Das Treffen mit Jessica
Hej, jestem Jessica, mam 17 lat, blond włosy, niebieskie oczy i fajne usta, jestem normalną nastolatką z poglądami nazistycznymi. Dzisiaj ubrałam się w to:
Oraz trampki w barwach III Rzeszy. Było mi wesoło, bo wczoraj dostałam wiadomość, że dostałam się do mojej wymarzonej zawodówki, w której kształcić się będę na polityka, albo dyktatora, bo jeszcze nie wybrałam sobie profilu klasy. Jak skończę kształcić się na wybitnego kłamc... Znaczy na wybitnego prezydenta to myślę o tym, że dobrze się będę czuć w Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, a mam nadzieję, że się tam dostanę bo mimo, że nie będę mieć matury to chociaż dobry zawód.
- Jessica, Jessica. - zawołała mnie mama z dołu, bo mieszkamy w jednorodzinnym domku z wieloma schodami i windą - Choć no już na ten obiad.
No tak, bo ja wstałam dzisiaj tak około 23:59 i fajnie byłoby coś zjeść. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam rzecz straszną, było już dwie po północy a to znaczyło, że wczorajszy obiad się zmarnował... Ale zgłodniałam przez ten jedniodniowy odwyk...
- JESSICA!!! - wydarł się wkurwiony golem aka moja mama.
- Heil Hitler! Ich laufe*! - zawołałam i zjechałam windą na dół.
*laufe - biegnę
- Witaj dziecko drogie, w coś Ty znów się ubrała? - mama przefiltrowała mnie wzrokiem od góry do dołu, a jej wydawałoby się najeżone zwykle włosy, najeżyły się jeszcze bardziej - Czy Ty zdajesz sobie sprawę, że te barwy do nas nie należą, słonko? - widziałam w jej oczach ten przebłysk szaleństwa.
- Tylko czarnego nie ma we fladze Polski - wzruszyłam ramionami i widząc cóż mamy na obiad, krzyknęłam - Was für’n Scheiß!?
- AAAA - dźwięczny pisk mojej matki - NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO MNIE Z TYM JĘZYKIEM, TY PŁODZIE GAZOWY! - klęknęła nagle i jakby w histerii zaczęła krzyczeć.
Wzruszyłam tylko ramionami, trzeba czasem pokazać kto rządzi w domu, i że jestem badgerl. Wyciągnęłam szparagi z lodówki i zaczęłam jeść na surowo usmarowane majonezem. Przepyszna potrawa, polecam każdemu. Mama gdy zobaczyła co jem zaczęła się telepać na podłodze dostając nagle jakieś zaawansowane stadium parkinsona. Wzdychnęłam tylko i przykryłam ją olbrzymią. polską flagą, którą zwykła trzymać na ścianie w kuchni.
- Pa, momo! Yyy, mamo! Tak, pa mamo! - krzyknęłam do niej i wyszłam z domu z torbą sportową, która miała swastykę.
Zamówiłam sobie konia na podwózkę, bo nawet jeśli to XXI wiek 1 połowa naszej ery, to jakoś samochody są dla mnie za mało prestiżowym środkiem transportu, wolę zamówić konia bo taniej wychodzi i nie stoi się w korkach, bo wybiera lepszą trasę. Tym razem przyjechał taki koń:
Wsiadłam na niego i mój przewodnik Kameleon poprowadził mnie do celu.
Podziękowałam mu gdy się już roztaliśmy i nie wiem czy to słyszał.
Podeszłam bliżej mojej nowej szkoły. Wydawała być się ogromna! Biała ze złotymi elementami na zewnątrz, wyglądała trochę jak pałac. Naokoło widziałam piękny płot kolczasty z drutem pod napięciem. Od razu skojarzyło mi się to z getto. Podeszłam więc sprawdzić ile trzymają tam żydów, lecz nikogo nie zauważyłam. Może mieli porę kąpieli.
Chciałam wejść do szkoły, ale okazało się, że drzwi są zamknięte. "Przecież jeszcze sierpień, scheiße" - pomyślałam. Wróciłam więc na piechtę do domu i patrze a tam moja mama owinięta w suknie z flag polskich, z godłem na głowie składała właśnie jakiegoś ptaka, (pewnie gołębia przemalowanego na czarno) w ofierze.
- I WY I JA! DZIĘKUJĘ WAM, DZIĘKUJĘ! I WY I JA JESTEŚMY TYM KRAJEM, TWORZYMY NASZĄ NIESKAZITELNĄ RZECZ POSPOLITĄ POLSKĄ! DZIĘKI WAM, ŻYJEMY TU TERAZ. PRZYJMIJCIE TO NAZISTYCZNE PTASZYSKO DO RĄK WŁASNYCH I POTORTURUJCIE JAK NALEŻY! - to mówiąc, a raczej drąc się tak, żeby ją i w USA usłyszeli wbiła ptakowi nóż w pierś, a ten nóż był oczywiście biało - czerwony, a nawet klingę miał taką.
Stwierdziłam, że wytrzymam te kilka dni przed szkołą. Wyszłam z domu i wyruszyłam w podróż na nowo. Gdy doszłam do miasta, w którym znajduje się moja nowa szkoła, było już bardzo ciemno, musiało być po dwudziestej drugiej... Niespodziewanie ktoś skoczył mi na głowę, a ja się przewróciłam.
- Scheiße! - krzyknęłam, ale podniosłam się dzielnie i spojrzałam z góry na postać pode mną.
- Lubisz jazz? - postać, która na mnie spadła podniosła się, a ja ujrzałam, iż jest to chłopak, któremu sięgam do brody - Spadłem ci na głowę, bo jestem twoją spadającą gwiazdką.
- Zieh Leine! - odpowiedziałam mu i dałam po twarzy, nie lubię gdy ktoś spada mi na głowę.
Poszłam przenocować do zoo w jaskini niedźwiedzia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro