Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Z perspektywy Lucasa

- Kurwa mać! -  usłyszałem z pokoju obok siarczyste przekleństwo. Zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, Alan z wyraźnie nietęgą miną wpadł do salonu, w którym aktualnie przebywałem.

- Stary, tylko się nie denerwuj - zaczął ze strachem w oczach, zatrzymując się w bezpiecznym dystansie ode mnie. 

- Jeżeli znowu skasowałeś mój postęp w grze, to masz przejebane - mruknąłem od niechcenia, na chwilę podnosząc wzrok znad laptopa. 

- Co? - na chwilę wybił się z rytmu. - Nie o to chodzi... - machnął ręką, w tym samym momencie uświadamiając sobie, że faktycznie się do tego przyznał. 

- Mamy gorszy problem niż twoja głupia gra! - powiedział po chwili, a jego poddenerwowanie sprawiło, że sam mimowolnie się spiąłem. 

- No to mów o co chodzi, a nie zawracasz mi dupę - westchnąłem, trochę zmęczony jego brakiem bezpośredniości. 

- Hudson był wczoraj u Elizabeth. Odurzył ją i gdzieś zabrał - powiedział szybko, zachowując się dość chaotycznie. 

- Co?! - odłożyłem laptopa na bok i momentalnie poderwałem się z kanapy. - Miałeś ją mieć na oku do cholery! - warknąłem czując, że powoli tracę nad sobą kontrolę. 

- Wiem, przepraszam... To miał być tylko jeden odcinek serialu! - zaczął się tłumaczyć, unikając mojego wzroku jak ognia. - Chodź, mam obraz z kamery ulicznej - dodał i zniknął w swoim pokoju. Bez najmniejszej zwłoki ruszyłem jego śladami, a moje tętno przyspieszało z sekundy na sekundę. 

Jego siedziba wyglądała niczym centrum dowodzenia nad światem. Liczne ekrany, komputery, klawiatury, konsole, a wszystko tylko po to, by łatwiej grało mu się w gry... Alan był moim przyjacielem od niepamiętnych czasów. Zawsze wykazywał smykałkę do informatyki i już jako gówniarz hakował komputery nauczycieli i wykradał im sprawdziany.  Z wyglądu byliśmy całkowitymi przeciwieństwami. Mężczyzna miał blond czuprynę, kremową cerę i jasnoszare oczy. Nasze charaktery również różniły się od siebie znacząco, ale podobno przeciwieństwa się przyciągają, prawda?

 - Włącz mi to - poleciłem, oparłszy się dłońmi o obszerne biurko. Chłopak w milczeniu zaczął coś klikać, aż w końcu udało mu się przechwycić obraz z kamery na przeciwko domu Elizabeth. Minęło kolejne parę minut zanim zdołał dobrać się do wczorajszego nagrania, ale wtedy nie miałem już żadnych wątpliwości. 

- A to skurwiel... - mruknąłem pod nosem, nawet na sekundę nie odrywając spojrzenia od Tonego wynoszącego z budynku omdlałą El. 

- Co zamierzasz z tym zrobić? - z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciela. 

- Musimy ją stamtąd zabrać - odparłem bez zawahania, znowu cofając film do momentu, gdy Elizabeth wróciła do domu. 

- Pojebało cię? Przecież dobrze wiesz, że to wcale nie chodzi o nią, a o ciebie. Oni tam na ciebie czekają Lucas... 

- No i co z tego? To moja wojna, a nie jej. Nie powinniśmy w ogóle do tego dopuścić! 

- Jeeezu, tobie chyba serio zależy na tej blondynie.

- Jesteś ze mną czy nie? - zmieniłem temat, czując jak wzbiera we mnie irytacja. 

- Dobra... Co mam robić? - zapytał po dłuższej chwili zastanowienia. 

- Szykuj się. Na początku musimy pojechać w jedno miejsce. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro