Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

- Elizabeth, rusz się! - do moich uszu dobiegł głos mocno zniecierpliwionej Jessie. 

- Już idę! - odkrzyknęłam, w pośpiechu nakładając na usta brudnoróżową szminkę. Chwilę później po raz ostatni przejrzałam się w lustrze i wsunęłam za ucho niesforny kosmyk włosów. Wieczory w Miami, zważając na klimat tropikalny, były niemalże równie gorące co dnie. Co prawda słońce nie piekło skóry, ale asfalt oddawał nagromadzone ciepło, przez co temperatura oscylowała w okolicach 25 stopni Celsjusza. Z tego powodu ubrałam się w nieco postrzępione, jeansowe spodenki oraz bordowy, luźny crop top. Na stopy odziałam ukochane trampki i zbiegłam schodami na dół. Moje, wyraźnie znudzone czekaniem,przyjaciółki koczowały przy drzwiach wejściowych i miały bynajmniej nietęgie miny. 

- To co? Idziemy? - zapytałam jakby nigdy nic i pożegnawszy się z babcią, zgrabnie je wyminęłam i wyszłam na zewnątrz. 

Dom Dannego znajdował się zaledwie dwie przecznice od mojego. Ulokowany był praktycznie na samym wybrzeżu i bez problemu przyciągał wzrok chociażby swoją wielkością. Imprezy odbywały się tu stosunkowo często, jako że rodzice chłopaka dużo podróżowali. Wcale się im nie dziwiłam - gdybym miała kasy jak lodu też nie siedziałabym w domu. Zazwyczaj na owych potupankach pojawiała się połowa szkolnej społeczności, w tym oczywiście cała śmietanka towarzyska. Tak było i tym razem - tłum ludzi wylewał się z budynku do okazałego ogrodu i na taras, gdzie ulokowany był basen. W środku sytuacja nie prezentowała się lepiej - stado rozwrzeszczanych, pijanych nastolatków tańczyło do klubowej muzyki, korzystając z dobrego serca swojego kolegi. Zanim zdążyłam się obejrzeć, przyjaciółki zaciągnęły mnie do miejsca, gdzie składowany był alkohol. Jego zatrważające ilości nie wróżyły niczego dobrego - już teraz wiedziałam, że ani Jessie ani Alexis nie wrócą do domu trzeźwe. Ja osobiście zrezygnowałam z mocniejszych trunków, decydując się na piwo. 

Chwilę później dziewczyn już nie było. Zmieszały się z tłumem, a odnalezienie ich w tym chaosie graniczyło z cudem. Nie chcąc stać sama jak kołek, ruszyłam na obchód. Kątem oka wypatrzyłam jasną czuprynę Ashley - no tak, nie mogło jej tu zabraknąć. Uwiesiła się na szyi Tonego Hudsona, niczym pijawka wpijając się w jego usta.

 Ohyda. Wzdrygnęłam się na ten widok i poszłam dalej, a nogi zawiodły mnie aż na taras. Od razu po przekroczeniu progu uderzyło we mnie świeże powietrze, które było naprawdę miłą odskocznią od warunków panujących wewnątrz. Powiodłam wzrokiem po wszystkich zgromadzonych tu osobach. Na końcu, tuż za basenem, dostrzegłam Alexis. Beztrosko flirtowała z Christopherem Andersem, koszykarzem z drużyny Dannego, grającym na pozycji niskiego skrzydłowego. Nie zwróciłam na niego wcześniej uwagi, ale trzeba było przyznać, że był całkiem przystojnym osobnikiem. Lekko kręcone, ciemne blond włosy i przeraźliwie niebieskie oczy były czarujące. Mniejsza

Dopiłam piwo, po czym wróciłam do dusznego środka. Stanęłam na uboczu, usiłując wypatrzeć jakąś znajomą duszyczkę lub kogoś, z kim po prostu mogłabym się pobawić.

- Elizabeth - w pewnym momencie, tuż za uchem usłyszałam czyjś ochrypły głos, a ciepły oddech przyjemnie owiał moją skórę. Nie spodziewałam się tego, przez co drgnęłam niespokojnie i nienaturalnie szybko odkręciłam się na pięcie. Niestety tajemniczy nieznajomy stał bliżej, niżeli początkowo przypuszczałam, przez co prawie na niego wpadłam. Był sporo wyższy, biała koszulka pięknie opinała jego umięśniony tors, a na przedramionach widniały liczne tatuaże. Przeniosłam wzrok na twarz mężczyzny i zamarłam w bezruchu, czując jak purpurowe rumieńce wypełzają na moje policzki. Nigdy nie należałam do śmiałych dziewczyn, a tym bardziej teraz, gdy chodziło o faceta o którym gadała cała szkoła. Zgadza się, stałam naprzeciwko ''nowego'', który z bliska był jeszcze przystojniejszy. Opalona skóra  i hipnotyzujące, czarne ślepia. 

- Zatańcz ze mną - powiedział, zanim zdążyłam wydusić z siebie jakiekolwiek, głupie słowo. Miałam jednak wrażenie, że nie do końca była to prośba, bo chłopak wcale nie czekał na moją odpowiedź. Byłam jednak w zbyt dużym szoku i nie analizowałam wszystkiego poprawnie. Podałam mu dłoń i odeszliśmy kawałek w głąb parkietu, by następnie zacząć bujać się w rytm muzyki. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie znałam jego imienia, a on moje tak. 

- Nie przedstawiłeś mi się - zauważyłam, zerkając na niego spod wachlarzu czarnych rzęs. Peszyło mnie jego przeszywające spojrzenie, którym nieustannie taksował moją postać, ale nie chciałam wyjść na dzikusa, który w ogóle się nie odzywa. Kącik jego ust powędrował w górę, wykrzywiając je w zadziornym uśmiechu. 

- Mam na imię Lucas - odparł, układając rękę na mojej talii i przyciągając mnie do siebie bliżej. Nie patyczkował się i kilka sekund później powędrował nią niżej, prosto na pośladek. Byłam trochę zaskoczona tak śmiałym zachowaniem, aczkolwiek od razu strzepnęłam jego dłoń, nie chcąc by dotykał mnie w taki sposób. Zaśmiał się pod nosem, ale w ogóle się tym nie przejął. Po chwili spróbował znowu, jakby licząc, że tym razem mu się uda. Nie ze mną takie numery. W ekspresowym tempie pozbyłam się balastu z tyłka, z niezadowolenia marszcząc przy tym brwi. 

- Przestań... - mruknęłam, naiwnie licząc, że to coś pomoże. 

- Uroczo się złościsz - zaśmiał się, najwyraźniej mając z tego spory ubaw. Powoli traciłam do niego cierpliwość, ale miarka przebrała się w momencie, gdy jego palec zawisł na dekolcie mojej bluzki, odsłaniając ukryte pod nią piersi. Wmurowało mnie. Nie sądziłam, że ktoś może być tak bezczelny. Poczułam nagłą ochotę, by zaczerwienić jego policzek. Nie wiele myśląc wzięłam zamach, ale Lucas był szybszy. Momentalni przechwycił rozpędzoną dłoń, boleśnie kierując ją do dołu. Syknęłam cicho i spróbowałam się wyrwać, jednakże moje wysiłki były na marne. Był zbyt silny. W tym samym momencie Brunet wyczuł nade mną przewagę. Pochwycił również mój drugi nadgarstek, by obydwa unieruchomić z tyłu. Jego ciemne oczy niebezpieczne błyszczały, a on powoli zaczął podchodzić bliżej. Czułam niepokój, bo ta pozornie błaha sytuacja zaczęła wymykać mi się spod kontroli... 




-









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro