2// Kupidyn Strajkuje
Marinette
Gdy nastał kolejny dzień obudziła mnie Tikki klepiąca mnie po policzku.
- Marinette! Marinette! Wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! NO WSTAWAJ!
Jęknęłam odganiając ją ręką i przewróciłam się na drugi bok mrucząc z zadowoleniem gdy bardziej wtuliłam się w poduszkę.
- Daj mi pięć minut.
Burknęłam.
- Za pięć minut zaczynają się zajęcia Mari.
Na sarkastyczny głos gwałtownie podniosłam się z łóżka. Tikki z założonymi rękami unosiła się w powietrzu obok niej był czarny Kawami Adriena.
Gwałtownie przycisnęłam kołdrę do piersi.
- CO TY TU ROBISZ DO CHOLERY?!
Adrien wyszczerzył się wyszarpując mi kołdrę która znalazła sobie nowe miejsce na podłodze. Z wyrzutem wskazałam na kołdrę.
- CZYM ONA CI ZAWINIŁA?! TY POTWORZE!
Sturlałam się z łóżka lądując na podłodze, chwyciłam kołdrę znów się w nią wtulając. Adrien wziął głębszy oddech.
- Marinette jeżeli nie chcesz ,żebym się na ciebie rzucił natychmiast wstań z podłogi.
Na jego słowa otworzyłam jedno oko skanując to w jakiej pozie w tej chwili byłam. Mój tyłek był lekko ku górze jedna noga była całkiem wyeksponowana dla jego pożądliwego spojrzenia. Wstałam mrużąc na niego oczy, złapałam za jednego z misi.
- Zboczeniec.
I z całych sił rzuciłam misiem w twarz Adriena który niczego się nie spodziewał. W tym samym czasie gdy miś upadł na podłogę oboje wybuchliśmy śmiechem. Ta chwila wyglądała jakby te wszystkie złe rzeczy się nie przytrafiły, to była ta chwila w której chciałam żeby tak już zostało.
Otarłam łzy z policzków przybierając obojętną postawę.
- Więcej tak nie przychodź.
Mruknęłam odwracając od niego wzrok, podeszłam do szafy wyciągając ubrania, przewiesiłam je na rękę.
- Ale...
- Odwróć się i nie podglądaj.
Przerwałam szybko. Wiem ,że to co robię rani nas oboje jednak to jedyny sposób by go chronić. Nigdy nie wybaczę sobie tego ,że pozwoliłam go zranić. Moje dłonie zaczęły drżeć gdy założyłam stanik przez bluzkę którą szybko zdjęłam. Chciałam się odwrócić. Powiedzieć ,że go Kocham. Jednak to by mnie zniszczyło, przy nim szybko tracę zmysły. Gdy ściągnęłam spodenki poczułam ,że jest centralnie za mną. Zamarłam gdy poczułam jego delikatnie dłonie na swoich nagich biodrach. Ogarnął mnie zapach lasu i czekolady.
- Obrazisz się gdy powiem ,że podglądałem?
Gdy jego wargi otarły się o moje ucho, moje nogi stały się jak z waty. Jego dłonie wjechały pod moją bluzkę zatrzymując się na brzuchu po czym objął mnie przyciągając do swojego ciała od którego aż buchało ciepłem. Moja warga zaczęła drżeć gdy wtulił twarz w moją szyję mrucząc z zadowolenia.
Nienienienienienienie!
Czułam się tak bezpiecznie. Tak strasznie brakowało mi jego dotyku...
- Co tak długo.
Gwałtownie wyrwałam się z objęć Adriena zawstydzona spoglądając w stronę mojego okna gdzie stała Elyssa z smutnym uśmiechem.
- Chyba przeszkodziłam.
Westchnęła wycofując się.
- Elly czekaj! Kurde.
Fuknęłam szybko zakładając spodnie i skarpetki
- Tikki Kropkuj!
Jasna struga światła wystrzeliła w moje oczy. Ruszyłam w stronę okna jednak zatrzymała mnie dłoń na ramieniu, odwróciłam się zrzucając jego dłoń.
- Przestań! Nie chce żebyś mnie dotykał!
Moje słowa zabolały samą mnie.
Kłamstwakłamstwakłamstwa...
Ból w jego oczach był nie do zniesienia dlatego też szybko wyszłam by dogonić Ellyse.Czułam jak setki szpilek ranią moje serce, wszystko muszę robić wbrew sobie.Mijając kolejne budynki wypatrywałam czerwonych włosów.
- Ellysa!
Zauważyłam ją. Była między dwoma dachami siedziała patrząc się smutno w swoje dłonie zeskoczyłam do niej. Przykucnęłam posyłając jej spojrzenie. Westchnęła.
- Ja... Tak strasznie go podziwiam.. Jesteście razem prawda? - nie dała mi odpowiedzieć - On za tobą tak szaleje.. Zazdroszczę ci. Gdybym miała kogoś takiego oddała bym za niego życie. Jestem żałosna, przepraszam.
Schowała twarz w dłoniach.
Zatkało mnie.
Ona...
No tak mogłam się domyślić...
Poczułam zazdrość jednak zaraz szybko ją stłumiłam.
Ona nie będzie sprawiać mu problemów. Ona go ochroni. Ona da mu to czego on potrzebuje.
Złapałam ją za nadgarstki zmuszając ją tym samym by na mnie spojrzała, w jej oczach były łzy.
Ona jest taka miła.. Słodka... Ona go nie zrani
Przez moje gardło słowa przechodziły z ledwością.
- Nie jesteśmy razem. Nigdy nie będziemy. Nic... Nic do niego nie czuje..
Bólbólbólbólbólból
- Ale on do ciebie coś czuje...
- Pomogę ci.
Jej oczy zabłyszczały. Powoli puściłam jej nadgarstki.
- Pomożesz?
- Pomogę ci rozkochać go w sobie.
Czułam ,że się duszę. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem.
- Marinette.. - rzuciła się na mnie zamykając w ciasnym uścisku - Jesteś moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką! Wiesz.. Mój brat też nie jest zły.
Mrugnęła do mnie na co zaśmiałam się wbrew sobie.
- Zapamiętam.
Zorro zabił swoją ukochaną
Nie zabijajcie mnie <3
Gwiazdka?Komentarz?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro