział w końcu i upił spory łyk kawy. Posłałam mu jedynie pytające spojrzenie, nie do końca wiedząc o co może chodzić. Uśmiechnął się i sięgnął do portfela, z którego wydobył jakieś dwie karteczki. Położył je na blacie i podsunął palcem bliżej mnie. Zerknęłam na nie z zaciekawieniem i doznałam niemałego szoku. To nie były jakieś tam karteczki , tylko bilety na koncert, na którym oprócz kilku mniej znanych artystów miał grać również Calvin Harris.

- Skąd je masz? - zapytałam głupio, w dalszym ciągu nie mogąc wyjść ze zdziwienia.

- Kupiłem po okazji. Tony i Jess też mieli iść, ale nie wiem czy teraz to wypali - odparł. To w sumie tłumaczyło fakt, czemu brunetka tak źle zareagowała na ten nieszczęsny gips.

- Yay! Nie mogę się doczekać - zaczęłam szczerzyć się jak głupia, co nie umknęło uwadze kilku innych klientów.

- Twój uśmiech był zdecydowanie tego warty - zaśmiał się, zgarniając i chowając bilety z powrotem do portfela. - To jednak nie wszystko - rzucił tajemniczo, spoglądając na mnie z charakterystycznym błyskiem w oku.

- Przygotowałeś coś jeszcze? - zapytałam, nie mogąc pozbyć się z twarzy uśmiechu.

- Dowiesz się w swoim czasie - puścił mi oczko i ponownie pociągnął słomką nieco napoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro