Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Ku mojemu zdziwieniu, po powrocie do domu babcia przywitała mnie jakby nigdy nic i kompletnie nie wzruszona moją nocną nieobecnością, wróciła do zagniatania ciasta. Spodziewałam się raczej kazania, mówienia o tym jaka to ja jestem nieodpowiedzialna i że powinnam chociaż zadzwonić, ale nic takiego nie nastąpiło. Okazało się, że Lucas zdążył ją poinformować o tym, że będę u niego nocować. Ba! Nawet kulturalnie zapytał ją o zgodę, co wywarło na staruszce nie małe wrażenie. Ten chłopak chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać... 

Następnego dnia spałam praktycznie do południa, odsypiając szkołę i tym samym celebrując drugi dzień wakacji. Leżałam jeszcze w łóżku i bawiłam się telefonem, gdy nagle przyszedł SMS. 

Od: Jessie O 14 na plaży przy budce ratownika xx 

Przeczytawszy wiadomość, podjęłam ważną decyzję o ruszeniu swoich czterech liter i udaniu się do łazienki. Wkrótce, ubrana w strój kąpielowy, białą, zwiewną koszulę i jeansowe szorty zeszłam na dół. Babcia upiekła stos gofrów, a tuż obok nich zostawiła zaadresowaną do mnie kartkę. 

''Poszłam w odwiedziny do Amelii, wrócę późno'' 

Amelia była jedną z koleżanek mojej babci. Ich spotkania potrafiły przeciągać się w nieskończoność, a kobiety wymieniały się ploteczkami i grywały w karty. Czasami dołączała do nich jeszcze Helena - wtedy kółko wzajemnej adoracji zapominało o Bożym świecie i to ja musiałam wcielać się w rolę przyzwoitki i ściągać Charlotte do domu. 

Uśmiechnęłam się lekko i poczłapałam do szafki po coś do gofrów. Na spokojnie skonsumowałam posiłek, spakowałam do torby potrzebne szpargały, zamknęłam dom i zgodnie z założeniem udałam się na plażę. Pomimo tego, że nie spóźniłam się ani minuty, to moje przyjaciółki i tak czekały już w umówionym miejscu. Przywitałyśmy się i ruszyłyśmy w poszukiwaniu jakiegoś dogodnego skrawka piasku. 

- Jak tam z Lucasem? - zagadnęła Alexis, rozkładając swój ręcznik. 

- Wyjechał na tydzień do rodziców - odparłam, kierując twarz w kierunku błogich promieni słońca. 

- Już ci się zwierza ze wszystkich wyjazdów? Nieźle - włączyła się Jess. Przewróciłam jedynie oczami, bo to przecież nie było wcale tak. 

- Będzie coś z tego? - postanowiła pociągnąć temat Alexis. 

- Nie. To znaczy nie wiem - zawahałam się, spoglądając na nią znad okularów przeciwsłonecznych. Prawda była taka, że z Lucasem nigdy nic nie było pewne na sto procent. Był totalnie zakręcony i nieprzewidywalny, a humory zmieniały mu się częściej, niż kobiecie w ciąży. Nie ukrywałam tego, że mi się podobał i zdążyłam się już trochę do niego przyzwyczaić, ale nie zamierzałam niczego planować. 

- Jeeny, ty nigdy nic nie wiesz. Weź się za niego raz a porządnie, a nie bawicie się w takie podchody - westchnęła Jess. 

- Co ma się stać, to i tak się stanie. Nie będę niczego planować - odparłam, jako że temat Lucasa zaczynał mnie już męczyć. 

Opalałyśmy się i pływałyśmy aż do wieczora. Na koniec, żeby dopełnić dzień, zaszłyśmy jeszcze na lody. Rozstałyśmy się dopiero, gdy na dworze zaczynało się ściemniać. Leniwym krokiem ruszyłam w kierunku domu, gdy nagle mój telefon obwieścił nadejście wiadomości. 

Od:Lucas Hej Piękna xx Jak tam?

Uśmiechnęłam się, założyłam za ucho włosy, które natarczywie wchodziły mi do oczu i zabrałam się za odpisywanie.

Do:Lucas W porządku, wracam z plaży xx A u Ciebie?

Nie minęła minuta, gdy dostałam kolejną wiadomość.

Od:Lucas Nawet nie wiesz, jak bardzo się nudzę. Jeszcze raz Cię proszę, uważaj na siebie...

Z cichym westchnięciem przewróciłam oczyma. Co on się tak uwziął?

Do:Lucas Nie musisz się martwić, uważam xx

Wystukałam na ekranie iphona treść wiadomości i wspięłam się po schodach prowadzących do drzwi wejściowych. Światło było zgaszone, a to oznaczało, że babcia nie wróciła jeszcze ze schadzki. Wyciągnęłam z torebki srebrny kluczyk przepasany błękitną wstążeczką i naparłam ramieniem na drewnianą powłokę, w celu jej otworzenia. Ku mojemu zdziwieniu drzwi otworzyły się samoistnie. Byłam pewna, że zamknęłam je na klucz, sprawdzałam to przed wyjściem. Nie wzruszona weszłam do środka, żyjąc w świadomości, że babcia jednak wróciła.  Rzuciłam torbę na komodę i skierowałam się do salonu. W budynku panował półmrok i przeraźliwa cisza. Nawet świerszcze zdawały zamrzeć się w bezruchu, zaniepokojone tym, co miało się zaraz wydarzyć. Mimowolnie wstrzymując oddech, po cichu weszłam do określonego pomieszczenia i zamarłam. Na fotelu, przodem do mnie, siedział mężczyzna. Dopiero po chwili rozpoznałam w nim Tonego, a wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz..

- Czekałem na Ciebie Elizabeth - mruknął, przyglądając mi się błyszczącymi ślepiami. Na jego ustach zagościł niebezpieczny uśmieszek, a on zdawał się wręcz emanować pewnością siebie. Stałam oniemiała, nie mogą wydobyć z siebie żadnego słowa. Miał podbite oko, poharataną wargę i plaster ściągający na prawym łuku brwiowym.

- Teraz twój Romeo cię nie uratuje - dodał przez zęby i w mgnieniu oka poderwał się z fotela. Mój jedyny ratunek - ucieczka. Bez chwili namysłu obróciłam się na pięcie i rzuciłam się biegiem przed siebie. Zanim jednak zdążyłam dobiec do drzwi, owinął swoje silne ramię wokół mojej tali i szarpnął do tyłu, prawie zwalając mnie z nóg. Szarpałam się i krzyczałam, jednak wszystko na darmo. Przyłożył mi do twarzy białą szmatkę nasączoną jakimś płynem. Wiedziałam, że parę oddechów i będzie po mnie. Walczyłam tak długo, jak tylko starczyło mi powietrza nagromadzonego w płucach. Niestety w końcu jednak musiałam zaczerpnąć świeżego tlenu. Jeden oddech, drugi, trzeci. Nagle obraz zaczął mi się rozmazywać, a ja poczułam, że moje ciało stopniowo opada z bezsilności. Zemdlałam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro