Rozdział 10
23 lipca 2017, niedziela
W niedzielny poranek Misty jadła śniadanie na kanapie przed telewizorem, a mama bez sensu krzątała się po domu.
Misty ustaliła ze Stachem, że przyjedzie po nią o wpół do dziesiątej i po drodze zgarną dziewczyny, żeby chwilę po dziesiątej ruszyć w trasę. Droga do Ustki miała zająć dobre pięć godzin, może więcej, biorąc pod uwagę postoje i ewentualne trudności na drodze.
Dziewczyna była w rewelacyjnym nastroju i nawet wałęsająca się po salonie mama nie mogła wyprowadzić jej z równowagi. Nie wiedziała po co Ewa wstała dziś tak wcześnie, bo wczoraj wyraźnie zaznaczyła, że nie życzy sobie żadnych ckliwych pożegnań, w końcu to tylko tygodniowy wypad.
– A jakim samochodem przyjedzie? – zapytała mama.
– Nie wiem. – Misty wzruszyła ramionami.
– Ciekawe czy dobrze jeździ – zastanowiła się głośno Ewa. – Ci młodzi to jeżdżą jak wariaci teraz. Ciągle się słyszy o jakichś wypadkach. Obyście nie mieli przebojów na trasie. Lepiej być na miejscu trochę później, a jechać powoli i bezpiecznie.
Misty nie skomentowała tego, ale czuła, że coś zaczyna ją powoli wykręcać w środku i z niecierpliwością spojrzała na zegarek.
Ewa wstała z kanapy i podeszła do okna. Odsunęła firankę, oparła łokcie na parapecie i wyciągając szyję obserwowała ulicę.
– Mamo, nie stercz w oknie, jak jakiś osiedlowy monitoring – zwróciła jej uwagę Misty.
– O, jakieś auto podjechało – oznajmiła. – To on – dodała po chwili.
– Odsuń się od okna, proszę – rzekła dziewczyna i westchnęła.
Niebawem rozległo się pukanie do drzwi. Misty już podniosła się, żeby pójść otworzyć, ale mama ją wyprzedziła.
– Dzień dobry – przywitał się Stachu, jak tylko Ewa otworzyła.
– Dzień dobry – odparła chłodno.
– Hej! – zawołała Misty radośnie.
– Hej, Misty. – Stachu również rozpromienił się na jej widok. – Gotowa?
– Pewnie!
Szybko wciągnęła na nogi trampki i złapała sportową, podróżną torbę, która od wczorajszego wieczora leżała spakowana w przedpokoju.
– Ja to wezmę. – Stachu wyciągnął torbę z jej ręki.
– A może jeszcze wypijecie kawę? – zaproponowała Ewa.
– Nie, dziękuję – odparł chłopak. – Musimy jeszcze pojechać po dziewczyny, a mieliśmy ruszyć po dziesiątej, im szybciej tym lepiej.
– Ach... No dobrze, dobrze – westchnęła mama. – Tylko jedź ostrożnie.
– Zawsze jeżdżę ostrożnie – uśmiechnął się.
– Dobra, to my spadamy. Pa, mamo.
Misty cmoknęła Ewę w policzek na pożegnanie i niemalże popchnęła Stacha w kierunku drzwi.
– Dzieci! – zawołała mama, kiedy już znaleźli się na podwórku, więc oboje odwrócili się w jej stronę z pytającymi minami. – Tylko proszę was, wstrzymajcie się jeszcze z seksem – powiedziała głośno ze zmarszczonym czołem.
Misty poczuła się jakby coś z rozmachem uderzyło ją w tył głowy, a twarz zalała ognista pożoga.
– Mamo... Przestań... – warknęła przez zęby i odwróciwszy się, szybkim krokiem przeszła przez furtkę, otworzyła drzwi od niebieskiego Forda Kuga po stronie pasażera i wsiadła z rozmachem.
Zażenowana do granic możliwości nerwowo podrygiwała prawą nogą.
Usłyszała, że bagażnik się otwiera i Stachu wrzuca tam jej torbę. Po chwili sam wsiadł do środka, na miejsce kierowcy.
– Przepraszam za nią – powiedziała Misty, patrząc w przednią szybę.
– Luz – mruknął i wychylił się, żeby otworzyć schowek przed fotelem dziewczyny.
Wyciągnął z niego swoje etui z okularami i założył je. Misty zerknęła na niego.
– Mówiłam ci już, że ładnie wyglądasz w tych okularach? – rzuciła, po czym w ułamku sekundy zdała sobie sprawę, co powiedziała i poczuła, że zrobiło jej się gorąco. – To znaczy, te oprawki pasują do twojej twarzy – wyjaśniła, jej zdaniem, nieco obiektywniej.
Stachu spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
– Już zaczynasz, Misty? Przyhamuj trochę. Nie słyszałaś co mama powiedziała? – rzekł poważnym tonem.
– Co?! Nie, nie! Nie miałam nic takiego na myśli! – zaprzeczyła gorliwie, czując jak zalewa ją kolejna fala gorąca.
Stachu wybuchnął śmiechem.
– Wyluzuj, żartowałem.
– Jezu... – skołowana ukryła twarz w dłoniach. – Weź mnie nie dobijaj... Możemy już ruszać? – zapytała, odsuwając ręce od twarzy i spojrzała w szybę po swojej prawej.
– Już... Już jedziemy – oznajmił Stachu, wciąż rozbawiony i odpalił auto.
Skierowali się w stronę Jeżyc, żeby najpierw zgarnąć Paulinę, a następnie przejechać przez Ogrody, żeby zabrać Dalię i Różę. Paulina czekała już na nich ze swoją walizką przed wejściem do kamienicy, w której mieszkała.
Kiedy jednak dojechali na Miodową i zatrzymali się pod domem państwa Czarneckich po dziewczynach nie było ani śladu. Poczekali chwilę, nie wysiadając z samochodu i Misty tylko wysłała Dalii wiadomość, że są już pod domem. Jednak w ciągu kolejnych pięciu minut Dalia nawet nie odczytała wiadomości.
– Może pójdę i zapukam – zaproponowała Paula. – Dalia pewnie jak zwykle pakuje się na ostatnią chwilę.
– Dobra, idź i pogoń ją trochę – zatwierdziła Misty.
Paula wysiadła, zapukała do drzwi i po chwili otworzyła jej pani Czarnecka. Rozmawiały kilka sekund w progu, po czym Paula zniknęła we wnętrzu domu.
– Wiedziałam, że tak będzie – westchnęła Misty.
Minęło co najmniej pięć minut, zanim drzwi ponownie się otworzyły i dziewczyny we trzy wyszły na zewnątrz. Dalia taszczyła ze sobą gigantyczną walizkę, rozmiarami dorównującą trzem podręcznym. Stachu i Misty wysiedli z samochodu.
– Dalia, nie miałaś większej walizki? Przecież to mi się nie zmieści do samochodu – narzekał Stachu.
Dziewczyna spojrzała na niego i zatrzymała się na chodniku w połowie kroku.
– O! – uniosła brwi zaskoczona. – Ale seksownie. Pasują ci – uśmiechnęła się.
Stachu pozostawił jej uwagę bez komentarza. Otworzył bagażnik i próbował jakoś upchnąć do niego walizki, a dziewczyny tymczasem załadowały się do auta. Zabawa w Tetris walizkami chwilę trwała, więc zanim dojechali z powrotem na Newtona było wpół do jedenastej.
Porsche Antka stało zaparkowane na chodniku pod blokiem, w niedozwolonym miejscu, a on sam i Jacek stali obok i rozmawiali. Stachu zaparkował tuż za nimi.
– No, nareszcie! Co tak długo?! – zawołał Jacek na dzień dobry, w momencie, gdy cała piątka wyładowała się z auta.
– Dalia nas przystopowała – wyjaśniła Misty.
– Godzinę szukałam prostownicy, a potem okazało się, że już ją spakowałam – dodała Dalia.
– Dobra, ładujcie się i jedziemy – zarządził Antek. – Róża ze mną, a wy Fordem w piątkę.
– Ja siadam z przodu! – rzucił natychmiast Jacek i zajął miejsce, na którym wcześniej siedziała Misty, więc była zmuszona usiąść z tyłu za kierowcą.
W końcu Antek ruszył, a Stachu jak tylko uruchomił nawigację pojechał zaraz za nim.
Dalia siedząca na środku oparła ręce o przednie fotele.
– Długo będziemy jechać? – zapytała. – Co?! Pięć godzin?! – odpowiedziała sama sobie, dojrzawszy czas na nawigacji.
– A ty co myślałaś? Jedziemy do Ustki, a nie na Plewiska – odparł Jacek.
– Umrę z nudów – westchnęła. – Dziewczyny, pograjmy w skojarzenia – zaproponowała, na co Misty i Paula się zgodziły.
Nie pograły jednak długo, bo Dalia zaczęła rzucać coraz dziwniejsze i bardziej dwuznaczne skojarzenia, na co dziewczyny stwierdziły, że robi to specjalnie i one nie chcą już grać. Jacek przysłuchiwał się temu i umierał ze śmiechu, a Stachu był całkowicie skupiony na drodze i odcięty od tego, co działo się z tyłu.
Droga płynęła dość monotonnie, w tle grało radio, dziewczyny trochę rozmawiały, a trochę gapiły się za okna. Dalia co jakiś czas marudziła, że już ma dość i pytała, kiedy zatrzymają się na siku. Jakoś w połowie drogi zadzwonił telefon Jacka.
– Słucham cię – rzekł uprzejmie, odebrawszy. – Dobrze... Orlen za dwa kilometry. Okej.
Rozłączył się i spojrzał na brata.
– Antek dzwonił, że zatrzymamy się na Orlenie za dwa kilometry, jest przy drodze – przekazał.
Chwilę później zaparkowali przy dystrybutorze, żeby przy okazji zatankować, a dziewczyny poszły do toalety i do sklepu po jakieś napoje. Kiedy wróciły okazało się, że teraz Jacek siedzi na miejscu kierowcy. Niebawem ruszyli w dalszą drogę.
Jacek prowadził zupełnie inaczej niż Stachu. Siedział rozlany na fotelu, prawą ręką trzymał kierownicę, a lewą opierał o drzwi. Głowę lekko odchylił do tyłu i wyglądał na znudzonego. Jechał tuż za Antkiem i prawie siedział mu na zderzaku.
– Boże, ale on się wlecze – rzekł.
– Jedzie przepisowo – skomentował Stachu.
– No dobra, to muszę go wyprzedzić – zdecydował Jacek i zsunął znad czoła na nos okulary przeciwsłoneczne.
Poprawił się w fotelu i wychylił nieco w lewo, żeby sprawdzić czy nic nie jedzie z naprzeciwka, po czym upewniwszy się, że droga wolna, wcisnął gaz. Wyminął Porsche, ale wciąż jechał stanowczo za szybko, bo samochód za nimi oddalał się w zastraszającym tempie.
Nie minęła chwila, a zadzwonił telefon Stacha.
– Tak? – Odebrał i słuchał chwilę. – Dobra, przekażę. – Rozłączył się i zwrócił do Jacka. – Masz nie popisywać się przed dziewczynami i przestać tak zapierdalać.
– Pff... – prychnął Jacek. – Nie jestem emerytem, żeby się wlec pięćdziesiątką.
– Ja ci tylko przekazuję wiadomość od Antka.
Dalsza część trasy upłynęła w miarę znośnie, choć zdawała się trwać dłużej niż jej pierwsza połowa. Jak tylko minęli tabliczkę z nazwą miejscowości, Dalia wyraziła swoją głęboko ulgę i radość, że w końcu dojechali. Krążyli jeszcze kilka minut po miasteczku, aż w końcu zatrzymali się pod hotelem „Marta".
Gdy wysiadali z auta z głównego wejścia do budynku właśnie wyszła pulchna blondynka około trzydziestki i ruszyła w ich kierunku.
– Cześć, chłopaki! – zawołała z daleka, machając z uśmiechem.
– Marta! – zawołał Jacek i rozłożył ramiona, a kobieta czule go uściskała.
– Ale was dawno nie widziałam – powiedziała, odsuwając Jacka na odległość ramion.
– Będzie z rok.
– No właśnie, powinniście częściej wpadać, a nie tylko raz do roku. – Pokiwała głową, po czym spojrzała na Stacha i wyciągnęła do niego ręce, na co delikatnie ja przytuli. – Hej, Stasiu – mruknęła.
– A to dziewczyny, Dalia, Paula i Misty – przedstawił je Jacek, na co Marta każdej po kolei uścisnęła dłoń na powitanie.
– A gdzie Antoś? – zapytała.
– Wlecze się jak dziadek. Ale myślę, że powinien być tu za kilkanaście minut.
– No dobrze, to nie będziemy czekać – zdecydowała Marta. – Chodźcie, rozlokujecie się w pokojach. Dwójka dla was, trójka dla dziewczyn.
– Ej, moment – wtrącił Jacek. – Ja chcę być w pokoju z Dalią i Paulą.
– Chyba śnisz! – prychnęła Dalia.
Weszli do budynku i na recepcji Marta wzięła dla nich klucze, a następnie wsiedli do windy i pojechali na trzecie piętro. Hotel miał już swoje lata, ale był w doskonałym stanie, korytarze miały minimalistyczny wystrój, a wszędzie było czysto i schludnie.
– Wybrałam wam pokoje na trzecim piętrze, bo tuż obok jest taras, więc będziecie mogli sobie z niego korzystać. Akurat były wolne dwa sąsiadujące obok siebie. W lipcu nie mam aż takiego zatrzęsienia, głównie przyjeżdżają rodziny z dziećmi. Za to przez cały maj i wrzesień mam tu wysyp emerytów. Mimo wszystko byłabym wdzięczna, gdybyście postarali się przestrzegać ciszy nocnej od dwudziestej drugiej do szóstej. Nie chcę się potem użerać z wczasowiczami i negatywnymi opiniami w Internecie.
– Jasne, imprezki na zewnątrz – przytaknął Jacek.
– Dzięki, a tu są wasze pokoje – oznajmiła, kiedy dotarli prawie do końca korytarza, którego zwieńczeniem były ogromne przeszklone drzwi, prowadzące na pokaźnego rozmiaru taras. – Trzysta pięć dla was – podała klucz Jackowi – a trzysta sześć dla was – drugi klucz dała Pauli. – Rozgośćcie się i życzę wam miłego pobytu. W razie jakichkolwiek pytań i uwag znajdziecie mnie na recepcji, a jeśli akurat mnie tam nie będzie, to moje mieszkanko jest na parterze, korytarzem na lewo od wejścia, zresztą myślę, że doskonale pamiętasz – klepnęła Jacka w ramię.
Poszła z powrotem do windy, a w tym czasie oni zaczęli rozgaszczać się w swoich pokojach.
– Zaklepuję to łóżko! – zawołała Dalia, jak tylko przekroczyły próg pokoju i natychmiast rzuciła się na łóżko pod oknem.
– To ja biorę to – oświadczyła Paula i postawiła swoja walizkę przy łóżku po przeciwnej stronie.
Misty bez słowa usiadła na trzecim, po tej samej stronie, gdzie stało to zajęte przez Dalię, ale bliżej drzwi.
– Dobra, chyba wypadałoby się rozpakować, bo pewnie potem pójdziemy coś zjeść, nie? Nie wiem jak wy, ale ja jestem potwornie głodna – oznajmiła Paulina, otwierając swoją walizkę.
Misty sięgnęła po swoją torbę i postawiła ją na łóżku, a po rozpięciu suwaka zastygła na moment w bezruchu, zaskoczona, patrząc na pierwszą z brzegu rzecz, której sama z pewnością nie spakowała.
– Ty mi podrzuciłaś?! – spojrzała wrogo na Dalię, złapała przedmiot i rzuciła nim w nią.
– Co?! Pogięło cię? Jak niby miałabym ci cokolwiek podrzucić do torby, skoro cały czas była w bagażniku? – oburzyła się Dalia, po czym schyliła się, żeby sięgnąć to, czym Misty w nią rzuciła, bo nie spodziewając się ataku, nawet nie zdążyła tego złapać.
Podniosła z podłogi małe pudełko i spojrzała na przyjaciółkę, nie kryjąc rozbawienia.
– Co tam masz? – Paula z zainteresowaniem wyciągnęła szyję, a Dalia pomachała jej paczką prezerwatyw.
– Nie pakowałam tego – warknęła Misty.
– Pewnie mamuśka ci spakowała – skwitowała Dalia.
– W takim razie moja matka przeczy sama sobie. Wiesz, co powiedziała jak Stachu po mnie przyjechał? Już wychodziliśmy z domu, a ona do nas woła, żebyśmy się wstrzymali z seksem. Myślałam, że się spalę ze wstydu przez nią.
Dalia parsknęła śmiechem.
– Oj Misty, Misty... Za bardzo przejmujesz się gadaniem Ewy.
– Już niech sobie gada, ale niech nie robi tego przy Stachu.
– A właśnie... Co on na to?
– Nic – mruknęła Misty, dalej rozpakowując torbę.
– Absolutnie nic? Serio nie skomentował tego? – cisnęła Dalia.
– Nie.
– To dlaczego się rumienisz?
– Nie rumienię się! – warknęła Misty, podnosząc wzrok na Dalię.
– Misty, jesteś czerwona jak dojrzały pomidor – wtrąciła Paula.
– Dajcie mi spokój.
– Dobra, dobra... – odpuściła Dalia. – To masz, trzymaj te gumki – wyciągnęła rękę z pudełkiem.
– Nie chcę, nie potrzebuję. Możesz sobie zatrzymać.
– Rozumiem, wolisz seks bez gumy. – Dalia ze zrozumieniem pokiwała głową. – Trochę risky, ale co kto lubi.
Misty spiorunowała ja wzrokiem.
– Możesz już przestać?
– Weź wyluzuj, Misty, jesteś dziwnie spięta – rzuciła luźno Dalia. – Może mam iść po Stacha i poprosić go, żeby pomógł ci się odprężyć? – zapytała i parsknęła śmiechem.
Misty już całkowicie ją zignorowała i wkładała swoje ubrania do stojącej obok łóżka komody.
– W takim razie, skoro nie chcesz tych kondomów, to ja je sobie zatrzymam – oznajmiła Dalia, nie doczekując się żadnej reakcji i wrzuciła pudełeczko do szuflady szafki nocnej dzielącej łóżko jej i Misty.
Jakieś pół godziny później rozległo się pukanie do drzwi. Nie czekając na zaproszenie, otworzyły się i wychylił się zza nich Jacek.
– Hej, dziewczyny! Rozpakowałyście się już? Idziemy zaraz na miasto coś zjeść. Widzimy się za dziesięć minut na recepcji – oznajmił i zamknął z powrotem drzwi.
***
Później, godzina 19:13
Kiedy po obiadokolacji w siódemkę wyszli z knajpy Misty zaproponowała, żeby zamiast wracać do hotelu promenadą zeszli na plażę i wrócili brzegiem morza. Koniecznie chciała jeszcze dziś dotknąć stopami białego piasku i pozwolić zimnym, morskim falom polizać jej palce i kostki.
Nikt nie miał nic przeciwko, więc zeszli najbliższym zejściem na plażę, a Misty od razu wystrzeliła do przodu i szła boso blisko linii brzegowej, a falująca woda obmywała jej stopy.
– I jak? Zimna? – zapytał Stachu, dogoniwszy ją i zrównał z nią krok.
– Jak zawsze w Bałtyku.
– Pływamy jutro?
– No pewnie. Być nad morzem i nie popływać to zbrodnia.
Szli dalej przed siebie, a kilka metrów za nimi podążały Dalia i Paulina.
– Zobacz, jaka mogłaby być z nich urocza parka – stwierdziła Dalia.
– No, słodko razem wyglądają.
– Tylko oboje się do tego tak zabierają, że ja prędzej osiwieję, niż doczekam się jakichś wyznań – narzekała Dalia.
– Daj ludziom żyć własnym tempem.
– Hej, moje słodkie, o czym plotkujecie? – Jacek dogonił dziewczyny i wcisnął się pomiędzy nie, po czym obie złapał w pasie i szli równym krokiem we trójkę.
– O niczym. Patrzymy sobie na tę parkę. – Paula wskazała ruchem głowy na dwójkę przed nimi.
– Hmm... Mam nadzieje, że coś z tego będzie – przyznał Jacek. – Stachu mógłby się w końcu ogarnąć, bo Misty jest totalnie w jego typie.
– Ty coś wiesz... – Dalia spojrzała na niego, mrużąc oczy.
– Diablico, ja wiem wiele rzeczy. Na przykład to, że woda w morzu jest słona.
– Jacek, ty wiesz coś o Stachu, czego my nie wiem.
– Owszem i podejrzewam, że całkiem sporo.
– Czemu on zachowuje taki dystans do Misty, mimo, że ona ewidentnie mu się podoba, bo to akurat widać.
– Tego ci nie mogę powiedzieć.
– No weź... Jakaś trauma z przeszłości?
– Pomidor.
– Był kiedyś w związku z jakąś dziewczyna?
– Pomidor.
– Jest gejem?
Jacek parsknął śmiechem.
– Bardziej absurdalnego pytania nie mogłaś zadać. Nie, o ile mi wiadomo, nie jest.
– No to o co mu chodzi? Normalnie nie wytrzymam. Między nimi jest takie napięcie, że aż mi się udziela.
– Dlatego tu jestem, żeby ci pomóc je rozładować – rzekł Jacek takim tonem, jakby to była oczywistość.
– Rozładuje mi się jak w końcu coś się między nimi ruszy.
– Tego nie mogę ci zagwarantować, ale jeśli chcesz to coś może się poruszyć między nami – powiedział dwuznacznie.
Paulina parsknęła śmiechem, a Dalia spojrzała na Jacka sceptycznie, unosząc delikatnie jedną brew.
– A jeśli nie chcę? – zapytała.
– Jeśli nie chcesz, to znaczy, że jeszcze nie wiesz, że chcesz – odparł. – A jeśli rzeczywiście nie chcesz, z pełną świadomością, to w ciągu najbliższych kilku dni sprawię, że zmienisz zdanie – dodał po krótkim namyśle.
– No co ty nie powiesz – rzuciła Dalia ironicznie.
– Masz moją gwarancję, diabełku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro