Rozdział 28
Ku mojemu zdziwieniu, po powrocie do domu babcia przywitała mnie jakby nigdy nic i kompletnie nie wzruszona moją nocną nieobecnością, wróciła do zagniatania ciasta. Spodziewałam się raczej kazania, mówienia o tym jaka to ja jestem nieodpowiedzialna i że powinnam chociaż zadzwonić, ale nic takiego nie nastąpiło. Okazało się, że Lucas zdążył ją poinformować o tym, że będę u niego nocować. Ba! Nawet kulturalnie zapytał ją o zgodę, co wywarło na staruszce nie małe wrażenie. Ten chłopak chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać...
Następnego dnia spałam praktycznie do południa, odsypiając szkołę i tym samym celebrując drugi dzień wakacji. Leżałam jeszcze w łóżku i bawiłam się telefonem, gdy nagle przyszedł SMS.
Od: Jessie O 14 na plaży przy budce ratownika xx
Przeczytawszy wiadomość, podjęłam ważną decyzję o ruszeniu swoich czterech liter i udaniu się do łazienki. Wkrótce, ubrana w strój kąpielowy, białą, zwiewną koszulę i jeansowe szorty zeszłam na dół. Babcia upiekła stos gofrów, a tuż obok nich zostawiła zaadresowaną do mnie kartkę.
''Poszłam w odwiedziny do Amelii, wrócę późno''
Amelia była jedną z koleżanek mojej babci. Ich spotkania potrafiły przeciągać się w nieskończoność, a kobiety wymieniały się ploteczkami i grywały w karty. Czasami dołączała do nich jeszcze Helena - wtedy kółko wzajemnej adoracji zapominało o Bożym świecie i to ja musiałam wcielać się w rolę przyzwoitki i ściągać Charlotte do domu.
Uśmiechnęłam się lekko i poczłapałam do szafki po coś do gofrów. Na spokojnie skonsumowałam posiłek, spakowałam do torby potrzebne szpargały, zamknęłam dom i zgodnie z założeniem udałam się na plażę. Pomimo tego, że nie spóźniłam się ani minuty, to moje przyjaciółki i tak czekały już w umówionym miejscu. Przywitałyśmy się i ruszyłyśmy w poszukiwaniu jakiegoś dogodnego skrawka piasku.
- Jak tam z Lucasem? - zagadnęła Alexis, rozkładając swój ręcznik.
- Wyjechał na tydzień do rodziców - odparłam, kierując twarz w kierunku błogich promieni słońca.
- Już ci się zwierza ze wszystkich wyjazdów? Nieźle - włączyła się Jess. Przewróciłam jedynie oczami, bo to przecież nie było wcale tak.
- Będzie coś z tego? - postanowiła pociągnąć temat Alexis.
- Nie. To znaczy nie wiem - zawahałam się, spoglądając na nią znad okularów przeciwsłonecznych. Prawda była taka, że z Lucasem nigdy nic nie było pewne na sto procent. Był totalnie zakręcony i nieprzewidywalny, a humory zmieniały mu się częściej, niż kobiecie w ciąży. Nie ukrywałam tego, że mi się podobał i zdążyłam się już trochę do niego przyzwyczaić, ale nie zamierzałam niczego planować.
- Jeeny, ty nigdy nic nie wiesz. Weź się za niego raz a porządnie, a nie bawicie się w takie podchody - westchnęła Jess.
- Co ma się stać, to i tak się stanie. Nie będę niczego planować - odparłam, jako że temat Lucasa zaczynał mnie już męczyć.
Opalałyśmy się i pływałyśmy aż do wieczora. Na koniec, żeby dopełnić dzień, zaszłyśmy jeszcze na lody. Rozstałyśmy się dopiero, gdy na dworze zaczynało się ściemniać. Leniwym krokiem ruszyłam w kierunku domu, gdy nagle mój telefon obwieścił nadejście wiadomości.
Od:Lucas Hej Piękna xx Jak tam?
Uśmiechnęłam się, założyłam za ucho włosy, które natarczywie wchodziły mi do oczu i zabrałam się za odpisywanie.
Do:Lucas W porządku, wracam z plaży xx A u Ciebie?
Nie minęła minuta, gdy dostałam kolejną wiadomość.
Od:Lucas Nawet nie wiesz, jak bardzo się nudzę. Jeszcze raz Cię proszę, uważaj na siebie...
Z cichym westchnięciem przewróciłam oczyma. Co on się tak uwziął?
Do:Lucas Nie musisz się martwić, uważam xx
Wystukałam na ekranie iphona treść wiadomości i wspięłam się po schodach prowadzących do drzwi wejściowych. Światło było zgaszone, a to oznaczało, że babcia nie wróciła jeszcze ze schadzki. Wyciągnęłam z torebki srebrny kluczyk przepasany błękitną wstążeczką i naparłam ramieniem na drewnianą powłokę, w celu jej otworzenia. Ku mojemu zdziwieniu drzwi otworzyły się samoistnie. Byłam pewna, że zamknęłam je na klucz, sprawdzałam to przed wyjściem. Nie wzruszona weszłam do środka, żyjąc w świadomości, że babcia jednak wróciła. Rzuciłam torbę na komodę i skierowałam się do salonu. W budynku panował półmrok i przeraźliwa cisza. Nawet świerszcze zdawały zamrzeć się w bezruchu, zaniepokojone tym, co miało się zaraz wydarzyć. Mimowolnie wstrzymując oddech, po cichu weszłam do określonego pomieszczenia i zamarłam. Na fotelu, przodem do mnie, siedział mężczyzna. Dopiero po chwili rozpoznałam w nim Tonego, a wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz..
- Czekałem na Ciebie Elizabeth - mruknął, przyglądając mi się błyszczącymi ślepiami. Na jego ustach zagościł niebezpieczny uśmieszek, a on zdawał się wręcz emanować pewnością siebie. Stałam oniemiała, nie mogą wydobyć z siebie żadnego słowa. Miał podbite oko, poharataną wargę i plaster ściągający na prawym łuku brwiowym.
- Teraz twój Romeo cię nie uratuje - dodał przez zęby i w mgnieniu oka poderwał się z fotela. Mój jedyny ratunek - ucieczka. Bez chwili namysłu obróciłam się na pięcie i rzuciłam się biegiem przed siebie. Zanim jednak zdążyłam dobiec do drzwi, owinął swoje silne ramię wokół mojej tali i szarpnął do tyłu, prawie zwalając mnie z nóg. Szarpałam się i krzyczałam, jednak wszystko na darmo. Przyłożył mi do twarzy białą szmatkę nasączoną jakimś płynem. Wiedziałam, że parę oddechów i będzie po mnie. Walczyłam tak długo, jak tylko starczyło mi powietrza nagromadzonego w płucach. Niestety w końcu jednak musiałam zaczerpnąć świeżego tlenu. Jeden oddech, drugi, trzeci. Nagle obraz zaczął mi się rozmazywać, a ja poczułam, że moje ciało stopniowo opada z bezsilności. Zemdlałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro