Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Po raz pierwszy od wielu miesięcy Hyunjin mógł powiedzieć, że jest szczęśliwy. Chociaż jego problemy nie zniknęły, miał wrażenie, że przestały istnieć, gdy tylko Jeongin wyznał mu swoje uczucia.

Szczerze powiedziawszy, bał się marzyć o tym nawet w najśmielszych snach. Obawiał się, że jeśli pozwoli sobie na wyobrażanie tej sytuacji, która była tak nieprawdopodobna, będzie za bardzo cierpiał. Nie chciał robić sobie złudnej nadziei i oszukiwać samego siebie, by choć trochę ochronić swoje serce...

Teraz wydawało mu się, iż z jego ramion zniknął ciężar, który nawet nie wiedział, że nosił. Poczuł się zadziwiająco lekki i taki... najzwyczajniej w świecie szczęśliwy.

Mogąc przytulić się do Yanga bez skrępowania i spleść ich palce, nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który cisnął mu się na usta. Czy było to możliwe? Być tak radosnym?

Szkoda tylko, że trwało to tak krótko.

Hyunjin wiedział, że los nie był dla nich łaskawy. Zdawał sobie z tego sprawę już od bardzo dawna, jednak... nie potrafił przestać być chciwy. Pragnął kochać swojego... kim tak właściwie byli? Czy istniała jakaś nazwa, która odpowiadałaby ich relacji? Nie byli partnerami; nie mogli być. Niezależnie od faktu, jak desperacko tego pragnął, to słowo nie mogło ich opisywać. I chociaż jeszcze pół roku temu za nic w świecie nie chciał, by relacja jego i Jeongina była taka... czy teraz byli kochankami? Czy, mimo że tak bardzo zarzekał się, iż pragnie dla swojego ukochanego czegoś dużo lepszego, ostatecznie pozwolił, by ich relacja stała się właśnie taka?

W tamtym momencie nie wydawało się to tak okropne, jak sądził kiedyś. Ale... nie chciał, by tak pozostało. Nie chciał, by rycerz był jedynie jego kochankiem. Wciąż uważał, że chłopak zasługuje na oficjalny związek. Pod tym względem jego zdanie się nie zmieniło. Jednak ich sytuacja również nie uległa zmianie — bo o ile uczucie było odwzajemnione, wydarzenia w królestwie uniemożliwiały im zostanie parą.

Królewicz był zobowiązany do wypełnienia swoich obowiązków dotyczących posiadania potomstwa jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. O ironio, akurat w chwili, gdy był najszczęśliwszy, stało się to niemal konieczne.

Nie miał pojęcia, co się z nim stanie, kiedy wrócą do pałacu. Czy będzie musiał poślubić nieznaną sobie kobietę od razu po przyjeździe, skoro żył tylko jeden następca tronu i był nim właśnie on?

Miał nadzieję, że wiadomość z zamku nie przyjdzie przez jeszcze długi czas, ale...

— Przyszedł list — powiedział po południu Felix, wchodząc do biblioteki. Zupełnie zignorował siedzących blisko siebie dziewiętnastolatków, zbyt zainteresowany treścią wiadomości. — Zaadresowany do Jeongina.

Strażnik otworzył podaną mu kopertę i zaczął czytać. Książę zauważył, że z każdą linijką robił to coraz wolniej, jakby chciał się upewnić, iż niczego nie pominął. Tylko... dlaczego wyraz jego twarzy nagle spochmurniał?

— Eskorta przyjedzie jutro rano — powiadomił ich syn generała. — Hyunjin i ja mamy niezwłocznie wrócić do pałacu.

Nie.

Nie, nie, nie.

Nie tak szybko.

Królewicz przygryzł policzki od środka, by zachować powagę. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze — łzy błyszczały mu w oczach, będąc niebezpiecznie blisko popłynięcia po jego policzkach.

Dlaczego mógł być szczęśliwy jedynie przez kilka godzin? Nie minęła nawet doba, odkąd dowiedział się o uczuciach Yanga.

„To niesprawiedliwe", chciał powiedzieć, ale głos utknął mu w gardle. Nie potrafił nawet otworzyć ust, zbyt poruszony tym, co usłyszał. Za jakie grzechy musiał tak cierpieć? Czy nie stracił i nie przeżył już wystarczająco dużo?

Jak długo jeszcze muszę znosić to wszystko?, zastanawiał się, jednak nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie. A co, jeśli to nigdy się nie skończy?

Poczuł silny uścisk ręki swojego rówieśnika. Jego kciuk gładził wierzch dłoni Hyunjina i chyba tylko to powstrzymywało księcia od rozpłakania się.

Ponieważ dopóki miał przy sobie Jeongina, miał także nadzieję na to, że czeka go dobre zakończenie.

***

— Zapewne nie powinienem się wtrącać, ale... — mruknął Lee, pakując podręczną apteczkę dla swojego przyjaciela.

Uparł się, by na wszelki wypadek wyposażyć ją w antidota na najpopularniejsze trucizny, przede wszystkim te, które pochodziły z Królestwa Południowego. Uważał, że ostrożności nigdy za wiele, w szczególności, że ich wrogowie nie wahali się użyć brutalnych metod, by osiągnąć swój cel.

Poza tym, odtrutki nie były tylko dla królewskiego syna. Miały być także ratunkiem dla Yanga, gdyby zaszła taka potrzeba. Medyk modlił się, by użycie tych substancji nigdy nie stało się konieczne.

— Ale martwię się o ciebie, Jeongin. Dasz sobie radę w pałacu, skoro ty i książę...? — Spojrzał znacząco na chłopaka, wiedząc, że ten od razu zrozumie, o co mu chodzi. — Tutaj mogliście robić, co tylko chcieliście, ale tam?

Rycerz stał oparty o biurko z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Przez chwilę milczał, jakby dokładnie zastanawiał się nad pytaniem lekarza.

— Dam. Bardziej boję się o Hyunjina — wyznał. — Nie wiemy, co czeka na niego w zamku i jak bardzo uniemożliwi to... — zawahał się, sam nie wiedząc, do czego tak właściwie dążył. Co chciał powiedzieć? — Jak bardzo uniemożliwi to normalne funkcjonowanie księcia, skoro tak bardzo przyzwyczaił się do czułości z mojej strony.

Felix westchnął i odłożył leki na bok. Podszedł do syna generała i spojrzał mu w oczy.

— Nie powinienem cię pouczać i nie będę, bo jestem pewien, że wybierzesz dobrze. Czy jesteś jednak pewien, że wasza relacja nie skończy się ścięciem twojej głowy? — zapytał z troską blondyn. — Cieszę się, że zbliżyłeś się do kogoś na tyle, by go pokochać, ale nie możesz zapominać o własnym bezpieczeństwie.

Na usta Jeongina wkradł się słaby uśmiech.

— Wiem. Naprawdę to wiem. I będę uważał — obiecał. — Są inni ludzie, których także kocham, ale darzę ich innym rodzajem miłości i niezależnie od wszystkiego, nie chcę ich zranić. Możesz być spokojny, Felix. Nie poświęcę swojego życia dla jednej miłości, skoro są wokół osoby, które muszę chronić i o które muszę się troszczyć.

Dłoń medyka znalazła się na ramieniu jego przyjaciela. Nie był pewien, czy przestanie się o niego martwić, gdy ten wyjedzie do stolicy.

— Dlaczego mam wrażenie, że mimo wszystko będziesz próbował go uratować, jeśli będzie taka potrzeba?

— Bo to prawda, Felix — zaśmiał się cicho. — Tak jak w przypadku mej matki, moim pierwszym instynktem jest ratowanie tych, których kocham.

***

Kiedy tylko skończył rozmowę z Lee, wrócił do biblioteki, gdzie czekał na niego Hyunjin. Królewicz został tam do późna, mając nadzieję, że uda mu się ustalić kilka rzeczy ze swoim ukochanym, zanim pójdą spać. Nie potrafił jednak zacząć tego tematu, więc pozwolił, by Yang odprowadził go do jego pokoju. Przejście korytarza zajęło im chwilę, jednak miał wrażenie, że trwało wieczność. Dlaczego tak bardzo nie chciał wrócić do swojej sypialni? Czy to dlatego, że miał spędzić w niej ostatnią noc?

Ostatnią przed wyjazdem stąd na zawsze. Ostatnią przed powrotem do szarej rzeczywistości, która wymagała od niego zbyt wiele.

Syn generała miał już wychodzić z pomieszczenia, gdy zatrzymała go nieśmiała prośba księcia. Kiedy ten poklepał miejsce obok siebie na łóżku, rycerz bez słowa usiadł obok, zerkając na niego wyczekująco.

Głośne westchnienie opuściło usta królewicza. Potrzebował minuty na zastanowienie i złapał chłopaka za rękę.

— Czy gdyby okazało się, że nie będę musiał się ożenić i mieć potomka, byłbyś ze mną? I czy gdybym musiał to zrobić, wciąż byłbyś moim osobistym strażnikiem? — spytał, patrząc na niego z nadzieją w oczach.

Jeongin odwzajemnił uścisk.

— Czy naprawdę byłbyś w stanie wytrzymać moją obecność przez niemal cały czas, wiedząc, że nie możesz ze mną być? — odpowiedział pytaniem na pytanie.

Wiedział, że trafił w punkt. Niezależnie od tego, jak bardzo książę chciał się oszukiwać, obaj — mniej lub bardziej świadomie — znali prawdę.

— Dawałem radę w pałacu — zauważył następca tronu. — Jeśli dzięki temu mógłbym być przy tobie, byłbym w stanie to znieść.

Yang pokręcił głową.

— To inna sytuacja, Hyunjin. Wtedy miałeś chociaż najmniejszą nadzieję, że mógłbyś kiedyś ze mną być. Poza tym... ja nie wiem, czy dałbym radę — wyznał, posyłając mu smutne spojrzenie. — Widzieć cię codziennie i mieć świadomość, że jesteś mężem kogoś innego, z kim masz dziecko i przez co nie możemy być razem... — Przygryzł wargę, wbijając wzrok w ich złączone dłonie. — W pałacu byłeś wolny, nie zaręczony czy nawet żonaty i miałeś możliwość, by uciec od obowiązku posiadania dziedzica. Kiedy się ożenisz, ta nadzieja na szczęśliwe zakończenie dla nas zniknie bezpowrotnie.

Po policzku królewicza popłynęła samotna łza.

— Nie chcę cię stracić — wyszeptał królewski syn.

— Wiem. — Jeongin położył dłoń na policzku chłopaka i otarł kciukiem pozostałości słonej kropli, która poszła w ślad pierwszej. — Wiem, Hyunjin. I ja też nie chcę stracić ciebie, ale... nie chcę też, żeby którykolwiek z nas cierpiał, kiedy widywalibyśmy się codziennie, mając świadomość, że nigdy nie będziemy razem. Chcę wybrać dla nas mniejsze zło, skoro mam taką możliwość.

Książę schował twarz w zagłębieniu szyi swojego ukochanego, oddychając ciężko. Z trudem powstrzymywał się od płaczu, przeklinając w myślach los.

Dlaczego świat musiał być dla nich tak niesprawiedliwy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro