Rozdział 37
Zgodnie z zapewnieniami lekarza, po kilku dniach leżenia w szpitalu, byłam już w domu. Oczywiście nasłuchałam się długiego i nudnego kazania o tym, jak dbać o moją ranę i kiedy przyjeżdżać na zmianę opatrunków, ale był to pikuś w porównaniu z tym, że na nowo znalazłam się w moim ukochanym, utęsknionym domku.
Siedziałam w swoim pokoju, który wyglądał dokładnie tak, jak zostawiłam go wychodząc z dziewczynami na plażę. Pomimo tego, że już nic mi nie groziło, czułam się nieswojo. Plątanina myśli w mojej głowie nie dawała mi spać, jeść i normalnie funkcjonować. Snułam się po mieszkaniu niczym duch, tylko przy babci przybierając dobrą minę do złej gry. Nie chciałam, żeby czuła się winna, za to co się stało, a coraz częściej miałam wrażenie, że tak właśnie było.
Leżałam na łóżku i przeglądałam oferty z uniwersytetów, gdy nagle usłyszałam coś za oknem. Każda inna, normalna osoba zignorowała by ten odgłos, ale nie ja. W mgnieniu oka zerwałam się na równe nogi i podeszłam do okna. Na zewnątrz było już ciemno, ale bez trudu zauważyłam światła samochodu zaparkowanego po drugiej strony ulicy. Znałam to auto lepiej, niż każde inne. Moje serce zaczęło kołatać się w piersi niczym oszalałe, a ja niewiele myśląc, rzuciłam się do drzwi. Potykając się o własne nogi zbiegłam po schodach i wybiegłam na zewnątrz. Nie myliłam się - czarne audi Lucasa stało naprzeciwko, a odpalony silnik cicho mruczał w akompaniamencie odgłosów miasta nocą. Zanim jednak zdążyłam zrobić kolejne kroki w jego kierunku, samochód ruszył z piskiem opon i odjechał, znowu zostawiając mnie samą i strasznie skołowaną. Zdezorientowana załamałam ręce, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Tak bardzo chciałam go zobaczyć, upewnić się, że wszystko jest w porządku i chociażby chwilę porozmawiać o tym, co się wydarzyło. Zamiast tego zostałam sama jak palec, co strasznie mnie przytłaczało. Gdy już miałam wracać do domu, pod moimi nogami zauważyłam coś niebieskiego. Zaskoczona, sięgnęłam po kopertę w kolorze głębokiego lazuru i obejrzałam się za siebie, czy babcia aby na pewno śpi i nie jest świadkiem tej sceny. Następnie szybko wróciłam do swojego pokoju i niecierpliwymi palcami rozdarłam kolorowy papier, chcąc dostać się do środka. Jak się po chwili okazało, był to list. Rozłożyłam przed sobą starannie napisaną wiadomość, a moje serce po raz kolejny tego dnia zgubiło swój rytm.
Droga Elizabeth...
Nawet nie wiesz jak ciężko mi pisać do Ciebie tą wiadomość. Był to jednak jedyny sposób, by się z tobą pożegnać. Przepraszam za wszystkie krzywdy, których przeze mnie doświadczyłaś. Nie mogę pogodzić się z faktem, że przez moją głupotę mogłaś zginąć. Mam nadzieję, że teraz jest już wszystko w porządku, a twoje ramie szybko dojdzie do siebie. Alan poniósł za mnie wszystkie winy, a ja nie mogłem nic zrobić. Nawet nie wiesz, jak mi źle. To uczucie bezsilności i poczucie winy zżera mnie od środka. Straciłem najbliższego przyjaciela i dziewczynę, której nigdy nie zapomnę. Mam nadzieję, że wkrótce twoje życie wróci do ładu. Będzie lepiej, jak wymażesz z pamięci mnie i to, co się stało. Nigdy o tobie nie zapomnę, na zawsze pewna cząstka mnie będzie należała do ciebie.
~ Lucas xx
Skończywszy czytać, wyłam jak bóbr. Nie chciałam dłużej tłamsić w sobie nagromadzonych emocji, zbyt długo próbowałam grać twardszą, niż byłam. Rzuciłam się na łóżko, zawinęłam w koc i płakałam aż do rana. To naprawdę był koniec.
_____________________________________________________
I wreszcie nastał definitywny koniec ,,Hello, Beauty''!
Nawet nie wiecie, jak ciężko mi pożegnać się z tą opowieścią. W jej napisanie włożyłam dużo serca, czasu i zaangażowania. Zżyłam się z bohaterami i razem z nimi przeżywałam wszystkie perypetię.
Was proszę tylko o jedno - zostawcie na koniec po sobie jakiś ślad. Napiszcie co Wam się podobało, a co nie.
Dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlenia! Dużo dla mnie znaczą.
Na dniach pojawi się jeszcze epilog.
Trzymajcie się ciepło, Ola xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro