Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

*Narracja Jane*
Od 2 tygodni w żaden sposób nie rozmawiamy z Vicorią... to chore, ale skoro ona woli tak gwiazdorzyć i robić z siebie wielką ofiarę, to nie będę się wysilała, aby próbować coś zmienić. To jej wina, ze jesteśmy skłócone nie nasza, wyraziłyśmy swoje zdanie za co ona się obraziła. BRAWO ZA DOJRZAŁOŚĆ VICTORIA.
-Hejka Wood- usłyszałam głos Damiana obok siebie.
-Siemka Allen- uśmiechnęłam się i przybiłam z nim żółwika.
-Co wy tak ostatnio wszystkie osobno chodzicie? W sensie ty z Cooper i Flores?- zapytał, na co ja się zmieszałam. W sumie przyjaźnimy się już trochę z blondynem, ale nie wiem czy musi wiedzieć o naszych kłótniach.
-Nie ważne, babskie sprawy... Nie przejmuj się- odparłam mu z sztucznym uśmiechem.
-Okey, Okey... nie wtrącam się, ale jak coś to wiecie na angielskim siedzę za wami- puścił mi oczko i poszedł w stronę swojego przyjaciela- Jackoba Adamsa, w którym Katie jest zabujana od 2 lat. W sumie jest całkiem, całkiem, ale gdybym miała wybrać miedzy nim, a kuzynem Cooper, bezwarunkowo wygrywa McLevis.

Usiadłam przy sali od geografii i zaczęłam pisać na pojedynczych kartkach, które walają mi się po wszystkich książkach. Nowe opowiadanie samo się nie wymyśli, więc przeniosłam się myślami do mojej wyobraźni, gdzie kłębiło się miliony pomysłów na nowe rozdziały. Kilka minut później zadzwonił dzwonek, położyłam zapisany papier na kolanach i rozejrzałam się. Kawałek dalej, po przeciwnej stronie stała z telefonem Wielka Pani Obrażalska A.K.A.  Victoria Flores. Patrzyłam na nią chwilę, aż w końcu dziewczyna spostrzegła się, że się jej przyglądam, więc zebrała swoje rzeczy i poszła w inne miejsce. Wywróciłam oczami po czym wróciłam do mojego poprzedniego zajęcia.

***

Lekcje minęły dość szybko. Katie nie było w szkole, więc nudziłam się mabrycznie, a jedynym moim zajęciem na lekcjach było pisanie opowiadania.

Weź mi ktoś powiedz, skąd ja mam tyle piątek skoro ja nic na lekcjach nie robię, a w domu to już w ogóle można zapomnieć. No przecież Pokedex sam się nie uzupełni...

Kończąc moje bezsensowne rozmyślenia postanowiłam wstąpić po drodze do Starbucksa na szybką kawę, a później przejść się do Cooper żeby podrzucić jej „niezbędne" notatki, a tak naprawdę jestem głodna i musiałabym sama zrobić sobie coś do jedzenia, ponieważ mojej mamy nie ma w domu.
Droga do głównej części miasta od mojego liceum nie była zbyt długa, ale mając takiego pecha jak ja może się ona „magicznie" wydłużyć. Zejście w złą uliczkę to jeszcze nic, przecież żeby było śmiesznie musi zacząć się potężna ulewa i tak dla zabawy walić piorunami. Szłam w gęstym i dość mocnym deszczu jakieś 10 min i byłam całkowicie przemoczona, a nadal nie widziałam żadnego skrętu na tą pieprzoną główną drogę.

Boże dlaczego ja nie zawróciłam kiedy odkryłam, że źle skręciłam?! A no tak bo to ja!

Przechodziłam kolejne metry starając się jak najszybciej dostać się do kawiarni. Przez opadającą mi na twarz grzywkę zauważyłam nadjeżdżające z naprzeciwka czarne auto. Zeszłam bardziej na pobocze, żebym czasem- z moim fartem- nie została potrącona. Po chwili pojazd podjechał bliżej i zaczął zwalniać. Przez ograniczoną widoczność nie zdołałam zobaczyć do kogo należy maszyna.
-Podwieźć Cię?- usłyszałam damski głos zaraz po otworzeniu szyby.
-Nie dzięki. Poradzę sobie sama- odparłam oschle kierując się przed siebie.
-Jane! Schowaj dumę do kieszeni i wsiadaj!-powiedziała podirytowana blondynka, cofając pojazd tak, aby jechać przy mnie.
-Nie powinno Cię to obchodzić Panno Wielce Obrażona!- oparłam identycznym tonem co ona.
-Wsiadaj... Chcę Ci pomóc, żeby Ci się zaraz coś nie stało, bo to raczej nie za ciekawa okolica...
-Nie chcę twojej zasranej troski.. idź się lepiej po obrażać na nas, to chyba lepsze zajęcie nie?- zironizowałam.
- Proszę Cię...- do moich uszu dotarł odrobinę błagalny szept- wsiądź szybko... -dodała po chwili patrząc w lusterko na drogę za nią.
Zza rogu wyjechało kilka aut, a w oczach Flores zauważyłam krztę strachu. Spojrzałam jeszcze raz na pojazdy i na Victorię. Wpakowałam plecak na tył czarnego mustanga dziewczyny i obeszłam go szybko wsiadając od strony pasażera.

Aż cud, że nie zaliczyłam spotkania z asfaltem biegnąc dookoła auta po kałużach...

Zaraz po zatrzaśnięciu przeze mnie drzwi, blondynka ruszyła z piskiem opon. Wbiłam się bardziej w fotel, patrząc cały czas na poczynania mojej (chyba) przyjaciółki. W lusterkach odbijały się światła aut, co znaczyło, że raczej ta sytuacja nie miała zbyt dobrego zakończenia.
-Flores kto to jest?!- krzyknęłam lekko drżącym ze strachu głosem za co oberwałam po głowie od mojej podświadomości.
-Niezbyt ciekawe osobniki- odparła biorąc ostry zakręt tym samym wyjeżdżając na główną drogę.
-To znaczy?- zapytałam nie spuszczając z niej oczu i poprawiając się wygodniej na siedzeniu.
-Kojarzysz nazwiska takie jak na przykład Smith, Turner lub Shey?
-Tja... kto ich nie kojarzy... są znani praktycznie w całym Port Talbot, głównie z aktów wandalizmu- powiedziałam tak jakby to była oczywista oczywistość.
-To właśnie oni- zaśmiała się nerwowo blondynka, nie spuszczając wzroku z drogi.
- COŚ TY ZROBIŁA, ŻE ONI CIĘ GONIĄ?!- wrzasnęłam na nią przerażona.
- Pojechałam pojeździć po mieście i trafiłam tutaj. Podsłuchałam przypadkowo ich rozmowę i przez moją niezdarność skapnęli się, że tam jestem i mam przerąbane, bo gadali o kolejnym wybryku oraz jakiejś walce na obrzeżach miasta. HEH?
-Serio Flores?! Nie mogłaś zadrzeć na przykład z Allen'em albo z Adams'em?!-wrzasnęłam na nią cholernie zirytowana jej głupotą.
-Skąd miałam wiedzieć.... Mieszkam tutaj od jakiś dwóch miesięcy, nie słyszałam jeszcze o nich zbyt wiele- wyrzucała z siebie słowa, które przepełnione były mieszanką uczuć, z którymi najprawdopodobniej teraz się borykała.
Dziewczyna wzięła kolejny ostry zakręt, a ja po raz kolejny, prawie poznałam z bliska szybę czarnego pojazdu. W końcu wyjechałyśmy na drogę główną, po czym dziewczyna skierowała się prosto do centrum.
-Którędy do Cooper?- usłyszałam szybkie i ledwo zrozumiałe pytanie z ust dziewczyny.
-Za Sturbucksem w lewo, a później jedziesz cały czas prosto do kolejnego skrzyżowania- odpowiedziałam równie szybko, cały czas rozglądając się na boki, sprawdzając, czy dalej nas gonią.
-Tja, bo ja wiem kurwa gdzie jest Sturbucks!- wycedziła przez zęby.
-Jedź, ja Ci powiem kiedy masz skręcić.

~~~

-Dobra nich któraś mi łaskawie wyjaśni, co tutaj się do cholery dzieje!?-naszą ostrą wymianę zdań przerwała krzykiem szatynka.
-Ta kretynka zdążyła już podpaść ludziom z miasta!
-To nie moja wina, że mieszkam tutaj od 2 miesięcy i nic o tym miejscu nie wiem!
-Co ty zrobiłaś?- powiedziała Kate spokojniej, stawiając przed nami szklanki z sokami.
-Nooo... więc... pojechałam się przejechać i tak jakoś wyszło, że wjechałam w jakąś uliczkę, przez co przez przypadek podsłuchałam rozmowę Shey'a, Turner'a i Smith o jakiejś walce- wyrzucała z siebie kolejne słowa, które tworzyły jakiś tam zarys sytuacji i jakiej się teraz znajduje.
Katie stała w lekkim szoku patrząc na blondynkę.
-Czekaj, czekaj czy ty wpieprzyłaś się w cholerne problemy, po czym przyjechałaś tutaj, pakując w kłopoty mnie i Jane?!
-Nooo... tak jakoś wyszło- uśmiechnęła się zdenerwowana Flores drapiąc się po głowie.
-Nie no, super po prostu. Zajebiście wręcz!
-Dobra koniec kłótni, musimy wymyślić jak wyjąć Pannę Flores z kłopotów, a co za tym idzie też nas....

⚜️⚜️⚜️
Jak dobrze znowu coś wstawić 😁 przepraszam za tak długa nieobecność, ale co chwila coś mi wypadało i nie było kiedy. Teraz postaram się być systematyczniejsza i Was więcej nie zawodzić. Rozdział będzie normalnie lądował raz w miesiącu,, ale jak tylko nadarzy się okazja będzie częściej ❤️

Edit: 8.05.2019

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro