Rozdział 27
Ku mojemu zdziwieniu, obudziłam się w obcym łóżku. Mój mózg po przebudzeniu nigdy nie pracował na wysokich obrotach, więc dopiero po chwili skojarzyłam fakty i przypomniałam sobie wszystkie wydarzenia z wczoraj. No cóż, musiałam usnąć, a Lucas jakimś cudem mnie tu przytachał.
Zaspanymi oczami rozejrzałam się po schludnym, jasnym pokoju, ostatecznie zawieszając spojrzenie na szafce nocnej. Na jej blacie stał kubek z sokiem pomarańczowym, talerzyk z pysznie wyglądającymi pancakes polanymi syropem klonowym, a obok spoczywała biała, złożona w pół karteczka. Nie wiele myśląc, sięgnęłam po nią, jako że była najciekawsza ze wszystkich zgromadzonych tu przedmiotów. Szybko rozłożyłam ją niecierpliwymi palcami, a treść zawartej na niej wiadomości brzmiała tak:
,,Skoro to czytasz, to zapewne już wstałaś śpiochu. Musiałem skoczyć po coś do sklepu, jak wrócę to odwiozę Cię do domu. Tymczasem Smacznego, Lucas xx''
Na mojej twarzy momentalnie zagościł szeroki uśmiech. Odłożyłam ją na bok i teraz już całą moją uwagę poświęciłam przepysznie wyglądającym naleśnikom. Pochłonęłam je dosłownie w chwilę, jako że brak kolacji dawał się we znaki mojemu pustemu żołądkowi. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że Lucas był znakomitym kucharzem i potrafił dobierać składniki tak, by tworzyły spójną całość oraz cieszyły kubki smakowe. Na koniec opróżniłam kubek i pochwyciwszy tackę z brudnymi naczyniami, powoli podniosłam się z łóżka. Pokój Lucasa znajdował się tuż obok pomieszczenia gościnnego, w którym ostatnio miałam okazję nocować. W związku z tym, do kuchni trafiłam bez najmniejszego problemu i sprawnie po sobie pozmywałam. Mojej uwadze oczywiście nie umknęły spakowane walizki poustawiane w przedpokoju. Nie wiedzieć czemu, gdzieś w środku mnie zagnieździł się niepokój związany z wyjazdem Wayforda. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, szczególnie teraz - po felernym incydencie z Tonym. Pocieszałam się jednak tym, że to przecież tylko kilka dni, a potem znowu będę mieć go przy sobie.
Zanim zdążyłam się obejrzeć, Lucas wrócił do mieszkania, od progu witając mnie ciepłym uśmiechem.
- Cześć, Piękna. Śniadanie smakowało? - przywitał się i tradycyjnie cmoknął mnie w policzek.
- Tak, było przepyszne - odparłam, lustrując jego osobę jasnymi ślepiami.
- Cieszę się - stwierdził i zaczął grzebać coś przy bagażach, zapewne sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu.
- Spakowałeś się jak na wojnę - zaśmiałam się, opierając plecami o pobliską ścianę.
- Muszę odwieźć rodzicom parę rzeczy, które kiedyś wziąłem z domu, a teraz tylko tutaj leżą i zawadzają.
- Rozumiem - przytaknęłam.
- Musimy się powoli zbierać El, czas mnie nagli - powiedział po chwili ciszy, krótko zerkając w moim kierunku.
- Jasne, tylko wezmę moją... torebkę? - rzuciłam brunetowi pytające spojrzenie, nie mając bladego pojęcia gdzie ją zostawiłam.
- W salonie.
Skinęłam głową i zgarnęłam wszystkie pozostawione u Lucasa rzeczy, będąc gotową do wyjścia. Czas leciał mi zaskakująco szybko i po chwili byliśmy pod moim domem. Już miałam wysiadać, gdy chłopak niespodziewanie mnie zatrzymał.
- Bądź ostrożna. Niedługo wrócę - spojrzał na mnie tymi swoimi czarnymi niczym smoła oczami, a powaga i szczerość z jaką to powiedział była wręcz przytłaczająca.
- Nic mi się przecież nie stanie, nie jestem ze szkła - zaśmiałam się, chcąc rozluźnić nieco atmosferę.
- Mam nadzieję - mruknął jakby bardziej do siebie niżeli do mnie i na chwilę odwrócił wzrok. W tym momencie kompletnie nie rozumiałam jego zachowania. Rok szkolny się skończył, a to oznaczało, że szansa na spotkanie z Anthonym była znikoma.
Nie mogąc się powstrzymać, przysunęłam się bliżej i złączyłam nasze usta w krótkim, aczkolwiek uczuciowym pocałunku.
- Do zobaczenia Lucas - pożegnałam się i wysiadłam z auta.
- Do zobaczenia, Piękna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro